poniedziałek, 16 lipca 2018

„Dolores Claiborne” - Stephen King

Źródło: Lubimy Cytać
Autor: Stephen King
Tytuł: Dolores Claiborne
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Tomasz Mirkowicz
Stron: 234
Data wydania: 18 października 2017


Zbyt dużo wody w Wiśle upłynęło, odkąd ostatni raz sięgałem po książki Mistrza. Najwyższa pora to nadrobić, zwłaszcza że kolekcja cały czas się powiększa. “Dolores Claiborne” jest wręcz idealnym kandydatem po dość długiej przerwie od Kinga, bowiem uznawana jest za bardzo dobrą pozycję z dorobku tego autora. Przy okazji nie jest ciężka (podobno) ani trudna w odbiorze (podobno). Chciałem więc te “podobno” wyeliminować i jednoznacznie odpowiedzieć Wam na pytanie, czy słusznie uznawana jest za jedną z lepszych powieści Stephena Kinga. Z czystym sumieniem mogę napisać, że absolutnie nie dziwię się tej opinii i podpisuję się pod nią wszystkimi moimi kończynami. Przynajmniej dopóki są w pełni sprawne.

Przesłuchania na policji mogą być długie. Zwłaszcza, jeśli jest się podejrzanym o popełnienie morderstwa. Kiedy Vera Donovan żegna się z życiem, jako jedna z pierwszych na komendę trafia Dolores Claiborne - była opiekunka Very, która wielokrotnie dała do zrozumienia, że z chęcią pozbawiłaby życia swoją chlebodawczynię. Ku wielkiemu zdumieniu prowadzących śledztwo, Dolores nie ma jednak zamiaru przyznać się do zabójstwa. A na pewno nie do zamordowania Very. Za to zbrodnia sprzed prawie trzydziestu lat, dokonana na własnym mężu to coś zupełnie innego...

Co prawda wiele jeszcze książek Stephena Kinga przede mną, ale po “Mrocznej Wieży” myślałem, że niczym mnie już nie zaskoczy. A jednak Kingowi się to udało i to w gruncie rzeczy niepozorną powieścią, którą jest “Dolores Claiborne”. Nie chodzi jednak wcale o jakąś ponadczasowość czy wspaniałość bijącą inne dzieła Mistrza. Absolutnie - “Dolores Claiborne” nie jest bowiem ani mrożącym krew żyłach horrorem, ani trzymającym w napięciu thrillerem. Jest po prostu… nietypowa. Zaskoczyła mnie głównie forma, jaka została wykorzystana do jej napisania. Całą książka jest bowiem zapisem zeznań tytułowej Dolores Claiborne. King wykorzystał narrację pierwszoosobową, w której oskarżona opowiada policjantom coś, co można nazwać historią swojego życia.

“Czuję jakiś przeciąg, Andy. Czyżby tak wiało z twojej rozdziawionej gęby?”

Nie jest to jednak coś w rodzaju czytania zeznań - bardziej można to przyrównać do ich słuchania. Dolores w trakcie swojej przemowy komunikuje się bezpośrednio z policjantami, jednak Stephen King nie zawiera w tekście bezpośrednio ich odpowiedzi. Można je wywnioskować jedynie z dalszych wypowiedzi Dolores. Czytanie czegoś takiego jest naprawdę interesującym przeżyciem. Co ciekawe, muszę przyznać, że wyszło to niesamowicie. Wydawać by się mogło, że to w sumie takie nic, zwykły, znany od lat sposób prowadzenia narracji, ale jednak dorzucenie do tego pośredniej rozmowy z niewidocznymi dla czytelnika osobami dodał fajnego smaczku. Małe rzeczy, a cieszą. Nie przypominam sobie żadnej książki, którą czytałem, bądź o której wiem, żeby stosowała ten sam zabieg. Można więc powiedzieć, że i w tym przypadku King zrobił coś… oryginalnego.

Na ogromny plus zasługuje humor, którym autor wypełnił niemalże całą książkę. Nie zdążyłem dojść do trzydziestej strony, a już śmiałem się niemalże do upadłego! “Dolores Claiborne” ze swoim ciętym językiem i prostym humorem potrafi rozbawić do łez. Stephen King często w swoich książkach zawiera sporo specyficznego dla niego humoru, jednak w tym przypadku chyba przeszedł samego siebie. Należy jednak wziąć pod uwagę, że jest to humor przedstawiany przez prostą kobietę, jak sama o sobie mówi, wyspiarkę z krwi i kości, która przez całe życie pracowała urobiona po łokcie. To jednak świadczy jednak o kunszcie Kinga (oraz tłumacza polskiej wersji językowej! w końcu podołał wyzwaniu!), który był w stanie w wiarygodny sposób oddać styl i język, jakim posługiwała się Dolores Claiborne, której lata młodości przypadają w okolicach lat 40. i 50. XX wieku. Nie dość, że wyszło znakomicie, to jeszcze przykuwało uwagę jeszcze lepiej.

“A tak już jest, że sranie ma w sobie coś komicznego”.

Sama historia, którą opowiada Dolores na kartach książki jest słodko-gorzkim przedstawieniem jej żywota - prostego, pełnego nieszczęść, ale i przezabawnych sytuacji. Chociaż większość humoru bierze się z nieco satyrycznego podejścia głównej bohaterki do jej przeżyć. Nawet te nieprzyjemne chwile potrafi ubrać w bardzo zabawny sposób. Mimo tego, że jest to nic innego jak właśnie opowieść o dziejach pewnej wyspiarki, to Stephen King stworzył z tego historię, którą się wręcz pochłania. Wszystkie elementy układanki doskonale do siebie pasują, a do tego dążą do jednego - w jaki sposób Dolores Claiborne zabiła swojego własnego męża. O tym fakcie dowiadujemy się już na samym początku, a później czekamy na szczegóły, które zdradzi przesłuchiwana żona. Jestem naprawdę pod wrażeniem jak można zrobić tak ciekawą książkę z tak prostego i niezbyt porywającego motywu.

Zdecydowanie świetna książka. Nie jest to ta twórczość Stephena Kinga, za którą wynosi się go pod niebiosa, ale na pewno należy do tych książek, za które można autora ogólnie chwalić. Prosta, ale wciągająca i pełna humoru. Tego dobrego, specyficznego dla Kinga humoru, który nie wszystkim podchodzi. Jeśli jednak się okaże, że “Dolores Claiborne” trafiła w czyjś gust, to lepiej nie czytać jej w publicznym miejscu. Ludzie mogą zacząć się dziwnie patrzeć, jeśli co chwilę parska się śmiechem, lub wręcz zaczyna się śmiać na całe gardło. Doskonała nie tylko jako przerywnik, ale również jako pełnoprawna pozycja, która nie będzie w żaden sposób umniejszać Waszej domowej biblioteczce. Jednym słowem - polecam!

Łączna ocena: 8/10


0 komentarze:

Prześlij komentarz