środa, 1 września 2021

Zbiorczo spod pióra w sierpniu 2021

Wakacje i po wakacjach, czas znowu szybko minął, prawda? Dni stają się coraz krótsze i (teoretycznie) chłodniejsze, zaraz pokaże się nam złota polska jesień! Na razie jednak możemy się jeszcze nacieszyć ciepłem (albo na nie ponarzekać, jak ja), całkiem niezłym słońcem i powiedzmy, że błogim lenistwem. No, w każdym razie ci, co mogą, to niech się cieszą! Będziecie z rozrzewnieniem wspominać sierpień? Czy raczej dał się Wam we znaki, zmęczył Was lub w jakikolwiek inny sposób okazał się niezbyt dobrym miesiącem?

Osobiście raczej narzekać nie mam na co. No, może prócz wspomnianego ciepła… Jestem zimnolubny, więc mrozy są mi bliższe niż upały (kiedy ktoś się cieszy ze wspaniałych dwudziestu pięciu stopni Celsjusza, ja przeklinam tę temperaturę), jednak wiecie, nic na nie nie poradzę, więc pozostało mi je zaakceptować. W sierpniu miałem mały wypad wakacyjny w bardzo urokliwe Pieniny (choć moje serce pozostaje przy skalistych i wysokich Tatrach), więc mniej więcej naładowałem baterie na kolejny rok (he-he)!

Cóż mi się udało przeczytać? A proszę bardzo, między innymi te tytuły! Jak zwykle więc zapraszam na krótką wycieczkę po dwuakapitowych opiniach o przeczytanych pozycjach.

„Ginekolodzy” – Jürgen Thorwald

Format: Audiobook
Stron/długość: 11h 44m
Lektor: Albert Osik

Jeśli ktoś czytał już jakieś książki Thorwalda, to mniej więcej wie, czego się spodziewać w „Ginekologach”. Jest rzeczowo, konstruktywnie, z dużym naciskiem na merytorykę oraz przedstawienie w jak najlepiej ułożonym porządku chronologicznym historię prowadzenia ciąży i leczenia problemów kobiecych. To, co wyróżnia tę książkę na tle innych dzieł autora, to nieco bardziej bezpośrednie podejście do komunikacji z czytelnikiem. Czasem Jürgen Thorwald pozwala sobie nawet na sarkazm lub ironię!

Nic jednak dziwnego, ponieważ sama chirurgia cierpiała na brak wiedzy, rozwoju technologii i technik operacyjnych, a także zwykłe, klasyczne ludzie przywary. Z ginekologią było nieco inaczej, jak się okazuje, która to cierpiała głównie na… religię. A raczej z jej powodu, co właściwie nie powinno dziwić. Są to więc kompletnie inne zmagania z innymi problemami, niż te, z którymi zderzali się chirurdzy. Autor rzecz jasna nie próbował stawać po żadnej ze stron, ale przybliżyć po prostu w miarę obiektywnie całą historię, czasem jedynie pozwalając sobie na odrobinę uszczypliwości przy najbardziej absurdalnych i abstrakcyjnych nawet jak na tamte czasy decyzjach.

„Zombie” – Wojciech Chmielarz

Format: Audiobook
Stron/długość: 14h 22m
Lektor: Grzegorz Przybył

Detektyw Dawid Wolski po rozwikłaniu jednej sprawy dostaje po jakimś czasie drugą – tym razem nieco bardziej… delikatną. Tym razem jednak to nie Rosolski jest zleceniodawcą, ale prokurator Górski. Czy tym razem jest łatwiej? Ano nie, bo detektyw niewiele wie o sprawie. Trochę się tak rzuca na prawo i lewo po omacku, ale czasem z jajem, a czasem nieco poważniej. Na pewno w podobnym klimacie, co poprzednia książka, czyli „Wampir”. Taka nie do końca poważna, niekoniecznie spójna logicznie, choć robiąca wrażenie, że te takie dziury czy naciągnięcia to są specjalnie zrobione, być może dla śmiechu.

Zbyt wielu nagłych zwrotów akcji tutaj nie uświadczycie, ale i tak „Zombie” się słuchało bardzo przyjemnie. Przede wszystkim cały czas gdzieś z tyłu głowy miałem pytanie „kimże on jest, czy tak serio, czy ktoś podstawiony?”. Chociaż ja akurat się nie staram rozwikłać zagadek w kryminałach, więc mogę tutaj nie być zbyt dobrym przykładem na potwierdzenie lub obalenie tezy, że Wojciech Chmielarz umie w trzymanie informacji w tajemnicy… Historia płynęła, przeplatana żartami oraz często gorzko śmiesznymi sytuacjami i nawet nie zauważyłem, kiedy ją skończyłem. Nie jest ambitna, ale na pewno zapewnia rozrywkę, a o to też przecież chodzi, prawda?

„Otchłań” – Robert J. Szmidt

Format: Papier
Stron/długość: 416

Co Robert J. Szmidt to Robert J. Szmidt, prawda? Ano prawda, co potwierdza „Otchłań”, pierwszy tom „Nowej Polski”, osadzonej w Uniwersum Metro 2033 oraz Metro 2035. Jest o niebo lepsze od „O Jednomyślnych” Pawła Majki, które to książki miałem okazję przeczytać w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Co tu jest dobrego? Przede wszystkim postacie, które są bardzo jaskrawe (zwłaszcza Iskra), spójne oraz prowadzone bardzo konsekwentnie. Dosłownie jak podczas porządnej sesji RPG. Dobre jest również tempo akcji oraz całej historii. Przypomina oczywiście klasyczny quest w stylu „przejdź do punktu B, a po drodze przeżyj przygodę”, jednak to właśnie te przygody robią tu robotę.

Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli – jak na razie trochę brakuje temu tytułowi do czołówki całej serii, jednak jest na pewno wysoko. „Konstytucja Apokalipsy” to to nie jest, jednak na pewno wyróżnia się na tle większości książek osadzonych w postapokaliptycznym uniwersum. Muszę jednak wziąć pod uwagę fakt, że jest to pierwszy tom, więc może się to jeszcze zmienić – równie dobrze Robert J. Szmidt mógł stworzyć jedynie dość dynamiczny wstępniak do jeszcze lepszej historii złożonej z… no właśnie, z czego? Zobaczę już niebawem!

„Ja, robot” – Isaac Asimov

Format: Papier
Stron/długość: 240

Szczerze? Zbyt wielu książek typowo science-fiction to ja w życiu nie przeczytałem i możliwe, że właśnie dlatego „Ja, robot” zrobił na mnie aż tak pozytywne wrażenie. Z jednej strony czuć, że jest to naprawdę bardzo stara literatura, ale z drugiej widać również niesamowicie wyważone podejście autora do kwestii słowa „science” w nazwie odmiany gatunkowej. Czuję w środku, że nawet w latach, w których powstał ten zbiór opowiadań, nikt nie czuł się przytłoczony jego zawartością.

Wszystkie krótkie formy skupiają się wokół wprowadzenia w cały świat stworzony przez Isaaca Asimova. Przedstawiają niejako historię rozwoju robotyki na przestrzeni lat w opowieściach byłej pracownicy konsorcjum robotycznego, która miała bardzo dużo do powiedzenia w firmie. Przy okazji zachowana chronologia bardzo upłynnia opowieść i pokazuje, na czym opierają się główne założenia uniwersum. A zwłaszcza stworzone przez autora trzy Prawa Robotów Asimova.

„Spod zamarzniętych powiek” – Adam Bielecki, Dominik Szczepański

Format: Audiobook
Stron/długość: 7h 52m
Lektor: Filip Kosior

Historie opowiadające życie himalaistów najczęściej pojawiają się po ich śmierci. Adam Bielecki cały czas żyje (i niech żyje jak najdłużej!) i ma z pewnością jeszcze wiele do powiedzenia w kwestii wspinaczki wysokogórskiej! Jak do tej pory osiągnął jednak tak wiele, że warto nie tylko przybliżyć fragment jego życia, ale również się z nim zapoznać – a „Spod zamarzniętych powiem” robi to doskonale. Jest i młodość, i droga do szczytów, i źródło zamiłowania do wspinania, jak również nieco buntowniczego charakteru.

„Spod zamarzniętych powiek” skupia się głównie na drodze przebytej przez Adama Bieleckiego, począwszy od wspinania się w skałkach, przez Tatry, Alpy, a na Himalajach zakończywszy. Wiele z historii to nie tylko prosty przekaz, ale również pewnego rodzaju zobrazowanie problemów oraz przemian, które zachodziły w polskim alpiniście – w jaki sposób góry go zmieniały, ciosały i naginały do własnego kształtu, tworząc osobą, którą jest obecnie. Nie brakuje opisów zdobycia poszczególnych szczytów, ale jest również sporo historii niekoniecznie czysto górskiej. 

„World of Warcraft: Illidan” – William King

Format: Papier
Stron/długość: 416
Tłumacz: Dominika Repeczko

Co mnie zaskoczyło w tej książce? Brak tłumaczenia niektórych nazwisk lub miejsc! Blizzard niestety wymagał zawsze tłumaczenia wszystkiego, co się da, więc w książkach pojawiały się rzeczy typu Sylvanna Bieżywiatr (przetłumaczone z Sylvanna Windrunner), co dla fanów całego uniwersum, wychowanych na angielskich oryginałach, stanowiło od zawsze spory problem. Rzecz jasna nie była to wina tłumaczki, której to pracy jestem wielkim fanem, bo również „Illidan” został przetłumaczony w ten sam sposób, co pozwala na utrzymanie klimatu.

Sama historia stworzona przez Williama Kinga bazuje na wydarzeniach z gry, jednak mam wrażenie, że czasem jest zbyt… infantylna oraz rwana. Nie chodzi o samą fabułę, ale sposób poprowadzenia akcji, niektórych dialogów (tych niekoniecznie wziętych z gry) oraz o taki brak płynności wydarzeń. Mimo wszystko przyjemnie się czytało nieco bardziej rozszerzoną wersję rajdu na Black Temple, wraz z poszczególnymi etapami walki. Nie będzie to jednak moja ulubiona książka z tego uniwersum, nawet pomimo mojej sympatii do postaci Illidana Stormrage. Ot, taki przeciętniak, chociaż przyjemny do przeczytania.

„Grom i szkwał” – Jacek Łukawski

Format: Papier
Stron/długość: 400

Druga część jest o wiele lepsza niż poprzednia. Tym razem mamy już bardziej dynamiczną akcję, bez zbędnych przerw czy nagłych przeskoków pomiędzy wydarzeniami. Do tego fabuła skleja się nieco lepiej i w ogóle widać, w jaką to wszystko stronę zmierza. Co prawda clue tego wszystkiego nie było bardzo długo widoczne (a wszak jest to trylogia, więc połowa drugiego tomu to chyba odpowiedni moment na powolne odkrywanie kart, a nie ich rozkładanie), jednak miałem o wiele więcej satysfakcji z czytania. No dobra, w ogóle jakąkolwiek miałem.

Dopiero tutaj więc widać, skąd wzięły się te wszystkie wysokie noty dla książek. Być może pierwszy tom dostał je niejako „bonusowo”, za całokształt, ale to tylko moje gdybanie. Przy okazji autor rozszerzył również świat, co widać od samego początku na mapie dołączonej do książki – już nie obracamy się tylko w Wondettel sąsiadującym z Martwicą, ale zaglądamy za Kas Brethil oraz widzimy, co się dzieje w zamorskich krainach. Jak więc widzicie – dzieje się! Zobaczymy, czy tendencja wzrostowa została utrzymana również w trzecim tomie, za który wezmę się już niebawem!

„W kręgu zła” – Dorota Kowalska

Format: Audiobook
Stron/długość: 10h 51m
Lektor: Aneta Todorczuk

Bardzo… średni zbiór reportaży. Większość z nich zostawia po sobie pewien niedosyt, jakby autorka nie wyczerpała w pełni tematu. Dobrane są według klucza, którego nie mogłem odkryć – po prostu jakby chaotycznie zebrane do kupy krótkie formy z różnych gazet (na końcu każdego reportażu pojawiła się informacja, w jakim czasopiśmie lub gazecie się pojawił oraz kiedy), byle tylko wydać z tego książkę. Wszystko niby kręci się wokół ogólnie pojętych spraw kryminalnych, ale jest to bardzo luźne podejście.

Długo walczyłem z tym audiobookiem, nie zachęcał w ogóle do słuchania. Jest mnóstwo o wiele lepszych pozycji, bardziej spójnych, poruszających, przedstawiających dany problem w szczegółach. Tego, czego odmówić autorce nie można, to obiektywność – wydźwięk wszystkich jej prac jest bezstronny i czuć, że stara się przekazać tyle faktów, ile się tylko da. Niestety to nie wystarczy, żeby stworzyć porywający reportaż, który otworzy oczy szerszej publiczności.

„Paradoks kłamcy” – Michał Kuzborski

Format: Audiobook
Stron/długość: 10h 32m
Lektor: Filip Kosior

To jest chyba moje odkrycie tego roku! Kompletnie nieznany mi autor z książką, o której pierwsze słyszę, a tu nagle wyskakuje świetna intryga, dynamiczna akcja ze sporą ilością jej zwrotów, no i ogólnie naprawdę sztos historia! Do tego jeszcze przegenialnie przeczytana przez Filipa Kosiora (serio, to jeden z moich ulubionych lektorów, jak beletrystyka, to tylko z jego głosem). Od końcówki nie chciałem się oderwać i każda chwila, w której musiałem przerywać słuchanie, bolała dość mocno. Nie widzę w tej powieści zbyt wielu słabych punktów.

Nawet bohaterowie dają się lubić i to mocno. Konsekwentnie prowadzeni, wyraziści oraz trzymający się swoich kodeksów. Główna postać to „zawodowy kłamca”, jak można by go określić – potrafi ratować tyłek firmom oraz osobom publicznym, niekoniecznie wykorzystując do tego prawdę. Jak dorzucimy do tego próbę wrogiego przejęcia dużej firmy przemysłowej, okrasimy odrobiną świata przestępczego, to wychodzi nam całkiem niezła mieszanka, z której Michał Kuzborski upiekł doskonałe ciasto. Dużo szorstkiego, ale nie wulgarnego humoru, odrobina napięcia seksualnego wplecionego w historię to tylko nieliczne z dodatków, które pisarz umiejętnie wplótł w całą historię. Naprawdę polecam!


0 komentarze:

Prześlij komentarz