wtorek, 12 lipca 2022

„Gorath. Uderz pierwszy” – Janusz Stankiewicz

„Gorath. Uderz pierwszy” – Janusz Stankiewicz
Źródło: Lubimy Czytać

Autor:
Janusz Stankiewicz
Tytuł: Gorath. Uderz pierwszy
Wydawnictwo: Alegoria
Stron: 292
Data wydania: 6 maja 2022

Dobra fantastyka nie jest zła, a jeśli jest to fantastyka, która przypomina starsze dzieła, pełne prostych, ale wciągających historii, to jeszcze lepiej. Właśnie tak jawił mi się „Gorath. Uderz pierwszy”, kiedy przeczytałem opis książki – dość standardowy motyw oraz świat nasuwający na myśl choćby Forgotten Realms. Przy okazji jest to, zdaje się, debiut Janusza Stankiewicza, więc tym chętniej sięgnąłem po ten tytuł, kiedy otrzymałem propozycje napisania recenzji (uwielbiam debiuty). Już po lekturze muszę przyznać, że dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem, a na dodatek napisane naprawdę dobrze, jeśli o sam warsztat chodzi.

Gorath ukrywa się przed władzą, odkąd pamięta. Nie ma pojęcia, czym jest pełna wolność, bo wciąż jest na czyichś usługach – zmienia się jedynie ręka, która trzyma jego smycz. Zadanie, które stanęło przed nim, może być więc dla niego niesamowitą okazją na wyrwanie się z błędnego koła, co dla takich zabijaków jak on nigdy nie jest proste. Propozycje nie do odrzucenia mają jednak tę nieprzyjemną cechę, że niezależnie od oszacowania, co się bardziej opłaca, i tak trzeba je przyjąć. Półork trafia więc do organizacji Nocnych Cieni i próbuje ją zinfiltrować, zachowując przy tym swoje życie.

Już po pierwszych stronach „Uderz pierwszy” przywodzi na myśl stare, dobre książki heroic fantasy wydawane przez Wizards of the Coast (za polski przekłady odpowiedzialna była w dużej mierze ISA). Mnogość ras, takich jak elfy, orki, krasnoludy, dużo magii (choć akurat tej w powieści Janusza Stankiewicza nie ma zbyt dużo), średniowieczny rozkład mapy (główne miasta, mniejsze miasteczka, gospody przydrożne, wsie) oraz system władzy przywołują historie osadzone w Forgotten Realms. Można powiedzieć, że dla starszych czytelników lektura „Goratha” może być sentymentalnym tournée do czasów już minionych – nawet współczesne heroic fantasy pozbawione zostało zwłaszcza prostoty fabuły.

Oczywiście jak na porządną powieść tego podtypu książka Janusza Stankiewicza jest bardzo prosta w swojej budowie, posiada sporo uproszczeń i przeskoków między wydarzeniami oraz zbudowana jest w pełni liniowo. Główny bohater ma do wykonania serię „misji”, które mają go doprowadzić do ostatecznego celu – w jego przypadku uwolnienia się spod władzy Marr i zdobycie upragnionej wolności. Po drodze zbierze drużynę, nawiąże przyjaźnie (lub po prostu odpowiednie znajomości, wymagane do wypełnienia zadań), zostawi za sobą stos trupów i będzie miał sporo dylematów moralnych. Chociaż to ostatnie jest dość ciekawe zarówno w kontekście tego, czego się spodziewałem po książce, jak i podejścia do heroic fantasy.

Tytułowy Gorath jest półorkiem, który całe swoje życie przeszedł z pięściami młócącymi powietrze wokół niego i szczękiem broni jako kołysanką. Już nawet blurb pokazuje, z kim będziemy mieli do czynienia – brutalnym zabijaką, który na dodatek ma trafić do organizacji płatnych zabójców. Spodziewać się można w takim razie, że to on właśnie będzie tym „złym”, a tymczasem autor zrobił małą niespodziankę. Dylematy, które roztrząsa przy każdej misji zleconej przez Nocne Cienie, zasługują na szczególną uwagę i rozmazują ten prosty podział na dobro i zło w jego przypadku. Zwłaszcza że niektóre zlecenia są… nie do końca powiązane z głównymi założeniami organizacji. Nie ma się rzecz jasna co spodziewać głębokiego studium przypadku, jednak ta wewnętrzna droga samego Goratha jest warta podkreślenia.

Świat, w którym została osadzona akcja, jest prosty jak budowa cepa. Na tyle prosty, że aż nie ma, w jaki sposób go przybliżać w trakcie lektury – jedynie struktura władz jest warta wzmianki i autor opowiedział o niuansach związanych z Władcami. Jeśli wyobrazicie sobie najbardziej generyczny świat fantasy osadzony w realiach średniowiecza, to już wiecie, gdzie żyje Gorath. Jednak nawet pomimo tej prostoty, bardzo mi brakowało mapy świata w książce – lubię na nią zerkać, kiedy czytam o wędrówkach bohaterów i próbuję sobie wyobrazić szczegóły terenu (zazwyczaj oznaczone są na takich mapach góry, rzeki, jeziora etc.). No, ale można powiedzieć, że te mapy w książkach fantastycznych to moje małe zboczenie.

Bardzo dobrze poradził sobie Janusz Stankiewicz w narracji i ogólnie od strony językowej. Przede wszystkim dialogi są naprawdę w porządku, a one wszak odgrywają dużą rolę w heroic fantasy. Zresztą opisy przyrody, prowadzenie całej fabuły oraz walka też są na dobrym poziomie. Można dać się porwać narracji i po prostu czerpać radość z poznawania kolejnych wydarzeń. Na duży plus zasługuje też ucinanie wątków erotycznych na samej sugestii, że coś się wydarzyło – to nie jest ten typ literatury, żeby opisy seksu miały zajmować choćby pół strony. Ważne jest jednak to, że dla zachowania wiarygodności konkretnych postaci one się w ogóle pojawiają. Janusz Stankiewicz wykonał ten manewr najlepiej, jak tylko mógł w tym przypadku.

Jak więc widać, jest to bardzo udana książka, prosta, niewymagająca skupienia, pozwalająca sobie na pewne niedociągnięcia, ale mega przyjemna w odbiorze. Czyta się ją błyskawicznie, a jeśli człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że wszystkie uproszczenia i pominięcia są często cechą charakterystyczną heroic fantasy, to nawet na to nie zwróci uwagi. Sam bardzo chętnie sięgnę po kolejny tom, choć daleki jestem od wyrażania ogromnego entuzjazmu. Fajna, warta uwagi (zwłaszcza dla zapewnienia umysłowi odrobiny odpoczynku) i pozostawiająca po sobie wrażenie satysfakcji. Mam nadzieję, że zakończenie, które może być jednocześnie zamknięciem wątków, jak i otarciem na kolejną część, okaże się właśnie tą drugą opcją.

Łączna ocena: 6/10


sobota, 2 lipca 2022

Podsumowanie czerwiec 2022

Sześć miesięcy jak z bicza strzelił! Było, minęło, pozostawiło po sobie trochę wspomnień, no i z pewnością wiele dobrych lektur, prawda? Pogoda powoli zaczęła nas rozpieszczać i zachęcać do wychodzenia z książkami na zewnątrz (być może na balkony albo nawet do jakiegoś okolicznego parku?), choć chęć aktywnego spędzania czasu mogła również zepsuć nieco czytelnicze plany. Właśnie rozpoczyna się powoli pierwszy z głównych miesięcy wakacyjnych, podczas których turystyczne miejscowości będą zapewne oblegane, ale nie ma co się na razie tym martwić.

Czerwiec upłynął mi pod znakiem science-fiction, ponieważ był to już drugi miesiąc wyzwania #tryscifi, które miało na celu popularyzację tej odmiany gatunkowej – często błędnie kojarzonej z samymi twardymi, naukowymi rzeczami prosto z kosmosu (lub żywcem wyciągniętymi z połowy XX wieku)! Jestem więc dosłownie przejedzony książkami pasującymi do fantastyki naukowej, ale jednocześnie odkryłem wielu nowych autorów i rozpocząłem kilka naprawdę ciekawych cykli, które z wielką chęcią będę kontynuował!

A jak to ostatecznie wyglądało, jeśli chodzi o liczby? Tak, tabelki i wykresy to moja słabość, więc po tym przydługim wstępie zapraszam na garść statystyk!



Trochę się Wam może to rozjeżdżać z informacjami z Instagrama oraz portali typu Lubimy Czytać, ale spokojnie, nie popełniłem tu żadnego błędu! Po prostu, żeby mi się moje własne statystyki zgadzały, ująłem tutaj również recenzenckie tytuły, o których średnio mogę cokolwiek powiedzieć głośno – są więc u mnie oznaczone jako ukryte. Natomiast jako zanonimizowane dane wpadły w odpowiednie tabelki. One również wyjaśniają tak małą reprezentację papieru i e-booków w czerwcu…


No, trochę ich było. W drugim tygodniu czerwca to tyle odcinków się pojawiło, że prawie audiobooków nie miałem jak słuchać! Podcasty jednak to życie, tyle dzięki nim można się dowiedzieć (lub nadrobić braków, czy to popkulturalnych, czy choćby dotyczących wydarzeń ze świata), że głowa mała. Nie ma mowy, żebym z nich zrezygnował!


Cóż tu dużo pisać… No słuchało się no! Pewnie od lipca proporcja będzie wyglądać nieco inaczej, gdyż wiele podcastów przejdzie w tryb wakacyjny, ale czasu będę miał na słuchanie tyle samo. Pewnie więc po prostu wjedzie więcej audiobooków!


Znowu oglądałem zdecydowanie więcej seriali niż filmów… Trudno jednak, żeby było inaczej, gdy w tym samym miesiącu wychodzi zarówno nowy sezon „Stranger Things”, jak i „The Boys”! A oto i pełna lista obejrzanych, unikalnych tytułów:

  1. „Barry”
  2. „Stranger Things”
  3. „The Boys”

Na Instagramie zasięgi już od dawna coraz mniejsze, aczkolwiek dalej sprawia mi frajdę przede wszystkim kontakt wirtualny z Wami wszystkimi. A oto i zdjęcie, które zdobyło w czerwcu najwięcej polubień organicznych:

Na koniec pora na listę przeczytanych oraz przesłuchanych tytułów!

  1. „Distortion” – C. Zbierzchowski
  2. „Cylinder van Troffa” – J. A. Zajdel
  3. „Powrót” – M. Podlewski
  4. „Toy Land” – R. J. Szmidt
  5. „Megalopolis 2077” – S. Król
  6. „Starość aksolotla” – J. Dukaj
  7. „Księżyce Monarchy” – D. Domagalski


piątek, 1 lipca 2022

Zbiorczo spod pióra w czerwcu 2022

No to, komu tam się wakacje rozpoczęły? Pewnie niektórzy się nie mogą doczekać słońca, wolnego oraz wycieczek i wyjazdów urlopowych, co nie? No, ale na razie to czerwiec za nami, a wraz z nim pozostały wspomnienia o wszelkich dziełach literackich i filmowych, które udało się nam wszystkim „zaliczyć” w szóstym miesiącu roku. To był w moim przypadku również drugi miesiąc wyzwania #tryscifi, w którym starałem się skupiać w głównej mierze na polskiej fantastyce naukowej – chociaż nie gardziłem też zagranicznymi autorami!

Oczywiście jak to u mnie zwykle bywa, audiobooki stanowiły największy odsetek książek, z których treścią udało mi się zapoznać. Pewną niespodzianką jest e-book, które zazwyczaj u mnie się nie pojawiają. Mam po prostu tyle nieprzeczytanych papierowych książek, że po prostu nie widzę możliwości/sensu ich ciągle kupować, czy jeszcze dorzucać do wirtualnych półek (choćby w Empik Go)... Czasem jednak nie ma innego wyjścia i jeśli chcę koniecznie coś przeczytać, to muszę się dobrać do tej skądinąd dużo wygodniejszej formy czytania!

„Distortion” – Cezary Zbierzchowski

Format: Papier
Stron/długość: 512

Przeczytałem już w swoim życiu kilka książek napisanych przez byłych wojskowych (w tym również żołnierzy jednostek specjalnych), więc czuję, że opisy potyczek zawarte w „Distortion” to nie jest to, co może przedstawić osoba będą w środku huraganu ognia. Jednak nawet pomimo tego, przedstawione przez autora życie w bazie łudząco przypominającej amerykańską bazę w Afganistanie (stacjonującą po „wyzwoleniu” kraju z rąk terrorystów, cóż za zbieg okoliczności) naprawdę potrafi wciągnąć. A do tego przełożyć myśli, które zapewne wielu osobom się pojawiały, kiedy słuchały o wydarzeniach we wspomnianym już Afganistanie.

Na początku trudno zauważyć, żeby była to powieść science-fiction, jednak pokazuje swoje „pazurki” (i to bardzo ostre) w połowie długości. Rozwija się mega intrygująco, a kończy bardzo tragicznie – można powiedzieć, że nie wszyscy będą gotowi na to, co przygotował czytelnikom autor. Jest kontrowersyjnie, w pewnym sensie obrazoburczo nawet, a dylematy moralne ustawiły wysoką poprzeczkę innym powieściom. Przy okazji widać wiele powiązań z innymi dziełami autora, co jest bardzo fajnym smaczkiem dla fanów jego twórczości (całość osadzona jest w tym samym świecie, co na przykład „Holocaust F”, tylko kilkaset lat wcześniej).

Ocena punktowa: 7/10

„Cylinder van Troffa” – Janusz A. Zajdel

Format: Papier
Stron/długość: 7h 3m
Czyta: Łukasz Nowicki, Leszek Filipowicz, Roch Siemianowski

Bardzo mi brakuje takich audiobooków jak ten! Nie tylko lektorzy (tak, jest ich kilku) robią świetną robotę (dwóch z nich już znam i bardzo cenię), ale również sama oprawa audio… w ogóle jest. A do tego świetnie wpasowuje się w klimat całej historii – nie jest nachalna, tylko delikatna, podbija pewne fragmenty, zwiastując jednocześnie koniec rozdziału. Szkoda, że nie jest to standard, bo brakuje mi bardzo czegoś pomiędzy zwykłym czytaniem książki a słuchowiskiem z pełnym wachlarzem efektów.

Sama historia to piękne studium społeczeństwa, które „cierpi” na dobrobyt i próbuje znaleźć sposób na rozwiązanie wielu swoich problemów. Można powiedzieć, że w pewnym sensie autor zawarł tutaj również krytykę merytokracji (i na kilku płaszczyznach), ukazując zgubne skutki decyzji, które na pierwszy rzut oka mogą jawić się jako idealne i pozbawione wad. Na warsztat wzięta też została eugenika, a wszystko to upchnięte w zimnowojennym klimacie wyścigu o podbój kosmosu. To cudowne uczucie czytać o tak dopracowanych, wyidealizowanych systemach.

Ocena punktowa: 8/10

„Głębia. Powrót” – Marcin Podlewski

Format: Papier
Stron/długość: 22h 55m
Czyta: Albert Osik

Mamy tu całkiem niezłe rozwinięcie wielu wątków, chociaż główną osią jest rzecz jasna zamieszanie wokół Jareda. Dzieje się jednak ono w dwóch osobnych wątkach, obok których warto również wymienić kolejny, związany z Tsarą Janis (wybuchowy!). Swoją drogą Marcin Podlewski stworzył naprawdę mega fajne postacie kobiece, które są nie tylko wyraziste, ale również pokazują, że tak naprawdę to one rządzą, i to niezależnie od tego, po której stronie stoją. Trudno jednak mówić o podziale na „dobro” i „zło”, ponieważ każda z drużyn (oraz jednostek) ma swoje za uszami i nie da się niemalże nikogo jednoznacznie określić jako villainów (nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się to możliwe).

Świat wykreowany przez autora zaczyna być coraz bardziej wciągający, zwłaszcza w miarę jego coraz lepszego poznawania. Wokół wydarzeń, które zaczynają przypominać bardzo głęboką intrygę, pisarz wyplata tło składające się z historii frakcji oraz poszczególnych postaci. Takie dorzucenie originu osoby uchodzącej od początku za niezwykle tajemniczą niemal zawsze dobrze działa na jeszcze większe przywiązanie się do niej. A jeśli do tego dorzucimy uchylanie rąbka tajemnicy dotyczącej Elohim czy Loży, to dostaniemy mieszankę gwarantującą bardzo udany, drugi tom, który zachęca do sięgnięcia po kolejny!

Ocena punktowa: 7/10

„Toy Land” – Robert J. Szmidt

Format: Audiobook
Stron/długość: 7h 01m
Czyta: Roch Siemianowski

Zawsze byłem zdania, że Robert J. Szmidt umie we wplatanie wulgaryzmów, prostych zachowań, często chamskich i bezrefleksyjnych, ale są one dość… naturalne. Przede wszystkim jednak stanowią tylko smaczki świetnie współgrające ze światem i wykreowanymi postaciami. „Toy Land” jest jednak pełen zwyczajnych prostaków i karczemne zachowania stanowią niemalże pierwszy plan, co już zdecydowanie nie należy do przyjemnych (zwłaszcza jeśli ktoś już przywykł do naprawdę świetnych książek z cyklu „Pola dawno zapomnianych bitew”). Swoje lata ta powieść jednak ma (pojawiła się pierwotnie w 2008 roku), więc chyba trzeba to zrzucić na karb… czasu.

Sama historia osadzona dwieście lat przed wydarzeniami znanymi z „Łatwo być bogiem” jest dość prosta, aczkolwiek dynamiczna i pełna akcji. Opiera się na bardzo prostym założeniu, czyli walce korporacji o pieniądze i wykorzystaniu absolutnie każdej możliwości do zdobycia jeszcze większej ilości pieniędzy – nawet za cenę zabawy w boga (tak, dobrze kojarzycie ten motyw). Miły dodatek do całego cyklu z punktu widzenia chronologii opisu początków osadnictwa międzyplanetarnego, aczkolwiek nie wnosi wiele do samej opowieści. Można przeczytać, jednak nie nazwałbym tego absolutnym must read – zwłaszcza że niektórzy mogą się poczuć zniechęceni wspomnianym już prostactwem i chamstwem niemalże wszystkich postaci.

Ocena punktowa: 6/10

„Megalopolis 2077” – Stefan Król

Format: Audiobook
Stron/długość: 12h
Czyta: Marcin Thum

Stefan Król przygotował bardzo ciekawy konstrukt łączący w sobie świat cyberpunka z elementami fantastyki socjologicznej. Samo pojęcie ogromnych megalopolis nie jest wcale czymś nowym i innowacyjnym, ale z pewnością daje duże pole do popisu dla twórcy, który zamierza zbudować swoją własną wizję supermiasta. Pomysł autora „Megalopolis 2077” jest bardzo zapobiegawczy, ale dzięki temu więcej miejsca mógł poświęcić na dwie rzeczy, którymi stoi ta książka: dynamiczne pościgi oraz kontrolę obywateli i tworzenie „odpowiedniego” społeczeństwa.

Brakuje mi trochę tego typu powieści, które potrafią połączyć w sobie kawał dobrej literatury akcji (jak ja nazywam literacki odpowiednik kina akcji) z aspektami wymagającymi głębszego przemyślenia. Wydaje mi się wręcz, że „Megalopolis 2077” może mieć dosłownie trzy grupy docelowe i każdej z nich się spodoba. Zwłaszcza że dodatkową mocą tej książki jest postać Ady – blurb kompletnie nie oddaje złożoności i wyrazistości, z jaką czytelnik się spotka. Naprawdę kawał dobrej literatury dla fanów zarówno mordobicia, jak i społeczeństw przyszłości.

Ocena punktowa: 7/10

„Starość aksolotla” – Jacek Dukaj

Format: Papier
Stron/długość: 256

Na początku trzeba się przyzwyczaić do stylu językowego autora. Jest bardzo… specyficzny, choć fani twórczości Jacka Dukaja z pewnością zdają sobie sprawę, że jest to autor o przeogromnym umiejętnościach językowych (wystarczy przytoczyć „Lód”). Po przywyknięciu można dostrzec kunszt i obserwować pewne charakterystyczne cechy języka używanego właśnie w „Starości aksolotla” (jak choćby częste używanie czasu zaprzeszłego).

Pomimo jednak wielowątkowego podejścia do tematu i stworzenia dość intrygującej wizji świata, sama powieść prowadzona jest chaotycznie. Domyślam się, że zapewne to było też zamierzone, ale trudno mi się było skupić i połapać, o co tak naprawdę chodzi autorowi (zwłaszcza pod koniec). Przy okazji sporo smaczków opartych jest o terminy nieznane szerszej publice, więc żeby zrozumieć „żart”, najpierw… trzeba w ogóle wiedzieć, że istnieją (jak na przykład uncanny valley). Sam miałem problem z wieloma takimi rzeczami i bez wcześniejszego przygotowania można się lekko odbić od lektury.

Ocena punktowa: 6/10

„Księżyce Monarchy” – Dariusz Domagalski

Format: Audiobook
Stron/długość: 10h 02m
Czyta: Wojciech Masiak

Tym razem tom jest taki trochę słodko-gorzki. Stanowi nie lada gratkę dla fanów rozwoju cywilizacji oraz tematów zabawy w bogów (poprzez dość popularny temat genetycznych manipulacji i „wychowywania” nowego gatunku przez bardziej rozwinięte cywilizacje). To, co jest też warte pochwały to próba osadzenia człowieka w różnych momentach rozwoju planety (rzecz jasna na bazie ziemskich epok geochronologicznych, jak choćby perm z jego ogromnymi stawonogami). Przecudownie to wygląda, chociaż rzecz jasna wszystko zostało uproszczone.

Nieco gorzej wypadają elementy, w których mamy nieco więcej akcji. O ile sceny walk kosmicznych są utrzymujące w napięciu, tak niektóre potyczki piechoty już kuleją w swoim dynamizmie. Mało też pojawia się szczegółów dotyczących wszechświata, który został wykreowany przez autora. Wątki miłosne są miałkie i słabo opisane, aczkolwiek na duży plus zasługuje brak prób… konsumpcji tychże związków, które prawdopodobnie dodałyby jeszcze więcej chaosu. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach pewne rzeczy zostaną nieco wyprostowane, bo sam kierunek, w którym idzie Dariusz Domagalski, mega mi się podoba!

Ocena punktowa: 7/10