sobota, 1 stycznia 2022

Zbiorczo spod pióra w grudniu 2021

Można by powiedzieć, że „święta, święta i po świętach”, ale tak właściwie to nam właśnie się rok przekręcił! Jednak nieważne, czy to jeszcze 2021, czy już 2022, to comiesięczny rytuał należy odbyć. A tymże rytuałem w tym przypadku jest opublikowanie krótkich, zbiorczych opinii o przeczytanych przeze mnie książkach w poprzednim miesiącu. Tak właściwie to wiele ich nie wyszło, właśnie ze względu na wspomniane już wcześniej święta. Nieco więcej rzeczy do zrobienia pojawiło się również w pracy, co nie sprzyjało wszelkiego typu zajęciom.

Na koniec roku postawiłem dość mocno na beletrystykę w audiobookach, tak dla odprężenia umysłu. Kiedy wjeżdżam w reportaże, to najczęściej wjeżdżam w nie na pełnej, wybierając te cięższe, ale i szczegółowo przygotowane. Nie miałem na nie jakoś ochoty, więc chwilowo odpuściłem. Papier zresztą też był bardzo lekki i całkiem przyjemny, W końcu trzeba się na koniec roku jako zrelaksować!

Przejdźmy jednak do samych opinii. Rzecz jasna jak zwykle okładki wszystkich książek pochodzą z serwisu Lubimy Czytać!

„Przełom” – Michael C. Grumley

Format: Papier
Stron/długość: 380
Tłumaczenie: Marta Słońska

Nie jestem do końca przekonany, co sądzić o tej książce. To, co na pewno zasługuje na pochwałę, to sam pomysł wykorzystania badań naukowych w takim, a nie innym kierunku, z operacjami wojskowymi i elementami fantastycznymi. Tylko z tego wynika od razu rzecz, która mnie męczyła, czyli mnóstwo wątków rozwijanych bardzo powoli. Coś tam było widać na horyzoncie, jaki punkt, w którego kierunku wszystko to zmierza, jednak był on tak odległy i tak daleki, że to aż bolało…

Niestety do tego wszystkiego dochodzą dość… nijakie postacie, które mają jakieś tam cele, jednak jedyne, co można o nich wszystkich powiedzieć to to, że jedna z głównych bohaterek nie cierpi rządu. Koniec informacji. Wielka szkoda, bo naprawdę można było z pomysłu stworzonego przez autora stworzyć coś naprawdę genialnego. Niestety wykonanie wyszło dość przeciętnie, bez polotu, bez fajerwerków i czasem wręcz nudnawo. Dopiero pod koniec poszczególne elementy zaczęły wpadać na swoje miejsca i maszyna zaczęła w jakikolwiek sposób pracować.

„Rewolta” – Nadav Eyal

Format: Audiobook
Stron/długość: 17h 23m
Czyta: Maciej Jabłoński

Tak naprawdę „Rewolta” to cykl powiązanych ze sobą reportaży, które tworzą spójną całość i poruszana w nich problematyka oscyluje wokół globalizacji oraz czymś, co autor nazywa właśnie tytułową „rewoltą”. Jest to pewnego rodzaju sprzeciw i protest przeciw zacieraniu się granic (czy to fizycznych, czy tylko tych metaforycznych) na świecie, które jednocześnie zapewniło wielu państwom obecny dobrobyt, ale również zaserwowało mnóstwo problemów.

Reportaże poruszają wiele różnych problemów, od przemian gospodarczych oraz podstaw powojennej ekonomii opartej o PKB, aż po bardziej współczesne konflikty grup o skrajnych poglądach. Mamy tutaj również schemat zmian poglądowych oraz jak radykalizm potrafi zmienić się w fundamentalizm. Oprócz tego autor porusza problemy migracyjne, klimatyczne oraz rozwarstwienie społeczne. Innymi słowy, mamy tu całkiem spory materiał do zastanowienia się nad nim. Niestety przez większość przedstawionych historii przemawia jeden wniosek – nieważne, co byśmy teraz zrobili, i tak na świecie będzie coraz gorzej.

„Łatwo być bogiem” – Robert J. Szmidt

Format: Audiobook
Stron/długość: 11h 09m
Czyta: Wojciech Masiak

Ludzkość już wiele razy w książkach panowała nad wszechświatem. Tak jest i tym razem – Robert J. Szmidt osadził swoją historię w kosmosie, w którym Ziemianie skolonizowali wiele układów słonecznych, jednak swoją cenę rasa ludzka musiała za to zapłacić. A skoro już i tak rozpełzliśmy się po wielu układach, to (jak na ludzi przystało) knujemy, kombinujemy, a władza kryje przed zwykłymi ludźmi wiele tajemnic. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Na pewno dużo dzieje się w „Łatwo być bogiem”.

Pierwszy tom to tak naprawdę rozbieg, który historia stworzona przez autora wzięła przed głównym skokiem. Tak w każdym razie to wygląda. Robert J. Szmidt rozpoczął wiele pozornie ze sobą niepowiązanych wątków i prowadzi je równolegle. Każdy z nich jest interesujący, choć porusza zupełnie inne kwestie. Pomimo tego, że absolutnie wszystko dzieje się w kosmosie, to nie jest to żadnej hard sci-fi – dużo większy nacisk położony został na wydarzenia oraz ich dynamikę, niż na niuanse technologiczne. Na razie jestem więc pozytywnie nastawiony i chętnie zobaczę, jak to się dalej rozwinie oraz w którym momencie wątki zaczną się łączyć.

„Zniknięcie słonia” – Haruki Murakami

Format: Papier
Stron/długość: 380
Tłumaczenie: Marta Słońska

Długi czas zastanawiałem się, czy polubimy się z twórczością Harukiego Murakamiego. Nazwisko jest wszak bardzo znane, zwłaszcza wśród książkoholików, jednak dzieła te mają już jednak swój wiek, a do tego należą do tej bardziej ambitnej literatury. No i tutaj nie wiem, czy ta ambicja mnie nie przerosła, czy po prostu problem leży w formie, a więc zbiorze opowiadań. Większość opowiadań kompletnie do mnie nie trafiła i jawiła się jak bełkot, który można jedynie bardzo na siłę próbować interpretować.

Technicznie są to naprawdę świetne historie. Wręcz podręcznikowe, jednak treść pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Nie wiem, czy to jest znak rozpoznawczy Murakamiego, jednak poziom absurdu przekraczał nawet moją skalę. Gołym okiem wręcz widać próby stworzenia wielowymiarowych historii na (dość często raptem) kilku stronach chyba nie wyszło na dobre. Na pewno sam styl jest na tyle intrygujący, że spróbuję dać sobie kolejną szansę z nieco dłuższą formą, jednak pierwsze spotkanie nie było zbyt satysfakcjonujące.

„Modlitwa do boga złego” – Krzysztof Kotowski

Format: Audiobook
Stron/długość: 7h 41m
Czyta: Filip Kosior

Chyba zaczynam coraz bardziej lubić postacie wykreowane przez Krzysztofa Kotowskiego. Są one bardzo mocną częścią „Modlitwy do boga złego”. Chyba nie przesadzę, kiedy napiszę, że stanowią wręcz trzon drugiego tomu historii o Krzysztofie Lorencie. To właśnie one budują odpowiedni klimat, to one rozweselają czytelników oraz budują napięcie. Tak naprawdę wszystko wokół nich to jedynie tło, które pozwala na wyciągnięcie z nich to, co najlepsze. Czy to dobrze? Jak dla mnie tak i to bardzo – odpowiednio skonstruowani bohaterowie zawsze będą dla mnie dużo ważniejsi niż nawet fabuła. Mogą ją odpowiednio sami poprowadzić.

Jednak żeby nie rozpływać się jedynie nad grupką znajomych, to warto wspomnieć, aby patrzeć na historię przez palce. Jeśli weźmiecie „Modlitwę do boga złego” jako książkę bardziej historyczną niż fantastyczną (a widywałem takie nadziania się ludzi), to możecie być srodze zawiedzeni. Autor co prawda po raz kolejny zapakował dużą dawkę wiedzy historycznej, na której oparł swoją fikcję, jednak dalej jest to po prostu fantastyka. Część rzeczy się nie do końca skleja, jak również wielokrotnie Krzysztof Kotowski pokazuje, że dość swobodnie podchodzi do logiki wydarzeń. Czy to przeszkadza? Mnie absolutnie nie (a na pewno nie mocno), ponieważ paczka przedziwnych znajomych robi tu świetną robotę!

„Ucieczka z raju” – Robert J. Szmidt

Format: Audiobook
Stron/długość: 10h 41m
Czyta: Wojciech Masiak

To było o niebo (he-he) lepsze niż pierwszy tom! Wydarzenia z „Łatwo być bogiem” powskakiwały na swoje miejsca, a dynamika znacznie wzrosła. Często lubię mówić, że książki tego pisarza to jak dobre kino akcji – nie wznosi się na wyżyny ambicji, ale dostarcza przeogromnej dawki rozrywki, która pozostaje w pamięci na całkiem długi czas. Właśnie taka jest „Ucieczka z raju”. Postacie są – jak to u Szmidta – mocno „polskie”, konkretne, mają swoje nawyki i przywary. Często są wulgarne, chociaż do tej pory nie wiem, jak Robert J. Szmidt to robi, ale ta wulgarność w ogóle nie kłuje w oczy.

Przestaje się dziwić, że „Pola dawno zapomnianych bitew” są uznawane za chyba najlepszą polską space operę. To naprawdę długa i skomplikowana historia, która skupia się na postaciach, nie na technologii. Mamy niezbyt świeży, ale świetnie wykorzystany pomysł na przedstawienie zarówno samych statków obcych cywilizacji, jak i zresztą „naszych”, ludzkich, jednak nie są one trzonem narracji. Ba, w ogóle nie są trzonem niczego, po prostu są. Jest też Henryan Święcki, który może być jedynym powodem, dla którego warto sięgnąć po ten cykl, ale wciąż bardzo wartościowym. Jednak wierzcie mi, jest tych powodów o wiele więcej. 

„Próżny robot” – Henry Kuttner

Format: Papier
Stron/długość: 404
Tłumaczenie: Wielu tłumaczy

To naprawdę już podstarzałe, ale jak się okazuje wciąż jare opowiadania! Bardzo mocno widać ślady po zębie czasu, który je nadgryzł, zwłaszcza w dość sztywnej i lekko plastikowej narracji, jednak same historie są na tyle… wiarygodne, że nawet po tylu latach czyta się to przyjemnie. Większość z nich jest na dokładnie to samo kopyto – posiada identyczny schemat jak w przypadku przeciętnego procedurala sprzed 10 lat. Jeśli tylko nie jest to przeszkodą w odbiorze, to można czerpać przyjemność.

Co ważne w przypadku tego zbioru, to właśnie czas, w którym powstawały, czyli głównie lata 30. oraz 40. XX wieku. To właśnie przez ten pryzmat należy na nie patrzeć, bo wtedy dopiero człowiek zdaje sobie sprawę, jak bardzo są futurystyczne, aczkolwiek jednocześnie ponadczasowe. Na granicy czystej fantastyki oraz fantastyki naukowej (i piszę to z pełną świadomością), skupiając się jednak na wydarzeniach, a nie osobach. Ciekawe przeżycie, zwłaszcza w kontekście przekładania wyobrażeń sprzed pawie stu lat na współczesność.

„Na krawędzi zagłady” – Robert J. Szmidt

Format: Audiobook
Stron/długość: 9h 57m
Czyta: Wojciech Masiak

Zdecydowanie każdy kolejny tom „Pól dawno zapomnianych bitew” jest coraz lepszy. W trzecim widać już ten rozmach space opery, prowadzonej jednak w charakterystyczny dla Szmidta sposób – z jajem i pazurem. Coraz bardziej też lubię postać Henryana Święckiego, który robi tutaj za tego awanturnika spryciulę, umiejącego wykaraskać się z każdych wręcz tarapatów (chociaż bez syndromu Mary Sue w aspekcie odnoszenia sukcesów). Rozwija się również wątek polityczny oraz walki między władzą a korporacjami trzymającymi w garści ogromną część rynków.

Innymi słowy, można przepaść w głębinach fabuły stworzonej przez naszego rodzimego pisarza fantasy. Totalnie teraz rozumiem ten nieco nudnawy pierwszy tom – gdyby Robert J. Szmidt od razu wrzucił czytelnika w ten gąszcz wydarzeń, to przytłoczyłby go tym wszystkim. Po interludium widać jednak potrzebę stopniowego wdrażania i muszę przyznać, że było to chyba jedyne słuszne zagranie. Pozostaje mi więc niedługo zabrać się za kolejną część i wypatrywać kulminacji, która teoretycznie powinna mnie wyrwać z butów! W każdym razie mam na to nadzieję.


0 komentarze:

Prześlij komentarz