Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Leszek Herman. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Leszek Herman. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 1 listopada 2021

Zbiorczo spod pióra w październiku 2021

Ach, cóż to był za miesiąc! Całkiem ciepławy nawet jak na październik (tak, jestem zimnolubny, cieszę się, jak jest mróz), złotawy (no bo liście i w ogóle), no i w ogóle taki jesienny! Moja wewnętrzna jesieniara jest całkiem usatysfakcjonowana minionym miesiącem. Mój wewnętrzny czytelnik również wyraża radość, bo zapoznał się z wieloma bardzo ciekawymi pozycjami. Jakże w końcu nie cieszyć się z takiej „Zgrozy w Dunwich”, która sprowadziła do mego domostwa duszny i ciężki klimat?!

Połknąłem również wiele audiobooków, w tym między innymi kolejnego Zajdla – dopiero go teraz odkrywam, ale jestem niesamowicie zajarany twórczością naszego polskiego autora. Nawet w wersji audio nie mam żadnych problemów, żeby wszystko zrozumieć, bo jego proza po prostu nie pozwala na zgubienie się – człowiek słucha i słucha, i nawet nie próbuje się rozproszyć!

Cóż, wystarczy już tego przydługawego wstępu, zapraszam na krótkie opinie! Jak zwykle okładki pochodzą z serwisu Lubimy Czytać. :)

„Relacja z pierwszej ręki” – Janusz A. Zajdel

Format: Audiobook
Stron/długość: 17h 29m
Lektor: Leszek Filipowicz

Bardzo obszerny zbiór opowiadań autorstwa Janusza A. Zajdla, ale przez też dość nierówny. Nie od dzisiaj jednak wiadomo, że ta krótka forma jest bardzo wymagająca i paradoksalnie jest jedną z najtrudniejszych w literaturze. Części opowiadań słuchałem z wypiekami na twarzy i absolutnie nie byłem w stanie się od nich oderwać, ale bywały też i takie, przez które chciałem jak najszybciej przebrnąć i mieć je już za sobą.

Całokształt jest jednak bardzo, ale to bardzo pozytywny. Nawet tym historiom, które mnie nie porwały, muszę oddać szczegółowość dopracowania i odmówić przemyślanego pomysłu nie mogę. Część z nich jest tak boleśnie współczesna w warstwie społecznej, że to aż boli. Chociaż i tak największe wrażenie (choć nie wiem czemu, ponieważ jest to historia naprawdę prosta) wywarła na mnie opowieść o odwróceniu podejścia merytokratycznego. Proste, ale jakże brzemienne w skutkach w obie strony.

„Zgroza w Dunwich” – H.P. Lovecraft

Format: Papier
Stron/długość: 792
Tłumaczenie: Maciej Płaza

„Zgroza w Dunwich” zajęła mi bardzo dużo czasu – czytałem ją cały miesiąc. Jednak był to dzięki temu naprawdę dobry miesiąc. Jednym z powodów, dla którego tak dobrze będę wspominał ten zbiór, jest ustawienie opowiadań, które napisał najsłynniejszy pisarz grozy zgodnie z chronologią ich powstawania, od 1917 do 1935 roku. Widać, jak bardzo zmieniał się przede wszystkim język i jego bogactwo, którym posługiwał się autor. Chociaż cały czas utrzymywał podobny styl złożony z bardzo ciężkich i gęstych opisów.

Wydarzenia, istoty występujące w opowiadaniach i w ogóle cała mitologia, która powstała w głowie Lovecrafta nie tylko wyprzedzała jego czasy, ale nie będzie wcale trącała myszką nawet dzisiaj. Zwłaszcza że twórca skupiał się nie na przedstawieniu największych okropieństw, jakie tylko da się wymyślić, ale na zbudowaniu wokół nich aury tajemnicy i zgrozy, często bez ujawnienia szczegółów. Ma być klimat, ma być ciężko, ma być mrocznie, ale bez groteski. No, chyba że akurat wymaga tego dany kawałek opowiadania. Inny słowy absolutnie nie dziwię się, dlaczego proza Lovecrafta ma tylu fanów i stała się inspiracją dla mnóstwa autorów.

„Poza możliwe” – Nimsdai Purja

Format: Audiobook
Stron/długość: 10h 34m
Lektor: Roch Siemianowski

Tak naprawdę Nimsdai Purja pojawił się na ustach szerszej grupy ludzi po zdobyciu przez niego po raz pierwszy K2 zimą, i to bez dodatkowego wspomagania tlenem. Nie był to jednak jedyny wyczyn tego pochodzącego z Nepalu byłego żołnierza brytyjskich wojsk specjalnych – w książce opowiada o swoim „Project Possible”, czyli drodze do zdobycia wszystkich czternastu ośmiotysięczników w czasie siedmiu miesięcy, co stało się trudnym do pokonania rekordem świata.

Książka ta, napisana przez samego himalaistę, jest zupełnie inna od wszystkich, które do tej pory czytałem. Nimsdai Purja poświęca dużo czasu na opowiedzenie o swojej rodzinie oraz jego drodze do wstąpienia w szeregi Special Boat Services, a wcześniej do legendarnej Brygady Ghurków służącej Jej Królewskiej Mości. Jego opowieści są bardzo proste, ale barwne, a do tego surowe i przedstawiające głównie fakty, bez opierania się na emocjach. W rezultacie otrzymujemy naprawdę mobilizującą i inspirującą historię.

„Efekt pandy” – Marta Kisiel

Format: Audiobook
Stron/długość: 7h 6m
Lektorka: Monika Chrzanowska

Mam ogromną słabość do prozy Marty Kisiel. Polubiłem się z nią (znaczy z prozą, nie z samą autorką – prywatnie się nie znamy) od pierwszego spotkania, a trochę czasu już od tego momentu minęło! „Efekt pandy” jest jej drugim tomem przygód Tereski Trawnej i jednocześnie kolejną komedią kryminalną. Wiecie, taką naprawdę z przymrużeniem oka, mnóstwem humoru, jakimś zbrodzieniem w tle (rozumiecie, ten ktoś popełnił ZBRODNIĘ) i perypetiami rodziny Trawnych, którą można było poznać w „Dywanie z wkładką”. Taką typową, totalnie sitcomową rodziną.

Tym razem do wesołej gromadki dołącza szanowna matula Tereski i zabiera wszystkich na takie kobiece SPA! Radości z czytania jest co niemiara, a przezabawnymi sytuacjami Marta Kisiel sypie po prostu jak z kapelusza! Monika Chrzanowska przy okazji wydaje się idealną osobą do czytania takiej prozy – pełna wesołej energii i wie doskonale, jak przeczytać dialogi lub opisy, żeby człowiek dosłownie śmiał się na głos! W końcu to jest główna wartość „Efektu pandy”: radość oraz wesołość. Jednak nie można też tej powieści tylko do tego spłycać, ponieważ pisarka jak mało kto umie w kreację postaci oraz konstrukcję fabuły. Czytanie lub słuchanie takich książek to przyjemność na wielu płaszczyznach!

„Tajemnice pielęgniarek” – Marianna Fijewska

Format: Audiobook
Stron/długość: 6h 11m
Lektorka: Basia Liberek

Kiedy uruchamiałem tego audiobooka, czułem w kościach, że będzie mi się nóż w kieszeni otwierał. Miałem rację. Marianna Fijewska przedstawiła wnioski z rozmów z pielęgniarkami z różnych miast, środowisk, szpitali, klinik oraz hospicjów, które w przeróżny sposób widzą swój zawód. Często pogardzany, niedoceniany, niechciany – a z drugiej strony pełen frustracji, nieprzyjemnych osób po obu stronach barykady, oraz przede wszystkim niedofinansowany. Pełen zakres uczuć, emocji, informacji, faktów, domysłów, dociekań.

To jest właśnie to, co najbardziej lubię w reportażach przedstawiających konkretną grupę zawodową. Brak skupienia się na tylko jednej stronie medalu, ale pokazanie wszystkich problemów, jakie tylko uda się zebrać. Środowisko pielęgniarek nie jest w tej książce pokazane tylko jako te niedofinansowane oraz ciężko pracujące – autorka wskazała również te elementy, które są toksyczne i trawią pracowników oraz pracowniczki równie nieubłaganie, co wszelkie inne problemy, z którymi spotykają się na co dzień. Naprawdę dobry reportaż.

„Gra Luizy” – Anna Robak-Reczek

Format: Audiobook
Stron/długość: 3h 44m
Lektor: Słuchowisko

Serial audio (lub jak kto woli, po staremu słuchowisko) produkcji Empik Go jak zwykle wyprodukowany został z dbałością o szczegóły. Wykonanie jest mega, słucha się z ogromną przyjemnością. Stoi za tym nie tylko dobór aktorów głosowych, w tym między innymi Bogusław Linda oraz Aleksandra Linda, ale również oprawa dźwiękowa. No po prostu nie ma się do czego w tej warstwie przyczepić.

Niestety sama fabuła nie do końca dojeżdża. Potencjał bym przeogromny – młoda kobieta ze stwierdzoną psychopatią wraca do Polski i próbuje ustawić sobie życie pod siebie. Niestety w wielu momentach akcja przeskakuje zbyt szybko, z samej postaci Luizy wyciśnięto zbyt mało, a historia jest szyta naprawdę grubymi nićmi. Można było z tego wyciągnąć o wiele więcej, a przede wszystkim nie spłycać tak wielu wątków, które czasem wręcz urywały się bez większej refleksji nad nimi.

„Krzyż Pański” – Leszek Herman

Format: Audiobook
Stron/długość: 17h 36m
Lektor: Mikołaj Krawczyk

Jak już wspomniałem w którejś relacji na Instagramie – gdyby lekcje historii były pełne takich historii, jak ta stworzona przez Leszka Hermana, to byłbym najpilniejszym uczniem! Autor oparł swoją powieść o legendy starej, szlacheckiej rodziny, dorzucając oczywiście parę zmyślonych niuansów oraz osób. Wszystko to opakowane zostało oczywiście w intrygę, która wykracza mocno poza możliwości głównych bohaterów. Chociaż nikt nie próbuje się poddać!

Jeśli potraktuje się „Krzyż Pański” z lekkim przymrużeniem oka (znaczy, nie będziemy próbowali doszukać się nieścisłości historycznych, zwłaszcza na siłę), to otrzymamy kawał świetnej rozrywki. Takiej naprawdę przez przeogromne „R”. Jest tu co prawda naprawdę mnóstwo historii, ale opowiadanej w taki trochę gawędziarski sposób. Piszę to jako człowiek, który zasypiał na lekcjach w szkole. Ja się doskonale ubawiłem przy lekturze, dowiedziałem się kilkunastu ciekawostek, a do tego spotkałem tę samą, zwariowaną ekipę, co w jednej z poprzednich książek pisarza, więc jestem mocno usatysfakcjonowany. 

„Gomora” – Artur Nowak, Stanisław Obirek

Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 55m
Lektor: Adam Bauman

Obawiałem się jednej rzeczy, kiedy rozpoczynałem lekturę tej książki – że całość będzie bardzo stronnicza, oparta tylko o jedną narrację oraz najzwyczajniej w świecie tylko antyklerykalna. Na całe szczęście autorzy stworzyli obraz hierarchów Kościoła widoczny z kilku stron. Skupili się oczywiście najbardziej na tych negatywnych, jednak wskazali również przykłady państw, czy też po prostu osób, które starają się walczyć z zarzutami stawianymi w książce – i nawet się ta walka udaje!

Autorzy w wielu miejscach bardzo krytycznie wypowiadają się na tematy hierarchów, jednocześnie przytaczając osoby, które próbują z tym walczyć (również w środku Kościoła). Na pewno ważny jest aspekt odróżnienia faktów od domniemywań – tam, gdzie z różnych względów (najczęściej niechęci do dzielenia się informacjami przez dostojników) nie ma pewności co do jakiejś hipotezy, jest to otwarcie oznajmiane. Nie powiem, żeby była to łatwa książka dla kogokolwiek, ponieważ nie skupia się na prostej krytyce, ale na zadaniu wielu bardzo niewygodnych pytań.


piątek, 23 października 2020

„Zbawiciel” – Leszek Herman

„Zbawiciel” – Leszek Herman
Źródło: Lubimy Czytać

Autor:
Leszek Herman
Tytuł: Zbawiciel
Wydawnictwo: Muza
Stron: 874
Data wydania: 14 października 2020

Jak do tej pory proza Leszka Hermana jedynie obijała mi się o uszy, jednak nie miałem okazji sam jej spróbować. Trochę ryzykowne jest zaczynanie jakiegoś cyklu od jego czwartego tomu, ale zdarzało mi się to już wcześniej (Harry’ego Hole’a zacząłem od tomu… dziesiątego), wiec pomyślałem, że w sumie czemu nie. Okazał się to być jednocześnie dobry i zły pomysł. Dobry, ponieważ odkryłem, że faktycznie sposób pisania Leszka Hermana jest tym, co mój gust bardzo lubi. Złym natomiast, gdyż zaspoilowałem sobie co najmniej jedną z wcześniejszych książek, i to tak dość mocno… Z samego „Zbawiciela” jestem jednak bardzo zadowolony!

Wybuch – nawet niewielki, jedynie rozsypujący kwiatki na głowy wszystkich zebranych osób – w katedrze to doskonały materiał dla dziennikarzy. Kolejny wybuch zawalający rusztowanie to już jednak sprawa również dla policji. Paulina i Piotr, którzy pracują dla „Dziennika Szczecińskiego”, muszą jednak szukać innych sposób na dotarcie do prawdy o tych wydarzeniach – obecna redaktor naczelna niechętnie z nimi współpracuje i uważa, że mają o wiele zbyt wybujałą wyobraźnię. A trop z jakiegoś powodu prowadzi do jednego z obrazów namalowanych przez samego Leonarda da Vinci…

Cóż, jak już wspomniałem, nie próbujcie zaczynać całego cyklu od tego tomu. To jest bardzo zły pomysł. Wychodzi na to, że naprawdę wiele wydarzeń (i to dość istotnych na pierwszy rzut oka) opiera się na tym, co wydarzyło się w poprzednim lub wręcz poprzednich tomach. Nie jest to oczywiście nic zaskakującego, jednak tym razem mam na myśli nie same prywatne wątki przedstawiające życie konkretnych postaci, ale dosłownie elementy fabuły wynikające wprost z wcześniejszym tomie. Dla samej radości czytania „Zbawiciela” nie ma to prawie żadnego wpływu, jednak z pewnością nadrabianie zaległości już nie będzie takie przyjemne. Wszak będziecie już wiedzieli, co się stało.

Po przeczytaniu samego opisu jeszcze w czasie podejmowania decyzji o tym, czy chciałbym się z tą książką zaznajomić, czy też nie, spodziewałem się czegoś na miarę Dana Browna czy Zygmunta Miłoszewskiego. Akcji zasuwającej jak szalona, dość wysoko sięgającej intrygi, która od samego początku wciąga czytelnika w wyższe sfery. Lord tu był, a jakże, ale jako jedna z głównych postaci po tej „dobrej” stronie. Przez praktycznie połowę książki nie uświadczyłem takiego właśnie szaleństwa, a zamiast tego autor zaserwował spokojne wprowadzenie w temat i budowanie kuli śnieżnej bez nerwowości i zrzucania kilku ton śniegu od razu na głowę czytelnika. No i wiecie co? To też jest świetne. Zupełnie inaczej mi się czytało „Zbawiciela” niż książki wcześniej wspomnianych autorów – potrafiła wciągnąć, przykuć, ale w bardziej stonowany i mniej agresywny sposób. 

Nie można oczywiście tego uznać za „lepsze” lub „gorsze” od tego, na co byłem nastawiony. Rzekłbym wręcz, że jest to po prostu inne podejście, które robi tak samo dobrą robotę, jak to wspomniane przeze mnie wcześniej. Ma to rzecz jasna swoje słabsze strony, jak na przykład dłuższe zagnieżdżanie się w powieści i mniejsza dynamika fabuły, jednak później to wszystko się wyrównuje. Niektórzy zresztą mogą nie lubić takiego ogromnego dynamizmu i rzucania czytelnika w wir wydarzeń – czemu więc wtedy nie spróbować podejścia Leszka Hermana? Być może ono będzie tym, co przyciągnie Was do tego typu książek.

Jedną z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły się „Zbawicielowi”, jest postać redaktor naczelnej Przeworskiej. To jest jedna z najbardziej irytujących postaci, z jakimi miałem do czynienia! W pewnym momencie od razu przyszła mi na myśl Dolores Umbridge, jedna z najbardziej znienawidzonych postaci literackich we współczesnej literaturze. Bardzo szybko zbliżające się sceny z panią naczelną zaczęły nawet mi, czytelnikowi, podnosić ciśnienie. Naprawdę trzeba umieć wykreować taką bohaterkę, która wzbudza chęć mordu i palpitację serca oraz drganie powieki. Tylko wiecie, nie chodzi oczywiście o to, że irytuje sama postać – wtedy nie byłoby to dobre. To jej zachowanie, poglądy oraz podejście do pracowników, konsekwencji podejmowanych decyzji (albo ich braku) generuje napięcie na samą myśl o tym, że znowu pojawi się dialog pomiędzy dowolną postacią, a redaktor Przeworską. Aż z całą reszt prawników czuje się tęsknotę do poprzedniego redaktora! Nawet jeśli się go w ogóle nie zna, jak to było w moim przypadku.

Sama końcówka to już prawie że rollercoaster. Trudno się oderwać, bo autor zaczyna coraz bardziej zaciskać ten kłębek pomysłów i potencjalnych rozwiązań, a czytelnik niby widzi już drogę, którą podąży nitka, ale jednak wciąż wszystko się wokół niego ściska. Można powiedzieć, że cały „Zbawiciel” przypomina pod tym względem podróż wagonikiem wśród jezior, pięknej zieleni i widoków napawających spokojem, tylko po to, by nagle tory zniknęły za rozpadliną na ostatni kilometr podróży. A do tego na samym końcu czeka niespodzianka. Jaka, zapytacie? Ano taka, że wreszcie dowiadujemy się kto za tym wszystkim (i nie tylko wszystkim) stoi. Jeden wątek był dość łatwy do przewidzenia, chociaż w głowie się nie mieścił, jednak za to drugi nie był wcale taki oczywisty. A w końcu niespodzianki w takich książkach są na wagę złota, o to wszak w nich chodzi!

Naprawdę fajny kawał literatury. Wybawiłem się przednio (chociaż nie na samym początku, miałem kilka chwil zawahania, przyznaję bez bicia), elementy zaskoczenia były, co najmniej jednej z postaci szczerze nienawidzę (i jednocześnie chcę, żeby się pojawiła w kolejnym tomie!), więc wygląda na to, że bilans jest całkiem dobry. Na pewno książka ta zachęciła mnie do sięgnięcia po poprzednie powieści Leszka Hermana, jednak wciąż nie mogę odżałować tego zepsucia sobie co najmniej trzeciego tomu spoilerami… Nie popełnijcie tego błędu. Sięgnijcie po „Zbawiciela”, bo warto, ale najpierw nadróbcie wcześniejsze trzy części. Wygląda na to, że możecie stracić zbyt wiele, a tego możecie nie przeżyć!

Łączna ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania dziękuję:




niedziela, 19 czerwca 2016

Bardzo chcę! #22 - Leszek Herman "Sedinum. Wiadomość z podziemi"

Źródło: Lubimyczytac
Wiem, wiem, dałem ciała - zła data, zapomniałem i w ogóle. Cykl "Bardzo chcę!" miał się pojawiać zawsze dziesiątego dnia każdego miesiąca, tymczasem w czerwcu się nie pojawił - wybaczcie! Zwyczajnie wypadło mi z głowy (mimo, że do tej pory zawsze pamiętałem). Być może to ten czas, w którym należy ruszyć się i zainwestować w jakieś przypomnienia albo coś. W końcu mamy XXI wiek i takie rzeczy jak Google Calendar czy inne aplikacji umożliwiające szybkie przypominanie o różnych wydarzeniach. To już jednak sobie zostawię do rozważenia jak zrobić, aby znowu nie zapomnieć. :)

W tym miesiącu pojaram się trochę "Sedinum. Wiadomość z podziemi" autorstwa Leszka Hermana. W niektórych mediach okrzyknięty został "polskim Danem Brownem", a jego debiut (czyli właśnie opisywana książka) uznany został za wybitnie udany. Widać to zresztą po opiniach czytelników oraz recenzjach profesjonalnych krytyków literackich. Skojarzenia z Danem Brownem związane są nie tylko z tematyką i sposobem prowadzenia powieści, ale również grubością książki - 800 stron robi wrażenie i zapowiada mnóstwo świetnej zabawy! Co prawda nie spotkamy tutaj barwnych opisów Wenecji czy Barcelony, ale wątek historyczny zagnieżdżony w powieści z pewnością może zainteresować nie jednego fana kryminałów z zabarwieniem przeszłości. Mnie w każdym razie bardzo zainteresował!