Moje książki czytałem jednak głównie w Toruniu, czyli tam, gdzie mieszkam. Lipiec nie jest moim miesiącem wyjazdów i rozjazdów – co najwyżej jakieś pojedyncze, weekendowe, niezbyt daleko. Mimo wszystko był on dość intensywnym czasem (choć nie aż tak, jak końcówka czerwca…), który potrafił sprawić wiele radochy, ale i mnóstwo wyczerpania! Nie jestem zbyt socjalną bestią, więc dużo spotkań pompuje ze mnie energię jak nie wiadomo co. Doceniałem więc bardzo mocno te chwile spędzone jedynie z książką, nawet jeśli nie było ich aż tak wiele, jakbym chciał!
Coś tam mi się jednak udało przeczytać, więc poniżej prezentuję krótkie, dwuakapitowe opinie o każdej z lektur! Jak zwykle okładki pochodzą z serwisu Lubimy Czytać.
„Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta” – Jan Mencwel
Format: Audiobook
Stron/długość: 7h 43m
Lektor: Maciej Motylski
Tak naprawdę nie trzeba czytać tej książki, żeby widzieć, w jakim kierunku zmierzają władze niemalże większości dużych miast w Polsce. Piękne skwery, parki czy po prostu szpalery drzew zostają zamienione w „zrewitalizowane” (jak w ogóle można używać tego słowa do tych czynów?!) płyty betonowe, czasem pokryte szkłem. Jednak „Betonoza” Jana Mencwela pokazuje nie tylko rzeczywisty rozmiar tego problemu, ale również wskazuje na ile różnych sposobów władze potrafią usprawiedliwiać ciągłe wycinanie drzew. Wiecie na ile? Autor wykorzystał prawie każdą literę alfabetu łacińskiego do podania powodu.
Jakie są efekty tej ciągle postępującej betonozy? Oprócz tych odczuwalnych przez nas samych jest jeszcze wiele negatywnych konsekwencji, które autor opisuje w swojej książce. Z wielu z nich nie zdają sobie sprawy nawet rządzący, a doprowadzają tymi działaniami do wielu zniszczeń w samych miastach, co również jest wyjaśnione. Dla kontrastu Jan Mencwel przedstawia sytuację obecną, jak i sprzed wielu lat, w zachodnich państwach, gdzie niektóre z nich zmieniły swoje podejście pod wpływem nauki oraz dowodów na to, że ich działania są sprzeczne z interesem społecznym, chociaż cały czas wiele państw (w tym Polska), woli jednak gospodarować rynki i skwery za pomocą betonowych płyt oraz kostki brukowej.
„Cena nieważkości” – Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski
Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 49m
Lektor: Wojciech Żołądkowicz
Historia o Mirosławie Hermaszewskim, pierwszym polskim człowieku w kosmosie, to nie tylko historia o nim samym. Wiele wątków zostało dość mocno rozszerzonych, dotykając nie tylko aspektów przygotowania oraz lotu, ale również jego późniejszego życia, a zwłaszcza dalszej kariery wojskowej. W tym oczywiście jego członkostwa w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego powołanej do życia w momencie wprowadzenia stanu wojennego w 1981 roku. Wbrew pozorom są to równie interesujące fragmenty, co sama część dotyczące podboju kosmosu przez Związek Radziecki.
W „Cenie nieważkości” wszystko się trochę rozmywa. Jest odpowiednia chronologia wydarzeń, mnóstwo ciekawostek dotyczących tego, jak się zachowywał organizm człowieka w stanie nieważkości oraz jak wyglądały ćwiczenia, ale brakuje tu jakiegoś takiego pazura. Nawet te ostatnie fragmenty książki, dotyczące kontrowersyjnych tematów z życia Mirosława Hermaszewskiego, nie potrafią wzbudzić emocji. Chociaż nie mogę powiedzieć, że słuchało się tego ze znużeniem – ot, dość poprawny, choć niezbyt porywający reportaż o pierwszym Polaku w kosmosie. Chciałoby się czegoś więcej, zwłaszcza pod kątem emocjonalnym. Jedynie ostatnie zdania, gorzkie i cyniczne, pięknie trącają odpowiednie struny.
„Karpie bijem” – Andrzej Pilipiuk
Format: Audiobook
Stron/długość: 11h 23m
Lektor: Grzegorz Pawlak
Albo mi już proza Pilipiuka niezbyt odpowiada, albo po prostu Wędrowycz stracił na jakości. Nie powiem, że „Karpie bijem” było złe, co to to nie. Było po prostu przeciętne. Przyjemnie się wysłuchało, ale przygody Jakuba i Semena były powtarzalne, oparte o te same schematy, a do tego żarty jakieś takie… odgrzewane. Jak kotlet z wczoraj. No smaczny, owszem, pożywny, jak najbardziej, jednak nie jest to już to samo. Można było się pośmiać, czasem nawet dość porządnie, jednak brakowało tego tchnienia świeżości. Chociaż czego ja oczekuję od kolejnego już zbioru opowiadań o tych samych ludziach!
Na pewno nie żałuję tego, że w ogóle sięgnąłem po „Karpie bijem”, zwłaszcza że wziąłem się za audiobook. Grzegorz Pawlak naprawdę zrobił kawał wspaniałej roboty! Z takimi lektorami można słuchać nawet najbardziej szaloną i chaotyczną beletrystykę. Każda postać miała swój własny, charakterystyczny „głos”, dzięki czemu nie dało się pogubić w dialogach (mam z tym spory problem). Będę musiał szukać pozycji, które są czytane przez Grzegorza Pawlaka – nacieszę się wtedy jeszcze większą liczbą lektur w formacie audio!
„Kukuczka” – Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski
Format: Audiobook
Stron/długość: 9h 0m
Lektor: Filip Kosior
Niezwykła opowieść, przede wszystkim przedstawiająca nie tylko górskie wyprawy Jerzego Kukuczki, ale również jego życie i podejście do rodziny czy zwykłych, codziennych rzeczy. Autorzy nie próbują jednak ani wybielać, ani oczerniać nieżyjącego już himalaistę. Po prostu starają się przekazać zarówno te piękne i szlachetne momenty jego życia, jak i te kontrowersyjne, które często spotykały się ze sprzeciwem jego bliskich lub środowiska alpinistycznego.
Jerzy Kukuczka zginął 24 października 1989 roku na południowej ścianie Lhotse, siostrze Mount Everestu, podczas próby jej zdobycia. Można się spodziewać, że w książce dużo uwagi zostanie poświęconej właśnie tym wydarzeniom, jednak jest zupełnie inaczej – co jest ogromnym plusem. Dariusz Kortko i Marcin Pietraszewski skupiają się na człowieku, nie na jego śmierci. Nie próbują podkręcić sobie statystyk czytelniczych wydarzeniem, tylko bazują na historii i opowieści. A wyszło mi to naprawdę dobrze.
„Wizjer” – Magdalena Witkiewicz
Format: Audiobook
Stron/długość: 7h 18m
Lektor: Maria Dębska
Mam mocno mieszane uczucia. Ze względu na pracę, którą wykonuję, jestem bardzo podekscytowany poruszeniem problemu prywatności w sieci. Autorka stworzyła z tego rdzeń swojej historii i próbuje zwrócić uwagę na to, ile informacji o sobie codziennie sprzedajemy różnym portalom oraz przede wszystkim jak łatwo można poszczególne dane połączyć ze sobą. Niestety pod tym względem panuje zbiorowy, cyfrowy analfabetyzm, a kiedy się komuś pokaże tak proste przykłady, jak te występujące w „Wizjerze”, to uznaje to za niemożliwe – ewentualnie za jakąś formę science fiction.
Z drugiej jednak strony jestem zniechęcony tą bardziej… spajającą to wszystko częścią. Znaczy się bohaterami. Oni w sumie jedyne co robią to albo uprawiają seks, albo zajmują się badaną sprawą, nie szczędząc dwuznaczności oraz komentarzy o seksie. Co prawda nie przepadam ani za romansami, ani za erotykami, jednak odrobina seksu w literaturze nie zaszkodzi – tylko czemu książka jest oznaczana jako thriller czy sensacja, a składa się tylko z seksu oraz jednego poruszanego problemu? Rys charakterologiczny głównej bohaterki? Pójdzie do łóżka z absolutnie każdym facetem, bo lubi seks bez zobowiązań. Jak bohaterka wygląda? Kurcze, nie wiem, bo ona tylko uprawiała seks, a nie oglądała się w lustrze czy opisywała swoje emocje…
„Tako rzecze Zaratustra” – Fryderyk Nietzsche
Format: Audiobook
Stron/długość: 11h 23m
Lektor: Wojciech Żołądkiewicz
Po lekturze przestałem dziwić się, że niektórzy próbują straszyć tym tytułem inne osoby i że narósł wokół niego pewnego rodzaju mit nieprzedzieralności. Używam tutaj słowa „mit” z pełną świadomością, ponieważ przez książkę jak najbardziej da się przebrnąć. Ba! Nawet można z niej wynieść wiele przemyśleń! Problemem jest jednak faktycznie bardzo ciężki język (być może kwestia tłumaczenia) oraz wielowymiarowość tego, co autor przekazuje w historiach Zaratustry. Do tego wersja audio nie pomaga w odnalezieniu się w tym wszystkim (chociaż lektor naprawdę ułatwiał, jak tylko mógł!).
Skomplikowane, wielowymiarowe, na pewno nie do zrozumienia (w każdym razie dla mnie) za pierwszym razem. Często też sprzeczne ze sobą na pierwszy rzut oka. Na pewno jednak nie przygnębiające – a w końcu Nietzsche bardzo często kojarzy się z depresją i nihilizmem. Skłamałbym, jednak gdybym napisał, że nie da się absolutnie popaść w lekką frustrację lub nawet załamanie spowodowane problemami ze zrozumieniem wielu fragmentów „Tako rzeczy Zaratustra”. Cóż, być może jest to książka, którą trzeba przeczytać kilka razy. A być może jest przerostem formy nad treścią – trudno orzec takiemu amatorowi jak ja.
„Człowiek obiecany” – Paweł Majka
Format: Papier
Stron/długość: 400
Niezbyt udana kontynuacja, jeśli mam być szczery. Tak właściwie, to dość podobna do „Dzielnicy obiecanej” – szału nie ma, niczego nie urywa, chociaż bywały miejsca wciągające. Przede wszystkim historia z Twierdzy Tyniec była czymś, co bardzo chętnie zobaczyłbym w całkiem osobnej książce! Kamila wraz z Umarłymi to był powiew świeżości nie tylko dla historii Pawła Majki, ale również zupełnie inne spojrzenie na uniwersum. Połączenie bardziej klasycznego podejścia do uzbrojenia oraz ufortyfikowania z bardziej nowoczesnym życiem na zewnątrz.
Jak się zapewne domyślacie, nie była to jednak całkiem osobna opowieść, tylko łączyła się z główną osią fabularną książek naszego polskiego autora. Nie do końca jednak do mnie przemawia ani sposób połączenia, ani tym bardziej zakończenie „Człowieka obiecanego”. Dotknął go problem zakończeń – zbyt szybko, zbyt gwałtownie, zbyt wiele rzeczy pominiętych. Za to, chociaż niektóre z postaci okazały się naprawdę fajnie opisane – moim ulubieńcem został Szurnięty Stach, który faktycznie mógł się spokojnie identyfikować z tym przydomkiem! Pod tym względem autor zrobił kawał fajnej roboty.
„Wojna lekarzy Hitlera” – Bartosz T. Wieliński
Format: Audiobook
Stron/długość: 16h 32m
Lektor: Marcin Popczyński
Słowa „lekarz” oraz „Hitler” dość często nasuwają od razu na myśl obozy koncentracyjne oraz eksperymenty medyczne, których dokonywali nazistowscy zbrodniarze na więźniach. Chyba (cóż, twardych danych nie mam, to tylko moje domniemania) nieco rzadziej myśli się o lekarzach, którzy znajdowali się w najbliższym otoczeniu Führera oraz tych, którzy zarządzali ochroną zdrowia w III Rzeszy. Chociaż czasem trudno przechodzi przez usta słowo „ochrona” nawet w przypadku systemu zdrowia stosowanego wobec własnych obywateli…
Bartosz T. Wieliński skupia się właśnie na najbliższych współpracownikach Adolfa Hitlera oraz na ich decyzjach, drodze przez kolejne szczeble kariery oraz wpływowi na samego Kanclerza Rzeszy. A trzeba Wam wiedzieć, że „systemy” wprowadzane na długo przed wybuchem II Wojny Światowej były równie niemoralne oraz nieetyczne, jak te stosowane na więźniach. Różnica polega na tym, że lekarze ci nie tylko wdrażali je we własnym państwie, to na dodatek wykorzystywali do walki o wpływy między sobą – co pasuje idealnie do tytułu książki, na który zdecydował się autor. Warto sobie dzięki niej rozszerzyć wiedzę również na wydarzenia sprzed wojny, mogą one naprawdę zaskoczyć.
„Ognisty deszcz” – Peter Watts
Format: Papier
Stron/długość: 800
Tłumacz: Wojciech M. Próchniewicz
Już rozumiem w pełni, co mają na myśli wszyscy ci czytelnicy Petera Wattsa, którzy jednocześnie go kochają i nienawidzą. Nienawidzą za ten element hard, a kochają za część sci-fi. „Ognisty deszcz” to istna karuzela, która serwuje ekstatyczne wręcz chwile spędzone z historią oraz wywołujące chęć wyrwania sobie wszystkich włosów momenty, w którym wjeżdża na pełnej nowa technologia wraz z metafizycznymi rozważaniami. Czy jest tu jednak przesada? O co to, to nie! Daleko tej książce do takiego choćby „Fraktalnego księcia”, który był mocno przeładowany skomplikowanym słownictwem i kipiał nowinkami.
Wiecie, co jednak zrobiło na mnie największe wrażenie? Posłowie składające się z szesnastu stron (w przypadku „Ślepowidzenia”, pierwszej części) oraz stu czterdziestu czterech przypisów z książkami, pracami naukowymi, referatami oraz całą resztą dokumentacji naukowej potrzebnej do opracowania zjawisk, technologii, metod oraz wszystkiego innego, na czym bazowała książka. To tak, żeby czytelnik nie miał wątpliwości, że to faktycznie science-fiction, a nie zwykła fantastyka osadzona w kosmosie. Jestem pod ogromnym wrażeniem nie tylko samego pióra, ale i researchu, jaki wykonał Peter Watts zarówno przed rozpoczęciem prac nad „Ognistym deszczem”, jak i w trakcie.
„Krew i stal” – Jacek Łukawski
Format: Papier
Stron/długość: 376
No nie była to najlepsza książka, jaką czytałem. Autor miał naprawdę sporo fajnych pomysłów, takich jak specyficzny styl dialogów, opieranie się na walce z czasów wczesnego średniowiecza (znaczy małe oddziały, dziesiętnicy, setnicy, proste uzbrojenie i opancerzenie) czy choćby wplecenie elementów mitologii słowiańskiej, jednak wykonanie pozostawia już wiele do życzenia. Jest nudno, chaotycznie, dziurawo, sprzecznie i w ogóle tak trochę nijak jakby.
Mamy trochę wędrówek, mamy nie do końca określony świat, mamy sprzeczne informacje przekazywane przez autora na przestrzeni kilku raptem następujących po sobie stron. Do tego wszystkiego dorzućmy rzecz, która jest jednocześnie plusem i minusem – styl dialogów. Archaiczny, mocno heroiczny, jeśli tak to można nazwać. Jednocześnie czapki z głów za utrzymanie go przez całą książkę, jednak tak się to strasznie ciężko czyta, że głowa mała… Wyszło ostatecznie średnio na jeża, nawet jak na debiut.
„Wampir” – Wojciech Chmielarz
Format: Audiobook
Stron/długość: 9h 5m
Tłumacz: Mateusz Znaniecki
Trochę już słyszałem o prozie Wojciecha Chmielarza, ale tak naprawdę dopiero serial audio na Empik Go (mowa o „Wilkołaku” rzecz jasna) skłonił mnie do sięgnięcia po pierwszą książkę, rozpoczynającą „Cykl gliwicki”. „Wampir” okazał się naprawdę spoko pozycją. Trochę przywodzi na myśl kryminały norweskie, z niezbyt szlachetnym głównym bohaterem, który jednak nie jest takim do końca nieudacznikiem czy chlejusem – jest… specyficzny. Nie do końca biały, nie do końca czarny, trochę po przejściach, ale na swój sposób są to przejścia dość oryginalne.
Sama sprawa nie była też zbyt oczywista (chociaż ja należę i tak do osób, które w ogóle nie próbują się nad tym zastanawiać, więc mogę nie być dobrym materiałem do oceniania akurat tego aspektu), a jej rozwiązanie potrafi usatysfakcjonować. Kilka momentów być może było nieco zbyt… przegiętych lub zrobionych za bardzo „pod fabułę”, ale da się je wybaczyć. Nie były aż tak bardzo uciskające w umysł. Na pewno książka przekonała mnie do prozy Wojciecha Chmielarza i po kolejny tom sięgnę z dużo mniejszą niepewnością. W końcu jest duża szansa, że również będę ukontentowany.
0 komentarze:
Prześlij komentarz