sobota, 8 czerwca 2019

„Metro 2034” – Dmitry Glukhovsky

„Metro 2034” – Dmitry Glukhovsky
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Dmitry Glukhovsky
Tytuł: Metro 2034
Wydawnictwo: Insignis
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Stron: 410
Data wydania: 4 listopada 2015


To być może zadziwiające, ale mam za sobą już kilk tytułów z Uniwersum Metro 2033, a nawet Uniwersum Metro 2035, jednak głównej trylogii, którą napisał Dmitry Glukhovsky jeszcze nie zaliczyłem. Oczywiście, samo „Metro 2033” jest już za mną, jednak pozostałe dwa tomy czekały dość długo na swoją kolej. Wreszcie jednak udało się to zrobić i przeczytać kolejny z nich – chociaż do tej pory się zastanawiam czemu nie sięgnąłem po niego wcześniej. Zwłaszcza, że w świat stworzony przez rosyjskiego pisarza wsiąkłem niemalże od pierwszych stron pierwszej książki. Teraz, gdy przeczytałem ich już kilka, mogę inaczej spojrzeć na twórczość Glukhovsky’ego. Nie jestem jednak pewien, czy „Metro 2034” jest dobrym punktem wyjścia do nowych porównań.

Jakby sama nuklearna apokalipsa nie była wystarczającą karą dla całego świata. Mieszkańcy moskiewskiego Metra, ocalali z katastrofy, doskonale wiedzą, że mieszkanie pod ziemią, na której żyją zupełnie nowe formy życia, nieprzyjazne człowiekowi, nie jest proste i przyjemne. Minął raptem rok od pokonania Czarnych, a Metro musi walczyć z kolejnym problemem. Mieszkańcy Sewastopolskiej twardą odpierają próby wtargnięcia nowych istot do wnętrza tuneli, jednak jakość ich obrony – a co za tym idzie być może przyszłość Metra – zależy od dostaw amunicji. Te jednak nagle ustają. Pojawia się jednak Hunter, który uznany został za zaginionego. Wchodzi w skład wyprawy mającej na celu rozwikłanie zagadki znikających karawan. Czy jednak stoi po tej samej stronie co wszyscy?

„Zwyczajny człowiek. Okrutny, głupi, mściwy. Jak wszyscy”.

Historia rozpoczyna się rok po wydarzeniach znanych z pierwszej części trylogii, czyli „Metro 2033”. Dzieje się ona jednak po drugiej stronie moskiewskiego metra, w okolicach Sewastopolskiej, którą być może część osób kojarzy z bliskości stacji Technopark. Ponownie Dmitry Glukhovsky postawił na psychologiczny aspekt niż na działanie. Opisuje tunele jako ciężkie, ciemne, przytłaczające wręcz swoją wielkością, a podróż po nich jawi się jako mozolna i skrajnie niebezpieczna wędrówka, która może złamać nawet największego twardziela. Takie podejście do tworzenia całej historii ma jednak swoje minusy – potrafi być nużąca i szybko się znudzić. Zwłaszcza jeśli przegnie się z ilością przemyśleń, które przelewane są z głów poszczególnych postaci na papier. Niestety tego problemu autor nie uniknął.

Fabuła od samego początku nie jest zbyt skomplikowana. Ma oczywiście swoje nagłe zwroty (chociaż niezbyt przejmujące w większości przypadków), jednak to nie ona zdaje się być najważniejsza. „Metro 2034” już od pierwszych stron pokazuje, że będzie to opowieść o ludzkich rozterkach, które nawet w obliczu katastrofy i postapokaliptycznej rzeczywistości nie za wiele się może zmienić w stosunku do tego, co możemy obserwować obecnie. Nie wiadomo komu ufać, nie wiadomo kto mówi prawdę, a kto kłamie. Ciężko jednoznacznie udowodnić komuś winę lub poświadczyć za jego niewinność. Mamy też do czynienia z próbami oceny moralnej własnych decyzji oraz podjęcia tej jedynej „słusznej”, jakakolwiek by ona nie była. Wszystko oczywiście w perspektywie dalszego życia (bądź nie…) w zamkniętej społeczności, która żyje na niewielkiej powierzchni i doskonale będzie sobie zdawać z decyzji podjętych przez daną jednostkę. Albo i nie będzie sobie zdawać…

„Żeby zabierać ludziom życie, nie trzeba wielkiej potęgi. Zaś przywrócić go umarłym nie potrafi nikt”.

Niestety to wszystko powoduje, że nie za wiele się dzieje, a już na pewno nie na samym początku. Decyzje podejmowane są szybko, wszelkie wyprawy równie szybko się organizują i wyruszają, ale można odnieść wrażenie, że absolutnie nic się nie dzieje. Jeśli ktoś lubi czytać razem z mapą (a ja do takich osób należę), to zauważy, że tak naprawdę główni bohaterowi naprawdę niezły kawał drogi przebyli. Tylko co z tego, jeśli przemieszczanie się w większości przypadków jest całkowicie wycięte. Tam, gdzie Dmitry Glukhovsky postanowił dorzucić nieco pikanterii w postaci małej jatki widać, że postacie naprawdę trafiły w tunele metra. Jednak większość ich drogi to magiczne teleportowanie się ze stacji na stację (albo nawet i po kilka na raz). Część działająca na psychikę jest ważna i robi mega robotę, co widać było w pierwszej części trylogii, jednak niemalże kompletne wycięcie jakiejkolwiek bardziej zaawansowanej akcji nie wydaje się być dobrym pomysłem.

Nie jest to tak dobra książka jak poprzedniczka, „Metro 2033”. Pomimo całkiem dobrego pomysłu na fabułę, jego realizacja pozostawia sporo do życzenia. Za dużo przemyśleń, które krążą tak naprawdę wokół tego samego tematu, nie odkrywając niczego nowego, a za mało jakiejkolwiek akcji, lub choćby bardziej rozbudowanego (nie powtarzanego w kółko) wątku psychologicznego. „Metro 2034” wciąż ma ten sam, ciężki i duszny klimat, cały czas widać, że to ten sam warsztat pisarski, ale nie wciąga tak i nie przykuwa uwagi. Niewiele się dzieje, więc niestety niewiele jest momentów, które mogą rozłożyć na łopatki nawet największego malkontenta. Można powiedzieć, że w pewnym sensie to właśnie druga część trylogii Metra zamienia ludzi w malkontentów.

Łączna ocena: 6/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz