poniedziałek, 29 listopada 2021

„Ciemna dolina” – Thomas Arnold

Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Thomas Arnold
Tytuł: Ciemna dolina
Wydawnictwo: Vectra
Stron: 480
Data wydania: 26 listopada 2021

Ci, którzy zaglądają do mnie regularnie, wiedzą na pewno, że jestem wielkim fanem Thomasa Arnolda. Mało tego, uważam, że jest to jeden z bardzo niedocenianych, polskich autorów! Potrafi wyłamać się ze schematu, chociaż nie tak, żeby tworzyć niszowe dzieła, a do tego jego warsztat naprawdę błyskawicznie się ulepszył od pierwszych wydanych książek! Dlatego właśnie jestem zawsze podekscytowany, kiedy pisarz ogłasza wydanie nowej pozycji, bo oznacza to dla mnie powrót do stworzonego przez niego świata i spotkanie się z postaciami! „Ciemna dolina” jest powrotem do Jade Reflin oraz – według diagramu przygotowanego przez samego autora – pomostem łączącym dwa cykle!

Już i tak nietypowa sprawa zabójstwa czterech zaginionych osób i odnalezienia ich zwłok w jednym domu staje się jeszcze bardziej nietypowa. Mężczyzna w zakrwawionym ubraniu, który przyglądał się funkcjonariuszom pracującym na terenie odnalezienia ciał, nie zamierza bowiem współpracować, ale nie myśli również o stawianiu oporu. Zainteresowany jest za to zabijaniem czasu w areszcie za pomocą gry. Tak właściwie, to czasu do zabicia ma niewiele, chyba że Jade wraz z partnerem rozwiążą zagadkę i uda im się wyjść z pętli niepewności i niewiadomych…

Książka co prawda nie trzyma w napięciu od samego początku, ale… zaczyna robić to bardzo szybko. Nic jednak dziwnego, bo czasu z perspektywy książkowych postaci jest naprawdę niewiele. Tutaj właśnie dochodzimy do tego, co mnie dość szybko zaczęło fascynować – „Ciemna dolina” upchnięta jest bowiem nie w miesiącach czy tygodniach, jak to zazwyczaj bywa z historiami kryminalnymi. Tutaj w pewnym sensie liczymy godziny (pamiętajcie, proszę – w pewnym sensie! Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, nawet jeśli i tak poznacie je na początku), a nie ma w ogóle poczucia rozwleczenia czy naginania wydarzeń.

Wspomniałem już o trzymaniu w napięciu? Wspomniałem! Chętnie nieco rozwinę ten wątek, ponieważ w przypadku Thomasa Arnolda zazwyczaj jest wiele do powiedzenia w tej kwestii. Autor opanował doskonale sztukę wodzenia czytelnika za nos i budowania napięcia. Znaczy, nie zrozumcie mnie źle, Hitchcock był, jak wiadomo jeden, jednak na tle współczesnych powieści tej samej odmiany gatunkowej pisarz ze Śląska jest dużo powyżej średniej. To, w jak subtelny, ale mocny sposób akcentowane są w jego książkach te momenty, które mają wzbudzić chęć mordu za przerwanie w takim, a nie innym momencie, to właśnie jeden z głównych powodów, dla których tak bardzo wszystkim polecam powieści Thomasa Arnolda. Przewracacie stronę, widzicie koniec rozdziału i już wiecie, że Was zaraz szlag trafi! Tak jak szlag trafi Wasz sen.

Ciekawa jest też pewnego rodzaju przemiana detektyw Reflin. Zwłaszcza w kontekście tego, czego dowiadujemy się na samym końcu książki. Wiecie, lektury się z tego nie zrobi do samodzielnej interpretacji, jednak widać jak na dłoni, co przeżywa Jade Reflin wraz z kolejnymi wydarzeniami i w jaki sposób stara się kontrolować nie tylko swój temperament, ale również emocje, które nią targają. A nie jest to łatwe przy tak ogromnej presji czasu, jaka jest wywierana na detektywów. Oczywiście przy okazji wszyscy mają rację, jednocześnie jej nie mając – do tego jednak Thomas Arnold przyzwyczaił już swoich czytelników w niemalże wszystkich swoich powieściach!

Zakończenie jest świetne, chociaż nie aż tak splecione ze wszystkim, jak to, do czego przywykłem. Nie oznacza to jednak, że jest gorsze – po prostu nieco inne. Bardziej oderwane od bieżącej narracji, chociaż spójne i logiczne. Tak właściwie, to wątek, wokół którego kręci się cała akcja, nie do końca pozwalał na zastosowanie standardowego dla autora motywu wsadzenia słuchawek do kieszeni i obserwowania, jak się skubane splatają. Dlatego jestem usatysfakcjonowany tym, do czego wreszcie doszli nasi bohaterowie. Ogólnie jestem usatysfakcjonowany książką jak zawsze. Być może odrobinę mniej, niż poprzednimi, jednak to wciąż jest stary, dobry Thomas Arnold. Po prostu nie jest to szpital psychiatryczny czy sekta!

Łączna ocena: 7/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi, Thomasowi Arnoldowi!



0 komentarze:

Prześlij komentarz