niedziela, 22 lipca 2018

„Chorały z pogranicza czasu” - Dominik Łuszczyński

"Chorały z pogranicza czasu" - Dominik Łuszczyński
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Dominik Łuszczyński
Tytuł: Chorały z pogranicza czasu
Wydawnictwo: Phantom Books
Stron: 154
Data wydania: 15 maja 2018


Kiedy ktoś mówi mi o klasycznych literaturze grozy, na myśl przychodzi mi oczywiście Edgar Allan Poe oraz H. P. Lovecraft. Niemalże cała twórczość obu wspomnianych autorów jest jeszcze przede mną, chociaż sam ich dorobek jest doskonale znany chyba większości miłośników literatury. Dominik Łuszczyński w swoim zbiorze opowiadań nawiązuje właśnie do tych klimatycznych dzieł, których atmosferę trzeba po prostu umieć oddać. Nie każdemu się to udaje, i nie każdy jest w stanie napisać coś, co będzie miało podobny wydźwięk. Ciężki, mroczny, ale jednocześnie subtelnie pociągający za najgłębiej osadzone struny ludzkiej psychiki. Czy “Chorały z pogranicza czasu” można uznać za właśnie ten typ literatury? Zdecydowanie tak.

Kiedy groza wypływa z każdego zakątka otaczającego Cię świata, nie myślisz racjonalnie. Kiedy strach zaczyna szarpać Twoją i tak już nadwyrężoną psychikę, starasz się uciec jak najdalej, nie bacząc na przeciwności. Dokładnie do takiego stanu chce Cię, Drogi Czytelniku, doprowadzić autor w swoim zbiorze opowiadań. Każde z nich to kolejna porcja grozy, dawkowana w takiej ilości, aby utrzymać Cię przy życiu, ale zapędzić Cię w róg nie dając ani chwili wytchnienia.

Jeśli ktoś zapytałby mnie o to, jaka jest jedna, charakterystyczna cecha “Chorałów z pogranicza czasu”, to zdecydowanie wskazałby barwny i nieco archaiczny język. Opisy są bardzo barwne i wyraziste, nadając opisywanym miejscom czy wydarzeniom dodatkowej aury tajemniczości. Czytając opowiadania Dominika Łuszczyńskiego można się poczuć, jakby sięgnęło się po pozycję napisaną na długo przed narodzinami autora. Świetnie koresponduje to z nastrojem, który ewidentnie chce zbudować w swojej książce autor. Ciężki, nieco podniosły, rozlewający powoli emocje po umyśle czytelnika. 

“Jak można twierdzić, że każdy może być panem swego losu w społeczeństwie, w którym wartość człowieka określa się między innymi poprzez pryzmat jego wyglądu?”

Każde z opowiadań jest zupełnie inne i porusza kompletnie odrębną tematykę. Wszystkie jednak mają jeden wspólny mianownik - granie na emocjach czytelnika. Odwołują się zarówno do uczuć, jak i przywar czy też po prostu cech, które można w łatwy sposób piętnować lub ukazać ich zgubny wpływ. Czasem wręcz przez myśl przechodziło mi porównanie do bajek, ze względu na alegoryczność tych utworów, chociaż oczywistym jest, że z bajkami zdecydowanie nie mają nic wspólnego. Nie wywołały we mnie co prawda przerażenia, jednak atmosfera, którą budują miejscami aż prosi się o pokrojenie rzeźnickim nożem. Tutaj Dominik Łuszczyński wykonał naprawdę kawał dobrej roboty. Można się poczuć jak w samym środku opisywanej historii.

Oprócz barwnego języka, wszystkie opowiadania charakteryzują się bardzo dużą plastycznością. Miejsca wraz z ich opisami można dowolnie kreować w swojej wyobraźni, tworząc byty wprost z naszych najgorszych (lub też najlepszych) koszmarów. Autor pozostawia wiele miejsca na snucie własnych wyobrażeń i unika bezpośrednich porównań. Metafory są raczej ogólnikowe, choć wystarczająco rozbudowane, aby nacieszyć się samym językiem narracji. Odniosłem wrażenie, że taki zabieg był od samego początku stosowany z pełną premedytacją - być może moja niepewność wynika z niezbyt obszernej znajomości klasyki literatury grozy, jednak jeśli jest to standard, to omija mnie zdecydowanie zbyt wiele dobrego.

“Słyszał ich nieskładne szepty, niewyraźne charkoty i buczenia przerywane odgłosem pękających ropni”.

Sama treść historii i ich warstwa fabularna czasem mogłyby jednak być nieco mniej rozwleczone, lub wręcz przeciwnie - rozbudowane. Jest kilka pozycji, które z samego założenia nie powinny być rozszerzane na wiele stron, jednak w pewnym przypadkach czuje się lekki niedosyt. Wśród dłuższych form za to niektóre fragmenty można by pominąć - zwłaszcza kiedy mówimy o opisach. Mimo swego niesamowitego klimatu i niewielkiej liczby stron, bywały momenty, w których musiałem zwyczajnie odpocząć od “Chorałów z pogranicza czasu”. Sam klimat, który utworzył Dominik Łuszczyński jest jednak wart przebrnięcia przez mniej interesujące partie książki, a trud będzie wynagrodzony niecodziennymi przeżyciami związanymi z lekturą grozy.

Ogólnie rzecz biorąc jest to kawał fajnej literatury, która może się spodobać zarówno fanom powieści grozy, jak i osobom, które nie miały jeszcze styczności z tego typu literaturą. Dominik Łuszczyński prowadzi czytelnika przez swoje opowiadania w sposób klimatyczny, omijając szerokim łukiem elementy kojarzone ze współczesnym horrorem (zwłaszcza filmowym), co dla mnie jest przeogromnym plusem. Tego typu zbiory oraz powieści aż chce się czytać. Autorowi co prawda nie zawsze udało się zbudować idealną historię, jednak zapewne wszystko jest kwestią warsztatu - dać szansę jednak warto, choćby za język wykorzystany w “Chorałach na pograniczu czasu” oraz atmosferę, którą udało mu się stworzyć. Za te dwa elementy - chapeau bas!

Łączna ocena: 7/10


0 komentarze:

Prześlij komentarz