Coś tam jednak się udało przeczytać (oraz przede wszystkim przesłuchać!), więc mam się czym z Wami podzielić! Ba, nawet szczerze powiedziawszy jestem pozytywnie zaskoczony liczbą książek, które udało mi się zaliczyć w ten czy inny sposób, a zwłaszcza pod koniec miesiąca weszło ich całkiem sporo na raz. No i co najważniejsze, zdecydowana większość to naprawdę wysokie jakościowo pozycje. Bez przedłużania więc zapraszam na parę słów o każdej lekturze!
Okładki pochodzą z… tak, z Lubimy Czytać.
„Przygody dobrego wojaka Szwejka” – Jaroslav Hašek
Nie jestem ani trochę zdziwiony wysokimi ocenami tej książki oraz recenzjami, które wychwalają ją od wielu lat! Może daleko jej do bycia majstersztykiem, miejscami bywa nierówna oraz nieco schematyczna, aczkolwiek stanowi ciekawe uzupełnienie czytanego przeze mnie niedawno „Paragrafu 22”. Antywojenność wycieka z niej wręcz hektolitrami bieżącej wody, a okraszona jest cudownie absurdalnym humorem i inteligentnie głupkowatą postacią samego Szwejka. Zdarzają się momenty, w których ta jego głupota jest aż boleśnie przewidywalna, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
To naprawdę lekka lektura. Znaczy, tak na pierwszy rzut oka – czyta się (lub słucha) ją bardzo przyjemnie, bez konieczności zastanawiania się nad drugim dnem. Jeśli jednak ktoś ma taką ochotę, to je znajdzie i to bez większych problemów. Wystarczy po prostu przez chwilę zastanowić się nad absurdami i spróbować je zestawić choćby i z cywilną rzeczywistością („czeski film”, rozumiecie), a objawią się Wam sytuacje niestworzone. Nie zmienia to jednak faktu, że radość z „Przygód dobrego wojaka Szwejka” mogą czerpać niemalże wszyscy, bo lekkość pióra Jaroslava Hašeka bardzo w tym pomaga!
Ocena punktowa: 7/10
„Droga donikąd” – Michał Gołkowski
Tym razem mamy w pewnym sensie origin Miśka, choć jest to bardziej historia tego, jak trafił do Zony. No i oczywiście jakie były jego pierwsze kroki. Co prawda nie do końca poznajemy pełną przeszłość Miszy, choć parę elementów zostało zasugerowanych, które dają nieco do myślenia i pozostawiają miejsce dla wyobraźni. Ogólnie rzecz biorąc jest to bardziej moment podjęcia decyzji oraz przedostania się do Zony wraz z pierwszymi chwilami w niej spędzonymi (nie były one łatwe, oj nie, nie był to ten Misiek, którego znamy z poprzednich dwóch części).
Jak zazwyczaj u Gołkowskiego na akcje nie można narzekać, dynamika całkiem dobra, cały czas coś się dzieje. Na ogromny plus jest pokazanie Miszy jako osobę, która dopiero faktycznie poznaje Zonę (choć z pewnością pomocna w tym jest jego „przeszłość”), a nie zrobienie z niego od razu wymiatacza. Ogólnie rzecz biorąc „Droga donikąd” jest nawet lepsza w ogólnym rozrachunku niż wcześniejsze tomy – bardziej dojrzała, przemyślana, z konkretnym planem. Zaczynam nawet lubić Czarnobylską Strefę Wykluczenia i z nieco większym optymizmem patrzę w kierunku kolejnych książek z tej serii.
Ocena punktowa: 7/10
„Kołysanka dla czarownicy” – Magdalena Kubasiewicz
Można się zachwycać tą książką, oj można! Miałem już do czynienia z prozą Magdaleny Kubasiewicz i zawsze sprawiała naprawdę dobre wrażenie i powodowała chęć polecania. Wszystkie jej książki miały swój klimat i jakiś element niepokoju pod spodem – no i dokładnie taka sama jest „Kołysanka dla czarownicy”, ale jakby nawet jeszcze lepsza. Niby prosta historia, z równie prostymi założeniami, a przyciąga jak magnes! Na pewno ma w tym udział doskonała dynamika i rzecz jasna (jak to w utworach Magdaleny Kubasiewicz) nutka tajemnicy na absolutnie każdym kroku.
Całkiem fajne są też założenia, na jakich funkcjonuje świat wykreowany przez autorkę. Mamy po prostu Warszawę, mamy też przenikającą się magię, ale bez wdawania się w detale dotyczące współżycia osób niemagicznych oraz tych parających się tą sztuką. Ponownie prosty świat z prostymi rozwiązaniami, które pozwalają na skupienie się na wyciskaniu z samej historii ile tylko można, oraz budowaniu odpowiedniej otoczki dla czytelników. Nie zabrakło również kilku dobrych postaci (choć miło by było nieco rozbudować też parę innych, zwłaszcza jeśli są kluczowe dla książki), więc na pewno bardzo szybko sięgnę po kolejną część!
Ocena punktowa: 8/10
„GOPR. Na każde wezwanie” – Wojciech Fusek, Jerzy Porębski
Świetna opowieść, szczegółowa historia oraz ogrom wiedzy – mniej więcej tak można podsumować „GOPR. Na każde wezwanie”. Mamy tu niemalże wszystko, co jest potrzebne, aby dowiedzieć się nie tylko, na czym polega praca ratownika GOPR, ale również, jakie wydarzenia były konieczne, aby taka organizacja w ogóle powstała. Autorzy nie skupiali się na żadnym konkretnym aspekcie, ale widać, że chcieli przekazać tyle wiedzy, ile się tylko da – zarówno tej historycznej, jak i bardziej praktycznej, która może przydać się każdemu z nas, jeśli znajdziemy się w niebezpiecznej sytuacji w górach.
Rzecz jasna nie mogło zabraknąć przykładów akcji, czy to najbardziej niebezpiecznych, czy po prostu najsłynniejszych, w których brali udział ratownicy z GOPR i TOPR (oraz wcześniejszych organizacji, które poprzedzały istnienie tych obecnych). Niektóre z nich nie mogą zmieścić się w głowie, a inne z kolei obnażają ludzką głupotę i beztroskę, która jednak tylko potwierdza konieczność istnienia takich organizacji. Wszystko to opisane jest w bardzo przystępny sposób, bez zbędnego chaosu (podział jest zarówno chronologiczny, jak i ze względu na kategorię opisywanych aspektów), więc można się w książce odnaleźć bez żadnych problemów. Odczuwam dużą satysfakcję po lekturze – zarówno moja czysta, ludzka ciekawość, jak i ta część świadomości bardziej odpowiedzialna za chęć edukowania się, zostały zaspokojone.
Ocena punktowa: 7/10
„Przysługa dla Czarnoksiężnika” – Magdalena Kubasiewicz
Cieszę się, że sięgnąłem po „Przysługę dla Czarnoksiężnika” od razu po przeczytaniu pierwszej części – druga jest jeszcze lepsza! Być może dzięki temu, że lektura wleciała na świeżo i wciąż w pamięci miałem detale z wcześniejszego tomu, ale z pewnością jest to duża zasługa umiejętności Magdaleny Kubasiewicz, która ponownie wykreowała tajemniczą (choć tym razem z nutką kryminalną!) historię. Widać również na horyzoncie jakiś szerszy plan na postać Jagody (być może zostanie wplątana w coś o wiele większego, niż można sobie wyobrazić, na co po cichu liczę), choć trochę brakuje mi wyrazistości u innych osób.
Autorka stworzyła na tyle przyciągającą historię i okrasiła ją tak cudownie dobrą dynamiką, że pewna schematyczność wyziera dopiero po zakończeniu lektury i wcale w jej trakcie nie przeszkadza. Gdyby rozebrać książkę na czynniki pierwsze i stworzyć ramowy plan wydarzeń, to byłby dość podobny (wysokopoziomowo) do wcześniejszego tomu, ale tym przypadku wygląda to jak przepis na sukces. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach nie przeje mi się to, ale na razie jestem naprawdę zachwycony lekkością lektury i chcę więcej! Byle na takim poziomie, do którego już zdążyłem przywyknąć!
Ocena punktowa: 8/10
„Martwe Jezioro” – Marcin Mortka
Nie jestem jeszcze do końca przekonany co myśleć nie tyle o samej książce, ile ogólnie o świecie wykreowanym przez Marcina Mortkę. Można powiedzieć, że „Martwe Jezioro” to klasyczny rozruszacz, w którym dopiero poznajemy bohaterów, zasady rządzące książkową rzeczywistością no i ogólnie wprowadzamy się we wszystko. Zdecydowanie zarówno zebrana paczka bohaterów (choć może niektórych lepiej nazwać antybohaterami), jak i świat kręcący się wokół „smoczej religii” mogą zrobić jeszcze niezłą robotę, na co zresztą liczę w kolejnych tomach.
„Martwe jezioro” po raz pierwszy wydane zostało w 2011 roku, co bardzo czuć (wtedy mniej więcej literacka płodność pisarza się wzmogła) zwłaszcza w kompozycji. W tle snuje się powoli większy plan i główny trzon fabuły, zdecydowana większość wydarzeń to jednak walki, potyczki, pojedynki. Dużym plusem jest bardzo krótkie wprowadzenie w historię tego świata (w każdym razie ta najświeższa, która ma duże znaczenie dla całej książki), aczkolwiek brakuje mi szerszego wprowadzenia w zasady, którymi się obecnie wszystko rządzi. Są podawane małymi dawkami, jak to w początkowych tomach, ale nie zaspokajają głodu – zobaczymy więc, jak będzie w kolejnych tomach. Z pewnością dam im szansę!
Ocena punktowa: 6/10