sobota, 3 grudnia 2022

„Legendy Archeonu. Stalowa burza” – Thomas Arnold

Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Thomas Arnold
Tytuł: Legendy Archeonu. Stalowa burza
Wydawnictwo: T.A. BOOKS
Stron: 992
Data wydania: 30 listopada 2022

Trzy lata – tyle minęło od premiery poprzedniego tomu, co daje nam aż trzykrotnie dłuższą przerwę niż pomiędzy pierwszą a drugą częścią. Szczęśliwi ci, którzy kupili wszystkie trzy jednocześnie! Przy tak dużej przerwie przydałoby się bowiem ponowne przeczytanie przynajmniej ostatniej książki, gdyż sporo rzeczy wylatuje niestety z pamięci, chociaż Thomas Arnold stara się dbać o odpowiednie zarysowanie minionym wydarzeń. Przy okazji pokazał również, że zdecydowanie nie wyszedł z wprawy pomimo upływu czasu i „Stalowa burza” trzyma ten sam poziom, co poprzednie tomy. Przygotujcie się więc na porządny walec, który toczy się swoim tempem przez niezmierzone przestrzenie Morze Traw!

Czerń nie zdążyła jeszcze pochłonąć całego świata – Ethruni przetrwali i umacniają się pod wodzą księżniczki Vaali oraz Hagana, który nadzoruje budowę obiektów obronnych. Veneni jednak nie zamierzają dać za wygraną, choć Generałowie Czerni skupieni są między innymi na utarczkach pomiędzy sobą. Świat wciąż walczy i nie poddaje się, choć jego szanse topnieją z dnia na dzień. Całe krainy przemieniły się w pozbawione życia pustkowia, przez które z rzadka przetacza się nawałnica oddziałów. Jednak najgorsze jeszcze przed wszystkimi, gdy stalowa burza obróci pustkę w nicość.

Wspominałem już na samym początku, że klimat wcześniejszych części jest zachowany, ale co to właściwie oznacza? A oznacza to między innymi podobnie spokojny, ale podniosły ton prowadzenia historii, z którego wielkość świata i rozmach samej fabuły wręcz wypływa. Podczas lektury czuć taki historyczny powiew, jakby rzeczywiście opisywane wydarzenia miały miejsce w bliżej nieokreślonej krainie i zostały spisane przez kronikarzy z wręcz mitologiczną nutką. Do tego w opisywanym świecie występuje swego rodzaju duszność i można sobie wyobrazić te spustoszone krainy, wśród których ludzie występują jedynie w dobrze chronionych enklawach, rodem z powieści postapokaliptycznej lub starej gry strategicznej w klimatach fantasy.

Znakiem rozpoznawczym całych „Legend Archeonu”, zachowanym również w „Stalowej burzy” są bardzo charakterystyczne dialogi, w których czuć dużą dozę archaiczności. Przywodzą na myśl stare produkcje typu „Baldur’s Gate” czy „Icewind Dale”. One też mocno wpływają na pogłębienie immersji, choć z pewnością mogą w pierwszej chwili wywołać uczucie niepokoju – wszak praktycznie nigdzie się już takiego stylu nie spotyka! Autor utrzymuje je jednak w spójności przez prawie tysiąc stron, więc gdy już się przywyknie do nich, można docenić synergię, która zachodzi pomiędzy nimi a wspomnianym już światem przedstawionym i sposobem prowadzenia narracji. Z pewnością nie jest to coś, do czego przyzwyczajony jest współczesny czytelnik fantastyki (zwłaszcza tej najnowszej), jednak dla mnie jest to ogromny plus tworzący swego rodzaju sprzeczność – powiew świeżości z archaicznymi nutami.

Cała historia opowiedziana w „Stalowej burzy” dzieli się na trzy różne perspektywy, dążące – rzecz jasna – do wspólnego punktu. Każda z nich pokazuje zupełnie inne spojrzenie na dokładnie te same zagadnienia, a do tego nawet interpretacja i pobudki są kompletnie inne, w zależności od tego, kto akurat je prezentuje. Dzięki temu nie wiadomo tak naprawdę, kto popełnia bardziej wątpliwe moralnie czyny, a czyje intencje są czystsze, zwłaszcza kiedy dorzucimy do tego jeszcze większe rozmycie pomiędzy Ano i Angorem, które czasem nazywane są potocznie dobrym i złym bytem. Trzeci tom pokazuje, że z jednej strony trudno ten podział zachować, a z drugiej nie da się z nim absolutnie kłócić – mamy więc klasyczny dylemat moralny pokazujący, że absolutnie nic nie jest tylko dobre lub złe.

Przyznać też muszę po raz kolejny, że wybór oprawy zintegrowanej i pozostawienie jej jako jedynej wersji był strzałem w dziesiątkę. Co prawda większość książki przeczytałem w wersji elektronicznej, jednak próby czytania już wersji papierowej nie były takie straszne, pomimo jej grubości (prawie tysiąc stron zawsze robi wrażenie). Wykonanie jest bardzo solidne, tomiszczne nie próbuje zlecieć na moją twarz w trakcie lektury, a do tego cudownie prezentuje się na półce – ze względu na bardzo obłe krawędzie na myśl przychodzą zdjęcia ze starych bibliotek, gdzie tłuściutkie grymuary stały dumnie prężąc grzbiety. Wszak książka to również wspaniały sposób na udekorowanie pomieszczenia!

Zwieńczenie trylogii „Legend Archeonu” dało mi dokładnie to, czego się spodziewałem. Jestem w pełni usatysfakcjonowany, choć jednocześnie już zaczynam tęsknić za niektórymi postaciami i chętnie bym zobaczył spin-off z historią Kazamara i jego morskimi przygodami! Choć pewnie to by oznaczało budowę zupełnie innego klimatu, niż ten znany z trzech tomów opowiadających o zalewie Czerni. Co jednak zaskakujące, pomimo dużego rozmachu, większość wątków wydaje się zamknięta, lub zostały pozostawione jako otwarte w taki sposób, który nie zostawia u mnie uczucia niedosytu. 

Łączna ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi, Thomasowi Arnoldowi!


0 komentarze:

Prześlij komentarz