poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Z ekranu pod pióro #12 - "Legion samobójców"

Suicide Squad - Legion samobójców
Źródło: Filmweb
Tytuł: Legion samobójców
Reżyseria: David Ayer
Premiera: 2016
Gatunek: akcja


Powoli zaczynam szaleć z kinem. Zapewne nie jest to ostatni odcinek z tej serii, który zaserwuję Wam w sierpniu - jest jeszcze tyle świetnie zapowiadających się premier! Tym razem udało mi się przy długim weekendzie zajrzeć do płockiego Heliosa na "Suicide Squad" - film z historią proste ze stajni DC Comics. Od razu na wstępie chciałbym zaznaczyć - nie miałem okazji czytać komiksów, więc nie mam absolutnie żadnego porównania z pierwowzorem! Widziałem mnóstwo informacji o braku spójności między filmem a komiksami, więc jeśli natrafi na tę opinię jakiś fan komiksów, to proszę o wybaczenie, jeśli znajdą się jakieś herezje. :) Niestety ocenić mogę jedynie film jako film, bez porównywania z komiksami.

Co by się stało, gdyby zebrać grupę najbardziej niebezpiecznych istot stąpających po ziemi i utworzyć z nich elitarny oddział? Żeby się o tym przekonać należy być wysoko postawionym człowiekiem pracującym dla rządu i udać się na wycieczkę do Belle Reve, gdzie trzeba zaproponować kilku osobom mały układ. Skrócenie kary w zamian za drobną przysługę dla rządu. Tą przysługą jest samobójcza misja, która teoretycznie spisana jest na straty.

Mnóstwo efektów specjalnych, dużo akcji, świetnie dobrane postacie, aktorzy stający na wysokości zadania - czysto teoretycznie brzmi to jak świetny i genialny film, prawda? No, z grubsza tak jest, ponieważ "Suicide Squad" (wybaczcie, jakoś do mnie kompletnie nie przemawia polski tytuł, zdecydowanie bardziej wolę oryginalny) gwarantuje naprawdę kupę dobrej zabawy. Jest jednak wiele "ale", które nieco niszczą całokształt. Pomijam oczywiście zgodność historii postaci z tą, która została stworzona przez DC Comics - to i owo oczywiście wiem, widzę te różnice, jednak nie chcę się w nie zagłębiać. Czuję się na to po prostu za słaby pod kątem znajomości całego uniwersum oraz postaci. 

Harley Quinn Suicide Squad
Źródło: Business Insider
Jednym z "ale" jest ograniczenie się jedynie do Deadshota oraz Harley Quinn. Z jednej strony fajnie, bo naprawdę Will Smith i Margot Robbie odwalili kawał dobrej roboty (co zresztą widać nawet po ocenach ich postaci w serwisie Filmweb), ale z drugiej pozostaje niedosyt. Oliwy do ognia dolewa informacja reżysera, że na stole montażowym pocięli bardzo wszystkie sceny, wycinając na przykład retrospekcje Slipknota. Ogólnie cały film sprawia wrażenie zbyt krótkiego. Chciałoby się rozwinięcia pewnych wątków, spowolnienia całej akcji, żeby jak najlepiej poznać bohaterów oraz lepiej rozwiązać całą sprawę. Można byłoby oczywiście rozbić to na dwa filmy, chociaż pewnie wtedy pojawiłyby się zarzuty o lecenie na kasę. Zawsze jednak pozostaje wersja reżyserska na płytach - sam bym z wielką chęcią takową nabył.

Sam reżyser martwił się zbyt dużą ilością retrospekcji w porównaniu do całej reszty zawartości filmu. Tutaj miał trochę rację, gdyż rzeczywiście stosunek spokojnych wstawek z przeszłości w porównaniu do dynamicznej teraźniejszości jest kapkę za duży jak na film akcji. Nie żeby te retrospekcje były nudne czy niepotrzebne - absolutnie nie, wręcz przeciwnie. Po prostu widz oczekuje czegoś innego idąc na "film akcji". To kolejny powód dla którego można by rozdzielić "Suicide Squad" na dwie części lub wypuścić wersję reżyserską na płytach. 

Mimo wszystko jest to świetny film, na który z wielką chęcią poszedłbym jeszcze raz! Ma swoje minusy, można sobie pod nosem marudzić i na niektóre elementy krzywo patrzeć, ale warto go obejrzeć. Przynajmniej jeśli nie znasz na pamięć wszystkich komiksów. :) Jednym z zarzutów stawianych widzom jest to, że idą na ten film głównie dla Harley Quinn. Nie da się tu ukryć, że Margot Robbie zagrała po prostu śpiewająco i myślę, że bardzo nie zdenerwuję prawdziwych krytyków, jeśli stwierdzę, że jest to jedna z najlepiej odegranych ról wszech czasów! A przynajmniej współczesnego kina.

Łączna ocena: 7/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz