poniedziałek, 16 września 2019

Dlaczego nie żałuję założenia Instagrama?

Tak, mam Instagrama. Znaczy takiego „blogowego”, a nie prywatnego – o takim bym zresztą raczej nie pisał takiego wpisu. Mam go sobie od grudnia 2018 roku, aktywnie z niego korzystam, chociaż widżetu na blogu się jeszcze nie dorobiłem (chociaż może między czasem pisania tych słów a ich publikacją dorobię się go i zapomnę o tym). Wrzucam średnio dwanaście lub trzynaście zdjęć w miesiącu, praktycznie codziennie publikuję jakąś relację (story znaczy się, jeśli ktoś tak woli). W sumie jestem o wiele bardziej aktywny tam niż na Facebooku, na którym również mam fanpejdż. Długo się zastanawiałem nad tym, czy Insta założyć, czy nie – analizy SWOT co prawda nie robiłem, ale ważyłem plusy i minusy, które – oczywiście tylko według mnie – istniały. Ostatecznie się zdecydowałem i… nie żałuję. W sumie do tego stopnia, że chętnie Was wszystkich namówię na założenie go! Dla bloggerów, aby mieli własny zakątek w tym portalu, a dla czytelników blogów, aby mogli obserwować swoje ulubione blogi!

Jam jeszcze wcale nie aż taki stary, chociaż mnóstwo osób mi już per pan mówi. Trzydziecha już wisi na ramieniu i dyszy wprost do ucha. Oporny więc trochę jestem na te wszystkie nowe portale social mediowe i zupełnie nowe sposoby komunikacji. Uwielbiam podcasty, o czym już pisałem zresztą na blogu, Facebooka miałem jako prywatne konto już w bodaj 2011 roku, przejechałem przez wszystkie portale typu Nasza Klasa, Grono i tak dalej. Oglądam YouTube (zarówno jakieś śmieszne filmiki, jak i konkretnych twórców), miałem nawet krótki epizod ze Snapchatem. Jednak wiecie co? Nie rozumiałem kompletnie przez długi czas idei robienia zdjęć i ich wrzucania gdziekolwiek. Znaczy, okej, czasem wrzuciłem swoje zdjęcie skądś na fejsa. Jednak portal społecznościowy tylko do wrzucania fotek? No nie… Jak to? Po co to? A na co to, komu to potrzebne? Nie umiem robić zdjęć, nie ogarniam zasad tworzenia kompozycji, coś tam tylko z optyki pamiętam z zajęć fizyki, jeśli chodzi o te wszystkie przesłony i inne ogniskowe i ich wpływ na zdjęcie. No ale cóż… Świat idzie do przodu…
W związku z tym wreszcie stwierdziłem, że koniec tego dobrego, trzeba spróbować! W końcu ciągle widziałem wszędzie wokół, że życie blogosfery książkowej (i nie tylko jej) zaczęło się kręcić wokół Instagrama. Zasięgi na Facebooku leciały na łeb na szyję, obsługa staje się coraz bardziej upierdliwa, powiadomienia działają, jakby chciały, a nie mogły. Cóż. Co może pójść nie tak?

W grudniu 2018 roku założyłem sobie więc Instagrama z myślą „a, trudno, zobaczę co to, jak mi się nie spodoba, to po prostu oleję/usunę i tyle”. Poczytałem sobie oczywiście jak to sensownie pospinać z blogiem, żeby się zintegrowało z fanpejdżem na fejsie, poklikałem, podziałałem no i jest. Wrzuciłem nawet pierwsze zdjęcie, popatrzyłem, o co chodzi, jakie są możliwości, potem poleciało kolejne i tak się zaczęło. Parę razy się potknąłem oczywiście na przestrzeni tych prawie dziewięciu miesięcy, ale widzę mnóstwo plusów i przewag Instagrama nad Facebookiem. Nawet (albo zwłaszcza) dla takiego totalnego amatora jak ja. W paru punktach chciałbym więc je przedstawić. Zastanawiam się też, czy Wy – niezależnie czy jesteście twórcami w internecie, czy treści konsumujecie – macie podobne przemyślenia dotyczące tej platformy. Pomijam oczywiście w tym zestawieniu kwestię prywatności, pewnych cech monopolizmu Facebooka, nie do końca uczciwych i moralnych praktyk, na których przyłapano firmę trzymającą w swoich rękach takie twory jak Facebook, Messenger, Instagram czy WhatsApp. To jest insza inszość.

Bardziej przyjemny interfejs


Facebook jest coraz większy i coraz ciężej się z niego korzysta. Wręcz masakrycznie. Żeby cokolwiek zrobić, muszę się przekopać przez tonę linków, a kolejne podstrony ładują się godzinami. Toż to strasznie wolne.



Zwłaszcza jeśli muszę się dostać do czegokolwiek związanego z moim fanpejdżem, to po prostu zakrawa to o interfejsonalny absurd. Serio, trwa to pół godziny, a i tak nie ma gwarancji, że się portal nie rozsypie.

Większa stabilność i lepsza aplikacja


Tak, Instagram jest o wiele bardziej stabilny. Być może dlatego, że jest po prostu aplikacją skierowaną na jeden typ aktywności – wrzucanie zdjęć i ich przeglądanie. Aplikacja Facebooka też jest prawie nieużywalna, a w wersji Lite traci większość funkcjonalności. Instagram za to nie wywala się w losowych momentach, nie gubi powiadomień, nie wycina nagle Twojego postu „bo tak”. Z Facebookiem ciągle są jakieś problemy, niekoniecznie wynikające z wielkiej awarii. Po prostu jest niestabilny. Natomiast Instagram spełnia swoją funkcję i korzystanie z niego to przyjemność.

Sensowny feed!


Nie jest tak, że na Instagramie zobaczycie wszystko, co śledzicie. Jednak ten feed jest o wiele bardziej sensowny. Nie atakuje Was wujek Zdzisiek na rybach i mnóstwo reklam kremu na opryszczkę (a podobno reklamy mają targetowane, tylko nie powiedzieli według jakiej losowej osoby targetują na tym Facebooku), wśród których giną Wasi ulubieni twórcy. Ba, jako twórca nie musicie wcale wchodzić w specjalne miejsca, przekopywać się przez tysiąc podstron jak to jest w przypadku Facebooka! Po prostu zdjęcia macie przed sobą. Wszystkie relacje na samej górze. W sumie tyle – prosto, łatwo i w miarę na bieżąco. Przede wszystkim jednak bez śmieci zebranych na przestrzeni lat prowadzenia swojego prywatnego konta.

Wysyłanie wiadomości to czysta przyjemność!


Messenger jest jeszcze spoko (chociaż osobiście niezbyt go lubię, jeśli mogę, to korzystam z innych komunikatorów), ale jeśli macie swój fanpejdż i próbujecie odpisać komuś na wiadomość… A co gorsza na telefonie… To wiecie, co mam na myśli. Ba, jak prowadzi się fanpejdż na Facebooku, to nawet często nie dostanie się powiadomienia o tym, że przyszła nowa wiadomość (patrz jeden z punktów wyżej). Instagram to zupełnie inna liga. Przede wszystkim w ogóle powiadomienia działają poprawnie, a do tego aplikacja jest na tyle szybka i intuicyjna, że wejście w wiadomości to raptem dwa kliknięcia. Interfejs jest przejrzysty, więc rozwiać można niemalże jak za pomocą normalnego komunikatora. Aż się chce wymieniać wiadomościami! Zupełnie inny komfort!



Coraz większa popularność Instagrama


Praktycznie większość blogów, które obserwuję, mają Instagrama. Co więcej, widzę zmniejszenie aktywności tych blogów na Facebooku. Na Instagramie pulsuje życie! Krzyczy wręcz, żeby tam wejść, nawet jeśli się nie chce w ogóle używać go aktywnie, do wrzucania zdjęć. To medium jako miejsce do wymiany komentarzy, śledzenia nowinek u ulubionych twórców jest o wiele lepsze niż Facebook. Zapewne jest to wypadkowa wszystkich punktów, które wymienię w tym wpisie oraz wielu innych, o których nawet nigdy nie pomyślę. Kiedy sobie próbuję porównać oba portale, należące wszak do tej samej firmy, to coś mi się w głowie nie kompiluje. Facebook jawi mi się powoli jako dogorywający dla fanpejdży smok, który ustępuje pola młodszemu Instagramowi. Bardziej zwinnemu, energicznemu i mogącemu dać od siebie o wiele więcej.

Lepszy system komentarzy


Wydawać by się mogło, że system komentarzy to tylko system komentarzy. Nic bardziej mylnego! Znowu trochę dotkniemy pewnej… przypadłości Facebooka pod tytułem „znikające komentarze” lub innej, znanej jako „komentarze, które nie chcą się załadować”. Jeśli dorzucimy do tego fochy przy przełączaniu się między trybem fanpejdża a prywatnej strony (tak, wiele razy chciałem coś skomentować jako strona, wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że piszę jako strona, a opublikowało komentarz jako konto prywatne) to dostajemy jedną, wielką masakrę. W Instagramie to po prostu działa. To jest straszne, że po prostu działający system jest systemem lepszym – źle to świadczy o tym drugim systemie. Jednak na dodatek ze względu na tak, a nie inaczej zaprojektowany interfejs użytkownika w Instagramie, dodawanie i odpowiadanie na komentarze jest o wiele bardziej przyjemne. Przy okazji jasno i wyraźnie widać, czy piszemy coś w głównym wątku, czy też jako odpowiedź. Nie ma problemów z oznakowaniem kogoś lub czegoś – co również jest notorycznym problemem w Facebooku.



Obsługa obu portali jednocześnie


No, może nie do końca tak to działa… Jest jednak integracja, która pozwala na obsługę teoretycznie (prawie) w dwie strony. Można wykorzystywać Facebooka, aby czytać wiadomości w Instagramie, podglądać powiadomienia i tak dalej. Jednak nie o to chodzi – w końcu korzystanie z FB w stosunku do Instagrama jest mega toporne. Chodzi bardziej o możliwość „obsługi” publikacji treści – jeśli chcę wrzucić nowe zdjęcie na Instagrama, to mogę zaznaczyć opcję jednoczesnej publikacji tego samego na Facebooku! Stąd właśnie (jeśli ktoś jeszcze nie doszedł do tego) na Facebooku często pojawiają się wpisy pełne hasztagów oraz wywołań innych osób z wykorzystaniem znaku „@”. To naprawdę mega opcja, zwłaszcza jeśli nie chce lub nie może się poświęcać osobno czasu na obsługę obu portali. Dzięki temu za pomocą jednego kliknięcia można podzielić się nowymi treściami zarówno z obserwującymi na Instagramie, jak i Facebooku!



Cóż, muszę przyznać, że Instagram bardzo mocno mi przypadł do gustu, zarówno jako bloggerowi, jak i po prostu osobie, która chce śledzić co się w blogosferze książkowej dzieje. Pozwala mi zarówno łatwo dzielić się moimi myślami, wpisami i całą resztą treści, jak i śledzić moich ulubionych twórców. Ba, o wiele łatwiej jest mi odnajdywać zupełnie nowe osoby, o których bym się z Facebooka za nic w świecie nie dowiedział! 

A zdjęcia? Zdjęcia się robią. :) Tutaj też muszę przyznać, że zaczęło mi to nawet frajdę sprawiać i to sporą. Nie umiem w kompozycję, nie tworzę spójnego profilu jak u niektórych osób, ale robię po prostu tak, jak to czuję. Późniejsza obróbka to również kolejna umiejętność, która sprawia nie tylko frajdę, ale może się przydać w życiu, nawet zawodowym. Mistrzem fotoszopa nigdy nie będę, ale przynajmniej się nauczę jak odpowiednio rozjaśnić zdjęcie lub kolory zmodyfikować, aby nadać odpowiedni charakter. 

Pozostaje mi tylko polecić wypróbowanie, jeśli jeszcze nie macie Instagrama. Nie trzeba wiązać go bezpośrednio z prywatnym kontem na Facebooku ani logować się za jego pomocą – możecie nawet stworzyć nowe konto z jakimś dziwny adresem e-mail, a jak się nie spodoba to po prostu wywalić. Może jednak tak jak ja, zostaniecie z nim na dłużej…


0 komentarze:

Prześlij komentarz