piątek, 1 grudnia 2023

Zbiorczo spod pióra w listopadzie 2023

Listopad już za nami, a to oznacza jedno (a nawet dwie rzeczy!) – zaraz święta oraz nowy rok! Trochę wolnego, trochę czasu spędzonego z rodziną i ogólnie najbliższymi osobami, ale przede wszystkim zmiany, które niektórym przyniosą coś nowego, a innym nie. To wszystko jednak dopiero przed nami, a na razie możemy cieszyć się (lub smucić) z minionego miesiąca oraz ze wszystkiego, co ze sobą przyniósł! U mnie jak zwykle upływ czasu był tak szybki, że nawet nie zauważyłem (jak zwykle zresztą), kiedy w ogóle minął… Po prostu był sobie miesiąc, miał w sobie jakieś weekendy, coś tam się działo i tyle.

No, ale z rzeczy, o których pamiętam, to warty wspomnienia jest choćby Visual Concert, na którym miałem okazję być! Cudowne widowisko, połączenie orkiestry symfonicznej wykonującej znane motywy filmowe z obrazami pochodzącymi z naszej planety. Taka można powiedzieć podróż dookoła (oraz wgłąb) świata przy cudownych dźwiękach. Oprócz tego się trochę obijałem, czasem aż wręcz do tego stopnia, że rzadko sięgałem po książkę. Długi audiobook w połączeniu z ogromną ilości podcastów okazał się w zupełności wystarczający na wypełnienie całego miesiąca, więc tym razem nie mam jakiejś ogromnej liczby zaliczonych pozycji.

Tyle z podsumowania, poniżej krótkie opinie, a okładki ilustrujące każdą z nich pochodzą (jak zwykle) z serwisu Lubimy Czytać.

„Gai-Jin” – James Clavell

Format: Audiobook
Stron/długość: 60h 7m
Czyta: Marek Walczak

Jeśli czytaliście poprzednie dwie książki, to w tej znajdziecie dużo punktów wspólnych. Można powiedzieć wręcz, że zalecane jest czytanie w odpowiedniej kolejności, żeby nie stracić zbyt wielu powiązań między postaciami oraz aby zrozumieć, czemu pewne elementy wyglądają tak, a nie inaczej. Przy okazji czas akcji został przeniesiony do przodu w stosunku do wcześniejszych tomów, w związku z czym możemy obserwować zupełnie nowe aspekty od strony politycznej, społecznej oraz technologicznej. Tak, te wszystkie tematy zostały wykorzystane przez autora w „Gai-Jin”.

Kolejne intrygi budowane przez zwaśnione ze sobą frakcje, a gdzieś pomiędzy nimi Europejczycy próbujący rozciągnąć swoją władzę handlową na jak najszersze rejony świata. To się nie mogło nie udać, zwłaszcza przy umiejętnościach Jamesa Clavella. Historia wciąga od początku do końca, po drodze oferując dużo zwrotów akcji, ale przede wszystkim bardzo detaliczne przybliżenie społeczeństwa feudalnej Japonii oraz ich starć zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Jak zwykle w takich przypadkach trudno mi oceniać wartość merytoryczną, aczkolwiek te aspekty, które mnie zaintrygowały na tyle, aby samodzielnie poszukać informacji na ich temat, okazały się prawidłowe. No i często niezbyt łatwe do odnalezienia!

Ocena punktowa: 8/10

„Żniwo” – Neal Shusterman

Format: E-book
Stron/długość: 672
Tłumaczenie: Katarzyna Agnieszka Dyrek

Trochę się czuję zawiedziony (ale jedynie odrobinę!) po tych wszystkich zachwytach nad całym cyklem „Kosiarzy”. Nie, żeby mnie trzecia część zawiodła, ale po prostu… nie stanęła na wysokości zadania. Nie czułem, dokąd do zmierza, więc książka zdecydowanie mnie zaskoczyła, choć nie w takim stopniu, w jakim bym się tego spodziewał. Rzekłbym, że to była po prostu fajna książka fantasy, która potrafiła niekonwencjonalnie wykorzystać konwencjonalne motywy. Czy bawiłem się przy niej dobrze? Tak. Czy nie mogłem się od niej oderwać? Absolutnie nie. Czy polecę ją komuś? Tak, ale nie jako absolutny must read. Ot, pewniak, jeśli ktoś szuka po prostu czegoś, co jest spoko.

Wspominałem, że w ogóle nie przewidziałem, dokąd zmierza cała historia i to jest fakt. Za to bardzo łatwo było przewidzieć główne wydarzenia, które były tłem dla całej historii. Postacie praktycznie nie przechodziły żadnych zmian pomimo wielu bardzo traumatycznych przeżyć, po prostu wykonywały swoją robotę jak w grze. Trochę pikanterii dodawały fragmenty pism z przyszłości, które były cytowane między rozdziałami, jednak w sumie nie rozwinęło się z tego nic konkretnego (ot, autor postanowił uchylić rąbka tajemnicy i skupić się na którymś z kolei poziomie konsekwencji). No nie, nie umiem się zachwycać, choć z czystym sumieniem muszę przyznać, że jest to poprawna fantastyka.

Ocena punktowa: 6/10

„Opowieść podręcznej” – Margaret Atwood

Format: E-book
Stron/długość: 368
Tłumaczenie: Zofia Uhrynowska-Hanasz

Patrzę na tę powieść jak na dwie różne książki – bo trudno mi nie oderwać od siebie dwóch różnych aspektów. Przedstawienie totalitarnego kraju ogarniętego wojną (choć niekoniecznie w jego centrum), w którym każdy człowiek ma ściśle określoną rolę, robi robotę. Jeśli do tego dorzucimy mocno oparte na katolickiej Biblii zasady (nawet pojawia się wiele cytatów, z których jasno wynika, że twórcy tego ustroju raczej nie przejmowali się metaforami, a brali raczej wszystko dosłownie), to mamy naprawdę niepokojącą i dającą do myślenia wizję. Wszystkie detale opisywanego świata są jak połączenie okropnej utopii oraz wesołej i kolorowej bajki dla dzieci, z kolorowymi strojami i ładnymi domkami

Niestety mamy też drugi aspekt, czyli sposób opowiadania historii. Z jednej strony można przyjąć, że „tak miało być” i nie bez powodu książka ta nosi tytuł „Opowieść podręcznej” – narracja pierwszoosobowa, w której poznajemy historię jednej z podręcznych, ale z drugiej trudno zaakceptować ten chaos oraz niewiele wnoszące wstawki. Retrospekcje, które się pojawiają, nie mają ładu i składu, trudno ocenić w ogóle kiedy się zaczyna kolejna (nie użyto nawet żadnego środka redakcyjnego to zaznaczenia tego momentu), przez co trudno mi było czasem iść dalej, a przede wszystkim utrudnione było wczucie się w to, co opowiada główna bohaterka, Freda. A szkoda, bo jednak rusztowanie historii zostało wykonane z najwyższej jakości materiałów.

Ocena punktowa: 6/10