wtorek, 24 marca 2015

Z ekranu pod pióro #1 - "John Carter"

Źródło: Filmweb.pl
Tytuł: John Carter
Reżyseria: Andrew Stanton
Premiera:  2012
Gatunek: przygoda/sci-fi


Tak sobie myślałem ostatnio, że mimo wszystko nie samą książką człowiek żyje. Oczywiście dla nas wszystkich jest to najlepsza "rozrywka", pobudzająca wyobraźnię i pozwalająca przenieść się do zupełnie innego świata, jednak jestem przekonany, że każdy z Was czasem ma ochotę sobie coś po prostu obejrzeć. Sam telewizji nie oglądam zazwyczaj, rzadko mi się zdarzy jakiś program naukowy czy rozrywkowy, kiedy mam ochotę się odmóżdżyć. Mimo wszystko nie pogardzę dobrym filmem, a nieraz mam ochotę po prostu legnąć przed TV i obejrzeć sobie coś, co wyszło parę lat temu, a obecnie zamierzają puścić w jakiejś stacji. Zauważyłem też, że na niektórych blogach można spotkać sporadycznie pojawiające się opinie dotyczące filmów, co bardzo lubię - mogę zapoznać się z bardziej przyziemnym opisem niż profesjonalna recenzja napisana przez starego wyjadacza.

Sam cenię proste i niewymagające opinie, które nie skupiają się na grze aktorskiej, wykorzystaniu światła czy pracy kamery. Pomyślałem sobie, że sam stworzę taki cykl, w którym moje opinie będą bardziej prostym bełkotem wychodzącym prosto z mózgu, niż wyważonymi, profesjonalnymi recenzjami. Nie chcę się skupiać na tych wszystkich szczegółach, które roztrząsa każdego roku Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej. Ten post jest takim jakby pilotem, który mi pokaże czy coś takiego w ogóle Was zainteresuje i w jakikolwiek sposób się Wam przyda. Od razu też chciałbym zaznaczyć, że w razie czego będzie to cykl nieregularny - nie mam określonych dni, w które oglądam filmy. Jeśli akurat trafi się w TV czy kinie coś, co mnie zainteresuje, to obejrzę, jak nie to nie. :)

Początkowo myślałem o samych opisach filmów, będących ekranizacjami, jednak odszedłem od tego pomysłu - wydaj mi się on ciekawy, jednak na chwilę obecną dla mnie do realizacji nierealny. Przynajmniej nie w jakiejś sensownej częstotliwości. U mnie jest albo tak, że akurat obejrzę ekranizację a nie wiadomo kiedy dorwę książkę, albo przeczytam powieść i nie mam czasu na film. :) Zostanę więc na chwilę obecną po prostu przy opiniach dotyczących filmów.



Na film ten natknąłem się przeglądając program TV na poniedziałkowy wieczór. Wypuszczony został o godzinie 20:05 przez telewizję Polsat, słynącą z dłuższych reklam niż trwa sam film. W sumie lubię obejrzeć czasem film na Polsacie - mogę się w przerwie spokojnie wykąpać i zrobić kolację, a i tak będę musiał jeszcze poczekać na reklamach. Przez tak pieruńsko długie reklamy film o łącznej długości 2h 12m trwał od 20:05 do 22:50, ale czego się nie robi dla kina. Przeczytałem opis, zobaczyłem ogólne oceny, pi razy oko recenzję oraz oceny znajomych na filmwebie i postanowiłem zaryzykować.

Film opowiada historię amerykańskiego kawalerzysty biorącego udział w wojnie secesyjnej. Podczas jednej ze swoich wypraw zostaje przeniesiony na Marsa, który okazuje się zamieszkały przez kilka nacji istot rozumnych. Na planecie prowadzona jest wojna, w którą zamieszany zostaje bohater.

Tak w kilku słowach można opisać fabułę "Johna Cartera". Jest to typowy, amerykański film przygodowy osadzony w realiach sci-fi. Mamy do czynienia z kilkoma patetycznymi przemowami zagrzewającymi do walki i spotkać możemy wiele podobieństw do innych znanych, amerykańskich produkcji takich jak "Conan" czy "Avatar". Jeśli jednak zagłębimy się trochę w samą koncepcję, dokopiemy się do bardzo ważnej informacji - film ten to nic innego, jak ekranizacja jednaj z książek Edgara Rice'a Burroughsa, znanego z serii powieści o Tarzanie! Patrząc przez ten pryzmat należy nieco inaczej podejść do pewnych "oklepanych" standardów, które pojawiły się wszak dużo później niże "Księżniczka Marsa", na bazie której powstał "John Carter".

Z pewnością nie można odmówić reżyserowi dobrych efektów specjalnych. Film nie jest nimi naszpikowany do granic możliwości - są one używane po to, aby produkcję wspomóc, a nie ją przytłoczyć. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że cała akcja dzieje się na obcej planecie zamieszkiwanej przez różne humanoidalne stwory oraz wszelkiej maści potwory, to efekty komputerowe nie rzucają się tak mocno w oczy. Można odnieść wrażenie, że film powstał jako rówieśnik czwartej części Gwiezdnych Wojen, tylko nieco wyprzedzając swoją epokę jakością. Według mnie tak być właśnie powinno w każdej produkcji, gdyż wiele razy wykorzystane efekty zabijają cały film swoją nachalnością.

Wspomniany wcześniej "amerykański styl" filmu zachęca do jego obejrzenia. Z pewnością nie jest to kawał ambitnego kina, ale bardzo przyjemnie spędzi się przy nim czas i nie będzie się żałowało tych dwóch godzin. Fani fantastyki oraz sci-fi nie będą zawiedzeni, a dla książkoholików "John Carter" może się okazać czynnikiem zapalnym do zakupu kolejnej książki - "Księżniczki Marsa". Mnie na pewno do niej przekonał.

Łączna ocena: 7/10

2 komentarze:

  1. To raczej nie moje klimaty, ale polecę mojemu narzeczonemu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam. Taki film do obejrzenia na raz. Bez rewelacji, ale faktycznie można miło spędzić wolne 2 godziny :)

    OdpowiedzUsuń