wtorek, 29 marca 2022

„Apostata” – Łukasz Czarnecki

Źródło: Lubimy Czytać

Autor:
Łukasz Czarnecki
Tytuł: Apostata
Wydawnictwo: Insignis
Stron: 482
Data wydania: 9 marca 2021

Jestem wielkim fanem przeróżnych kombinacji w książkach. Jak ktoś próbuje połączyć ze sobą przeciwstawne lub po prostu niecodziennie występujące razem motywy, to lecę na to, jak niedźwiedź do miodu. Niestety jestem boleśnie świadom tego, że bardzo rzadko takie ekstrawaganckie połączenia wychodzą – zwłaszcza jeśli ktoś próbuje oprzeć się na jakiejś klasyce. W tym przypadku Łukasz Czarnecki dotknął w pewnym sensie mitologii stworzonej przez Lovecrafta, co mogło się skończyć świetnie albo tragicznie. Autor tej książki należy do redakcji „Nowej Fantastyki”, co teoretycznie powinno zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu. Nie wiem, czy faktycznie miało to jakiś wpływ, ale powieść jest faktycznie zjawiskowa!

Od wielu lat Republika walczy z Cesarstwem Yoryckim. Ta walka chyba nigdy się nie skończy, a front walk już na zawsze pozostanie wyjałowionym od magii bojowej pasem ziemi niczyjej, niezdatnej do zamieszkania ani wydania plonów. Republika jednak musi mierzyć się również z innym problemem, a walka z nim jest rozrzucona na wiele frontów wewnątrz niej samej. Kultyści czczący demony z Otchłani nie dają za wygraną, nawet pomimo strat, które zadaje im zbrojne ramię Republiki. Nawet kara śmierci wykonywana natychmiast nie powstrzymuje ich przed przyzywaniem coraz obrzydliwszych stworów pragnących krwi i ludzkich dusz. Cały kontynent Ekumeny może stanąć na krawędzi zagłady.

Świat wykreowany przez Łukasza Czarneckiego jest wprost przegenialnie stworzony! Dopracowany w szczegółach i kompozycji. To nie są tylko jakieś pojedyncze opowiadania, osadzone w zupełnie różnych miejscach, które mają kompletnie różne warunki brzegowe oraz rdzenie. To jest jeden, wielki świat, pełnoprawna machina socjologiczno-gospodarcza, która napędza całe państwo, w którym kultyści są po prostu elementem tak samo prawdziwym, jak złodzieje czy mordercy. To kolejne przestępstwa, które się ściga i którymi zajmuje się specjalna komórka policji, zupełnie jak działy do walki z przestępczością gospodarczą czy obyczajowe.

To, co nie dawało mi spokoju i wprowadzało pewnego rodzaju dysonans, to połączenie w jednym naczyniu składników niemalże każdego standardowego świata fantasy. Na pierwszy rzut oka, zwłaszcza kiedy czytelnik pierwszy raz zetknie się z dość archaicznym słownictwem (zwłaszcza przy opisywaniu stanowisk, takich jak princeps, czy subiekt w sklepie), można domniemywać, że są to, powiedzmy, lata 20. XX wieku – klimat mniej więcej taki, jak w dziełach opisujących zagadki kryminalne dziejące się w Luizjanie w tamtym okresie. Później jednak wychodzi na to, że naoglądałem się za dużo „Alienisty” czy „Freuda” na Netflixie… Dochodzi nam bowiem do tych wszystkich demonów broń palna, ale również… ciężarówki, samochody, klasyczna logistyka policyjna i inne, bardziej współczesne elementy… Jakby było jeszcze mało, to w gratisie autor dorzucił magię bojową! Tak, magów, zaklęcia, czary i takie tam. Czasem to było o wiele za dużo na raz w jednym worze.

Przyznam szczerze, że aż dotąd nie mogę się zdecydować, czy osadzenie dosłownie panteonu bóstw zewnętrznych wziętych żywcem z mitologii Lovecrafta, wraz z Azathothem na czele, jest hitem czy kitem. Z jednej strony byłem mega podjarany możliwością przeczytania czegoś więcej (i w nieco innym klimacie niż opowiadania twórcy Przedwiecznych) ze świata, w których występują te kochane i straszne paskudy, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to jednak po prostu osadzenie historii w uniwersum. Tutaj bóstwa pełnią funkcję po prostu demonów, do tego dokooptowane są wierzenia sumeryjskie, nie tylko sam panteon lovecraftowski, a do tego zgrzytają mi czasy. Co prawda można uznać, że to po prostu świat ileś set lat po wydarzeniach opisywanych przez Lovecrafta, stąd rozbieżności (a wszak autor wspomina również Starsze Istoty czy Mi-Go, również prosto z dzieł amerykańskiego pisarza), jednak nie do końca to akceptuję w takiej formie.

Niezależnie jednak od moich prywatnych preferencji co do użycia całego zbioru bóstw, muszę przyznać, że zostały genialnie wplecione w wizję Łukasza Czarneckiego. Każdy detal ładnie gra i buczy, począwszy od samej koncepcji przedostania się demona z Otchłani do świata rzeczywistego (i konieczności „pomocy” ze strony kultystów), przez wszelkie przepływy energii zarówno od dobrych bóstw, jak i wspomnianych bezeceństw, a zakończywszy na sposobach walki i wzmacnianiu obu stron konfliktu. Jeśli dorzuci się do tego wspomniany już przeze mnie wcześniej Wydział do spraw Okultyzmu, który stanowi policyjne ramię walki z kultystami, to otrzymamy totalnie świeży świat, który wart jest uwagi. Autor jednak nie skupił się jedynie na nakreśleniu ogólnych ram – Republika toczy gdzieś równolegle w tle wojnę z sąsiednim Cesarstwem, a w końcu jest też w jakiś sposób rządzona. Natomiast tam, gdzie są rządy, tam jest polityka, przeciwstawne poglądy, intrygi i skakanie sobie do gardeł. No i o te wszystkie detale Łukasz Czarnecki również zadbał.

Forma tej powieści jest również nieczęsto spotykana. Na pierwszy rzut oka nie różni się absolutnie niczym od większości książek – mamy w końcu konkretne postacie, jakieś wydarzenia, które się dzieją, jak również świat, w którym to wszystko jest osadzone. Jednak tak naprawdę jest to kilka oddzielnych historii, które są ze sobą połączone chronologicznie, ale można po jakimś czasie zauważyć zatarte granice, które mogłyby wyznaczać, gdzie kończy się jedno opowiadanie, a zaczyna drugie. Kolejne wynika z poprzedniego i łączy się w wielu miejscach, dlatego trudno nazwać „Apostatę” choćby hybrydą – niemniej jednak warto wspomnieć o tym dość ciekawym zabiegu, który jest też elementem wprowadzającym trochę życia do współczesnej, pisanej w podobny sposób literatury.

Liczyłem na wiele i otrzymałem jeszcze więcej. Nawet uwzględniając moje kręcenie nosem na osadzenie Bogów Zewnętrznych i wykorzystanie ich do własnych celów autora, muszę przyznać, że chciałbym widzieć na polskiej scenie fantastycznej więcej takich pozycji. Ba, mogę sobie zresztą tym nosem kręcić, ale nie zmieni to faktu, że grzechem byłoby z mojej strony narzekać również na sposób osadzenia panteonu, bo to zostało wykonane wspaniale. Świat jest jednocześnie żywy (detale, tło polityczne z ustrojem państwa, codzienne życie czy pulsująca w regularnym rytmie żyła społeczeństwa) i ciężki, przygnębiający. Czuć oddech Otchłani oraz tego, z czym na co dzień mierzyć się muszą mieszkańcy oraz funkcjonariusze Wydziału do spraw Okultyzmu. Choćby pod względem zapoznania się z tą kreacją warto sięgnąć po „Apostatę”. Jestem naprawdę zachwycony, spełniony i usatysfakcjonowany. I chciałbym więcej!

Łączna ocena: 8/10


wtorek, 22 marca 2022

„Żerca” – Katarzyna Berenika Miszczuk

Źródło: Lubimy Czytać

Autor:
Katarzyna Berenika Miszczuk
Tytuł: Żerca
Wydawnictwo: W.A.B.
Stron: 496
Data wydania: 10 maja 2017

Od samego początku mam z całym tym cyklem dość skrajne odczucia. Z jednej strony stoi Gosława, która jest tak tragiczną postacią (nie w sensie tragicznie stworzonej, tylko tragicznej jako człowiek), która jedyne co wzbudza to irytację i niedowierzanie. Z drugiej natomiast stoi naprawdę świetny klimat, kręcący się wokół wierzeń słowiańskich oraz całej tej demonologii, którą ludzie współcześni starają się odtworzyć w miarę wiernie. Cały czas jednak mam wielką nadzieję na to, że pierwsza z wymienionych stron zostanie jednak wyeliminowana – wszak w „Tajemnicy domu w Bielinach” Gosława wydawała się… bardziej dojrzała. Chyba trzeci tom odrobinkę mi tę nadzieję zwiększył, chociaż nie jest to jeszcze ten czas!

Mieszko – jak to Mieszko – wziął się i zapadł po ziemię. Gosława nie ma pojęcia co się dzieje z uczniem żercy, jednak życie musi płynąć dalej. Wszak choroby i problemy lokalnej ludności nie znikną razem z Mieszkiem, a Gosia – jako uczennica szeptuchy – musi dalej uczyć się i nieść pomoc. Łatwiej by jej jednak było, gdyby problemy dotyczyły jedynie ludzi, a nie również boginek i demonów… Chociaż być może nowy żerca, który przyjedzie do Bielin, będzie w stanie pomóc we wszystkim. No, ewentualnie wprowadzi jeszcze więcej zamieszania, do i tak już ogromnego kotła z chaosem.

Drugi tom, czyli „Noc Kupały” odebrałem jako swego rodzaju pomost (o czym zresztą wspominałem w swojej opinii) pomiędzy pierwszym a trzecim tomem. Okazuje się jednak, że to chyba tak miało być – taki był zamysł na książkę. Skąd nagle zmiana zdania? Ano stąd, że w sumie trzeci tom też nie jest zbyt bogaty w wydarzenia, a na pewno nie w zebrane w jakąś konkretną historię. Jedynym punktem zaczepienia jest dalsze życie Gosławy pod okiem Baby Jagi oraz nauka szeptuchowych rzeczy. No, do tego tęskne wspomnienia o Mieszku, który zapadł się jak kamień w wodę. Nie, żeby to było coś złego, wszak taka… obyczajówka też czasem jest bardzo potrzebna (no, w każdym razie ja lubię się zagłębić w opowieści o wszystkim i o niczym), jednak spodziewałem się po prostu czegoś zgoła innego.

Gosława naprawdę coś tak zaczyna w swojej głowie układać. Nie nazwałbym tego „przemianą bohaterki”, która nadawałaby się na interpretacje w trakcie lekcji języka polskiego, ale jednak coś się tam w jej głowie dzieje. Częściej zauważa swoje idiotyczne (niestety lżejszego słowa nie można użyć) zachowanie i zwraca na nie uwagę, a do tego stara się od czasu do czasu postępować bardziej… właściwie. Instynktu samozachowawczego nie ma wciąż za grosz, aczkolwiek częściej się gryzie w język w połowie zdania. Mniej irytuje innymi słowy. Ciężko mi stwierdzić jak bardzo ta zmiana postąpi do przodu w czwartym tomie, ale naprawdę dobrze to rokuje na przyszłość. Być może po lekturze „Przesilenia” będę umiał powiedzieć jakieś dobre słowo albo dwa o tej postaci!

Jest coś takiego w tym cyklu, że po prostu czyta się go z pewną przyjemnością. Tak samo jest i z „Nocą Kupały” – nawet postać Gosi nie potrafi mi przyćmić tej prostej radości. Być może sporo do powiedzenia ma tutaj nie tylko lekkie pióro autorki, ale również jej umiejętność tworzenia świata spójnego oraz mającego swój klimat. Barwny i przyciągający. Taki, że czuje się wręcz ten powiew wiatru z puszczy i zapach ziół. Czasem człowiekowi tyle w zupełności wystarczy do szczęścia, zwłaszcza jeśli takie słowiańskie otoczenie, spójne z naturą oraz oddawaniem jej czci jest tym, co siedzi w duszy. No, ewentualnie co po prostu jest dla danej osoby interesujące i fascynujące.

Podsumowując, jestem zadowolony z lektury. Była przewidywalna, ale w tym pozytywnym znaczeniu – wiedziałem, czego się mogę spodziewać i to otrzymałem. Sama Gosława przy okazji przechodzi coś w rodzaju przemiany i zaczyna być bardziej rozsądna. To rzecz jasna dopiero początek, aby być może dojdziemy do momentu, w którym staje się szeptuchą z krwi i kości. Albo, chociaż po prostu osobą przystosowaną w jakikolwiek sposób do życia… Gdziekolwiek. A oczekując na ten moment, mogę cieszyć się pięknym otoczeniem Bielin oraz dalszą eksploatacją starych wierzeń słowiańskich, przeniesionych na nieco bardziej współczesny grunt.

Łączna ocena: 6/10


Za możliwość przeczytania dziękuję




Cykl „Kwiat paproci’


sobota, 5 marca 2022

Co pod pióro w marcu 2022?

Niuch, niuch… Czujecie co? Czy to się wiosna zbliża? Czyżbym niedługo mógł już rozstawić swój leżak na balkonie lub wziąć po prostu książkę ze sobą i rozsiąść się gdzieś na jakiejś ławce w pobliskim Parku Bydgoskim? A może jednak jeszcze zima nas zaatakuje ze zdwojoną siłą i nawet w kwietniu sypnie śniegiem? Niezależnie od tego, która wersja stanie się tą prawdziwą, u mnie choćby szkieletowe plany muszą być!

Jak zawsze nie będą się zbytnio różniły od tego, co znacie do tej pory. Znaczy się trzy sztuki z papieru lub e-booków, a do tego kilka sztuk audiobooków, które mogą się rzecz jasna pozmieniać! Czasem nie umiem się zdecydować i w trakcie miesiąca zmieniam plany, jeśli w Empik Go zobaczę coś ciekawego… Jestem chyba pod tym względem niereformowalny… To są bodaj jedyne plany, które sam z własnej i nieprzymuszonej woli zmieniam i czuję się z tym dobrze, hah!

Pora jednak przejść już do konkretów, czyli przedstawienia kilku tytułów, które planuję przeczytać w marcu!

„Żerca” – Katarzyna Berenika Miszczuk

Jednak nie udało mi się przeczytać w poprzednim miesiącu. Zaplanowałem sobie cały cykl „Kwiatu paproci” na cztery miesiące, ale jak widać, trochę się to wydłuży… „Żerca” jest trzecią częścią, w której liczę (po raz kolejny) na jakąś przemianę Gosławy z irytującej i niezdatnej do życia w tę osobę, którą poznałem w „Tajemnicy domu w Bielinach”!

„Przebudzenie Lewiatana” – James S.A. Corey

Tak, wreszcie się biorę za „The Expanse”! Sześć tomów już czeka na mojej półce (trzeba dokupić kolejne…), więc pora, żeby przestały tylko zbierać kurz. Co powiecie na podróże w obrębie Układu Słonecznego połączone z intrygami na szczeblu rządowo-korporacyjnym? Ja mówię stanowcze TAK!

„Korzenie niebios” – Tullio Avoledo

Postapo w stylu Metra, ale osadzone w słonecznej Italii? Czemu nie! Tyle tylko, że pewnie Italia nie będzie już taka słoneczna, ale na pewno wszystko osadzone będzie w Uniwersum Metro 2033. Do tej pory najdalej na zachód wysuniętym krajem była Polska, a tym razem przeskoczymy do kraju pizzy i spaghetti!


AUDIOBOOKI

  1. „Ucieczka z Auschwitz” – Andriej Pogożew
  2. „Mury. Historia cywilizacji” – David Frye
  3. „Sybirpunk Vol.1” – Michał Gołkowski
  4. „Camgirl” – Isa Mazzei


Podsumowanie luty 2022

Krótki to był miesiąc, co nie? Dwadzieścia osiem dni minęło jak jeden dzień! Pojawiały się jednak pierwsze przebłyski słońca, a co za tym idzie – wiosny! Chociaż daleko jeszcze do momentu, w którym będę mógł się rozłożyć na balkonie, na moim leżaku, i sobie poczytać. No, ale wtedy z kolei będę narzekał na latające maleństwa, które się będą kręcić wokół mnie… Tak źle i tak nie dobrze, prawda? Trzeba się wreszcie nauczyć doceniać to, co się ma! Albo i nie trzeba, hehe.

Był to bardzo pouczający miesiąc, naprawdę! Nie tylko ze względu na to, ile się tak ogólnie nauczyłem, ale również i pod kątem książkowym. Znaczy się, mam na myśli na przykład „Witaj cukrzyco” autorstwa Jacka Kujawy, która to książka bardzo mocno przybliżyła mi rzeczywistość i codzienne zmagania u osób chorych na cukrzycę typu 1. Z mniej pouczających, aczkolwiek miłych rzeczy odkurzyłem i naładowałem swój czytnik e-booków! Między innymi właśnie pod wspomniany tytuł, ale i w celu przeczytania kolejnej klasyki, którą zaplanowałem sobie na ten rok: „Drakula” Brama Stokera.

Jak to wszystko wyglądało w takim dużym uproszczeniu? Mniej więcej tak, jak na poniższych planszach:



Pomimo tego, że miesiąc był krótszy, to udało mi się przeczytać mniej więcej taką samą liczbę książek. To, co się wyróżnia na tle poprzednich miesięcy, to z pewnością jest różnorodność nośników! Tym razem nie był to jedynie papier oraz audiobooki, ale również e-booki zawitały ponownie w moim życiu. A co się tam ma czytnik kurzyć…


Tutaj chyba tak naprawdę nie ma czego wyjaśniać i objaśniać za każdym razem – ile podcasterzy wypuszczą nowych odcinków, tyle odsłucham! No, w każdym razie wśród twórców, których aktualnie słucham (już nie pamiętam, kiedy był ostatni raz, jak dorzuciłem nowy podcast do listy).


Ta plansza chyba również nie wymaga dodatkowego opisu słowno-muzycznego, prawda? To chyba nie będę niczego więcej dodawał!


W ubiegłym roku jakoś tak wyszło, że w sumie przez drugą jego połowę skupiałem się głównie na serialach – filmów było tyle, co na lekarstwo. Trochę staram się teraz to zmienić, bo mam też mnóstwo zaległości, które chciałbym nadrobić. Pewnie więc pojawi się nieco więcej wielkiego ekranu! Jednak, jak widać, nie zaniedbałem seriali!

A cóż ja dokładnie takiego obejrzałem?

Filmy:

  1. „Hotel Transylvania. Transrofmania”
  2. „The Witch”
Seriale:

  1. The Office
  2. Disenchantment
  3. Succession

Jakoś sobie to wszystko plumka, żyje powolutku swoim życiem, bez żadnych większych ekscesów – stabilnie znaczy się! Już w poprzednim miesiącu przebiłem magiczną barierę 500 obserwujących na Instagramie, do której się jakoś zbliżyć nie mogłem już od długiego czasu.

A skoro o Instagramie mowa, to taka fotka zebrała najwięcej serduch:

A na sam koniec jeszcze lista przeczytanych przeze mnie w lutym książek:

  1. „Żertwa” – Wielu polskich autorów
  2. „Witaj cukrzyco” – J. Kujawa
  3. „Kurtyka. Sztuka wolności” – B. McDonald
  4. „Outpost” – D. Glukhovsky
  5. „Ostatnia misja Asgarda” – R. J. Szmidt
  6. „Drakula” – B. Stoker
  7. „Stulecie Winnych. Początek” – A. Grabowska
  8. „Czas czarnych luster” – K. Kotowski


wtorek, 1 marca 2022

Zbiorczo spod pióra w lutym 2022

Tym razem trudno zrzucać szybko płynący czas tylko na bliżej nieokreślone zajęcia, które pochłaniają dzień za dniem! W końcu luty jest najkrótszym miesiącem w roku, więc faktycznie tych dni było trochę mniej do przeżycia. Niektórzy jednak się cieszą, ponieważ na koniec wypłaty zostało mniej miesiąca! Taki tam czerstwy żarcik, można iść popić (lub wręcz zapić – hehe, no kolejny). Nie przeszkodziło mi to wszystko jednak w czerpaniu przyjemności z książek jak zwykle oczywiście w głównej mierze audiobooków. Chyba nigdy ta szala nie przechyli się na drugą stronę, ale w sumie to mi wcale nie przeszkadza.

Udało mi się kilka naprawdę fajnych i ciekawych pozycji zaliczyć. Na pewno można za taką uznać zbiór polskich opowiadań osadzonych w klimatach słowiańskiego horroru. Naprawdę jest to coś, czego warto spróbować! Do tego jeszcze chętnie wyróżnię książkę napisaną przez jednego z bookstagramerów (swoją drogą mieszkającego na co dzień niedaleko mnie, bo w Bydgoszczy!), która, choć odrobinę mogła mi pokazać, z czym się zmagają każdego dnia rodzice diabetyków. Można zacząć nieco inaczej patrzeć na pewne sprawy. 

„Żertwa” – Wielu polskich autorów

Format: Audiobook
Stron/długość: 17h 11m
Czyta: Wojciech Żołądkiewicz

Cały zbiór jest zaiście intrygujący. Być może po części to zasługa (lub wina, ewentualnie jedno i drugie jednocześnie) ogólnie pojętej mitologii słowiańskiej, wokół której kręcą się wszystkie historie. Część z wierzeń oraz rytuałów jest mi znana, więc pod tym względem mogę mniej więcej ocenić, czy autorki i autorzy trzymają się tych najbardziej znanych przesłań i bardzo mnie ucieszyło, że każde z nich podeszło do tematu bardzo uczciwie. Mianowicie albo wjechali bardzo głęboko w któryś z motywów lub po prostu poruszali się po powierzchni, żeby trzymać się bezpiecznych tematów, które znają. 

Coś dla siebie znajdą tutaj zarówno osoby preferujące weird fiction, jak i gore czy horror psychologiczny. Opowiadania opierają się o przeróżne podgatunki, więc różnorodność jest naprawdę ogromna. Na bardzo wysokim poziomie w niemal wszystkich historiach stoi język – w niektórych przypadkach nawet styl pisania jest ucztą samą w sobie. Jako antologia plasuje się powyżej przeciętnej; opowiadania są raczej równe (różnice w odbiorze wynikają bardziej ze stosunku do konkretnego podgatunku, niż umiejętności pisarskich), co nie tylko zaskakuje, ale i cieszy. Z pewnością jest to zbiór, po który warto sięgnąć dla samego sprawdzenia, jak wyszło połączenie słowiańskości z horrorem.

Punktowa ocena: 7/10

„Witaj cukrzyco” – Jacek Kujawa

Format: E-book
Stron/długość: 56

Jacek Kujawa podaje jako jeden z głównych powodów napisania tej książki brak podobnych pozycji, kiedy szukał pomocy po usłyszeniu diagnozy swojego słodziaka (jak lubi nieco przewrotnie nazywać syna). Takiej… niekoniecznie medycznej, ale napisanej dla prostego człowieka. No i „Witaj cukrzyco” taka właśnie jest – w niektórych miejscach napisana wręcz językiem potocznym, nie odstrasza, ale po ludzku pokazuje problemy, z jakimi się zmagał. Rzecz jasna wraz z rozwiązaniami! Dzięki temu jednak nawet osoby, które nie muszą na co dzień walczyć z cukrzycą typu 1, ale choć trochę mogą poznać codzienne rutyny, urządzenia i medykamenty, których muszą używać osoby chore (lub ich rodzice, jak to jest w przypadku autora).

Książka zawiera mnóstwo informacji, choć nie przytłacza na szczęście. Przy okazji czuć bardzo, że została napisana prosto z serca, a nie bezosobowo. Jacek Kujawa przyznaje się do błędów, które popełnił i przede wszystkim pokazuje, że może to spotkać każdego. Nie kryje również swoich emocji, które towarzyszyły mu od samego początku. Wiecie, to jest pozycja od człowieka dla człowieka, nie od pisarza czy lekarza dla czytelnika. To jest bardzo ważne. Na pierwszym planie są przeżycia, porady, historia. Nawet jeśli nie podejdziecie do „Witaj cukrzyco” z takim nastawieniem, to, tak czy siak, bardzo szybko zostaniecie skierowani na odpowiednie tory.

Punktowa ocena: 7/10

„Kurtyka. Sztuka wolności” – Bernadette McDonald

Format: Audiobook
Stron/długość: 10h 47m
Czyta: Wojciech Żołądkiewicz

Zazwyczaj biografie himalaistów, a już zwłaszcza takiej klasy jak Wojciech Kurtyka, pełne są historii o zdobywaniu tych najwyższych szczytów na Ziemi – Korony Himalajów i Karakorum. W pewnym momencie wszystko staje się więc przewidywalne i różni się jedynie szczegółami związanymi z daną osobistością. Tymczasem Wojciech Kurtyka nie celował nigdy w zdobywanie najwyższych szczytów (o czym możemy się dowiedzieć właśnie z tej książki), dzięki czemu historia jego życia to również inne wierzchołki, między innymi te wchodzące w skład łańcucha Hindukuszu.

Cała biografia jest podobnie napisana jak „8000 zimą”, którą miałem okazję przeczytać jakiś czas temu. Autorka jest metodyczna, nie próbuje wzbudzać emocji na siłę, jednocześnie jednak nie pozbawia człowieczeństwa opisywanych ludzi. Oprócz czysto górskich przygód pokazuje Wojciecha Kurtykę również jako po prostu osobę jak każda inna. Zwłaszcza motyw jego… niepokorności w stosunku do różnych reguł (od PZA aż po pozwolenia na wspinanie na najwyższe szczyty) jest bardzo pouczający i ciekawy. Innymi słowy, jest to kolejna świetna biografia przedstawiająca jednego z rozpoznawalnych himalaistów.

Punktowa ocena: 7/10

„Outpost” – Dmitry Glukhovsky

Format: Papier
Stron/długość: 352
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko

Przygotujcie się na niezwykle męczący (lub wciągający, w zależności od tego, co lubicie) wątek Jegora wzdychającego do Michelle. Przez niemalże całą książkę. Dlaczego uważam, że był męczący? Nie widzę absolutnie żadnego bezpośredniego związku między historią opisywaną w książce a tymi niby-zalotami oraz użalaniem się nad sobą. Trochę to trącało kiepsko wykonanym motywem dramatycznym rodem z rosyjskiej literatury romantycznej. „Outpost” będzie mi się niestety kojarzył głównie właśnie z tym wymęczającym wątkiem.

O wiele lepiej na szczęście ma się sama końcówka. Co prawda najlepsza akcja zaczyna się dopiero na ostatnich kilkudziesięciu stronach (w sumie wtedy dopiero zaczyna się książka, meh), ale nawet jest poniekąd warta tego przydługawego oczekiwania. Typowa dla Glukhovsky’ego „zabawa” niepozbawiona pewnego rodzaju psychologicznego pazura. Również dopiero na końcu widzimy bardziej filozoficzne aspekty powieści, takie, nad którymi rzeczywiście można się pochylić. Nawiązują do wszystkiego, co wydarzyło się w książce, jednak dopiero ostatnie wydarzenia ukazują całość jako rzeczywiście sklejone ze sobą sensownie wątki. Szkoda tylko, że tyle się trzeba namęczyć wcześniej…

Punktowa ocena: 6/10

„Ostatnia misja Asgarda” – Rober J. Szmidt

Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 23m
Czyta: Wojciech Masiak

To już niestety ostatnia książka z całego cyklu „Pól dawno zapomnianych bitew”, w którym przechodzimy od zwykłego zakończenia roku w wojskowej akademii, aż do wydarzeń na skalę całego Wszechświata. W sumie dopiero w piątym tomie zdałem sobie w pełni sprawę, jak misterną robotę wykonał Robert J. Szmidt, w tak gładki sposób przeprowadzając czytelnika przez całą historię mającą wiele rozwidleń, kilka równoległych torów oraz przede wszystkim mnóstwo postaci. A jej zakończenie jest godne tych kilku tysięcy stron (oraz kilku tysięcy przesłuchanych minut).

W „Ostatniej misji Asgarda” bardzo dużo się dzieje w skali mikro, pomiędzy dowódcami poszczególnych okrętów. Jednak pomimo tego, dynamika pozostała na tym samym poziomie, co w poprzednich tomach. Podkreślić muszę oczywiście po raz kolejny, że nie jest to twarde science-fiction, które ma mocne podłoże naukowe – jest to świetna rozrywka, która dostarczy niezapomnianych wrażeń oraz emocji, jednak wciąż: to rozrywka. Nastawcie się na dobrą space operę, a nie na powtórkę z „Hyperiona” lub czegoś w tym stylu. Wtedy prawie na pewno będziecie w pełni usatysfakcjonowani!

Punktowa ocena: 7/10

„Stulecie Winnych. Początek” – Ałbena Grabowska

Format: Audiobook
Stron/długość: 10h 2m
Czyta: Weronika Humaj

Kompletne zaskoczenie. Nie spodziewałem się aż tak dobrej historii, zwłaszcza że gdyby spojrzeć na nią bardzo płytko, to jest to prosta opowieść o perypetiach pewnej rodziny. Śledzenie losów Bronki i Antoniego Winnych wraz z ich dorastającymi oraz zakładającymi własne rodziny dziećmi daje jednak satysfakcję wynikającą nie tylko z doskonale skrojonej fabuły. Również obserwowanie problemów, z którymi faktycznie spotykają się ludzie (a już zwłaszcza tymi konkretnymi, z czasów drugiej połowy XIX wieku pod zaborem rosyjskim) dostarcza po prostu… wrażeń.

Co ciekawe, wśród opinii widać wiele takich, które uznają „Stulecie Winnych. Początek” za jedną z najsłabszych wśród całego cyklu. To mnie tym bardziej zachęca do sięgnięcia po tę bestsellerową sagę. Ałbena Grabowska ma tak lekkie pióro, że jest to aż podejrzane. Do tego perfekcyjnie steruje równowagą pomiędzy dynamiką akcji, a emocjonalnymi fragmentami. Z obyczajowego przedstawienia polskiej rodziny pod zaborem rosyjskim stworzyła książkę, którą dosłownie się wchłania – aż nie do końca umiem wyrazić w słowach, co dokładnie sprawia, że nie mogłem się od niej oderwać. Chyba w sumie wszystko.

Punktowa ocena: 7/10

„Drakula” – Bram Stoker

Format: E-book
Stron/długość: 528
Tłumaczenie: Agnieszka Myśliwy

Największą zaletą „Drakuli” jest niewątpliwie jej początek, który stanowi niejako pierwszą część wszystkich wydarzeń. Czuć duszny klimat, a jak na dzieło XIX-wieczne, które przedstawia się jako horror, jest naprawdę dojrzałe. Później sposób prowadzenia narracji nieco pozostaje ten sam (jest w formie listów oraz zapisów z dziennika), lecz akcja przenosi się w inne miejsce, a i sama historia zaczyna się toczyć nieco innymi torami. Być może odrobinę mniej fascynującymi. Zdecydowanie to właśnie początek jest kwintesencją powieści gotyckiej.

Wcale to jednak nie oznacza, że dalej jest gorzej – po prostu inaczej. Mniej mrocznie, a bardziej nawet przygodowo. Oznacza to, że mamy do czynienia z większą ilością przerw i spadków dynamiki, a atmosfera staje się dużo lżejsza. Z drugiej jednak strony podziwiać możemy bardzo charakterystyczne dla tamtych czasów elementy etykiety w kontaktach międzyludzkich, jak również spróbować przyjrzeć się nieco bliżej poszczególnym postaciom. Na pewno „Drakula” był wart przeczytania – poszerza spojrzenie na literaturę oraz początki niektórych odmian literatury.

Punktowa ocena: 7/10

„Czas czarnych luster” – Krzysztof Kotowski

Format: Audiobook
Stron/długość: 9h 36m
Czyta: Filip Kosior

Niby to samo, ale jakże inne. Po wydarzeniach z drugiej części, czyli „Modlitwie do boga złego”, poznamy nieco inny świat i jego oblicze. Jednak żeby uniknąć niepotrzebnych spoilerów, nie będę się rozwodził nad samą fabułą oraz światem przedstawionym! To, co mogę bezpiecznie napisać to to, że jeśli podobały się Wam wcześniejsze tomy, to ten też Was nie zawiedzie. Jest utrzymany w podobnym stylu, jeśli chodzi o dynamikę wydarzeń, nacisk na przedziwność postaci, które się pojawiają, no i na humor. Przy okazji pojawiło się jeszcze więcej informacji o Zakonie Aurelitów, co zapewne ukontentuje tych spragnionych nieco większej dawki wiedzy.

Niewiele więcej mogę w sumie napisać o „Czasie czarnych luster”, bo nie był on jakimś przełomem czy to w całym cyklu o Krzysztofie Lorencie, czy w polskiej fantastyce. Na pewno dobrze się bawiłem przy wszystkich trzech tomach, jednak raczej klasyfikowałbym je jako przyjemne spędzacze czasu. Elementy tajemnicy i wplecenie starego zakonu, którego początki sięgają czasów tuż po Chrystusie, dobrze wyszło autorowi, a do tego pokazał, że potrafi manewrować intrygami na poziomie niemalże światowym. Poza tym jednak żadna z książek nie wyróżnia się na tle literatury fantastycznej.

Punktowa ocena: 6/10