wtorek, 16 marca 2021

[PREMIERA] „Przedsionek piekła” – Tomasz Kaczmarek

„Przedsionek piekła” – Tomasz Kaczmarek
Źródło: Lubimy Czytać

Autor:
Tomasz Kaczmarek
Tytuł: Przedsionek Piekła
Wydawnictwo: Uroboros
Stron: 368
Data wydania: 24 marca 2021

Na tę premierę czekałem już praktycznie od roku. W sumie niekoniecznie dlatego, że znam autora i bardzo chciałem przeczytać jego książkę, ale pierwszy raz została zapowiedziana jeszcze w 2020 roku. Niestety z takich, a nie innych powodów „trochę” się przesunęła i „Przedsionkiem Piekła” możemy się nacieszyć dopiero od 24 marca 2021 roku. Nie bez powodu użyłem tutaj słowa „nacieszyć się”, bo faktycznie była to bardzo przyjemna przygoda. Być może nie aż tak, żeby z wypiekami na twarzy czekać kilkanaście miesięcy, jednak na tyle dobra, żeby nie czuć rozczarowania. Można nawet powiedzieć, że czuję się usatysfakcjonowany lekturą.

Szpital psychiatryczny w Exmore posiada specjalny oddział przeznaczony dla największych zbrodniarzy i szaleńców, jakich nosiła Ziemia. Wśród nich znajduje się niepozorny staruszek, grzecznie spędzający pozostałe mu dni na bardzo podstawowych zajęciach. Jego przeszłość jednak szybko daje o sobie znać, gdy do szpitala trafia niesamowicie poparzony pacjent. Wtedy na jaw wychodzi nie tylko historia ich obu, ale również wielu innych osób zamieszanych w bardzo niecodzienne wydarzenia. Niecodzienne nawet jak na świat, w którym trzech bogów-naukowców unowocześniło XIX wiek tak, jak nikt sobie nie mógł tego wyobrazić.

Świat stworzony przez autora to alternatywna Ziemia XIX wieku, na której pojawiło się trzech Bonaków – bogów-naukowców, dzięki którym postęp technologiczny poszedł do przodu w sposób trudny do wyrażenia sobie. Rzecz jasna nie jest to żadne science-fiction, nie ma w nim miejsca na elementy, które być może kiedyś pojawią się w wyniku wzmożonego wysiłku naukowców. Jest to świat rozwinięty jak na realia XIX wieku. Elektryczność pełną gębą, badania nad plazmą, wielkie baterie dostarczają potrzebnej energii, automaty pomagające ludziom w codziennych czynnościach – innymi słowy rewolucja przemysłowa na miarę tamtych czasów! Wszystko to oczywiście dzięki wspomnianej trójce tajemniczych gości, którzy pojawili się nagle na świecie…

Cała ta otoczka związana ze światem przedstawionym jest zdecydowanie najmocniejszą stroną „Przedsionka piekła”. To nie tylko wspomniane pomysły na przyspieszeniu nauki, ale również klimat. Duszny, ciężki, mocno przemysłowy. Bardzo nasuwał mi na myśl cyberpunk przesunięty w czasie – też tak naprawdę korporacje (choć nie nazwane w ten sposób) rządzą całym światem, choć tak naprawdę w każdym rejonie największą władzę ma jeden z Bonaków. Wszystko jest mocno unowocześnione i uprzemysłowione. Są dzielnice z fabrykami, zakładami przetwórstwa, są ludzie zepchnięci na margines społeczeństwa, mieszkający w wielkich kompleksach. To jest coś, co faktycznie mogłoby uchodzić za odpowiednik cyberpunku sto lat temu.

Można poczuć, że Tomasz Kaczmarek rozkleił sobie mapy oraz historię tego świata na ścianach swojej pracowni, tak jak serialowi agenci FBI rozklejają sobie dane dotyczące ściganych seryjnych morderców. Z jakiego powodu tak sądzę? Co chwilę pojawiają się różne smaczki dotyczące świata, opisujące czy to jakąś mniej istotną, ale ciekawą historię danej dzielnicy, czy też legendę powstania miasta. Jest mnóstwo smaczków historycznych (fikcyjnych oczywiście, ale bez stworzenia historii całego uniwersum, autor nie byłby w stanie ich przytoczyć), geograficznych i politycznych. Tak delikatnie wrzucanych, zupełnie jak przeciętny człowiek, który opowiada o swojej rodzinnej miejscowości. Ot, lekka dygresja o tamtej restauracji, jak kiedyś były tam organizowane bale maturalne, ale zmienili się właściciele i teraz jest to już knajpa typu fine dining. 

Mega ciekawie pisarz podszedł też do chronologii wydarzeń. Z początku wydawać by się mogło, że mówimy o wydarzeniach mających miejsce równolegle do siebie, jednak szybko okazuje się, że Tomasz Kaczmarek skleja całą historię z wielu fragmentów, które miały miejsce w ciągu wielu lat. Dość często na tego typu zabiegi narzekam, ponieważ nie jest łatwe zrobić to tak, aby miało to ręce i nogi. Tym razem jednak sposób ułożenia chronologii uznałem za niezwykle intrygujący – mega fajnie się to z sobą przeplata, nie wprowadza chaosu, a kiedy już się połapiemy, że to są wydarzenia z różnych dat, to wcale nie mamy problemu z usytuowaniem ich na osi czasu. Po prostu wow, zwłaszcza że jest to debiut powieściowy autora. W połączeniu ze światem, który wydaje się dopracowany przez pisarza, tworzy to mega pozytywną mieszankę dla debiutu.

Tak naprawdę wspomniane powyżej elementy to siła napędowa całego „Przedsionka piekła” – siła, która jest naprawdę potężna i przykuwa czytelnika do książki. Trochę mniej robi to historia sama w sobie oraz postacie, które nie są do końca tak wyraziste, jakby się chciało, żeby były. W niektórych momentach bohaterowie nie są konsekwentni w swych poglądach oraz wyborach wielu z nich jest… płaskich i wyglądają jak marionetki potrzebne jedynie do popchnięcia wszystkiego do przodu (jak Kathleen czy Michael). Fajną robotę wykonał plot twist, którego musimy się niejako domyślić pod sam koniec, jednak nawet on nie do końca wyjaśnia, czemu kilka osób zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Cóż, nie można jednak wymagać wszystkiego, prawda?

Jest to bardzo udany debiut, który chętnie polecę wszystkim fanom nieco innej fantastyki niż ta, którą współcześnie można dorwać. Innej niż wszelkie high fantasy czy nawet coraz bardziej popularne urban, zupełnie innej również niż typowy cyberpunk, który wraca na salony pod wpływem niedawnej premiery „Cyberpunk 2077”. Liczę po cichu na to, że autor zaplanował kolejną część, co mogłoby sugerować zakończenie książki, bo może to być cykl, który trochę namiesza na polskiej scenie fantastyki. Jeśli Tomasz Kaczmarek stworzy bardziej porywające historie i wyraziste postacie, to świat przez niego stworzony tchnie nowe życie w stagnację i rutynę, którą można zauważyć niemalże wszędzie. Trzymam więc za to kciuki i zachęcam do samodzielnego zapoznania się z tą powieścią.

Łączna ocena: 7/10




Za możliwość przeczytania dziękuję



środa, 10 marca 2021

Bardzo chcę! #78 – „Życie prywatne elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej” Sławomir Koper

Źródło: Lubimy Czytać

Gdy chodziłem do szkoły, całym sercem nienawidziłem lekcji historii. Były nudne, nużące, pełne informacji przekazywanych z zapałem leniwca udającego się na popołudniową drzemkę. Kartkówki oraz klasówki ograniczały się głównie do próby odgadnięcia, czy 14 lipca 976 roku o godzinie 13:56 to akurat sługa pomocnicy niewolnika damy dworu jakiegoś pobocznego księcia francuskiego zasztyletował psa księcia, czy też chodziło raczej o to, że w tym czasie poseł z wrogiego kraju zwymiotował na buty dowódcy gwardii królewskiej i wywołam tym samym wojnę między dwoma plemionami. Rozumiecie, co mam na myśli? Ogrom nikomu niepotrzebnych informacji, przez które na historię bliższą współczesności nie ma miejsca.

Dopiero w dorosłym życiu okazało się, że historia potrafi być naprawdę ciekawa! A nie dość, że nauczyciele historii obrzydzili ten przedmiot wielu uczniom, to na dodatek zmuszanie do czytania Reymonta czy Żeromskiego potrafił wywołać niechęć do tych pisarzy. Taką trwałą. A tak być nie powinno! W końcu w pewnym momencie życia zaczyna się doceniać twórczość znienawidzonych za młodu twórców. Zwłaszcza że twórczość twórczością, ale pozostaje jeszcze bardzo bogate życie prywatne wspomnianych osób! Te z kolei należy już do dziedziny historii. Właśnie między innymi z tych powodów ląduje tutaj książka o wdzięcznym tytule „Życie prywatne elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej”, która opowiada o eksplozji talentów, która miała miejsce w Polsce, w dwudziestoleciu międzywojennym.

Oceńcie zresztą sami, czy jest to według Was warty uwagi tytuł!

„Żadna inna epoka w historii naszego kraju nie zanotowała podobnej eksplozji talentów jak dwudziestolecie międzywojenne.

Pisali wówczas najwybitniejsi literaci z Reymontem, Żeromskim, Nałkowską i Dąbrowską na czele, tworzył Tuwim, Wierzyński,Pawlikowska-Jasnorzewska, malowała Stryjeńska, Witkacy, komponował Szymanowski.

Na scenie grali Jaracz, Junosza-Stępowski, Węgrzyn, na deskach kabaretu śpiewała Ordonka, tańczyły Zula Pogorzelska i Loda Halama. Popularnością cieszyli się aktorzy filmowi ze Smosarską i Żabczyńskim na czele.

Warszawa i Polska lat dwudziestych i trzydziestych stanowi wyjątkowo wdzięczny temat. To miejsce, gdzie kwitło radosne życie towarzyskie, gdzie rodziły się i upadały kariery, gdzie artyści cieszyli się wyjątkowym uznaniem. I z reguły odnosili komercyjny sukces, a nawet jeżeli nie zaznali go za życia, to przyszłe pokolenia potwierdziły ich wielkość”.

Zaintrygowani?

poniedziałek, 8 marca 2021

„Wezwij sokoła” – Maggie Stiefvater

„Wezwij sokoła” – Maggie Stiefvater
Źródło: Lubimy Czytać

Autor:
Maggie Stiefvater
Tytuł: Wezwij sokoła
Wydawnictwo: Uroboros
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Stron: 520
Data wydania: 24 lutego 2021

Luty obfitował u mnie w książki Grupy Wydawniczej Foksal – najpierw jedna sztuka od Wydawnictwa YA!, a teraz kolejne od Uroborosa. Cóż jednak poradzę na to, że akurat tyle tytułów wydawało się bardzo interesującymi pozycjami? Zwłaszcza że nie tylko wydawały się, ale również okazały – jeszcze cały czas żyję biopunkową wizją świata stworzoną przez Magdalenę Kucenty. Tymczasem jednak przeskoczyłem z jednej odmiany fantastyki w drugą, bardziej… klasyczną, rozpoczynając jednocześnie kolejny cykl (ech, tak wiele cykli naraz…). Rzecz jasna skusił mnie głównie opis, który obiecywał wiele i sugerował spory potencjał na powieść. Chyba jednak nie do końca są to moje klimaty, zwłaszcza że mam do zarzucenia też sporo od strony bardziej… technicznej. Tylko nie wiem komu, czy autorce, czy też tłumaczowi i redakcji.

W świecie, w którym sny mogą stać się rzeczywistością, trzeba bardzo uważać na swoje marzenia. Zwłaszcza kiedy jest się śniącym, który powołuje do życia wszystko, co tylko pojawi się w jego uśpionym umyśle. Może stać się tak twórcą, jak i zabójcą – stworzycielem i niszczycielem. Może zostać również wykorzystany, a wszelkie życie przez niego powołane, zostanie unicestwione jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W takim świecie nigdy nie wiadomo, co jest prawdą, a co fikcją. Albo raczej co jest naprawdę rzeczywiste, a co jedynie czasowo.

Chaos, chaos i jeszcze raz chaos. Miałem ogromny problem, żeby się dogadać zwłaszcza z początkiem książki. Być może po części wynika to z faktu, że „Wezwij sokoła” osadzone jest w świecie, który został opisany w kilku tomach (o ile dobrze się zorientowałem), jednak mimo wszystko jest to kompletnie nowy cykl, w związku z czym przydałoby się jakiekolwiek wprowadzenie czytelnika. Tymczasem brakło czy to jakiegokolwiek opisu, czy choćby najprostszej ekspozycji w dialogach. Za to otrzymałem przełączanie pomiędzy jednym a drugim miejscem oraz między różnymi postaciami, które zdawały się wiedzieć, co robią, w przeciwieństwie do mnie. Ja w sumie ani nie wiedziałem, co one robią, ani co ja robię.

To jest jednak zapewne „problem” tego, że nie czytałem poprzedniego cyklu. Wygląda na to, że osoby, które są już zapoznane ze światem, nie mają takich wrażeń, jak ja. Bardzo prawdopodobne jest, że po zapoznaniu się z „Kruczym Królem” odniósłbym zupełnie inne wrażenia. Nie byłbym tak zagubiony i zdezorientowany. W „Wezwij sokoła” brakuje bowiem jakiejkolwiek ekspozycji na świat i być może nie jest to żaden błąd, jednak dość jasno trzeba sobie w tym momencie powiedzieć – osobiście odradzam czytanie tego cyklu bez znajomości wcześniejszej twórczości autorki. Inaczej możecie się odbić od muru, tak jak to poniekąd zrobiłem.

Kolejnym problemem, jaki napotkałem już na samym początku, było mnóstwo powtórzeń. Rozumiem, że czytałem wersję przed ostateczną korektą i mogły się trafić różne niedoróbki (a literówek czy złych końcówek było sporo, tego się jednak nigdy nie czepiam w takich egzemplarzach), jednak jawne użycie dziewięć razy tego samego imienia do określenia podmiotu na jednej stronie zawierającej trzydzieści dwa wersy to gruba przesada. Jakby nie można opisać osoby w inny sposób niż tylko jej imieniem. Wszak wiadome jest, że „Ronan” nie może zostać zastąpione za pomocą „mężczyzna”, „brat”, „człowiek”, „śniący”, „on” (wraz z wszystkimi zaimkami osobowymi), czy w jakikolwiek inny, pasujący do okoliczności sposób. Nie da się tego czytać.

Dość duży szok przeżyłem również we fragmencie, za który nie mam pojęcia, kto jest odpowiedzialny – czy sama autorka, czy tłumacz. Ogólnie przeszło to przez tyle rąk, że to nie miało prawa dotrzeć nawet do prebooka. W rozmyślaniach dotyczących tego, czy jedna z postaci ma skoczyć z dachu, czy nie, pojawiły się… wielkości fizyczne. Dokładniej jedna – prędkość. Wyrażona w książce jako metry na sekundę do kwadratu. Jakby tego było mało, pojawiła się sugestia tego, że spadek swobodny ma stałą prędkość (o wartości 9,1 – a jakże! – metrów na sekundę do kwadratu, przypomina Wam to coś? 9,81 m/s2 na przykład, czyli przyspieszenie ziemskie?), co jest już dość kuriozalne. Tego typu elementarne błędy nie powinny się pojawiać nigdy w książkach. Nieważne jakich.

Wielka szkoda, że te wszystkie wypunktowane wyżej problemy się pojawiły (chociaż być może w finalnej wersji będzie nieco lepsza redakcja tych wszystkich powtórzeń). Sam świat wygląda bowiem na całkiem dobrze rokujący – nie spotkałem się jeszcze z systemem śnienia i przenoszenia rzeczy ze snów. Rzeczy lub osób, bo i tak się może zdarzyć. Do tego bohaterowie są naprawdę konkretni – każdy ma swój zestaw cech, którym jest wierny i których się trzyma, dość łatwo jest ich opisać i przede wszystkim nie ma problemu z opisaniem ich podejścia do świata. Zwłaszcza trójka braci Lynch wydaje się naprawdę fajnie skonstruowana i przedstawiona. Zagęszczenie postaci również jest wręcz idealne – autorka prowadzi kilka różnych wątków z wieloma bohaterami, jednak nie sposób się w tym wszystkim pogubić od strony czysto logistycznej.

Trudno mi coś więcej napisać, bo nawet nie mam za bardzo skonkretyzowanej ostatecznej oceny. Męczyłem tę książkę, jednak być może nieco łatwiej by było, gdybym znał poprzedni cykl napisany przez Maggie Stiefvater. Nie jestem jednak przekonany, czy pomogłoby to w usunięciu wrażenia bezcelowości, do której zmierzała większość akcji opisanych na kartkach tej lektury. Tak naprawdę jedynie sam początek z lekkim zarysowanej tła oraz postaci, a także zakończenie, pokazały, gdzie zmierza fabuła. No i czego można się spodziewać po kolejnym tomie. Przyznam jednak szczerze, że jakoś nie mam ochoty dawać kolejnej szansy autorce. Wierzę, że dla fanów „Kruczego króla” będzie to wartościowa pozycja, jednak dla mnie nie była ona tak do końca warta spędzonego z nią czasu.

Łączna ocena: 5/10




Za możliwość przeczytania dziękuję


czwartek, 4 marca 2021

Co pod pióro w marcu 2021?

Najkrótszy miesiąc w roku już za nami! Mam nadzieję, że jego niezbyt powalająca liczba dni nie spowodowała, że Wasze plany poszły się kochać! Mnie się nie udało przeczytać tylko jednej założonej pozycji – najgrubszej… „Wojny i pokoju” tomów III oraz IV, które leżą sobie w sumie od stycznia na moim Kindle’u. Tym razem jednak idzie na pierwszy ogień i nie ma przebacz! Nie ma już takiego przesuwania, nie wiadomo ile czasu! Trochę mi to ułatwi prawie całkowity brak egzemplarzy recenzenckich. Tylko jeden na mnie czeka (znaczy na razie nie dosłownie, ale mam w planach), więc nie powinien stanowić przeszkody dla „Wojny i pokoju”.

Trochę się przez tego grubaska obawiałem planować klasycznie cztery tytuły na marzec, ale tak sobie pomyślałem, że w sumie czemu miałbym nie dać rady? W końcu 31 dni jest? Jest. Cztery weekendy są? Jak najbardziej! Nie ma co się więc ograniczać. Zwłaszcza że chciałbym znowu ruszyć dalej książki z Uniwersum Metro 2033, a te się naprawdę szybko czyta. Nie wiem, ile mi się uda wchłonąć audiobooków, ale te pewnie jak zwykle będą stanowiły znakomitą większość książek, które przeczytam. Cóż, zależy możliwości lekkiego rozdwojenia uwagi!

Przejdźmy więc już do konkretów i planów. Jak zwykle okładki pochodzą rzecz jasna z serwisu Lubimy Czytać!

„Wojna i pokój” – Lew Tołstoj

Dokładniej rzecz biorąc tomy III oraz IV. I tym razem już naprawdę to przeczytam! Wiem, że odkładam i odkładam, jednak tym razem nie ma przebacz! Zabieram się za to i kończę, bo niebawem naprawdę się zgubię. Tak właściwie planowałem ukończyć całość jeszcze w tamtym roku, ale wyszło, jak wyszło…

„Przedsionek piekła” – Tomasz Kaczmarek

To dość długo wyczekiwana premiera. Początkowo miała się ukazać już rok temu, jednak nie do końca to wyszło. Na szczęście udało się dociągnąć sprawę do końca i pod koniec marca pojawi się oficjalnie w księgarniach! A cóż to w ogóle jest? „Ameryka alternatywnego XIX wieku” z technologią, której dzisiaj byśmy się nie powstydzili! Znaczy coś potencjalnie bardzo ciekawego!

„Dzielnica obiecana” – Paweł Majka

Też już się pojawia w moich planach któryś raz z kolei… Chciałbym jednak bardzo wrócić do Uniwersum Metro 2033, bo jeszcze sporo książek przede mną! A tutaj dodatkowym smaczkiem jest to, że akcja osadzona została w Krakowie, znaczy w Polsce. Takiego Metra jeszcze nie miałem okazji spróbować!

„Zabić drozda” – Harper Lee

To jeden z tytułów, które zaplanowałem do nadrobienia w 2021 roku – pełna lista dostępna jest na moim koncie Instagram, w wyróżnionej relacji #5na2021. Klasyka klasyki, wydana po raz pierwszy w 1962 roku, w obecnych czasach mająca zapewne zupełnie inny wydźwięk, niż na przykład w latach 90. XX wieku. Jestem jej przeokrutnie ciekaw.

AUDIOBOOKI

Nie może u mnie oczywiście zabraknąć audiobooków! I tak często sięgam po to, co mi się akurat spodoba, ale mimo wszystko staram się zrobić sobie również listę potencjalnych tytułów. Próbowałem wygrzebać takie... nieco dłuższe pozycje, jednak średnio mi to chyba wyszło. No, nie licząc jednej z nich... Tym razem więc wylądowały na niej między innymi takie oto książki (jedna z nich to ponad dwadzieścia godzin słuchania – oby było dobre!):

  1. „Ludowa historia Polski” – Adam Leszczyński
  2. „Hazardziści. Gra o życie” – Beata Biały
  3. „Krew i honor” – Michał Zygmunt
  4. „Kaizen” – Tomasz Miler


wtorek, 2 marca 2021

Podsumowanie luty 2021

Najkrótszy miesiąc w roku już za nami! W sumie niby te dwa lub trzy dni krócej niż pozostałe, ale jakoś minął równie szybko, co inne. Nie, żebym narzekał, ale mam wrażenie, że z roku na rok życie coraz szybciej ucieka przez palce… Zwłaszcza jeśli się ma sporo przeróżnych zajęć, wśród których zarówno samo czytanie, jak i prowadzenie bloga oraz social mediów książkowych to tylko jedno z wielu. Wtedy nawet i na rozrywkę można nie znaleźć czasu! Wiecie, jak to jest, czasem jakaś powieść pochłonie człowieka bez reszty i się oderwać nie może, a innym razem przepisywanie bota na Discorda na inny język stanie się celem samym w sobie, którego nie da się odpuścić… Zawsze jednak można liczyć na audiobooki!

Tym razem starałem się skupić na audiobookach nieco dłuższych niż standardowe siedem godzin. Wsysam je naprawdę błyskawicznie, więc czasem wystarczą mi maksymalnie dwa dni (przeplatane podcastami) do skończenia książki. Takie powiedzmy trzynastki lub dłuższe to już większe wyzwanie i nieco dłużej mogę nacieszyć się daną pozycją. Co prawda trafiła się tym razem nawet jedna piątka („Wyborny trup”), jednak nie mogę narzekać na całą resztę. Znaczy, w sumie na „Wybornego trupa” też nie narzekam, bo mimo że krótki, to był naprawdę wartościową lekturą! Kompletnie inną niż wszystkie. Oby więcej takich.

Tyle tytułem niezbyt długiego wstępu, a teraz pora na garść statystyk i przeróżnych plansz!



Tak w sumie, jak na luty to wcale nie tak źle! Tak w sumie to skorzystałem z dobrodziejstw każdego medium książek – papieru, e-booków oraz audiobooków. Zwłaszcza te ostatnie były bardzo owocne. Zarówno po względem ilości, jak i jakości – naprawdę dobre pozycje!


Nie jestem do końca przekonany, czy po prostu mało podcastów się pojawiło w lutym, bo twórcy zwyczajnie ich nie wypuszczali, czy znowu będą jakieś niespodzianki z nagłą aktualizacją miliarda odcinków w którymś z przyszłych miesięcy… Wtedy znowu będę cisnął z rzędu pięć odcinków po półtorej godziny! Cóż, jednak dzięki tak niewielkiej ilości podcastów, miałem trochę więcej czasu na audiobooki.

A jak to wyszło, jak się zsumuje jedno i drugie? Mniej więcej tak, jak na załączonym obrazku:


Wcale nie tak źle, prawda? Luty trochę krótszy, mniej odcinków podcastów się pojawiło, za to nadrobiłem nieznacznie w audiobookach. Kiedy tylko mam okazję (i ma to sens) staram się od razu puszczać sobie coś, bo słuchanie to chyba jedna z tych czynności, które spokojnie można robić w trakcie wykonywania innych. Czemu więc nie korzystać z takiej optymalizacji?

W serialach i filmach szału nie ma. W sumie powinienem napisać jedynie o serialach, bo produkcji na wielkim ekranie nie obejrzałem ani jednej. Królował „The Following”, który posuwał się powoli do przodu, głównie w same weekendy.


Wspominałem, że nie ma szału w różnorodności tytułów? To wspominam jeszcze raz! Oto lista obejrzanych seriali!

  1. „The Following”

Hehe, długa, prawda? 


Lekarz w takim przypadku powiedziałby, że „stan jest stabilny”! Cieszę się każdego miesiąca z absolutnie wszystkich liczb, jakie się tu pojawiają, niezależnie czy rosną, czy spadają! Oznaczają bowiem one, że zawsze są ludzie, którzy mniej lub bardziej chętnie obserwują te moje poczynania w internetach!

Dużych różnic w polubieniach zdjęć na Instagramie nie było, jednak jednoznacznie to właśnie to tutaj na dole, zdobyło ich najwięcej:

Ponownie spędzicie dużo czasu na czytaniu poniższej listy książek, które wzbogaciły moją biblioteczkę…

  1. „Wezwij sokoła” – Maggie Stiefvater
  2. „Przedsionek piekła” – Tomasz Kaczmarek

A na sam koniec oczywiście pełna lista przeczytanych pozycji, wraz z linkami do opinii o nich!

  1. „Twoja światłość” – A. Grainger
  2. „8000 zimą” – D. McDonald
  3. „Masters of Doom” – D. Kushner
  4. „Zodiaki. Genokracja” – M. Kucenty
  5. „Mitologia słowiańska” – J. Bobrowski, M. Wrona
  6. „Mikołaj Kopernik (1473 - 1543)” – A. Lenkiewicz
  7. „Wyborny trup” – A. Bazterrica
  8. „Wezwij sokoła” – M. Stiefvater
  9. „Nikola Tesla. Cudowny umysł” – J. J. O'Neill
  10. „Nauka to lubię” – T. Rożek
  11. „Zmierzch demokracji” – A. Applebaum

A jaki był Wasz luty?



poniedziałek, 1 marca 2021

Zbiorczo spod pióra w lutym 2021

Luty może i był krótkim miesiącem, ale za to bardzo intensywnym! W każdym razie dla mnie! Chociaż z drugiej strony, który miesiąc taki nie jest… Miałem w lutym kilka egzemplarzy recenzenckich, całkiem udanych zresztą, do tego dobrałem się do świetnych audiobooków, więc czegóż mógłbym chcieć więcej? Być może trochę czasu, o. Tym bym nie pogardził. Nigdy nie gardzę dobrymi rzeczami, więc książki też bym jakieś przytulił, jeśli ktoś chciałby się nimi ze mną podzielić. Tymczasem zadowolę się swoimi własnymi, które już mam, a które sobie czekają w kolejce, jak również recenzenckimi!

W sumie egzemplarze przekazane do zopiniowania wypełniły mi praktycznie cały miesiąc, jeśli o papier chodzi. Cała reszta to rzecz jasna audiobooki, które starałem się jednak dobierać też trochę kluczem długości. Wciągam je dość szybko, więc fajnie jest, kiedy mogę spędzić z nimi trochę więcej czasu niż te siedem godzin. Zazwyczaj jednak to właśnie gdzieś między sześcioma a dziesięcioma godzinami czytania planuje się czas, który należy spędzić nad daną pozycją, nic więc dziwnego, że akurat takich audiobooków jest najwięcej…

Cóż, chyba wystarczy już tego marudzenia i czas przejść do krótkich opinii poszczególnych książek!

„8000 zimą” – Bernadette McDonald

Format: Audiobook
Stron/długość: 11h 34m
Lektor: Wojciech Żołądkowicz

Można uznać tę pozycję za idealną dla kogoś, kto chciałby dopiero zobaczyć, czy literatura górska mu odpowiada. „8000 zimą” to historie prawie wszystkich (zabrakło zdobycia K2, które miało miejsce po wydaniu książki) pierwszych wejść zimowych na ośmiotysięczniki. Praktycznie większość z nich to opowieści o Polakach, ponieważ nasi rodacy zdobyli dziesięć z czternastu pierwszych wejść i nie bez powodu jesteśmy znany jako Lodowi Wojownicy. Już od lat 80. XX wieku uprawiamy jako naród „sztukę cierpienia”, jak to ładnie nazwali zdobywcy najwyższych gór świata w najmniej sprzyjającej porze roku.

Wiele z tych historii słyszałem lub czytałem już nie raz i nie dwa razy, ale piękne w nich jest to, że każdy opowiada je nieco inaczej. Z innej perspektywy, czasem dorzucić trochę więcej informacji lub emocji, a czasem po prostu przekazując inny punkt widzenia. Bernadette McDonald zbierała materiał już od ponad 20 lat i miała okazję rozmawiać z takimi sławami jak nieżyjący już Jerzy Kukuczka czy Tomasz Mackiewicz. Jak więc możecie się domyślić, materiału jest dużo, a do tego bardzo dobrze przygotowanego.

„Masters of Doom” – David Kushner

Format: Audiobook
Stron/długość: 14h 30m
Lektor: Maciej Jabłoński

Ach, cóż to była za przygoda! Tak dosłownie! Ciekawy język został zastosowany, pełen kolokwializmów i slangu (chociaż być może odrobinę toporni przetłumaczonego) starych graczy, właśnie z czasów lat 90. i początku nowego tysiąclecia. Sam nie pamiętam oczekiwania na pierwszego „Dooma”, ale pamiętam doskonale rozgrywki lokalne, spinanie sieci z sąsiadem, a później deathmatche w „Quake’u” i „Unreal Tournament”. To zapewne jednak nic w porównaniu do tego, co czuli ludzie na przełomie lat 80. i 90. XX wieku, a o tym właśnie jest ta książka.

Autor musiał naprawdę poświęcić kupę godzin na przygotowania do „Masters of Doom” i przeprowadzić wiele szczegółowych wywiadów. To dosłownie aż czuć w każdym zdaniu. Opisy pracy w biurze i tego, jak dwóch Johnów podchodziło do swojej pracy widać w wyobraźni jak na dłoni dzięki ogromowi detali. Piękna, nieco nostalgiczna podróż, która być może kiedyś stanie się pewnego rodzaju biblią historii gier typu FPS. Spędziłem wspaniałe czternaście godzin, słuchając dzieła napisanego przez Davida Kushnera.

„Mitologia słowiańska” – Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona

Format: Audiobook
Stron/długość: 7h 11m
Lektor: Roch Siemianowski

Ostało się bardzo niewiele źródeł historycznych, które zawierają jakiekolwiek mity słowiańskie. Niektórzy nawet posuwają się do stwierdzenia, że coś takiego jak mitologia słowiańska w ogóle nie istnieje i nigdy nie istniała – ewentualnie nie jesteśmy w stanie tego udowodnić. Udało się jednak „odtworzyć” część opowieści, które spełniają tę samą funkcję co mity w przeciętnej mitologii, a są one na tyle ciekawe, że warto się z nimi zapoznać. W końcu mieszkamy tam, gdzie mieszkamy i jest to w pewnym sensie „nasza historia”. Jakub Bobrowski oraz Mateusz Wrona wzięli więc sprawę w swoje ręce i posklejali to wszystko w bardzo zgrabną książkę!

Jednym z przyświecających im celów było napisanie zbioru z wykorzystaniem jak najbardziej pasującego do tematyki języka, a więc w miarę możliwości bez obco brzmiących słów oraz z wykorzystaniem dawnego ich znaczenia. Wyszło to bardzo zgrabnie i stylistycznie opowieści brzmią jak coś, co można nazwać słowiańskimi mitami. Przede wszystkim jednak najlepszą robotę robi kolejność oraz kategoryzacja wszystkich historii – wprowadzają czytelnika powoli, w konkretnym porządku we wszystko, co powinien wiedzieć. Mamy więc i stworzenie świata, i poszczególnych bogów, biesy, które występowały w ludowych wierzeniach wraz z ich cechami szczególnymi i mnóstwo innych wiadomości, które są zachwycające w swoim pięknie.

„Mikołaj Kopernik (1473 - 1543)” – Antoni Lenkiewicz

Format: Audiobook
Stron/długość: 9h 24m
Lektor: Maciej Gąsiorek

Daty, daty, jeszcze raz daty. „Mikołaj Kopernik (1473 - 1543)” autorstwa Antoniego Lenkiewicza pełen jest dat oraz innych, bardzo trudnych do zapamiętania szczegółów. Świadczy to o dogłębnej analizie autora, chociaż jednocześnie powoduje, że czułem się jak na znienawidzonych lekcjach historii w liceum. Ma to jednak swoje plusy – jeśli chcemy, to możemy poznać w detalach życie Mikołaja Kopernika i to na poziomie, którego ciężko się spodziewać po tak odległych czasach.

Dzięki tej książce możemy poznać Kopernika z innych stron, nie tylko tej astronomicznej. Jeden z najsłynniejszych Polaków (chociaż z tej pozycji dowiemy się, że może niekoniecznie powinniśmy go nazywać Polakiem) był bowiem wszechstronnie uzdolniony, studiował zarówno prawo, jak i medycynę, a do tego filozofia nie było mu obca. Jest to więc naprawdę wartościowa pozycja. Szkoda tylko, że na samym końcu Antoni Lenkiewicz pozwolił sobie na upuszczenie emocji związanych z jego prywatną walką z władzami Wrocławia… Nie było w tym ani odrobiny obiektywności, a negatywne uczucia wylewały się wręcz litrami spomiędzy słów.

„Wyborny trup” – Agustina Bazterrica

Format: Audiobook
Stron/długość: 5h 5m
Lektor: Robert Jarociński

Gdy kanibalizm staje się jedyną szansą na zjedzenie mięsa. Nie chodzi wcale o jakieś skrajne sytuacje typu uwięzieni w arktycznym lodzie marynarze (he-he, no siema, fani „Terroru”) czy coś w tym stylu, ale o „normalny” świat, w którym po prostu jedzenie ludzkiego mięsa jest usankcjonowane prawnie. No, z małymi szczegółami – to mięso nie może mieć imienia i nazwiska. Mamy więc całe farmy „sztuk” przeznaczonych na ubój wraz z łańcuchem przetwórstwa oraz dostaw. Ryje w banię i to porządnie.

Co jednak wyróżnia tę książkę wśród innych makabresek? Groteska go nie dotknęła. Nie jest przerysowany, przekombinowany czy zwyczajnie obrzydliwy. Czasem ma zbyt prosty język i konstrukcje gramatyczne oraz stylistyczne rodem z czasów nauki pisania długich form, ale pod względem konstrukcyjnym jest to coś wspaniałego. Dobry przykład na to, jak przełamać tabu i zrobić to dobrze, bez wywoływania negatywnych emocji. Skrajnych, a i owszem. Czy negatywnych? Absolutnie nie.

„Nikola Tesla. Cudowny umysł” – John Joseph O'Neill

Format: Audiobook
Stron/długość: 13h 13m
Lektor: Tomasz Kućma

WOW! To była jedna z najlepszych biografii, jakie kiedykolwiek miałem okazję czytać lub słuchać. Mnóstwo informacji, ogrom po prostu szczegółów, podanych jednak w niezwykle przystępny sposób. Chciało się aż słuchać dalej i dowiedzieć jeszcze więcej. Trzynaście godzin spędzonych na słuchaniu o życiu jednego z najwybitniejszych wynalazców, jakich nosiła nasza planeta Ziemia to w świetle tej pozycji aż za mało. Wszak o Tesli można powiedzieć naprawdę wiele.

Nikola Tesla daje się tu poznać nie tylko jako niezwykły umysł, ale i jako zwykły człowiek, z przywarami, problemami, wadami oraz potrzebami. Zwłaszcza ciekawe są paranoje oraz przyzwyczajenia, które „doskwierały” wynalazcy i po części były powodami, przez które ten niesamowity człowiek nie osiągnął tyle, ile mógł. Na przeszkodzie jak zwykle stanęły między innymi pieniądze, a dokładniej ich brak. Naprawdę warto.

„Nauka to lubię” – Tomasz Rożek

Format: Audiobook
Stron/długość: 6h 38m
Lektor: Maciej Radel

Książka ta ma już swoje lata – wydana została w 2012 roku – jednak jej treść nie jest jakoś mocno przestarzała. Zawdzięcza to zapewne bardzo podstawowemu podejściu do tematu i przekazaniu najprostszych, ale ciekawych informacji ze świata nauki. Na dodatek takiej, która faktycznie może nam się w życiu przydać, lub nad którą się zwyczajnie nie zastanawiamy, bo dotyczy naszej codzienności. Na przykład jak powstają płatki śniegu, czemu gorąca woda szybciej zamarza niż chłodna, czy też dlaczego wydmy wydają dziwne odgłosy (wydają! serio!).

Na pewno świetnie nadaje się dla dzieci i młodzieży żądnej wiedzy i ciekawostek, jednak dorosły czytelnik może poczuć się nieco znużony. Naprawdę kawał fajnej roboty, tylko… no dosłownie chodzi o podstawy i bardziej przyziemne rzeczy. Bardzo ważne, jednak zwyczajnie w pewnym momencie można nie dźwignąć tematu. W każdym razie polecić mogę z czystym sumieniem, nie nastawiajcie się jednak na fizykę kwantową czy inne mega skomplikowane rzeczy. A dodatkową zachętą niech będzie fakt, że autor co chwilę podrzuca różne, fajne sposoby na przeprowadzenie eksperymentów w domowym zaciszu!

„Zmierzch demokracji” – Anne Applebaum

Format: Audiobook
Stron/długość: 6h 38m
Lektor: Albert Osik

Anne Applebaum i jej reportaże to zazwyczaj dość wysoka jakość. Donre przygotowanie się do tematu, wyczerpanie go w pełni i przede wszystkim bezstronniczość. Tym razem odrobinę niestety zabrakło tej drugiej. W całym swym doskonałym wypunktowaniu kolejnych kroków, którymi podążają ludzie w kierunku autorytaryzmu, niestety niechęć do konkretnej opcji politycznej aż się wylewa. Nie jest to jednak niechęć w stosunku do autorytaryzmu, ale widać, że chodzi o zwykłe, własne poglądy połączone z osobistymi pobudkami.

Ze „Zmierzchu demokracji” można się dowiedzieć nieco więcej o tym, jak wyglądały (oraz wciąż wyglądają) poczynania niektórych rządów uznawanych za skłaniających się ku autorytaryzmowi oraz poznać mechanizmy, które tutaj działają. W jaki sposób ludziom sprzedać pewne decyzje w taki sposób, aby sami myśleli, że to wszystko dla ich dobra i w granicach legalności – oraz przede wszystkim wszystko w zgodzie z demokracją. Jednak musicie patrzeć przez pace, aby odfiltrować osobiste animozje autorki.