środa, 8 czerwca 2016

"Karaluchy" - Jo Nesbø

Źródło: Lubimyczytac
Autor: Jo Nesbø
Tytuł: Karaluchy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Stron: 320
Data wydania: 3 grudnia 2012


Drugi tom cyklu o norweskim policjancie już za mną. Ponownie spotkałem Harry'ego Hole'a, który zabrał mnie w kolejną wycieczkę dookoła świata. Tym razem była to Tajlandia - azjatycki kraj słynący nie tylko z ciepłego klimatu, ale również jego stolicy, Bangkoku. Przestępczość jest tam niesamowicie wysoka, ale idzie z nią w parze błyskawiczny rozwój. Autor postanowił pokazać czytelnikowi zarówno te "miłe", jak i "mniej miłe" zakątki tego miasta - na ile są to informacje faktyczne, a na ile literacka fikcja - tego nie wiem. Wiem, że cała książka wyszła całkiem dobrze, chociaż nie szalałbym za nią jak za objawieniem.

W stolicy Tajlandii znaleziono martwego norweskiego ambasadora - jakaś życzliwa osoba umieściła w jego plecach nóż. Sprawa stała się polityczna ze względu na bliskie powiązania nieboszczyka z norweskim premierem. Z tego powodu do Bangkoku wysłany został najlepszy policjant, który na swoim koncie ma wspaniale poprowadzoną rok wcześniej sprawę w Australii. Czy jednak na pewno zamysłem przełożonych Harry'ego było zaangażowanie jak najlepszego śledczego? Być może sprawa jest na tyle delikatna, że norweski policjant musi uważać nie tylko na samo śledztwo, ale również na siebie.

Przeniesienie całej akcji do innego kraju jest częstym zabiegiem w skandynawskich kryminałach z tego co zauważyłem. Daje to możliwość szerszego spojrzenia na bogactwa naszego świata, ale potrafi też zastawić niezłe pułapki na autorów. W taką właśnie pułapkę dał się złapać Jo Nesbø - zrobił coś, co mnie dość często irytuje, ponieważ umniejsza realności wydarzeń. W tym przypadku chodzi o perfekcyjną znajomość języka angielskiego przez policjantów w wielu krajach. Zazwyczaj aż tak się to nie rzuca w oczy, jednak w "Karaluchach" zarówno Norweg jak i Taj (a nawet kilku obywateli Tajlandii) bez najmniejszego problemu posługiwali się angielskim medycznym - tamponada, osierdzie to żaden problem. Toć przecież każdy zna takie słowa, a policjanci we wszystkich krajach uczeni są języka angielskiego na poziomie co najmniej 80% IELTS. Medyczny, prawniczy, ekonomiczny, polityczny - wszystko w jednym, łatwizna! A tak serio - nie, nie i jeszcze raz nie. Ogromny minus.

Nie licząc tej wpadki ciężko się przyczepić do samego opisu Tajlandii - nie mam o niej pojęcia, więc zapewne łatwo mnie wmanewrować w jakieś smaczki, dlatego nie uważam sytuacji, miejsc i zwyczajów opisanych w książce za prawdziwe i wiarygodne. Mimo wszystko całość brzmi jak najbardziej spójnie i sensownie. Opisy miejsc są barwne i pozwalają na łatwe wyobrażenie sobie tego, jak wygląda Tajlandia. Nie jest to kraj bardzo dobrze znany - głównie ludzie kojarzą go z różnymi stereotypami. Książka Norwega trochę te stereotypy obala, ale również po części je potwierdza - autor podkreśla zwłaszcza prawdziwość rozluźnienia seksualnego, które panuje w stolicy. Dzięki temu jednak sama historia staje się trudniejsza do rozwikłania, a co za tym idzie jest ciekawsza.

"Zapewne trzeba być policjantem, by twierdzić, że człowiek znaleziony z wbitym w plecy nożem, którego ostrze weszło z lewej strony tuż przy kręgosłupie, przebiło lewe płuco i dotarło do serca, został "prawdopodobnie" zamordowany."

Absolutnie nie można autorowi odmówić umiejętności ciekawego poprowadzenia całej historii. Jest to dla mnie już trzecia książka napisana przez Jo Nesbø i "Karaluchy" również odznaczają się dobrą warstwą techniczną - tak jak poprzednie zaliczone przeze mnie tomy. Pisarz nie tworzy niesamowitych zwrotów akcji, ale potrafi utrzymać napięcie i zainteresować czytelnika. Kilka razy zmienia tor myślenia śledczych, by na samym końcu zaskoczyć zupełnie nową hipotezą - ostatecznie okazującą się tą jedyną i prawidłową. Akcja prowadzona jest w sposób przemyślany, nie ma denerwujących zrywów czy zbyt dużych flaków z olejem. Niestety lekkie przeciąganie to bolączka chyba większości kryminałów - ogromną sztuką jest dostosowanie tempa historii do budowania napięcia.

Szału nie ma, konfetti nie lata, ale ogólnie na spory plus. Nie jest to wciąż to, za co podziwiają autora jego fani, ale dla mnie jest już lepiej. Nieznacznie, bo nieznacznie, ale jednak. Widać, że powoli się autor rozwija (a raczej w sumie rozwijał, w końcu to jeden z pierwszych jego tomów), a znając "Policję" wierzę, że będzie coraz lepiej. Sam na pewno będę kontynuował przygody Harry'ego Hole'a i myślę, że nie zawiedziecie się jeśli również spróbujecie. Nie spodziewajcie się fajerwerków noworocznych, ale na festyn możecie liczyć.

Łączna ocena: 7/10



Cykl "Harry Hole"
Pierwszy śnieg | Pancerne serce | Upiory | Policja | Pragnienie

0 komentarze:

Prześlij komentarz