Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Magdalena Kucenty
Tytuł: Zodiaki. Genokracja
Wydawnictwo: Uroboros
Stron: 352
Data wydania: 24 lutego 2021
Z Magdaleną Kucenty, a dokładniej z jej twórczością, spotkałem się po raz pierwszy w antologii „Cyberpunk Girls”. Spotkanie to uznałem za bardzo przyjemne, chociaż na podstawie jednego opowiadania ciężko oceniać umiejętność danej autorki lub autora w odnalezieniu się w nieco dłuższej formie, jaką jest powieść. Skoro się jednak nadarzyła okazja w postaci „Zodiaków. Genokracji”, to czemu by z niej nie skorzystać? Zwłaszcza że zdecydowana większość fantastyki wydawanej przez Uroboros wpasowuje się w mój gust, a to przecież najważniejsze, prawda? Żeby czerpać jak najwięcej przyjemności z twórczości innych! A w tym przypadku tej przyjemności było całkiem sporo.
Gdy czystość genów staje się głównym powodem przydzielenia do odpowiedniej kasty społecznej oraz stanowi o przywilejach lub ich braku, nikogo nie dziwią eksperymenty przeprowadzane z wykorzystaniem najnowszych zdobyczy inżynierii genetycznej. O Zodiakach wie mało osób, choć równie dobrze mogliby wiedzieć wszyscy – jak o kolekcji intrygujących obrazów lub znaczków pocztowych. W końcu tym właśnie są. Skatalogowanymi, kolejnymi wersjami nadludzi, którzy mają być jedynie królikami doświadczalnymi. Stanowią jednak swoistą rodzinę, która dla siebie zrobi absolutnie wszystko.
Początek jest nieco… chaotyczny. Zostajemy rzuceni na głęboką wodę, w sam środek stworzonego przez autorkę świata i czasem próba dopłynięcia do kolejnego punktu kontrolnego bywa dość… trudna. Łatwo się pogubić w tym, co jest czym, a kto jest kim, zwłaszcza że Magdalena Kucenty unika nadmiernej ekspozycji w dialogach. Widzimy różne wydarzenia z perspektywy kolejnych Zodiaków, a że fabuła już w tym momencie jest na stabilnych torach, to próba odnalezienia się w nowej rzeczywistości jest tym bardziej problematyczna. Już po parudziesięciu stronach wszystko zaczyna się klarować i prostować, jednak warto wspomnieć o tym jako pewnego rodzaju ostrzeżenie dla mniej cierpliwych osób.
„W boga trzeba bawić się zdecydowanie wcześniej, jeszcze przed powstaniem życia”.
Świat stworzony przez pisarkę nie jest być może bardzo bogato opisany, ale o dziwo nie stanowi to większego problemu. Najważniejsze informacje otrzymujemy dość szybko, a „Zodiaki. Genokracja” skupia się zdecydowanie bardziej na postaciach oraz wydarzeniach, niż na tym, co otacza wszystkich bohaterów. Tyle, ile jest nam potrzebne, aby zrozumieć sam podział kastowy czy to, w jakim celu powstało zamknięte na świat intrapolis, jest dość szybko przekazane do wiadomości czytelników. Reszta na razie jest albo nieistotna, albo na bieżąco odkrywana w trakcie przesuwania się fabuły do przodu. W końcu tytułowe Zodiaki to najważniejszy element tej całej układanki, a tajemnice trzeba dawkować powoli.
Styl autorki jest niesamowicie dojrzały, a to, co uderza bardzo mocno to przemyślenia zawarte bardzo często w wypowiedziach postaci. Trudno mi opisać, co dokładnie jest w nich wyjątkowego, ale od razu rzucają się w oczy, przykuwają uwagę, każą się nad nimi chwilę zatrzymać i zastanowić. Większości niestety nie zaznaczyłem, ponieważ czytałem przedpremierową wersję e-booka zapisaną w pdfie, a konwersja do mobi niezbyt wyszła, więc nie miałem za bardzo jak zaznaczać. Zostały niby notatki, ale… No jakoś jeszcze mniej mnie przekonują, niż rozwiązanie, które ostatecznie wybrałem. Paru więc jedynie zrobiłem zdjęcia, jeśli miałem akurat pod ręką telefon, i niechaj to będzie pewnego rodzaju potwierdzeniem, że możecie znaleźć w środku tej książki mnóstwo niezwykłych cytatów. Skoro taki leń patentowany jak ja postanowił użyć aparatu w telefonie, żeby uwiecznić na później parę dialogów…
„– Capri i ten… cyborg. – Aqua uśmiechnęła się z przekąsek. – Obaj sądzili, że będziesz wściekły. I zechcesz roznieść tę ruderę w pył. Zamiast tego wyglądasz raczej na smutnego. [...]
– Chciałbym roznieść tę ruderę w pył, kruszyno. I dlatego mi smutno”.
Ciekawostka z samego środka książki – pisarka zawarła odrobinę fizyki kwantowej, a nie tylko samą biologię. Tu i ówdzie pojawiają się nawiązania do różnych zjawisk lub próby wytłumaczenia wydarzeń za pomocą fizyki kwantowej. Dzięki temu mamy między innymi paradoks bliźniąt, który towarzyszy nam w tle przez niemal całą książkę, ubrany w nieco bardziej romantyczny płaszcz. Jednak ani fizyka, ani genetyka nie stanowią najważniejszego elementu w całej powieści, dzięki czemu nie musimy mierzyć się z zawiłą i trudną terminologią oraz zastanawiać się, czy przedstawione rozwiązania stały chociaż przez chwilę obok wysokiego prawdopodobieństwa. Może to być zachętą dla tych, którzy mają pewien problem z przyswajaniem mocno rozbudowanych światów, których terminologia odstrasza nawet najbardziej zatwardziałych nerdów.
„Zodiaki. Genokracja” to powieść, która robi dobrą robotę. Nie porwała mnie od razu w swoją otchłań tak jak choćby świat stworzony przed Sandersona w „Ostatnim Imperium” (chociaż nie ma co tutaj porównywać tych dwóch uniwersów), ale jestem mocno zaintrygowany tym, jak to się dalej rozwinie. Przede wszystkim jest to pewnego rodzaju powiew świeżości na rynku pełnym klasycznych dystopii z wątkiem romantycznym w tle. Magdalena Kucenty postawiła na coś innego niż proste emocje między bohaterami i ratowanie świata. I choćby już za to należy się ogromny plus, a że wykonanie też jest o wiele wyżej niż przeciętne, to tym bardziej będę z zainteresowaniem śledził dalszą twórczość Magdaleny Kucenty. Przy okazji jak często mogę w ojczystym języku czytać soft biopunka? Ano niezbyt często! Być może więc będę miał tutaj swoją przystań.
Łączna ocena: 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz