wtorek, 18 stycznia 2022

„Noc Kupały” – Katarzyna Berenika Miszczuk

Źródło: Lubimy Czytać

Autor:
Katarzyna Berenika Miszczuk
Tytuł: Noc Kupały
Wydawnictwo: W.A.B.
Stron: 416
Data wydania: 9 listopada 2016

Pomimo tego, że postać Gosławy, która jest główną bohaterką całego cyklu „Kwiat Paproci”, jest przerażająco wręcz irytująca, to jednak cały świat stworzony przez Katarzynę Berenikę Miszczuk w pewnym sensie mnie rozczulił. Ujmując to bardziej konkretnie: chce mi się czytać dalej! A skoro mi się chce, to niemalże od razu sięgnąłem po kolejny tom – moim planem jest przeczytanie co najmniej jednej powieści miesięcznie. Dzięki temu będę mógł ze świeżym umysłem wejść w historię i ocenić przy okazji, jak się odbiera kolejny tom po chwili przerwy. Jak więc w tym przypadku wypadła druga powieść? Całkiem nieźle, jakkolwiek neutralnie by to nie brzmiało.

Noc Kupały zbliża się wielkimi krokami, co nie jest dobrą wiadomością dla Gosławy. To wtedy zderzy się świat Widzącej oraz słowiańskich bogów, którzy chcą otrzymać to, co tylko ona może im dostarczyć. Jednak pomimo kruchego i pozornego zawieszenia broni, praktykantka u Szeptuchy z Bielin nie może czuć się bezpieczna. Przeszłość Mieszka powraca bowiem w bardzo namacalnej oraz zgoła wściekłej formie. To może postawić pod znakiem zapytania nie tylko dalsze losy samej Gosi, ale również i równowagi na świecie. No, a na pewno równowagi w Bielinach.

Odniosłem wrażenie, że drugi tom „Kwiatu paproci” jest czymś w rodzaju pomostu łączącego całkiem dynamiczną „Szeptuchę” z dalszą częścią historii. Przez większość czasu historia kręciła się wokół oczekiwania na Noc Kupały, ubarwiona dodatkowo demonami (nomen omen) przeszłości. Oznacza to nieco mniej wydarzeń, o które można się wesprzeć fabularnie, jednak mamy za to całkiem niezgorszy zastępnik w postaci wspomnianych już starych dziejów związanych z uczniem Mszczuja. Może jest odrobinę nudniej, ale da się przeżyć. Zwłaszcza że widać to jasno, iż nie jest to kontynuacja z nowymi wątkami, ale łącznik, mający na celu sensownie skleić odległe w czasie zdarzenia (co też jest istotne dla odbioru całej historii).

Gosława jest wciąż tą samą, irytującą na każdym kroku, nieprzystosowaną do życia osobą, jaką była w pierwszym tomie. W niektórych fragmentach wykazywała się nawet jeszcze większą ignorancją, rozpuszczeniem i arogancją niż wcześniej. To wręcz fascynujące, jak konsekwentnie można poprowadzić taką postać i wiedzieć, jak absurdalnie powinna się w danym momencie zachować. Cały czas zachodzę w głowę, jak osoba obdarzona takimi cechami jak ona, mogłaby skończyć medycynę, czy w ogóle jakiekolwiek studia (chyba tylko prześlizgując się za pomocą pieniędzy). Zaiście intrygujące. Ach, no i niestety to może dalej odrzucać wiele osób od całego cyklu. Jeśli ktoś nie może znieść do bólu nieżyciowej i absurdalnie zachowującej się postaci, to lepiej niech tutaj nie zagląda!

Pod koniec tomu, gdy zbliżają się już obchody kupalnocki, zaczyna być naprawdę wartko i ciekawie. Wydarzenia zaczynają gnać, choć niestety odbiło się to też na stabilności opowieści – bywały momenty, w których nie do końca nadążałem za zmianami, a nad niektórymi wręcz musiałem się dłużej pochylić, aby zrozumieć, co autorka miała na myśli. Katarzyna Berenika Miszczuk nie ustrzegła się również pewnych uproszczeń, które mogą zostać odebrane jako pewnego rodzaju dziury, jednak przyznać trzeba, że w porównaniu do zarówno pierwszego tomu, jak i pierwszej połowy „Nocy Kupały”, postawiła sobie tą końcówką dość wymagające wyzwanie. Wbrew temu, co mogą sugerować zdania powyżej, wybrnęła z tego całkiem nieźle.

Podsumowując, mamy kolejny tom pełen fajnego klimatu i słowiańskiej magii zaserwowanej w postaci zjadliwej dla przeciętnego człowieka. Pewnie znawcy tematu nie będą zbyt zadowoleni, jednak dla mnie, jako totalnego amatora, który wie tylko tyle o ile, jest to naprawdę dobra uczta dla wyobraźni. Gosławę chyba już nauczyłem się ignorować, więc przestała mnie razić w oczy, jednak lojalnie uprzedzam, że ani trochę się nie zmieniła. Zobaczymy, co przyniesie trzeci tom i jak rozwinie się cała sytuacja Zwłaszcza z Gosią, której nieco inny obraz pamiętam z „Tajemnicy domu w Bielinach”, napisanej przez Katarzynę Berenikę Miszczuk.

Łączna ocena: 6/10



Za możliwość przeczytania dziękuję




Cykl „Kwiat paproci’

czwartek, 6 stycznia 2022

Podsumowanie roku 2021

Niedawno wjechała kolejna dwójka do liczbowego oznaczenia nowego roku! A to oznacza nowe wyzwania, kolejne szanse, niezwykłe przygody… No dobra, to oznacza po prostu tyle, że będziemy od nowa liczyli pewne rzeczy, a pewnie i tak będziemy sobie żyli, jak do tej pory (w każdym razie pewna część ludzi). Na pewno mniej więcej to oznacza dla mnie nowy rok – jak również kolejną możliwość do wykorzystania różnych liczb zapisywanych przeze mnie skrzętnie przez cały rok! A takie podcasty na przykład to już dostaną swój całoroczny, pełny przekrój! Bazowałem rzecz jasna na tym, co stworzyłem na potrzeby roku 2020, tylko teraz dojdzie dodatkowa plansza zbierająca do kupy audiobooki oraz podcasty.

Właśnie więc od samych audiobooków chciałbym zacząć ten mały festiwal plansz i wykresów. Wychodzi na to, że przesłuchałem nieco więcej, niż w ubiegłym roku – doszło kilka tysięcy bonusowych minut. Muszę przyznać, że się bardzo mocno wkręciłem w ten format książek, jest dla mnie wręcz idealny. Na całe szczęście nie mam żadnych problemów z podzielnością uwagi przy wykonywaniu niektórych czynności – a już na pewno takich jak sprzątanie, spacerowanie czy granie w Pokemon Go (he-he). W związku z tym liczby dla całego roku wyglądają mniej więcej tak:

Przeczytane książki

Łączna liczba przeczytanych książek (lub przesłuchanych!) jest w tym roku mniejsza niż w poprzednim, jednak tak naprawdę jest niewiele mniejsza. Widać za to znaczącą różnicę w liczbie przeczytanych stron, chociaż to tak naprawdę nie jest istotne. Ważne, że po prostu miałem radochę z czytania!


Oprócz moich własnych, prywatnych, prowadzonych skrupulatnie w Excelu statystyk, mogę się również pochwalić tymi stworzonymi przez Lubimy Czytać oraz GoodReads. Uwielbiam na nie patrzeć, aby raz w roku porównać, jak bardzo te serwisy nie nadążają za uzupełnieniem poprawnych liczb stron dla każdej książki. Zawsze, gdy zauważę, że się różni, to daję znać, jednak, tak czy siak, moje statystyki (bazujące na tym, co mam przed nosem w książce) są zupełnie inne. Nawet uwzględniając egzemplarze recenzenckie przed ostateczną korektą, które mogą mieć inną liczbę stron, to te różnice wydają się zbyt duże.



A tutaj już GoodReads:


Gdzieś mi zjadło jedną książkę, chociaż nie wiem gdzie i kiedy. 🤔

Egzemplarze recenzenckie

Tym razem widać spory spadek w stosunku do poprzedniego roku. Częściowo wynika to z nieco mniejszej liczby propozycji, które otrzymywałem, a częściowo z tego, że trochę wybrzydzałem. Mam na półkach sporo książek, których jeszcze nie przeczytałem, więc nie zawsze też chciałem zatykać się kolejnymi pozycjami. W każdym razie mniej więcej tak wygląda zbiorcze podsumowanie tego, co otrzymałem oraz przeczytałem na tle całej reszty!


Oczywiście nie mogło tutaj zabraknąć nowej książki Thomasa Arnolda, którą otrzymałem z imienną dedykacją od autora!

Audiobooki

Oczywiście, że nie może zabraknąć osobnego podsumowania audiobooków! Wszak to słuchanie, a nie czytanie!


Całkiem not bad. Osobiście jestem zadowolony, audiobooki niemal podwoiły moje możliwości i załatały pewnego rodzaju lukę. Nie mam problemów ze słuchaniem podczas codziennych czynności takich jak przygotowanie posiłku czy zmywanie, więc czemu nie skorzystać z możliwości i nie zaliczyć kilku dodatkowych książek? 

Podcasty

Pewnie bym przesłuchał drugie tyle audiobooków, gdyby nie to, że staram się też poszerzać swoją wiedzę za pomocą podcastów! Mam kilkunastu twórców, których słucham na bieżąco, a którzy dostarczają mi nie tylko rozrywki (jeśli są twórcami popkulturalnymi), ale również informują, co w finansach piszczy, podrzucają ciekawe rzeczy do zgłębienia z branżowych tematów, no i zajmują mi tym mniej więcej tyle czasu, ile pokazałem na poniższej infografice!


Oczywiście są najdłuższe i najkrótsze podcasty! Znaczy się pod względem minut, które przesłuchałem. W tym roku TOP5 prezentuje się następująco:


A tutaj łapcie listę unikatowych nazw:

  1. 6 minute English
  2. Biznes Myśli
  3. Biznes w IT
  4. Cyber, Cyber
  5. Czytu Czytu
  6. Finanse Bardzo Osobiste
  7. Imponderabilia
  8. Inwestomat
  9. Kryminatorium
  10. Książki Które Uczą
  11. Mała Wielka Firma
  12. Męskie spotkania
  13. Na Podsłuchu
  14. Nauka XXI wieku
  15. Nerdy nocą
  16. Nerdy Nocą
  17. Nerdzi w Kulturze
  18. Ostra Piła
  19. Otwieracz
  20. Pani Swojego Czasu
  21. Pasja Informatyki
  22. Patoarchitekci
  23. Po ludzku o pieniądzach
  24. Porozmawiajmy o IT
  25. Rock i Borys
  26. Root Cause
  27. Shufflecast
  28. Stacja IT
  29. Stockbroker
  30. System Trader
  31. W drodze do pracy
  32. Zabójcze opowieści
  33. Ze stoickim spokojem
  34. Zombie vs. Zwierz

Wszystkie przesłuchane rzeczy

W tamtym roku nie przygotowałem żadnej planszy, która pokazałaby sumę minut podcastów i audiobooków, bo statystyki tych pierwszych zacząłem prowadzić w połowie roku. Tym razem jednak mogę się pochwalić taką oto prostą planszą, którą kojarzycie już z moich comiesięcznych podsumowań!


Zakupy i dostawy

Tak, moja biblioteczka się powiększyła. No dobra, nie w sposób bezwzględny, bo dużo książek oddałem w 2021 roku na kiermasz toruńskiego schroniska, jednak wiele książek pojawiło się poprzez zakup lub dowolnie inną formę (jak prezent, egzemplarz recenzencki etc.). Tym razem było to:

64 nowych książek.

Filmy oraz seriale

Nie jestem wielkim wciągaczem filmów oraz seriali, ale lubię sobie jednak obejrzeć to i owo. W tym roku częściej sięgałem po produkcje serialowe (a w kinie to chyba nawet ani razu nie byłem…), co zresztą widać na poniższej planszy:


Jak natomiast wyglądają same tytuły? Ano w ten sposób:

Filmy:

  1. „Friends. Reunion”
  2. „Jak wytresować smoka 2”
  3. „Labirynt fauna”
  4. „Między nami misiami”
  5. „Na noże”
  6. „Noc oczyszczenia: Anarchia”
  7. „O wszystko zadbam”
  8. „Sala samobójców. Hejter”
  9. „Stowarzyszenie umarłych poetów”
  10. „Utalentoway pan Ripley”
  11. „Wiedźmin: Zmora Wilka”
  12. „Wredne dziewczyny”
  13. „XIII poprawka”
  14. „Ze śmiecią jej do twarzy”
  15. „Zwierzogród”
  16. „Żony ze Stepford”

Seriale:

  1. American Crime Story
  2. Castlevania
  3. Dirty John: Betty Broderick
  4. F is for Family
  5. Kajko i Kokosz
  6. Otwórz oczy
  7. Rick i Morty
  8. Rozczarowani
  9. See
  10. Sex Education
  11. Squid Games
  12. Tabu
  13. The Boys
  14. The Crown
  15. The Following
  16. The Morning Show
  17. The Office
  18. The Witcher

To w sumie chyba wszystko, co chciałem pokazać. Nie ma co też przesadzać, prawda? A jak tam Wasz 2021 rok?



wtorek, 4 stycznia 2022

Co pod pióro w styczniu 2022

Nowy Rok nowy ja! Nie no, żartuję, żadnych takich. Jestem niewolnikiem rutyny, kocham brak zmian, więc nie spodziewajcie się po mnie żadnych wystrzałowych zmian… A zwłaszcza na temat planowania! Dobrze mi się pracowało przez cały ostatni rok z podejściem małych planów (ale jednak robiłem je!), które udawało mi się realizować. Jeśli coś się udało zrobić ponad nie, no to tym lepiej dla mnie! Planuję więc kontynuować pisanie tych postów wraz z niewielką liczbą książek, które będę chciał czytać każdego miesiąca. Dużo lepiej mi się żyje z taką listą z tyłu głowy.

Pomimo tego, że mamy styczeń, a co za tym idzie, wspomniany już nowy rok, to tytuły poniżej nie będą jakoś szczególnie dobrane pod to „wydarzenie”. Ot, po prostu chcę kontynuować niektóre cykle oraz serie, opróżniać moje półki z nieprzeczytanych pozycji oraz po prostu czerpać przyjemność z tego, na co akurat mam ochotę! A w tym miesiącu mam ochotę na właśnie te trzy pozycje, które poniżej zamieszczam, oraz na mnóstwo audiobooków! Tam też rozpocząłem kilka cykli, więc wypadałoby je skończyć, zanim zapomnę, co było w poprzednich tomach…

Jak co miesiąc okładki opisywanych pozycji pochodzą z serwisu Lubimy Czytać.

„Noc Kupały” – Katarzyna Berenika Miszczuk

Często lubię powtarzać, że jeśli powiedziało się „a”, to należy powiedzieć też „b”! „Szeptucha” jest już za mną, więc idę za ciosem i sięgam po drugi tom „Kwiatu paproci”, żeby zobaczyć, czym tam mnie znowu Gosława wyprowadzi z równowagi oraz jakich ciekawostek o słowiańskich wierzeniach się dowiem.


„Achromatopsja” – Artur Chmielewski

Jeszcze kilka tomów Metra 2033 przełożonych na język polski przede mną, a ostatnio nie przeczytałem żadnego… To tutaj też lecę dalej i tym razem przenoszę się do Warszawy, wraz z Arturem Chmielewskim i jego „Achromatopsją”.


„Pielgrzym” – Terry Hayes

Trochę z tej książki grubasek, więc nie wiem, czy nie zajmie mi z połowy miesiąca przy moim tempie czytania, ale chyba trzeba wreszcie się za nią wziąć. Oceny ma nieprzyzwoicie wręcz wysokie, natomiast opis ukazuje thriller podobny do wielu innych. Morderca zabija swoje ofiary, używając informacji znalezionych w książce napisanej przez byłego dowódcę tajnego wydziału wewnętrznego amerykańskiego wywiadu.

AUDIOBOOK

Zawsze pod koniec miesiąca przeglądam sobie, co tam nowego wpadło do Empik Go, jak również rozgrzebuję swoje ulubione kategorie w poszukiwaniach czegoś ciekawego. Praktycznie zawsze uda mi się dodać coś nowego do moich list z audiobookami oraz słuchowiskami (tak, jestem tym zgredem, co używa starych określeń zamiast „serial audio”).

Ostatnio też zasmakowałem w beletrystyce w słuchawkach. W sumie chyba po prostu nauczyłem się wreszcie jej słuchać albo faktycznie wybieram jedynie tych lektorów, którzy mi podchodzą i dzięki którym się nie gubię. Dlatego też każdego miesiąca ląduje u mnie jakaś fantastyka albo inny kryminał, żeby sobie też nadrobić czystą rozrywkę.

A oto jakie tytuły sobie zaplanowałem na styczeń:

  1. „Sodoma” – Martel Frederic
  2. „Zwycięstwo albo śmierć” – Robert J. Szmidt
  3. „Camgirl” – Isa Mazzei
  4. „Adwokaci. Ich najważniejsze sprawy” – Dorota Kowalska
  5. „Stulecie Winnych. Początek” – Ałbena Grabowska




niedziela, 2 stycznia 2022

Podsumowanie grudnia 2021

No to wzięło i przeleciało, czaicie? Jest pewien plus tego, że grudzień jest już za nami – dni będą znowu coraz dłuższe! Ja tam ogólnie wolę jak jest przyjemny półmrok, niż rozświetlone pomieszczenia, no ale jednak są pewne granice. Kiedy o godzinie 11 przed południem muszę włączać oświetlenie za monitorami, żeby zmniejszyć kontrast między ekranem a otoczeniem, no to coś jest bardzo nie tak. No i do tego o 15 to już trzeba włączać światło w kuchni, żeby się nie zabić o coś. Wystarczy tych wschodów słońca około 7:45 a zachodów o 15:15! Tak, oficjalnie dzień trwa niecałe 8 godzin. Zdawaliście sobie z tego sprawę?

Zdobycze XXI wieku na szczęście pozwalają na spokojne zagłębienie się w lekturę nawet mimo otaczających nas ciemności! Znaczy, no dobra, niekoniecznie XXI wieku, bo prąd to my znamy już od końca XIX wieku tak naprawdę, no ale wiadomo, o co chodzi. Można sobie włączyć lampkę i poczytać, ewentualnie sięgnąć po doświetlany czytnik e-booków. W grudniu zazwyczaj nie mam zbyt wielu okazji do dodatkowego wolnego (nawet jeśli mam urlop, co jest pewnego rodzaju paradoksem), ale nie mogę narzekać na to, ile udało mi się przeczytać. 

Dość już jednak marudzenia, przeskoczmy lepiej do statystyk!



Jak wspomniałem, narzekać nie zamierzam! Skakać z radości też nie, po prostu… to był grudzień. Z nim jest bardzo różnie u mnie, więc sporo czasu spędzam na przeróżnych rzeczach i aktywnościach, niekoniecznie mających coś wspólnego z odpoczynkiem czy czasem wolnym… Cieszę się więc z każdej takiej chwili!


Tutaj przyszaleli trochę „Nerdzi w Kulturze” – zrzucili mi bombę atomową w postaci chyba wszystkich swoich odcinków, które wypuścili w ciągu ostatnich kilku miesięcy! Około 11 godzin to tylko oni! Pod koniec grudnia pojawiły się jednak tu i ówdzie przerwy świąteczne, co jest całkiem zrozumiałe.


Natomiast w ten sposób prezentuje się zestawienie zbiorcze zarówno podcastów, jak i audiobooków. Ono kompletnie nic sensownego nie mówi, ale uwielbiam patrzeć na takie statystyki! Zwłaszcza te średnie dziennie!


Grudzień upłynął w dużym stopniu na „The Office”. Nie mogło rzecz jasna zabraknąć czasu na drugi sezon „Wiedźmina”, ale oprócz niego skupiłem się głównie na perypetiach pracowników Dunder Mifflin. A jeszcze kilka sezonów przede mną!

A oto i pełna lista unikalnych seriali, które obejrzałem:

  1. „F is for Family”
  2. „The Office”
  3. „The Witcher”


Czy tutaj trzeba dodawać opis słowno-muzyczny? Chyba nie! Klasyczna stabilność!

Prawie na koniec łapcie zdjęcie z Instagrama, które zdobyło najwięcej organicznych polubień!

Zakończę to podsumowanie jak zawsze, listą przeczytanych książek wraz z linkami do opinii o nich:


sobota, 1 stycznia 2022

Zbiorczo spod pióra w grudniu 2021

Można by powiedzieć, że „święta, święta i po świętach”, ale tak właściwie to nam właśnie się rok przekręcił! Jednak nieważne, czy to jeszcze 2021, czy już 2022, to comiesięczny rytuał należy odbyć. A tymże rytuałem w tym przypadku jest opublikowanie krótkich, zbiorczych opinii o przeczytanych przeze mnie książkach w poprzednim miesiącu. Tak właściwie to wiele ich nie wyszło, właśnie ze względu na wspomniane już wcześniej święta. Nieco więcej rzeczy do zrobienia pojawiło się również w pracy, co nie sprzyjało wszelkiego typu zajęciom.

Na koniec roku postawiłem dość mocno na beletrystykę w audiobookach, tak dla odprężenia umysłu. Kiedy wjeżdżam w reportaże, to najczęściej wjeżdżam w nie na pełnej, wybierając te cięższe, ale i szczegółowo przygotowane. Nie miałem na nie jakoś ochoty, więc chwilowo odpuściłem. Papier zresztą też był bardzo lekki i całkiem przyjemny, W końcu trzeba się na koniec roku jako zrelaksować!

Przejdźmy jednak do samych opinii. Rzecz jasna jak zwykle okładki wszystkich książek pochodzą z serwisu Lubimy Czytać!

„Przełom” – Michael C. Grumley

Format: Papier
Stron/długość: 380
Tłumaczenie: Marta Słońska

Nie jestem do końca przekonany, co sądzić o tej książce. To, co na pewno zasługuje na pochwałę, to sam pomysł wykorzystania badań naukowych w takim, a nie innym kierunku, z operacjami wojskowymi i elementami fantastycznymi. Tylko z tego wynika od razu rzecz, która mnie męczyła, czyli mnóstwo wątków rozwijanych bardzo powoli. Coś tam było widać na horyzoncie, jaki punkt, w którego kierunku wszystko to zmierza, jednak był on tak odległy i tak daleki, że to aż bolało…

Niestety do tego wszystkiego dochodzą dość… nijakie postacie, które mają jakieś tam cele, jednak jedyne, co można o nich wszystkich powiedzieć to to, że jedna z głównych bohaterek nie cierpi rządu. Koniec informacji. Wielka szkoda, bo naprawdę można było z pomysłu stworzonego przez autora stworzyć coś naprawdę genialnego. Niestety wykonanie wyszło dość przeciętnie, bez polotu, bez fajerwerków i czasem wręcz nudnawo. Dopiero pod koniec poszczególne elementy zaczęły wpadać na swoje miejsca i maszyna zaczęła w jakikolwiek sposób pracować.

„Rewolta” – Nadav Eyal

Format: Audiobook
Stron/długość: 17h 23m
Czyta: Maciej Jabłoński

Tak naprawdę „Rewolta” to cykl powiązanych ze sobą reportaży, które tworzą spójną całość i poruszana w nich problematyka oscyluje wokół globalizacji oraz czymś, co autor nazywa właśnie tytułową „rewoltą”. Jest to pewnego rodzaju sprzeciw i protest przeciw zacieraniu się granic (czy to fizycznych, czy tylko tych metaforycznych) na świecie, które jednocześnie zapewniło wielu państwom obecny dobrobyt, ale również zaserwowało mnóstwo problemów.

Reportaże poruszają wiele różnych problemów, od przemian gospodarczych oraz podstaw powojennej ekonomii opartej o PKB, aż po bardziej współczesne konflikty grup o skrajnych poglądach. Mamy tutaj również schemat zmian poglądowych oraz jak radykalizm potrafi zmienić się w fundamentalizm. Oprócz tego autor porusza problemy migracyjne, klimatyczne oraz rozwarstwienie społeczne. Innymi słowy, mamy tu całkiem spory materiał do zastanowienia się nad nim. Niestety przez większość przedstawionych historii przemawia jeden wniosek – nieważne, co byśmy teraz zrobili, i tak na świecie będzie coraz gorzej.

„Łatwo być bogiem” – Robert J. Szmidt

Format: Audiobook
Stron/długość: 11h 09m
Czyta: Wojciech Masiak

Ludzkość już wiele razy w książkach panowała nad wszechświatem. Tak jest i tym razem – Robert J. Szmidt osadził swoją historię w kosmosie, w którym Ziemianie skolonizowali wiele układów słonecznych, jednak swoją cenę rasa ludzka musiała za to zapłacić. A skoro już i tak rozpełzliśmy się po wielu układach, to (jak na ludzi przystało) knujemy, kombinujemy, a władza kryje przed zwykłymi ludźmi wiele tajemnic. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Na pewno dużo dzieje się w „Łatwo być bogiem”.

Pierwszy tom to tak naprawdę rozbieg, który historia stworzona przez autora wzięła przed głównym skokiem. Tak w każdym razie to wygląda. Robert J. Szmidt rozpoczął wiele pozornie ze sobą niepowiązanych wątków i prowadzi je równolegle. Każdy z nich jest interesujący, choć porusza zupełnie inne kwestie. Pomimo tego, że absolutnie wszystko dzieje się w kosmosie, to nie jest to żadnej hard sci-fi – dużo większy nacisk położony został na wydarzenia oraz ich dynamikę, niż na niuanse technologiczne. Na razie jestem więc pozytywnie nastawiony i chętnie zobaczę, jak to się dalej rozwinie oraz w którym momencie wątki zaczną się łączyć.

„Zniknięcie słonia” – Haruki Murakami

Format: Papier
Stron/długość: 380
Tłumaczenie: Marta Słońska

Długi czas zastanawiałem się, czy polubimy się z twórczością Harukiego Murakamiego. Nazwisko jest wszak bardzo znane, zwłaszcza wśród książkoholików, jednak dzieła te mają już jednak swój wiek, a do tego należą do tej bardziej ambitnej literatury. No i tutaj nie wiem, czy ta ambicja mnie nie przerosła, czy po prostu problem leży w formie, a więc zbiorze opowiadań. Większość opowiadań kompletnie do mnie nie trafiła i jawiła się jak bełkot, który można jedynie bardzo na siłę próbować interpretować.

Technicznie są to naprawdę świetne historie. Wręcz podręcznikowe, jednak treść pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Nie wiem, czy to jest znak rozpoznawczy Murakamiego, jednak poziom absurdu przekraczał nawet moją skalę. Gołym okiem wręcz widać próby stworzenia wielowymiarowych historii na (dość często raptem) kilku stronach chyba nie wyszło na dobre. Na pewno sam styl jest na tyle intrygujący, że spróbuję dać sobie kolejną szansę z nieco dłuższą formą, jednak pierwsze spotkanie nie było zbyt satysfakcjonujące.

„Modlitwa do boga złego” – Krzysztof Kotowski

Format: Audiobook
Stron/długość: 7h 41m
Czyta: Filip Kosior

Chyba zaczynam coraz bardziej lubić postacie wykreowane przez Krzysztofa Kotowskiego. Są one bardzo mocną częścią „Modlitwy do boga złego”. Chyba nie przesadzę, kiedy napiszę, że stanowią wręcz trzon drugiego tomu historii o Krzysztofie Lorencie. To właśnie one budują odpowiedni klimat, to one rozweselają czytelników oraz budują napięcie. Tak naprawdę wszystko wokół nich to jedynie tło, które pozwala na wyciągnięcie z nich to, co najlepsze. Czy to dobrze? Jak dla mnie tak i to bardzo – odpowiednio skonstruowani bohaterowie zawsze będą dla mnie dużo ważniejsi niż nawet fabuła. Mogą ją odpowiednio sami poprowadzić.

Jednak żeby nie rozpływać się jedynie nad grupką znajomych, to warto wspomnieć, aby patrzeć na historię przez palce. Jeśli weźmiecie „Modlitwę do boga złego” jako książkę bardziej historyczną niż fantastyczną (a widywałem takie nadziania się ludzi), to możecie być srodze zawiedzeni. Autor co prawda po raz kolejny zapakował dużą dawkę wiedzy historycznej, na której oparł swoją fikcję, jednak dalej jest to po prostu fantastyka. Część rzeczy się nie do końca skleja, jak również wielokrotnie Krzysztof Kotowski pokazuje, że dość swobodnie podchodzi do logiki wydarzeń. Czy to przeszkadza? Mnie absolutnie nie (a na pewno nie mocno), ponieważ paczka przedziwnych znajomych robi tu świetną robotę!

„Ucieczka z raju” – Robert J. Szmidt

Format: Audiobook
Stron/długość: 10h 41m
Czyta: Wojciech Masiak

To było o niebo (he-he) lepsze niż pierwszy tom! Wydarzenia z „Łatwo być bogiem” powskakiwały na swoje miejsca, a dynamika znacznie wzrosła. Często lubię mówić, że książki tego pisarza to jak dobre kino akcji – nie wznosi się na wyżyny ambicji, ale dostarcza przeogromnej dawki rozrywki, która pozostaje w pamięci na całkiem długi czas. Właśnie taka jest „Ucieczka z raju”. Postacie są – jak to u Szmidta – mocno „polskie”, konkretne, mają swoje nawyki i przywary. Często są wulgarne, chociaż do tej pory nie wiem, jak Robert J. Szmidt to robi, ale ta wulgarność w ogóle nie kłuje w oczy.

Przestaje się dziwić, że „Pola dawno zapomnianych bitew” są uznawane za chyba najlepszą polską space operę. To naprawdę długa i skomplikowana historia, która skupia się na postaciach, nie na technologii. Mamy niezbyt świeży, ale świetnie wykorzystany pomysł na przedstawienie zarówno samych statków obcych cywilizacji, jak i zresztą „naszych”, ludzkich, jednak nie są one trzonem narracji. Ba, w ogóle nie są trzonem niczego, po prostu są. Jest też Henryan Święcki, który może być jedynym powodem, dla którego warto sięgnąć po ten cykl, ale wciąż bardzo wartościowym. Jednak wierzcie mi, jest tych powodów o wiele więcej. 

„Próżny robot” – Henry Kuttner

Format: Papier
Stron/długość: 404
Tłumaczenie: Wielu tłumaczy

To naprawdę już podstarzałe, ale jak się okazuje wciąż jare opowiadania! Bardzo mocno widać ślady po zębie czasu, który je nadgryzł, zwłaszcza w dość sztywnej i lekko plastikowej narracji, jednak same historie są na tyle… wiarygodne, że nawet po tylu latach czyta się to przyjemnie. Większość z nich jest na dokładnie to samo kopyto – posiada identyczny schemat jak w przypadku przeciętnego procedurala sprzed 10 lat. Jeśli tylko nie jest to przeszkodą w odbiorze, to można czerpać przyjemność.

Co ważne w przypadku tego zbioru, to właśnie czas, w którym powstawały, czyli głównie lata 30. oraz 40. XX wieku. To właśnie przez ten pryzmat należy na nie patrzeć, bo wtedy dopiero człowiek zdaje sobie sprawę, jak bardzo są futurystyczne, aczkolwiek jednocześnie ponadczasowe. Na granicy czystej fantastyki oraz fantastyki naukowej (i piszę to z pełną świadomością), skupiając się jednak na wydarzeniach, a nie osobach. Ciekawe przeżycie, zwłaszcza w kontekście przekładania wyobrażeń sprzed pawie stu lat na współczesność.

„Na krawędzi zagłady” – Robert J. Szmidt

Format: Audiobook
Stron/długość: 9h 57m
Czyta: Wojciech Masiak

Zdecydowanie każdy kolejny tom „Pól dawno zapomnianych bitew” jest coraz lepszy. W trzecim widać już ten rozmach space opery, prowadzonej jednak w charakterystyczny dla Szmidta sposób – z jajem i pazurem. Coraz bardziej też lubię postać Henryana Święckiego, który robi tutaj za tego awanturnika spryciulę, umiejącego wykaraskać się z każdych wręcz tarapatów (chociaż bez syndromu Mary Sue w aspekcie odnoszenia sukcesów). Rozwija się również wątek polityczny oraz walki między władzą a korporacjami trzymającymi w garści ogromną część rynków.

Innymi słowy, można przepaść w głębinach fabuły stworzonej przez naszego rodzimego pisarza fantasy. Totalnie teraz rozumiem ten nieco nudnawy pierwszy tom – gdyby Robert J. Szmidt od razu wrzucił czytelnika w ten gąszcz wydarzeń, to przytłoczyłby go tym wszystkim. Po interludium widać jednak potrzebę stopniowego wdrażania i muszę przyznać, że było to chyba jedyne słuszne zagranie. Pozostaje mi więc niedługo zabrać się za kolejną część i wypatrywać kulminacji, która teoretycznie powinna mnie wyrwać z butów! W każdym razie mam na to nadzieję.