wtorek, 29 marca 2022

„Apostata” – Łukasz Czarnecki

Źródło: Lubimy Czytać

Autor:
Łukasz Czarnecki
Tytuł: Apostata
Wydawnictwo: Insignis
Stron: 482
Data wydania: 9 marca 2021

Jestem wielkim fanem przeróżnych kombinacji w książkach. Jak ktoś próbuje połączyć ze sobą przeciwstawne lub po prostu niecodziennie występujące razem motywy, to lecę na to, jak niedźwiedź do miodu. Niestety jestem boleśnie świadom tego, że bardzo rzadko takie ekstrawaganckie połączenia wychodzą – zwłaszcza jeśli ktoś próbuje oprzeć się na jakiejś klasyce. W tym przypadku Łukasz Czarnecki dotknął w pewnym sensie mitologii stworzonej przez Lovecrafta, co mogło się skończyć świetnie albo tragicznie. Autor tej książki należy do redakcji „Nowej Fantastyki”, co teoretycznie powinno zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu. Nie wiem, czy faktycznie miało to jakiś wpływ, ale powieść jest faktycznie zjawiskowa!

Od wielu lat Republika walczy z Cesarstwem Yoryckim. Ta walka chyba nigdy się nie skończy, a front walk już na zawsze pozostanie wyjałowionym od magii bojowej pasem ziemi niczyjej, niezdatnej do zamieszkania ani wydania plonów. Republika jednak musi mierzyć się również z innym problemem, a walka z nim jest rozrzucona na wiele frontów wewnątrz niej samej. Kultyści czczący demony z Otchłani nie dają za wygraną, nawet pomimo strat, które zadaje im zbrojne ramię Republiki. Nawet kara śmierci wykonywana natychmiast nie powstrzymuje ich przed przyzywaniem coraz obrzydliwszych stworów pragnących krwi i ludzkich dusz. Cały kontynent Ekumeny może stanąć na krawędzi zagłady.

Świat wykreowany przez Łukasza Czarneckiego jest wprost przegenialnie stworzony! Dopracowany w szczegółach i kompozycji. To nie są tylko jakieś pojedyncze opowiadania, osadzone w zupełnie różnych miejscach, które mają kompletnie różne warunki brzegowe oraz rdzenie. To jest jeden, wielki świat, pełnoprawna machina socjologiczno-gospodarcza, która napędza całe państwo, w którym kultyści są po prostu elementem tak samo prawdziwym, jak złodzieje czy mordercy. To kolejne przestępstwa, które się ściga i którymi zajmuje się specjalna komórka policji, zupełnie jak działy do walki z przestępczością gospodarczą czy obyczajowe.

To, co nie dawało mi spokoju i wprowadzało pewnego rodzaju dysonans, to połączenie w jednym naczyniu składników niemalże każdego standardowego świata fantasy. Na pierwszy rzut oka, zwłaszcza kiedy czytelnik pierwszy raz zetknie się z dość archaicznym słownictwem (zwłaszcza przy opisywaniu stanowisk, takich jak princeps, czy subiekt w sklepie), można domniemywać, że są to, powiedzmy, lata 20. XX wieku – klimat mniej więcej taki, jak w dziełach opisujących zagadki kryminalne dziejące się w Luizjanie w tamtym okresie. Później jednak wychodzi na to, że naoglądałem się za dużo „Alienisty” czy „Freuda” na Netflixie… Dochodzi nam bowiem do tych wszystkich demonów broń palna, ale również… ciężarówki, samochody, klasyczna logistyka policyjna i inne, bardziej współczesne elementy… Jakby było jeszcze mało, to w gratisie autor dorzucił magię bojową! Tak, magów, zaklęcia, czary i takie tam. Czasem to było o wiele za dużo na raz w jednym worze.

Przyznam szczerze, że aż dotąd nie mogę się zdecydować, czy osadzenie dosłownie panteonu bóstw zewnętrznych wziętych żywcem z mitologii Lovecrafta, wraz z Azathothem na czele, jest hitem czy kitem. Z jednej strony byłem mega podjarany możliwością przeczytania czegoś więcej (i w nieco innym klimacie niż opowiadania twórcy Przedwiecznych) ze świata, w których występują te kochane i straszne paskudy, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to jednak po prostu osadzenie historii w uniwersum. Tutaj bóstwa pełnią funkcję po prostu demonów, do tego dokooptowane są wierzenia sumeryjskie, nie tylko sam panteon lovecraftowski, a do tego zgrzytają mi czasy. Co prawda można uznać, że to po prostu świat ileś set lat po wydarzeniach opisywanych przez Lovecrafta, stąd rozbieżności (a wszak autor wspomina również Starsze Istoty czy Mi-Go, również prosto z dzieł amerykańskiego pisarza), jednak nie do końca to akceptuję w takiej formie.

Niezależnie jednak od moich prywatnych preferencji co do użycia całego zbioru bóstw, muszę przyznać, że zostały genialnie wplecione w wizję Łukasza Czarneckiego. Każdy detal ładnie gra i buczy, począwszy od samej koncepcji przedostania się demona z Otchłani do świata rzeczywistego (i konieczności „pomocy” ze strony kultystów), przez wszelkie przepływy energii zarówno od dobrych bóstw, jak i wspomnianych bezeceństw, a zakończywszy na sposobach walki i wzmacnianiu obu stron konfliktu. Jeśli dorzuci się do tego wspomniany już przeze mnie wcześniej Wydział do spraw Okultyzmu, który stanowi policyjne ramię walki z kultystami, to otrzymamy totalnie świeży świat, który wart jest uwagi. Autor jednak nie skupił się jedynie na nakreśleniu ogólnych ram – Republika toczy gdzieś równolegle w tle wojnę z sąsiednim Cesarstwem, a w końcu jest też w jakiś sposób rządzona. Natomiast tam, gdzie są rządy, tam jest polityka, przeciwstawne poglądy, intrygi i skakanie sobie do gardeł. No i o te wszystkie detale Łukasz Czarnecki również zadbał.

Forma tej powieści jest również nieczęsto spotykana. Na pierwszy rzut oka nie różni się absolutnie niczym od większości książek – mamy w końcu konkretne postacie, jakieś wydarzenia, które się dzieją, jak również świat, w którym to wszystko jest osadzone. Jednak tak naprawdę jest to kilka oddzielnych historii, które są ze sobą połączone chronologicznie, ale można po jakimś czasie zauważyć zatarte granice, które mogłyby wyznaczać, gdzie kończy się jedno opowiadanie, a zaczyna drugie. Kolejne wynika z poprzedniego i łączy się w wielu miejscach, dlatego trudno nazwać „Apostatę” choćby hybrydą – niemniej jednak warto wspomnieć o tym dość ciekawym zabiegu, który jest też elementem wprowadzającym trochę życia do współczesnej, pisanej w podobny sposób literatury.

Liczyłem na wiele i otrzymałem jeszcze więcej. Nawet uwzględniając moje kręcenie nosem na osadzenie Bogów Zewnętrznych i wykorzystanie ich do własnych celów autora, muszę przyznać, że chciałbym widzieć na polskiej scenie fantastycznej więcej takich pozycji. Ba, mogę sobie zresztą tym nosem kręcić, ale nie zmieni to faktu, że grzechem byłoby z mojej strony narzekać również na sposób osadzenia panteonu, bo to zostało wykonane wspaniale. Świat jest jednocześnie żywy (detale, tło polityczne z ustrojem państwa, codzienne życie czy pulsująca w regularnym rytmie żyła społeczeństwa) i ciężki, przygnębiający. Czuć oddech Otchłani oraz tego, z czym na co dzień mierzyć się muszą mieszkańcy oraz funkcjonariusze Wydziału do spraw Okultyzmu. Choćby pod względem zapoznania się z tą kreacją warto sięgnąć po „Apostatę”. Jestem naprawdę zachwycony, spełniony i usatysfakcjonowany. I chciałbym więcej!

Łączna ocena: 8/10


0 komentarze:

Prześlij komentarz