sobota, 3 grudnia 2022

„Legendy Archeonu. Stalowa burza” – Thomas Arnold

Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Thomas Arnold
Tytuł: Legendy Archeonu. Stalowa burza
Wydawnictwo: T.A. BOOKS
Stron: 992
Data wydania: 30 listopada 2022

Trzy lata – tyle minęło od premiery poprzedniego tomu, co daje nam aż trzykrotnie dłuższą przerwę niż pomiędzy pierwszą a drugą częścią. Szczęśliwi ci, którzy kupili wszystkie trzy jednocześnie! Przy tak dużej przerwie przydałoby się bowiem ponowne przeczytanie przynajmniej ostatniej książki, gdyż sporo rzeczy wylatuje niestety z pamięci, chociaż Thomas Arnold stara się dbać o odpowiednie zarysowanie minionym wydarzeń. Przy okazji pokazał również, że zdecydowanie nie wyszedł z wprawy pomimo upływu czasu i „Stalowa burza” trzyma ten sam poziom, co poprzednie tomy. Przygotujcie się więc na porządny walec, który toczy się swoim tempem przez niezmierzone przestrzenie Morze Traw!

Czerń nie zdążyła jeszcze pochłonąć całego świata – Ethruni przetrwali i umacniają się pod wodzą księżniczki Vaali oraz Hagana, który nadzoruje budowę obiektów obronnych. Veneni jednak nie zamierzają dać za wygraną, choć Generałowie Czerni skupieni są między innymi na utarczkach pomiędzy sobą. Świat wciąż walczy i nie poddaje się, choć jego szanse topnieją z dnia na dzień. Całe krainy przemieniły się w pozbawione życia pustkowia, przez które z rzadka przetacza się nawałnica oddziałów. Jednak najgorsze jeszcze przed wszystkimi, gdy stalowa burza obróci pustkę w nicość.

Wspominałem już na samym początku, że klimat wcześniejszych części jest zachowany, ale co to właściwie oznacza? A oznacza to między innymi podobnie spokojny, ale podniosły ton prowadzenia historii, z którego wielkość świata i rozmach samej fabuły wręcz wypływa. Podczas lektury czuć taki historyczny powiew, jakby rzeczywiście opisywane wydarzenia miały miejsce w bliżej nieokreślonej krainie i zostały spisane przez kronikarzy z wręcz mitologiczną nutką. Do tego w opisywanym świecie występuje swego rodzaju duszność i można sobie wyobrazić te spustoszone krainy, wśród których ludzie występują jedynie w dobrze chronionych enklawach, rodem z powieści postapokaliptycznej lub starej gry strategicznej w klimatach fantasy.

Znakiem rozpoznawczym całych „Legend Archeonu”, zachowanym również w „Stalowej burzy” są bardzo charakterystyczne dialogi, w których czuć dużą dozę archaiczności. Przywodzą na myśl stare produkcje typu „Baldur’s Gate” czy „Icewind Dale”. One też mocno wpływają na pogłębienie immersji, choć z pewnością mogą w pierwszej chwili wywołać uczucie niepokoju – wszak praktycznie nigdzie się już takiego stylu nie spotyka! Autor utrzymuje je jednak w spójności przez prawie tysiąc stron, więc gdy już się przywyknie do nich, można docenić synergię, która zachodzi pomiędzy nimi a wspomnianym już światem przedstawionym i sposobem prowadzenia narracji. Z pewnością nie jest to coś, do czego przyzwyczajony jest współczesny czytelnik fantastyki (zwłaszcza tej najnowszej), jednak dla mnie jest to ogromny plus tworzący swego rodzaju sprzeczność – powiew świeżości z archaicznymi nutami.

Cała historia opowiedziana w „Stalowej burzy” dzieli się na trzy różne perspektywy, dążące – rzecz jasna – do wspólnego punktu. Każda z nich pokazuje zupełnie inne spojrzenie na dokładnie te same zagadnienia, a do tego nawet interpretacja i pobudki są kompletnie inne, w zależności od tego, kto akurat je prezentuje. Dzięki temu nie wiadomo tak naprawdę, kto popełnia bardziej wątpliwe moralnie czyny, a czyje intencje są czystsze, zwłaszcza kiedy dorzucimy do tego jeszcze większe rozmycie pomiędzy Ano i Angorem, które czasem nazywane są potocznie dobrym i złym bytem. Trzeci tom pokazuje, że z jednej strony trudno ten podział zachować, a z drugiej nie da się z nim absolutnie kłócić – mamy więc klasyczny dylemat moralny pokazujący, że absolutnie nic nie jest tylko dobre lub złe.

Przyznać też muszę po raz kolejny, że wybór oprawy zintegrowanej i pozostawienie jej jako jedynej wersji był strzałem w dziesiątkę. Co prawda większość książki przeczytałem w wersji elektronicznej, jednak próby czytania już wersji papierowej nie były takie straszne, pomimo jej grubości (prawie tysiąc stron zawsze robi wrażenie). Wykonanie jest bardzo solidne, tomiszczne nie próbuje zlecieć na moją twarz w trakcie lektury, a do tego cudownie prezentuje się na półce – ze względu na bardzo obłe krawędzie na myśl przychodzą zdjęcia ze starych bibliotek, gdzie tłuściutkie grymuary stały dumnie prężąc grzbiety. Wszak książka to również wspaniały sposób na udekorowanie pomieszczenia!

Zwieńczenie trylogii „Legend Archeonu” dało mi dokładnie to, czego się spodziewałem. Jestem w pełni usatysfakcjonowany, choć jednocześnie już zaczynam tęsknić za niektórymi postaciami i chętnie bym zobaczył spin-off z historią Kazamara i jego morskimi przygodami! Choć pewnie to by oznaczało budowę zupełnie innego klimatu, niż ten znany z trzech tomów opowiadających o zalewie Czerni. Co jednak zaskakujące, pomimo dużego rozmachu, większość wątków wydaje się zamknięta, lub zostały pozostawione jako otwarte w taki sposób, który nie zostawia u mnie uczucia niedosytu. 

Łączna ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi, Thomasowi Arnoldowi!


czwartek, 1 grudnia 2022

Zbiorczo spod pióra w listopadzie 2022

Listopada już nie ma, a przed nami świąteczny grudzień, po którym nastąpi już nic innego, jak tylko nowy rok! Znaczy się czytelniczo dla niektórych będzie to najlepszy miesiąc w całym 2022 roku, a dla niektórych (pewnie w tym i dla mnie) raczej niezbyt szalony. Zresztą sam listopad też mnie nie rozpieszczał (co widać bardzo jasno i wyraźnie). Miałem kilka wyjazdów, podczas których raczej czasu na lekturę nie było, a do tego nawet na audiobooki – w związku z tym „Republikę smoka” skończyłem dopiero na sam koniec miesiąca, a to przecież raptem szesnaście godzin słuchania…

Na jakość jednak narzekać nie mogę! Miałem też okazję przeczytać kolejną książkę Thomasa Arnolda, jednego z moich ulubionych autorów! Wypuścił trzecią część „Legend Archeonu”, swojej sagi fantastycznej skupionej wokół historii Archeonu, nieistniejącej krainy stworzonej w klimatach Śródziemia. Aczkolwiek wszelkie próby porównywania do Tolkiena niewskazane i mijają się z celem! W każdym razie chwila już minęła od ostatniej lektury śląskiego pisarza, więc jestem rad, że mogłem zapoznać się z dalszymi losami!

Tymczasem przejdźmy już do sedna, czyli opinii o przeczytanych książkach! Znaczy… W sumie to o książce… 😅 Jak co miesiąc wszystkie okładki pochodzą z serwisu Lubimy Czytać.

„Republika smoka” – Rebecca F. Kuang

Format: Audiobook
Stron/długość: 23h 19m
Czyta: Paulina Holtz

W opinii o pierwszym tomie wspominałem, że cała historia opiera się na wielu wykorzystanych ponownie klockach, które zostały przez autorkę posklejane w sensowną całość. Podobnie jest z drugim tomem – jeśli ktoś ma za sobą wiele książek fantastycznych, to niestety nie dostanie raczej niczego nowatorskiego. Ot te same motywy, takie same zachowania, dokładnie tak samo poprowadzona fabuła, jak w wielu innych pozycjach. Tak naprawdę głównym napędem, który utrzymuje „Republikę smoka” przy życiu jest pióro autorki, która potrafi nawet te „odgrzewane kotlety” jakoś tam ciekawie podać.

Osobiście nie mogę do końca wybaczyć jej potraktowania po macoszemu rozwoju postaci. Wiele z nich ma naprawdę wyraziste i konkretne cechy, aczkolwiek nie został wykorzystany potencjał na zmiany wraz z kolejnymi wydarzeniami. Gdyby autorka dał z siebie więcej i postawiła na rozwój, to faktycznie mogłaby to być naprawdę świetna pozycja. A tak to jest to po prostu przyjemne czytadło, które warto sobie wrzucić na warsztat podczas leniwych, jesiennych wieczorów. Przyjemna lektura w fajnym świecie, która zapewni sporo dobrej rozrywki.

Ocena punktowa: 6/10


wtorek, 1 listopada 2022

Zbiorczo spod pióra w październiku 2022

Złota, polska jesień w pełni! Do tego na bookstagramie królują dynie oraz świeczki (klimat, rozumiecie), ale niebawem zostaną zamienione na zimowe szaliki oraz zdjęcia śniegu. No, o ile ten śnieg postanowi się zjawić w miarę szybko… Ostatnimi laty to tak różnie z nim bywało. Na razie jednak nie ma co się nim przejmować, bo w razie czego zawsze można pojechać w Tatry – tam na pewno będzie śnieg! Wróćmy jednak do nieco bardziej przyziemnych spraw, czyli książek. A dokładniej tych, które udało mi się przeczytać w październiku.

A trochę się w sumie udało! Aż tak wiele się nie działo (nie licząc spraw służbowych), a do tego podróż pociągiem zawsze wspomaga słuchanie oraz czytanie, więc nie było tak źle. Królowały w pewnym sensie tytuły rozpoczętych już serii, takich jak „Hajmdal” Dariusza Domagalskiego, czy też „Komornik” Michała Gołkowskiego. Rzecz jasna również i „Ekspansja” znalazła swoje miejsce! Powinienem więc skończyć całość jakoś w pierwszym kwartale 2023 roku (terminy prawie jak na NFZ!). Przejdźmy więc już do opinii, żeby nie przedłużać za mocno.

Wszystkie okładki jak co miesiąc pochodzą z serwisu Lubimy Czytać.

„Więzy krwi” – Dariusz Domagalski

Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 20m
Czyta: Wojciech Masiak

Trzyma poziom, zdecydowanie, podobna bardzo do poprzednich tomów. Typowy książkowy odpowiednik filmu akcji – nie należy zastanawiać się nad logiką, a wtedy czerpie się ogromną radochę. Czuć w tym podobieństwie również pewnego rodzaju odtwórczość, a próba zawiązania intrygi na poziomie międzygwiezdnym nie wygląda na zbyt mocno splecioną, ale i tak jestem naprawdę zadowolony z lektury. Rozumiecie – rozrywka, ona jest jednak często dość istotnym punktem na czytelniczej mapie.

Autor też nieco więcej czasu poświęca rozwojowi postaci, w tym również tych, których do tej pory widzieliśmy jedynie epizodycznie (choć w ważnych scenach). Nie spodziewajcie się, nie wiadomo jakich możliwości interpretacyjnych, ale i tak w niektórych przypadkach widać plan na daną postać (takim przykładem może być Ezra Leahy). Jeśli taki sam poziom zostanie utrzymany do końca, to nawet bez jakiegoś szczególnie intrygującego planu na samą fabułę, ten cykl pozostanie w mojej pamięci jako przyjemne czytadło dla relaksu.

Ocena punktowa: 7/10

„Pan raczy żartować, Panie Feynman” – Richard Feynman

Format: Papier
Stron/długość: 448
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń

Cóż to była za zaskakująca książka! Słyszałem o niej wiele pozytywów, ale nie spodziewałem się, że zaskoczy mnie dokładnie tak, jak mnie zaskoczyła. Na samym początku wspomnienia Richarda P. Feynmana wydawały się dość… chaotyczne. Z bardzo nietypowym sposobem wysławiania się i narracji. Jednak kiedy książka się rozkręci, to można naprawdę zapaść się w wiele ciekawych historii opowiadanych przez noblistę. Mega fajnie się zwłaszcza czyta fragmenty, w których fizyk wpadł w coś w rodzaju „dziadkowego szału opowieści”, w którym przeskakuje z jednej opowieści na drugą, ponieważ coś w tej pierwszej przypomniało mu o drugiej!

„Pan raczy żartować, Panie Feynman” jest pełna anegdot oraz żartów, skupiających się głównie wokół ciekawych wydarzeniach z życia genialnego fizyka, jednak niekoniecznie związanych bezpośrednio z jego dorobkiem naukowym (no, z małymi wyjątkami). Mimo wszystko można z tej książki wynieść również obraz Feynmana, jako osoby ambitnej, zapartej, ale zawdzięczającej też wiele przypadkowi, jeśli chodzi o tworzenie jego legendy (co sam podkreśla, podając przykłady). Jednak chyba najważniejsze, co można wynieść z tej pozycji, to zachętę do niekonwencjonalnego myślenia, które pomogło nobliście w wielu przypadkach.

Ocena punktowa: 7/10

„Komornik ++. Rewers” – Michał Gołkowski

Format: Audiobook
Stron/długość: 14h 38m
Czyta: Grzegorz Pawlak

Druga część przygód Ezekiela VII jest odrobinę mniej dynamiczna, aczkolwiek odsłania przed nami kolejne niuanse wizji apokalipsy według Michała Gołkowskiego! Nie bez przyczyny w tytule widzimy słowo „rewers” – to właśnie takim określeniem autor opisuje tę „drugą stronę”, która niezbyt lubi się z „górą”. Wiąże się to rzecz jasna z dodatkowymi możliwościami, które mają swoje konsekwencje. W pewnym sensie drugi tom przypominał mi sesję RPG, w której różne miejsca oraz przedmioty mają swoje modyfikatory (+5 do siły przy jednoczesnym -3 do witalności i tak dalej) i totalnie widziałbym taki system!

Odrobinę mniej mnie wciągała cała historia, chyba głównie dlatego, że scenariusz opierał się na podobnych założeniach (przy jednoczesnym byciu jego kontynuacją), co pierwszy tom. Nie to, żeby mnie nudził, co to, to nie – po prostu nie był taki świeży i nieoczywisty. Mimo wszystko naprawdę pozytywnie będę wspominał drugi tom i z wielką chęcią sięgnę po trzeci – zwłaszcza że Michał Gołkowski jedzie ostro po bandzie i faktycznie jego dosłowne interpretacje apokalipsy są przecudowne! To jest jeszcze większa gratka dla osób, które miały okazję zapoznać się z częścią dzieł apokryficznych.

Ocena punktowa: 7/10

„Prochy Babilonu” – James S.A. Corey

Format: Papier
Stron/długość: 540
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń

„Ekspansja” to „Ekspansja” – w pewnym sensie klasa sama w sobie, co potwierdza szósty tom. Z drugiej strony jest to już kolejna książka z tego cyklu, która udowadnia, że autorzy zrobili z tego procedural opierający się na dokładnie takim samym schemacie. To jest spoko przez pierwsze dwa lub trzy tomy, potem jednak robi się nieco nużące – zwłaszcza że inni pisarze (nawet ci tworzący typowo czysto rozrywkową fantastykę naukową) potrafią się z tych schematów uwolnić na tyle, by dostarczyć coś nowego. Tymczasem przy „Prochach Babilonu” odnosiłem wrażenie, jakbym oglądał House’a – radocha była, a jakże, jednak przy jednoczesnym uczuciu przesytu.

Sporo do życzenia pozostawia również końcówka. Z jednej strony niby wszystko zostało wyjaśnione wcześniej, już nawet na początku tomu, ale mam wrażenie, że autorzy poszli na łatwiznę. Postawili bohaterów w bardzo trudnej sytuacji i nie chciało im się kombinować, więc… no cóż, zobaczycie sami, co wykombinowali. W każdym razie mnie to w ogóle nie kupiło i jestem nawet trochę zniesmaczony. Zwłaszcza że kilkukrotnie w trakcie całej lektury widziałem wiele ciekawych kombinacji i pokazów kreatywności. Mam więc cichą nadzieję, że deus ex machina zastosowana w „Prochach Babilonu” zostanie jakoś sensownie wyjaśniona w kolejnym tomie.

Ocena punktowa: 6/10

„Neurochirurg” – Jay Jayamohan

Format: Audiobook
Stron/długość: 10h 14m
Czyta: Jacek Dragun

Cudowna narracja! Jay Jayamohan wie doskonale, jak poprowadzić swoją opowieść, żeby zbalansować szczegóły techniczne (czy też biologiczne) oraz łatwość odbioru. Przedstawia świat dziecięcego neurochirurga w przystępny sposób, nie zapominając jednak o przybliżeniu również podstaw tego zawodu (jak i odrobiny historycznych elementów). Ukazuje zarówno blaski, jak i cienie tego zawodu, głównie na bazie swoich doświadczeń. W „Neurochirurgu” jest zarówno bardziej bezduszne i pragmatyczne podejście, jak i te związane z emocjami u pacjentów oraz samego lekarza.

To jest naprawdę świetna książka, która być może nie otrzyma nigdy żadnej nagrody ze względu na swoją lekkość oraz brak literackiego zacięcia, ale dzięki temu nadaje się idealnie dla każdego czytelnika. Ja ją po prostu wchłonąłem, nie zauważając, nawet kiedy te dziesięć godzin minęło. Być może duży wpływ na to miał mocno pamiętnikowy charakter – autor szedł według swoich własnych myśli, przedstawiając kolejne historie jak opowieści przy kominku. Patrząc z tej perspektywy, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jesienne wieczory to dobry czas na sięgnięcie po ten tytuł!

Ocena punktowa: 7/10

„Kult” – Łukasz Orbitowski

Format: Audiobook
Stron/długość: 16h 39m
Czyta: Wojciech Masiak

Sięgnąłem po tę książkę w ciemno (głównie ze względu na lektora, którym jest Janusz Chabior) i to chyba najlepszy strzał w moim życiu, jeśli o literaturę chodzi. Cudownie lekka, kunsztownie napisana, z odpowiednim wyważeniem humoru i tragedii. Łukasz Orbitowski stworzył narrację, w której rozmawia jako dziennikarz z bratem Henryka – głównej postaci, będącej książkowym odpowiednikiem Kazimierza Domańskiego, rzeczywistego „twórcę” wydarzeń związanych z objawieniami w Oławie. Tak, cała książka to zbeletryzowana wersja całej historii objawień z lat 80. XX wieku, które miały miejsce w niewielkiej, podwrocławskiej wsi o ładnej nazwie Oława.

Można by powiedzieć, że to temat niezbyt ciekawy jak na próbę stworzenia fikcji literackiej. Niewdzięczny do narracji, raczej ubogi w to, czego oczekuje się po powieści – dynamiki, profili poszczególnych postaci (i śledzenia ich rozwoju), czy też możliwości zastosowania sztuczek, których próżno wypatrywać w literaturze faktu. Tymczasem cała historia wykorzystuje wszystkie składowe pomagające pisarzom w kreowaniu interesujących wydarzeń oraz świata. Do tej pory nie mogę się nadziwić temu, że niemalże wszystko mi się w „Kulcie” podobało i od samego początku autor przykuwał moją uwagę w stu procentach. Zdecydowanie muszę sięgnąć po inne pozycje Łukasza Orbitowskiego, bo takie pióro aż się prosi o czytanie.

Ocena punktowa: 9/10


sobota, 1 października 2022

Zbiorczo spod pióra we wrześniu 2022

Jesień wjeżdża na salony! No dobra, może nie aż tak dosłownie, ale dla części spośród osób związanych z czytelniczymi social mediami, wrzesień to już pora na wprowadzanie nieco bardziej pastelowych barw do swego życia oraz wystroju. Świece wracają do łask, tak jak ciepłe herbaty o przeróżnych smakach, że nie wspomnę o nastrojowych kadzidełkach! Osobiście co prawda nie jestem wielkim fanem tego typu gadżetów (o ile można to tak nazwać…), ale fajnie jest tak poprzyglądać się metamorfozom, czy to na Instagramie, czy choćby w doborze czytanych tytułów!

No właśnie, jak wspomniałem, ja raczej nie ulegam jesiennemu nastrojowi, aczkolwiek w przeczytanych we wrześniu książkach możecie dostrzec kilka nut zmian. Przez niemalże całe lato królowała u mnie ogólnie pojęta fantastyka (z naciskiem nawet na fantastykę naukową), ale pora wrócić do nieco szerszego spojrzenia na literaturę. W związku z tym zaliczyłem między innymi tytuł popularnonaukowy, reportaż oraz kompletnie nowy dla mnie przewodnik turystyczny! Innymi słowy, był to już dość mocno różnorodny miesiąc – zobaczymy, czy październik przyniesie mi to samo!

„Już nie żyjesz” – Cody Cassidy, Paul Doherty

Format: Papier
Stron/długość: 288
Tłumaczenie: Monika Skowron

Spodziewałem się nieco bardziej… szczegółowego podejścia, ale w sumie narzekać też nie mogę. Autorzy zebrali w książce kilkadziesiąt dość intrygujących sposobów na śmierć, takich jak wpadnięcie do czarnej dziury, bycie połkniętym przez wieloryba, wystrzelenie człowieka z armaty czy bycie użądlonym przez rój pszczół. Jak widać, część z nich to rzeczywiście możliwe scenariusze, natomiast też kilka nieco mniej prawdopodobnych i w ogóle możliwych do wykonania. W takich przypadkach Cody Cassidy i Paul Doherty wykorzystali po prostu najlepszą wiedzę do wyjaśnienia, co czysto teoretycznie mogłoby się zadziać.

To, czego brakuje „Już nie żyjesz” to nieco bardziej szczegółowe podejście do tematów. Często są one dość szybko urywane, zwłaszcza po naprawdę interesującym wstępnie z wyjaśnieniami danego zagadnienia. Autorzy przykładają dużą wagę do tego, aby wszystko, co piszą, miało sens (o czym świadczy choćby całkiem bogata bibliografia na końcu), ale niestety rozdziały kończą się zbyt szybko i nagle. Pomimo tego wydaje mi się, że jest to bardzo ciekawa pozycja, w której czysto naukowe tematy potraktowane są z przymrużeniem oka oraz odrobiną makabry.

Ocena punktowa: 6/10

„Bunt” – Dariusz Domagalski

Format: Audiobook
Stron/długość: 9h 25m
Czyta: Wojciech Masiak

Po raz kolejny podtrzymuję swoje zdanie, że cały cykl „Hajmdal” to mega przyjemna, aczkolwiek niezbyt wymagająca lektura. Przyswaja się ją jak typową, rozrywkową fantastykę naukową, w której mamy do czynienia z dużą ilością akcji, dynamicznej fabuły, częstych zwrotów oraz przeróżnych pomysłów na pociągnięcie historii. Tym razem – jak sam tytuł wskazuje – pojawił się… bunt. Nie będę jednak zdradzał szczegółów, wszak wszystko wokół tego się kręci, więc szkoda by było sprzedać Wam zbyt wielu niuansów i ciekawostek! Nacieszcie się „Buntem”!

To, co mogę na pewno napisać, to zapewnienie, że prawie na pewno nie będziecie się nudzić w trakcie lektury. Raczej nie będziecie musieli też próbować łączyć wątków i zastanawiać się nad połączenie między trzecim tomem a poprzednimi dwoma. Rzecz jasna ciągłość fabularna jest zachowana, ale to już kolejna część całości, która żyje jednak swoim życiem. Mam wrażenie, że autor chciał stworzyć serię opowieści zespolonych wspólnym rdzeniem i trzeba przyznać, że wychodzi mu to naprawdę fajnie. Chętnie sięgnę po kolejny tom, nawet jeśli cały cykl nie pozostanie w mojej pamięci na zbyt długi czas.

Ocena punktowa: 6/10

„Tatry i Podtatrze pełne wrażeń” – Krzysztof Bzowski, Jan Krzeptowski-Sabała

Format: Papier
Stron/długość: 320

To był pierwszy przewodnik górski (czy w ogóle turystyczny), jaki miałem okazję przeczytać. Wcześniej stroniłem od takiej lektury, spodziewając się raczej suchych faktów dla najbardziej zagorzałych fanów ciekawostek. O jak ja się myliłem! Być może starsze przewodniki (i po prostu część współczesnych) mają takie podejście, ale na pewno nie mieli go Krzysztof Bzowski i Jan Krzeptowski-Sabała. Oczywiście, dostałem garść faktów (głównie przy opisach tras), ale ciekawostki, które zaserwowali, nie ograniczały się jedynie do mega głębokich i niszowych informacji.

Oprócz wielu mega ciekawych tras proponowanych przez autorów (zarówno pieszych, jak i rowerowych, czy też w bardziej „egzotycznych” sposobach poruszania się zimą), dostajemy w tym przewodniku informacje o tym, kiedy najlepiej zajrzeć w dane partie, aby obejrzeć pięknie wyglądające kobierce z kwiatów, w których jaskiniach uważać oraz jakich zwierząt można się spodziewać na różnych szlakach. Rzecz jasna są też dane geologiczne dla spragnionych wiedzy, jak powstały Tatry i z jakich skał się składają. Wszystko to rzecz jasna przeplatane cudownymi zdjęciami, które aż zachęcają do rzucenia wszystkiego, spakowania plecaka i wyjechania na południe Polski.

Ocena punktowa: 8/10

„Wojna Światów” – Herbert George Wells

Format: E-book
Stron/długość: 216
Tłumaczenie: Lesław Haliński

Zdecydowanie jest to dzieło ponadczasowe i bardzo mocno wyprzedza swoje czasy. Marsjanie oraz ich inwazja na Ziemię to jedynie pretekst dla autora do pokazania wielu aspektów związanych z wojną totalną przeprowadzaną według nowoczesnych zasad. Można się pokusić nawet o stwierdzenie, że Wells przewidział wiele aspektów toczenia walk, wliczając w to zresztą całkiem udany blitzkrieg przeprowadzony od momentu desantu wojsk, przez budowę przyczółka, szerzenie chaosu i obniżania morale, aż po bezpośrednie parcie do przodu.

Warto podkreślić, że można trafić na różne tłumaczenia, od takich bardziej siermiężnych, które podkreślają, jak wiekowa jest to pozycja, aż po bardzo uwspółcześnione. Miałem okazję porównać sobie fragmenty dwóch różnych tłumaczeń i jest naprawdę spora różnica, nawet nie tylko w samym języku, ale również w znaczeniu (zupełnie inna kolejność wydarzeń lub sugestii). Jeśli zależy więc Wam na dokładnym poczuciu, że książka powstała na przełomie XIX i XX wieku, to warto zwrócić na to szczególną uwagę. Aczkolwiek sama treść pozostaje wszak ta sama – ponadczasowa.

Ocena punktowa: 7/10

„Morderca znad Green River” – Ann Rule

Format: Audiobook
Stron/długość: 19h 24m
Czyta: Laura Breszka

Ann Rule słynie z drobiazgowości w swoich reportażach – wydobywa tyle szczegółów, ile się tylko da. W przypadku opowieści o Garym Leonie Ridgway’u nie powinna nikogo zadziwić ilość informacji zgromadzonych przez autorkę, miała bowiem naprawdę dużo czasu na ich zbieranie. Całe śledztwo jest samo w sobie niesamowicie interesujące, bo ciągnęło się przez dwadzieścia lat, a do ostatecznego złapania seryjnego mordercy doszło dopiero w 2002 roku dzięki rozwojowi nauki. W międzyczasie doszło do wielu pomyłek w trakcie śledztwa, które również skrupulatnie przedstawiane są przez Ann Rule.

Najbardziej jednak przykuwające uwagę są portrety ofiar Mordercy znad Green River. Autorka dotarła do szczegółów dzieciństwa, dojrzewania oraz w wielu przypadkach powodów, dla których życie tych młodych dziewczyn potoczyło się tak, a nie inaczej. Czyste fakty, bez owijania w bawełnę, a do tego z zachowaniem szacunku dla zmarłych. Poziom szczegółowości po raz kolejny onieśmiela i pokazuje, jak bardzo Ann Rule przykłada się do swojej pracy. W pewnym momencie aż nie wiadomo, czy słucha się historii polowania na seryjnego zabójcę, czy też życiorysów mieszkańców Seattle i Tacomy.

Ocena punktowa: 8/10

„Cała prawda o planecie Ksi” – Janusz A. Zajdel

Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 53m
Czyta: Leszek Filipowicz

Wciąga się ją niemalże na raz (no, chyba że trzeba iść spać albo do pracy, no to wtedy klopsik, trzeba przerwać). Im więcej czytam powieści Zajdla, tym bardziej rozumiem te wszystkie peany wyśpiewywane na jego cześć, jako jednego z najlepszych pisarzy fantastyki socjologicznej. W „Całej prawdzie o planecie Ksi” na warsztat wrzucił nie tylko społeczeństwo oparte na kłamstwie i propagandzie, ale również naturalne tendencje ludzi do przeciwstawiania się oprawcy (nawet jeśli tak do końca nie wiadomo, że jest się pod czyimś jarzmem).

Co ciekawe, miała być to pierwsza powieść z trzech, które opowiadałyby o społeczeństwie złożonym z kolonialistów wysłanych z Ziemi. Niestety autor nie zdążył dokończyć nawet drugiego tomu i pozostawił po sobie trzy rozdziały plus konspekt. W wydaniu, które miałem okazję słuchać, zawarto wspomniany dorobek i bardzo żałuję, że nie będzie okazji przeczytać drugiego tomu, który w całości wyszedł spod pióra Janusza A. Zajdla. Aczkolwiek poczułem się na tyle zaintrygowany, że chyba sięgnę po kontynuację stworzoną przez Marcina Kowalczyka – laureata konkursu na dokończenie „Drugiego spojrzenia na planetę Ksi”.

Ocena punktowa: 8/10

„Gry Nemezis” – James S.A. Corey

Format: Papier
Stron/długość: 536
Tłumaczenie: Marek Pawelec

Im więcej tomów Ekspansji czytam, tym bardziej mam wrażenie, że z pełną premedytacją całość została napisana jako typowy procedural osadzony w kosmosie. Nawet pomimo tego, że piąty tom niesie ze sobą nieco inną konstrukcję prowadzenia głównego wątku poprzez rozbicie go na wydarzenia oddzielone od siebie nawet o kilkanaście jednostek astronomicznych. Muszę przyznać, że był to chyba najnudniejszy jak do tej pory tom, który miałem okazję czytać. Nie tylko przez schematyczność, ale również ze względu na nie do końca wykorzystany potencjał rozbicia wydarzeń na kilka równoległych linii, niepowiązanych ze sobą na pierwszy rzut oka.

Ta niby nowość wprowadzona do fabuły tak naprawdę oparta została na tych samych bebechach, co niestety mnie dość mocno znużyło. Rzecz jasna radochę i tak czerpałem z lektury, choćby dlatego, że w tym tomie można poznać origin kilku postaci, dzięki czemu można nieco lepiej się z nimi zżyć. Przy okazji każde z nich umocniło swoje cechy i się w nich zabetonowało, nawet jeśli autorzy chcieli pokazać jakieś zmiany. Jedynie sam Holden zmienił nieco swoje podejście do życia. No cóż, zobaczymy, co przyniesie szósty tom!

Ocena punktowa: 6/10

„Komornik” – Michał Gołkowski

Format: Audiobook
Stron/długość: 14h 20m
Czyta: Grzegorz Pawlak

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że do przeczytania jakiejś książki namówi mnie akurat recenzja na portalu Fronda, to w życiu bym nie uwierzył! No bo czemu akurat z tego konkretnego portalu, skoro ja głównie używam portali książkowych oraz blogów i instagramów do czytania opinii? A tu jednak okazało się, że „Komornik” wpadł w moje ręce (w formie audiobooka rzecz jasna) właśnie dzięki fragmentom opinii przedstawionym przez Michała Gołkowskiego na Coperniconie! Nie żałuję ani jednej minuty spędzonej z tą książką, jest cudownie obrazoburcza.

Kiedy ją czytałem, przed oczami dosłownie widziałem zniszczony, apokaliptyczny świat z niedobitkami ludzkości, rodem dosłownie z Mad Maxa połączonego z wytworami wyobraźni Dantego Alighieri. Nie od dzisiaj wiem, że twórca „SybirPunka” umie przykuć uwagę czytelnika i stworzyć niesamowity świat, który jest dopracowany na wielu płaszczyznach (aczkolwiek pozostawia też wiele miejsc na domysły i kombinacje). Można powiedzieć, że w „Komorniku” dominuje motyw drogi, który w połączeniu z upartością Ezekiela, głównego bohatera, daje iście wybuchową mieszankę. Cudowny jest też obraz Wysłanników, bluźnierczo pragmatyczny. Całość wpasowuje się idealnie w mój gust. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu!

Ocena punktowa: 8/10


czwartek, 1 września 2022

Zbiorczo spod pióra w sierpniu 2022

Sierpień przywitał mnie bardzo nieprzyjemnie – przeziębieniem, które trwało sobie dosłownie przez cały pierwszy tydzień miesiąca. Jak możecie się domyślić, nie pomagało mi to za bardzo w czytaniu – trudno się skupić na książce, gdy co chwilę rozglądasz się za chusteczką… Oznaczało to też nieco mniej spacerów i aktywności fizycznej, podczas których lubię sobie słuchać podcastów oraz audiobooków, więc tutaj również nie miałem tylu możliwości, co zazwyczaj. No i do tego sama kwestia gorączki latem – to jest jakieś nieporozumienie!

W każdym razie żyję, mam się dobrze, jako te 38 stopni Celsjusza przetrwałem (no bo wiecie, że dla faceta to stan zagrożenia życia czy coś) i mogłem się w dalszej części miesiąca cieszyć już lekturami! No i walczyć z upałami rzecz jasna, ale z tym to się wszyscy musieliśmy mierzyć. No, oprócz osób, które kochają ponad trzydzieści stopni na zewnątrz! W końcu lato i w ogóle. W każdym razie sierpień zakończyłem z takimi oto tytułami przeczytanymi oraz przesłuchanymi:

„Gorączka Ciboli” – James S.A. Corey

Format: Papier
Stron/długość: 596

Człowiek czyta pierwszy tom, drugi, trzeci i się tak zastanawia, jak bardzo coś nowego mogą wprowadzić autorzy w kolejnym. Wtem pojawia się „Gorączka Ciboli” z wielkim transparentem „jestem czymś nowym!”. Rzecz jasna schemat pakowania się Holdena w największe kłopoty jest ten sam, aczkolwiek osadzenie samych wydarzeń na nowoodkrytej planecie dało mnóstwo okazji do zmierzenia się z zupełnie innymi problemami, co oczywiście autorzy wykorzystali bardzo skrupulatnie. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja, zafascynowanego nauką, ale jednak bez takiego wykształcenia, które pozwoli zauważyć niuanse nieścisłości, była to uczta dla umysłu.

Zakończenie z kolei absolutnie nic nie mówi na temat tego, co może czekać czytelników w kolejnym tomie – w każdym razie mi się trudno domyślić. Patrząc jednak na to, jak zaskoczyli autorzy w czwartym tomie, jestem bardzo dobrej myśli. Zastanawiam się, jakie jeszcze elementy naukowe wezmą na ruszt i będą przypiekać ku uciesze fanów cyklu. Na pewno można się spodziewać niezwykle spójnego prowadzenia postaci, bo każdy z bohaterów cały czas utrzymuje swoje własne cechy, choć nie oznacza to wcale, że nie rozwijają się wraz z kolejnymi wydarzeniami. „Gorączka Ciboli” utwierdza mnie w przekonaniu, że „Ekspansja” to jeden z najlepszych cykli science fiction.

Ocena punktowa: 7/10

„Harda” – Elżbieta Cherezińska

Format: Audiobook
Stron/długość: 21h 52m
Czyta: Filip Kosior

Na pewno nie można autorce odmówić umiejętności posługiwania się językiem oraz wykorzystania tego do opisów współgrających ze światem, w którym osadziła akcję. Bogactwo językowe jest naprawdę przeogromne, chociaż jest to jednocześnie zaleta i wada. Niestety Elżbieta Cherezińska często mocno przesadza z długością opisów oraz przemyśleń bohaterów, co potrafi znużyć i wręcz skierować umysł na inne tory (zwłaszcza jeśli się „Hardą” słucha, zamiast czytać). Trudno to rzecz jasna rozpatrywać w kontekście wad, ponieważ jest to po prostu pewna cecha książki, którą jedni mogą lubić, a inni jej nie cierpieć.

Jeśli jednak miałbym się wypowiedzieć obiektywnie, to „Harda” jest faktycznie cudowną książką. Traktuję ją oczywiście totalnie jako fantastykę bazującą na wydarzeniach historycznych i nawet nie próbuję opierać na niej swojej wiedzy historycznej, aczkolwiek nawet te nawiązania do czasów z przełomu X oraz XI wieku zdradzają ogromną wiedzę autorki. Książka wydaje się dopięta na ostatni guzik, a na dodatek językowo również jest wspaniała. Kawał dobrej i dobrze przygotowanej literatury. Pytanie jednak, czy polubicie się z samym stylem autorki i sposobem przeprowadzenia czytelnika przez kolejne wydarzenia – u mnie nie do końca to zagrało, choć nie mogę odmówić „Hardej” kunsztu.

Ocena punktowa: 6/10

„Król darknetu” – Nick Bilton

Format: Papier
Stron/długość: 376
Tłumaczenie: Rafał Lisowski

Któż nie słyszał choć raz w swoim życiu nazwy „Silk Road”? Jeśli kojarzy się Wam z internetem, narkotykami, bronią palną i nielegalnym handlem, to dobrze pamiętacie. Rzecz jasna tego typu miejsca mają swoich twórców, a „Król darknetu” to właśnie książka, której głównym bohaterem jest Ross Ulbricht – autor wspomnianego „Jedwabnego Szlaku”. O pobudkach, jakie nim kierowały podczas tworzenia wirtualnego targowiska, jego drodze od zera do milionera oraz śledztwach, które toczyły się wokół „Silk Road” aż do roku 2013, w którym to strona została oficjalnie zamknięta przez FBI.

To, co jest dość problematyczne w tej pozycji, to próba jej sfabularyzowania. Autor chciał, aby jego reportaż brzmiał jak historia snuta w karczmie, jednak nie we wszystkich momentach wyszło to dobrze. Co do zasady czyta się to całkiem przyjemnie, jednak niektóre fragmenty są bardzo sztuczne, a w innych informacje powtarzają się po nawet po kilka razy (dotyczące dokładnie tej samej sytuacji). O ile przeskoki perspektywy pomiędzy poszczególnymi osobami można jak najbardziej zrozumieć i docenić, tak zwyczajne powielanie danych nie stanowi już zbyt dobrego materiału.

Ocena punktowa: 7/10

„Vlad Dracula” – Dariusz Domagalski

Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 11m
Czyta: Wojciech Masiak

Język używany w dialogach to jeden z elementów, na który warto zwrócić uwagę podczas opisywania wrażeń z lektury książki Dariusza Domagalskiego. Oczywiście nie mam bladego pojęcia, w jakim stopniu pokrywa się on ze strukturami używanymi w XV wieku, aczkolwiek charakterystyczna maniera pomaga lepiej wejść w świat przedstawiony przez autora. Podobnie jest zresztą z opisami przyrody, uzbrojenia poszczególnych osób czy formacji bitewnych. Nawet jeśli są tam jakieś błędy merytoryczne, to nie umiem ich wskazać (daleko mi nawet do amatora historii), ale brzmią na tyle sensownie i spójnie, że dobrze budują klimat.

Czasem niestety pojawiają się encyklopedyczne opisy zapomnianych już funkcji, przedmiotów lub miejsc. Dotykają one nawet wpływu na współczesność, jak choćby popkulturalne wstawki (sic!), a to niestety mocno wybija z klimatu. Na szczęście wyrazistość Vlada Palownika bardzo mocno nadrabia te niedociągnięcia – autor ukazuje go nie jako jakiegoś demona, ale zażartego wroga Imperium Osmańskiego, pełnego kreatywności i bogatej wyobraźni, jak również zdolności strategicznych. W połączeniu z bezwzględnością tworzy to mieszankę, przez którą ludzie mogli widzieć w nim przyjaciela samego diabła – co zresztą Dariusz Domagalski również próbuje wyjaśnić.

Ocena punktowa: 6/10

„Władca much” – William Golding

Format: Papier
Stron/długość: 296

Po nadużywaniu tytułu tej książki przy okazji przeróżnych obrazów gehenny i ludzkiego zezwierzęcenia spodziewałem się o wiele mocniejszych obrazów niż te, które spotkałem w książce. Chętnie w tym przypadku użyję sformułowania „na szczęście”, zamiast „szkoda” – można dzięki temu skupić się na tych wszystkich niuansach przekształcających się w kompletnie niewidoczną granicę pomiędzy rozsądkiem a podążaniem bezmyślnie za tłumem. Zwłaszcza w przypadku bardzo beznadziejnych sytuacji.

Samą historię można interpretować na tyle różnych sposobów, że nie sposób się takiemu amatorowi jak ja wypowiadać na ich temat. Ważne jest według mnie jednak to, że nie ma sensu bać się sięgnąć po „Władcę much”. Jest to powieść z 1954 roku, napisana przez noblistę, jednak jej przyswajalność jest niesamowicie wysoka. Prostym językiem, dostosowanym do bohaterów, którzy w niej występują – innymi słowy nikt raczej się nie odbije od warstwy czysto literackiej. A może wyciągnąć z tej historii naprawdę dużo wniosków. 

Ocena punktowa: 7/10

„Głębia. Bezkres” – Marcin Podlewski

Format: Audiobook
Stron/długość: 23h 27m
Czyta: Albert Osik

No, tutaj już się zrobiło naprawdę gęsto. Wszystkie wątki, które zostały otworzone w dowolnym z poprzednich tomów, zaczynają się ze sobą mieszać, nachodzić na siebie, skręcać się i przenikać niczym wypalenie. Trudno się oderwać od tej lektury i aż chce się odkrywać kolejne niespodzianki, które przygotował dla czytelników Marcin Podlewski. W sumie jest to ostatni tom, więc nic dziwnego, że akcja jest bardzo gęsta (aczkolwiek w bardzo akceptowalnym stężeniu), a niewiadome zaczynają się wyjaśniać. Zdecydowanie najlepszy tom całego czteroksięgu!

Marcin Podlewski mocno zaszalał z zakończeniem – popłynął z nim całkiem nieźle i aż coś może w środku człowieka zaboleć, że to już taki definitywny koniec. Sporo wątków pozostało zawieszonych, aczkolwiek nie sprawiły mi poczucia pustki czy nienasycenia. Autor tak pokierował akcją, że skupić się można na tym, co jest najważniejsze. Przy okazji kolejne niewiadome zostały wyjaśnione (zwłaszcza te z przeszłości głównych bohaterów – sporo ich zachowań stało się bardziej zrozumiałych), a i świat zyskał jeszcze więcej wyjaśnień. Innymi słowy, jest to świetne, dynamiczne zwieńczenie całej „Głębi”. Aż się trochę łezka w oku kręci.

Ocena punktowa: 8/10

„Korzenie niebios” – Tullio Avoledo

Format: Papier
Stron/długość: 596

Początek był naprawdę zachęcający. Zresztą, co ja mówię, cała pierwsza połowa taka była! Takie fajne połączenie motywu drogi z pewną misją oraz nieco głębszej intrygi, w którą uwikłane są zarówno główne postacie, jak i „władcy” ludzkiej społeczności. Wiecie, takie przyjemne do czytania wydarzenia, niekoniecznie ambitne, może niezbyt porywające, ale sprawiające dużo frajdy. Nawet bym wtedy wyżej to wycenił, niż całość. Pojawiło się sporo ciekawych stworów, inne spojrzenie na światło słoneczne po takiej apokalipsie (chociaż benzyna cały czas nadawała się do użytku po dwudziestu latach…), no ogólnie nawet taki powiew świeżości.

Zagęszczenie metafizyki oraz dość chaotycznego przelatania jawy ze snem dość szybko zrobiło się nieco przytłaczające. Tak naprawdę nie jestem do końca przekonany, dlaczego w ogóle się pojawiło – niby teoretycznie łapię motyw przewodni, ale odnoszę wrażenie, że sposób, w jaki został opisany, jest wystawieniem armaty do upolowania wróbla. Totalny przerost formy nad treścią. Trudno było ocenić, co jest „rzeczywistością” z punktu widzenia głównego bohatera (oraz jednocześnie narratora), a co jedynie wytworem jego wyobraźni (no i oddzielić należało jeszcze majaki i przywidzenia od snów i maligny). Innymi słowy przygotujcie się na lekkie podsmażenie mózgu tuż po całkiem przyjemnej, aczkolwiek prostej historii.

Ocena punktowa: 6/10

poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Zbiorczo spod pióra w lipcu 2022

Połowa wakacji (tak, wiem, nie wszyscy je mają…) już za nami, ale jeszcze trochę słońca z pewnością będzie, zanim znowu pogrążymy się w jesiennej chandrze! Dla mnie ten miesiąc miniony był niesamowicie aktywny i pełen… wyzwań można rzec. Takich organizacyjnych i logistycznych. Nie miałem więc niestety tyle czasu na czytanie oraz słuchanie, ile bym tylko chciał mieć. Pomimo tego, udało mi się jednak zapoznać z kilkoma bardzo fajnymi tytułami, które pewnie będę wspominał dość długo!

Przy okazji nie tylko czas grał na moją „niekorzyść”, ale również i moje własne wybory tytułów – kolejna część „Ekspansji” należy do grubasków, a i trzeci tom „Głębi” to ponad dwadzieścia godzin cudownej zabawy audio! Jak więc widzicie, sam nie dobierałem sobie zbyt krótkich pozycji. Jednak kiedy czyta się (lub słucha) tak dobre książki, to aż nie chce się ich zbyt szybko kończyć, więc ja tam jestem bardzo zadowolony z takiego obrotu spraw!

„Kasztanowy ludzik” – Soren Sveistrup

Format: Audiobook
Stron/długość: 16h 04m
Czyta: Krzysztof Plewako-Szczerbiński

Bardzo standardowy kryminał, pełen charakterystycznych cech skandynawskiej literatury – detektyw po przejściach (ale swego czasu świetny śledczy), niewyjaśniona zbrodnia sprzed lat, która ma wpływ na teraźniejszość, smutny i duszny klimat, a do tego seryjniak będący kilka kroków przed policją. Napisany dokładnie według utartego schematu, więc jeśli mieliście okazję czytać Horsta lub Nesbø, to czytaliście też „Kasztanowego ludzika”. Dla osób dopiero rozpoczynających przygodę z typ typem literatury będzie to fajny i przyjemny początek.

Wersja audio ma jednak jeden problem, z którym zmierzyłem się już przy okazji słuchania jednej z książek Remigiusza Mroza – lektor. Ma tak niesamowicie irytującą i wybijajacą z klimatu manierę, że głowa mała. Trudno odróżnić od siebie poszczególne dialogi, a do tego prowadzone są z dosłownie losowo przydzielaną manipulacją głosem. Do tego interpunkcja jest jedynie sugestią (dopiero podczas słuchania tych dwóch książek doceniłem umiejętność poprawnego akcentowania końców zdań). W ostatecznej ocenie jednak wycinam ten element, bo sama książka nie zasługuje na obniżenie punktów tylko ze względu na lektora.

Ocena punktowa: 6/10

„Wrota Abaddona” – James S.A. Corey

Format: Papier
Stron/długość: 540

O „Ekspansji” można wiele powiedzieć, choć często są to powtarzające się sformułowania, począwszy od „niesamowicie dopracowana”, przez „wciągająca”, aż po „technicznie niezwykle poprawna”. Zwłaszcza to ostatnie jest bardzo mocno wyczuwalne w trzecim tomie, gdzie pojawiają się różne… zmiany inercyjne. Z jednej strony w głowie się nie mieści, jakie zmiany zachodzą w działającej fizyce, a z drugiej człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że na poziomie fundamentalnym może to mieć sens. Zwłaszcza że autorzy i tak odciągają uwagę czytelników poprzez cudownie zbudowaną i poprowadzoną intrygę.

To już chyba standard dla każdej kolejnej części „The Expanse”, że kapitan James Holden wraz ze swoją załogą trafiają w sam środek uknutej intrygi. Za każdym razem jest to jednak coś zupełnie nowego, niepowtarzalnego i wyłamującego się ze schematu (chociaż szkielet samego przeprowadzenia czytelnika przez całość jest rzecz jasna bardzo podobny). Jeśli dorzucimy do tego wciąż coraz lepiej przybliżany świat stworzony przez James S.A. Corey, to uzyskamy kawał świetnej literatury. Zadowoleni powinni być prawie wszyscy – od osób szukających bardziej naukowych nut, jak i tych, których ciekawią aspekty społeczne w kosmosie.

Ocena punktowa: 8/10

„Głębia. Napór” – Marcin Podlewski

Format: Audiobook
Stron/długość: 22h 01m
Czyta: Albert Osik

W tym tomie wchodzimy jeszcze, nomen omen, głębiej w stworzony przez autora świat – poznajemy te „wyższe” stopnie władzy w Imperium wraz z ich strukturami obronnymi. Swoją drogą mocno widać tutaj inspirację Warhammerem 40,000, którą mocno widać w użytym nazewnictwie. Słowem kluczem jest tu „inspiracja”, co warto podkreślić – nie mamy tu do czynienia z kopiowaniem, tylko z luźną interpretacją i dostosowaniem do własnego pomysłu.

Dalej też rozwijają się i przekształcają postacie, z którymi mieliśmy do czynienia w poprzednich tomach. Zostały postawione przed zupełnie nowymi warunkami, często skrajnie różnymi od tych, w których znalazły się na początku całej historii – widać tutaj dużą pracę autora nad ich wewnętrznymi zmianami i dostosowaniem się do zmieniającej się rzeczywistości. Pewnego rodzaju wewnętrzna walka z przyzwyczajeniami i cechami charakteru uwiarygadnia jeszcze bardziej wszystkie te zmiany. Jeśli więc ktoś oczekuje czegoś więcej, niż tylko kosmiczny piu piu, to w „Naporze” dostanie tego dużo.

Ocena punktowa: 7/10

„Outpost 2” – Dmitry Glukhovsky

Format: Papier
Stron/długość: 346

Pierwszych sto stron jest o niebo lepszych od pierwszej części – poznajemy w nich znanego już z poprzedniego tomu Saszę oraz przede wszystkim to, co działo się przed wyruszeniem ekspedycji z Moskwy. Nie tylko dzieje się wtedy o wiele więcej, niż przez cały Outpost, ale przy okazji poznajemy origin tych wydarzeń (w każdym razie genezę od strony rosyjskiej). Dalsze wydarzenia też są o wiele bardziej dynamiczne i przemyślane, aczkolwiek to wciąż nie jest to, do czego Glukhovsky przyzwyczaił mnie w swoich pozostałych książkach.

Ciekawe jednak jest mocne podkreślenie pewnego rodzaju arogancji, megalomanii i imperialnych dążeń Rosji jako narodu – zwłaszcza w kontekście wydarzeń, które dzieją się od marca 2022 roku, jest to dość znaczące i mocno wybrzmiewające przesłanie. Widać praktyczny upadek potężnego cesarstwa, widać również nawiązania do przywódcy z manią wielkości oraz do tego, jak decyzje wraz z propagandą wpływają na możliwość sterowania obywatelami. Nie sposób na to nie zwrócić uwagi, nawet patrząc jedynie na sytuację w chwili, w której książka ta ukazała się w druku.

Ocena punktowa: 6/10

„Berbeka. Życie w cieniu Broad Peaku” – Dariusz Kortko, Jerzy Porębski

Format: Audiobook
Stron/długość: 7h 07m
Czyta: Filip Kosior

Historię Macieja Berbeki znałem dość dobrze jeszcze zanim sięgnąłem po tę książkę, ale prawie zawsze wychodzę z założenia, że przecież nie wiem wszystkiego. Rzecz jasna z żadnej książki nie dowiem się tego „wszystkiego”, jednak wydarzenia, które spotykają himalaistów, są bardzo często ogromną skrzynią pełną materiału na co najmniej kilka tomów. Nie pomyliłem się w swoich oczekiwaniach i faktycznie jest to jak na razie najbardziej bogata w szczegóły książka opisująca tego zaginionego na zboczach Broad Peaku wspinacza.

„Życie w cieniu Broad Peaku” nie skupia się na tragedii, która dotknęła rodzinę Macieja Berbeki, ale na jego życiu oraz tych pozytywnych chwilach – począwszy od edukacji, poznania swojej żony, Ewy, aż po sposoby zarabiania na życie po uzyskaniu uprawnień do organizowania komercyjnych uprawnień. Bardzo dużo miejsca autorzy poświęcili na Zakopane oraz Teatr Witkacego, który był ważnym elementem życia Macieja Berbeki. Innymi słowy, to nie tylko opis walki z własnym ciałem i umysłem podczas zdobywania ośmiotysięczników, ale również (lub przede wszystkim) pokazanie jednego z lodowych wojowników jako po prostu człowieka.

Ocena punktowa: 7/10


wtorek, 12 lipca 2022

„Gorath. Uderz pierwszy” – Janusz Stankiewicz

„Gorath. Uderz pierwszy” – Janusz Stankiewicz
Źródło: Lubimy Czytać

Autor:
Janusz Stankiewicz
Tytuł: Gorath. Uderz pierwszy
Wydawnictwo: Alegoria
Stron: 292
Data wydania: 6 maja 2022

Dobra fantastyka nie jest zła, a jeśli jest to fantastyka, która przypomina starsze dzieła, pełne prostych, ale wciągających historii, to jeszcze lepiej. Właśnie tak jawił mi się „Gorath. Uderz pierwszy”, kiedy przeczytałem opis książki – dość standardowy motyw oraz świat nasuwający na myśl choćby Forgotten Realms. Przy okazji jest to, zdaje się, debiut Janusza Stankiewicza, więc tym chętniej sięgnąłem po ten tytuł, kiedy otrzymałem propozycje napisania recenzji (uwielbiam debiuty). Już po lekturze muszę przyznać, że dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem, a na dodatek napisane naprawdę dobrze, jeśli o sam warsztat chodzi.

Gorath ukrywa się przed władzą, odkąd pamięta. Nie ma pojęcia, czym jest pełna wolność, bo wciąż jest na czyichś usługach – zmienia się jedynie ręka, która trzyma jego smycz. Zadanie, które stanęło przed nim, może być więc dla niego niesamowitą okazją na wyrwanie się z błędnego koła, co dla takich zabijaków jak on nigdy nie jest proste. Propozycje nie do odrzucenia mają jednak tę nieprzyjemną cechę, że niezależnie od oszacowania, co się bardziej opłaca, i tak trzeba je przyjąć. Półork trafia więc do organizacji Nocnych Cieni i próbuje ją zinfiltrować, zachowując przy tym swoje życie.

Już po pierwszych stronach „Uderz pierwszy” przywodzi na myśl stare, dobre książki heroic fantasy wydawane przez Wizards of the Coast (za polski przekłady odpowiedzialna była w dużej mierze ISA). Mnogość ras, takich jak elfy, orki, krasnoludy, dużo magii (choć akurat tej w powieści Janusza Stankiewicza nie ma zbyt dużo), średniowieczny rozkład mapy (główne miasta, mniejsze miasteczka, gospody przydrożne, wsie) oraz system władzy przywołują historie osadzone w Forgotten Realms. Można powiedzieć, że dla starszych czytelników lektura „Goratha” może być sentymentalnym tournée do czasów już minionych – nawet współczesne heroic fantasy pozbawione zostało zwłaszcza prostoty fabuły.

Oczywiście jak na porządną powieść tego podtypu książka Janusza Stankiewicza jest bardzo prosta w swojej budowie, posiada sporo uproszczeń i przeskoków między wydarzeniami oraz zbudowana jest w pełni liniowo. Główny bohater ma do wykonania serię „misji”, które mają go doprowadzić do ostatecznego celu – w jego przypadku uwolnienia się spod władzy Marr i zdobycie upragnionej wolności. Po drodze zbierze drużynę, nawiąże przyjaźnie (lub po prostu odpowiednie znajomości, wymagane do wypełnienia zadań), zostawi za sobą stos trupów i będzie miał sporo dylematów moralnych. Chociaż to ostatnie jest dość ciekawe zarówno w kontekście tego, czego się spodziewałem po książce, jak i podejścia do heroic fantasy.

Tytułowy Gorath jest półorkiem, który całe swoje życie przeszedł z pięściami młócącymi powietrze wokół niego i szczękiem broni jako kołysanką. Już nawet blurb pokazuje, z kim będziemy mieli do czynienia – brutalnym zabijaką, który na dodatek ma trafić do organizacji płatnych zabójców. Spodziewać się można w takim razie, że to on właśnie będzie tym „złym”, a tymczasem autor zrobił małą niespodziankę. Dylematy, które roztrząsa przy każdej misji zleconej przez Nocne Cienie, zasługują na szczególną uwagę i rozmazują ten prosty podział na dobro i zło w jego przypadku. Zwłaszcza że niektóre zlecenia są… nie do końca powiązane z głównymi założeniami organizacji. Nie ma się rzecz jasna co spodziewać głębokiego studium przypadku, jednak ta wewnętrzna droga samego Goratha jest warta podkreślenia.

Świat, w którym została osadzona akcja, jest prosty jak budowa cepa. Na tyle prosty, że aż nie ma, w jaki sposób go przybliżać w trakcie lektury – jedynie struktura władz jest warta wzmianki i autor opowiedział o niuansach związanych z Władcami. Jeśli wyobrazicie sobie najbardziej generyczny świat fantasy osadzony w realiach średniowiecza, to już wiecie, gdzie żyje Gorath. Jednak nawet pomimo tej prostoty, bardzo mi brakowało mapy świata w książce – lubię na nią zerkać, kiedy czytam o wędrówkach bohaterów i próbuję sobie wyobrazić szczegóły terenu (zazwyczaj oznaczone są na takich mapach góry, rzeki, jeziora etc.). No, ale można powiedzieć, że te mapy w książkach fantastycznych to moje małe zboczenie.

Bardzo dobrze poradził sobie Janusz Stankiewicz w narracji i ogólnie od strony językowej. Przede wszystkim dialogi są naprawdę w porządku, a one wszak odgrywają dużą rolę w heroic fantasy. Zresztą opisy przyrody, prowadzenie całej fabuły oraz walka też są na dobrym poziomie. Można dać się porwać narracji i po prostu czerpać radość z poznawania kolejnych wydarzeń. Na duży plus zasługuje też ucinanie wątków erotycznych na samej sugestii, że coś się wydarzyło – to nie jest ten typ literatury, żeby opisy seksu miały zajmować choćby pół strony. Ważne jest jednak to, że dla zachowania wiarygodności konkretnych postaci one się w ogóle pojawiają. Janusz Stankiewicz wykonał ten manewr najlepiej, jak tylko mógł w tym przypadku.

Jak więc widać, jest to bardzo udana książka, prosta, niewymagająca skupienia, pozwalająca sobie na pewne niedociągnięcia, ale mega przyjemna w odbiorze. Czyta się ją błyskawicznie, a jeśli człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że wszystkie uproszczenia i pominięcia są często cechą charakterystyczną heroic fantasy, to nawet na to nie zwróci uwagi. Sam bardzo chętnie sięgnę po kolejny tom, choć daleki jestem od wyrażania ogromnego entuzjazmu. Fajna, warta uwagi (zwłaszcza dla zapewnienia umysłowi odrobiny odpoczynku) i pozostawiająca po sobie wrażenie satysfakcji. Mam nadzieję, że zakończenie, które może być jednocześnie zamknięciem wątków, jak i otarciem na kolejną część, okaże się właśnie tą drugą opcją.

Łączna ocena: 6/10


sobota, 2 lipca 2022

Podsumowanie czerwiec 2022

Sześć miesięcy jak z bicza strzelił! Było, minęło, pozostawiło po sobie trochę wspomnień, no i z pewnością wiele dobrych lektur, prawda? Pogoda powoli zaczęła nas rozpieszczać i zachęcać do wychodzenia z książkami na zewnątrz (być może na balkony albo nawet do jakiegoś okolicznego parku?), choć chęć aktywnego spędzania czasu mogła również zepsuć nieco czytelnicze plany. Właśnie rozpoczyna się powoli pierwszy z głównych miesięcy wakacyjnych, podczas których turystyczne miejscowości będą zapewne oblegane, ale nie ma co się na razie tym martwić.

Czerwiec upłynął mi pod znakiem science-fiction, ponieważ był to już drugi miesiąc wyzwania #tryscifi, które miało na celu popularyzację tej odmiany gatunkowej – często błędnie kojarzonej z samymi twardymi, naukowymi rzeczami prosto z kosmosu (lub żywcem wyciągniętymi z połowy XX wieku)! Jestem więc dosłownie przejedzony książkami pasującymi do fantastyki naukowej, ale jednocześnie odkryłem wielu nowych autorów i rozpocząłem kilka naprawdę ciekawych cykli, które z wielką chęcią będę kontynuował!

A jak to ostatecznie wyglądało, jeśli chodzi o liczby? Tak, tabelki i wykresy to moja słabość, więc po tym przydługim wstępie zapraszam na garść statystyk!



Trochę się Wam może to rozjeżdżać z informacjami z Instagrama oraz portali typu Lubimy Czytać, ale spokojnie, nie popełniłem tu żadnego błędu! Po prostu, żeby mi się moje własne statystyki zgadzały, ująłem tutaj również recenzenckie tytuły, o których średnio mogę cokolwiek powiedzieć głośno – są więc u mnie oznaczone jako ukryte. Natomiast jako zanonimizowane dane wpadły w odpowiednie tabelki. One również wyjaśniają tak małą reprezentację papieru i e-booków w czerwcu…


No, trochę ich było. W drugim tygodniu czerwca to tyle odcinków się pojawiło, że prawie audiobooków nie miałem jak słuchać! Podcasty jednak to życie, tyle dzięki nim można się dowiedzieć (lub nadrobić braków, czy to popkulturalnych, czy choćby dotyczących wydarzeń ze świata), że głowa mała. Nie ma mowy, żebym z nich zrezygnował!


Cóż tu dużo pisać… No słuchało się no! Pewnie od lipca proporcja będzie wyglądać nieco inaczej, gdyż wiele podcastów przejdzie w tryb wakacyjny, ale czasu będę miał na słuchanie tyle samo. Pewnie więc po prostu wjedzie więcej audiobooków!


Znowu oglądałem zdecydowanie więcej seriali niż filmów… Trudno jednak, żeby było inaczej, gdy w tym samym miesiącu wychodzi zarówno nowy sezon „Stranger Things”, jak i „The Boys”! A oto i pełna lista obejrzanych, unikalnych tytułów:

  1. „Barry”
  2. „Stranger Things”
  3. „The Boys”

Na Instagramie zasięgi już od dawna coraz mniejsze, aczkolwiek dalej sprawia mi frajdę przede wszystkim kontakt wirtualny z Wami wszystkimi. A oto i zdjęcie, które zdobyło w czerwcu najwięcej polubień organicznych:

Na koniec pora na listę przeczytanych oraz przesłuchanych tytułów!

  1. „Distortion” – C. Zbierzchowski
  2. „Cylinder van Troffa” – J. A. Zajdel
  3. „Powrót” – M. Podlewski
  4. „Toy Land” – R. J. Szmidt
  5. „Megalopolis 2077” – S. Król
  6. „Starość aksolotla” – J. Dukaj
  7. „Księżyce Monarchy” – D. Domagalski