Poczułem się wezwany do tablicy, w sensie dosłownym i przenośnym. Jak się wczoraj okazało, zrobił się malutki szum wokół konkursu. Szum na tyle poważny, że sugerowano mi nawet, że spokojnie mógłbym się znaleźć w sądzie. Wobec takich argumentów i tak poważnego podejścia do sprawy (w końcu jakby nie patrzył z byle czym do sądu z całą pewnością się ludzi nie wysyła) czuję się w obowiązku oficjalnie zabrać głos, nie tylko na łamach komentarzy pod wpisem na Facebooku, ale również do Was wszystkich. Wydaje mi się, że jestem winny to zarówno Wam, moim Czytelnikom, jak również dwóm konkretnym osobom oraz znajomym jednej z tych osób.
Powyżej macie "moją wersję wydarzeń". Teraz czas na tę drugą stronę medalu. W krótkich, żołnierskich słowach - zostałem oskarżony o plagiat. Podkreślam, plagiat nadający się do sądu zgodnie z jednym z komentarzy na Facebooku. Chodzi oczywiście o konkurs, jego formułę oraz wykorzystanie jednej z oficjalnych plam z testu Rorschacha jako czegoś w rodzaju logotypu konkursu (znaczy się zdjęcia w tle na moim profilu Facebook). Cóż, nie mogę powiedzieć, że nie są to podejrzenia kompletnie z kosmosu, bez żadnych logicznych przesłanek. Zajrzyjcie proszę pod ten link - znajdziecie tutaj konkurs urodzinowy Inkoholiczki - pasjonatki nie tylko literatury, ale również piór wszelkiego rodzaju. Konkurs ogłoszony 27 maja 2016 roku. Nie trzeba być bystrzachą, żeby zobaczyć, że jest identyczny jak mój. Czy raczej biorąc pod uwagę chronologię wydarzeń mój jest identyczny jak jej. Ogólnie forma obu konkursów jest dosłownie identyczna - i tu i tu należy podać skojarzenia z plamami. U mnie są to po prostu oryginalne plamy z testu Rorschacha, u Inkoholiczki natomiast zdaje się autorskie plamy. U mnie wszystkie dziesięć sztuk, u niej cztery sztuki. W każdym razie jest to dokładnie ten sam pomysł, to nie ulega absolutnie żadnym wątpliwościom.