poniedziałek, 1 stycznia 2024

Zbiorczo spod pióra w grudniu 2023

No to by wychodziło na to, że właśnie zaczynamy całą zabawę od nowa – 2023 już za nami, teraz pora na próby zapamiętania, że należy wpisywać we wszystkich datach 2024! A jak stary rok pożegnaliśmy, to pożegnaliśmy równieżi grudzień, który minął mi (pewnie jak wielu z Was) na mieszance normalności oraz świątecznego szału. Choć ten „szał” to można intepretować na przeróżne sposoby. U niektórych ostatni miesiąc roku to dodatkowa możliwość na czytanie jeszcze większej liczby książek, jednak u mnie to też szansa na zrobienie wielu rzeczy, na których na co dzień nie mam czasu.

Mimo wszystko wydaje mi się, że całkiem nieźle mi się udał ten grudzień książkowo. Teoretycznie zamknąłem dwa cykle (chociaż jeden z nich ma jednak mieć kontynuację, a w drugim mi został zbiór opowiadań), nasłuchałem się ogromnej ilości podcastów (skąd ich twórcy mieli na to czas?!) no i ogólnie rzecz biorąc jakość zaliczonych pozycji jest raczej wysoka. Albo chociaż akceptowalna… Nie jest więc źle! Zobaczymy po prostu co przyniesie nowy rok.

Tymczasem zapraszam już do samych opinii. Okładki… Tak, okładki jak zawsze z Lubimy Czytać.

„Upadek Lewiatana” – James S.A. Corey

Format: Papier
Stron/długość: 544
Tłumaczenie: Marek Pawalec

Miałem nadzieję, że jeśli odłożę na trochę całą „Ekspansję”, to kolejny tom przyjdzie mi pochłonąć z łatwością. Trochę z tych założeń nawet wyszło prawdy, ale jednak cały czas miałem wrażenie konsumowania odgrzanego obiadu sprzed dwóch dni. Schematyczność aż krzyczy prosto z kart powieści, co jest bardzo fascynujące zważywszy na fakt, iż wydarzenia nie są ułożone w podobnym formacie, jak do tej pory. Brakowało też przedstawienia przemian postaci, w końcu minęło wiele lat od czasów znanych z pierwszych powieści, tymczasem Jim czy Naomi mają dokładnie te same zachowania, systemy wartości, cechy osobowości i charakteru – w rzeczywistości nie do końca tak to działa.

Nie jestem wielkim zakończenia całego cyklu, aczkolwiek muszę przyznać, że było to chyba najbezpieczniejsze rozwiązanie, jakie tylko mogło się pojawić. Nieco… pompatyczne, z elementem mesjanistycznym, no ale jednak niekoniecznie kontrowersyjne i łatwe do przełknięcia. Jednakże znowu – schematyczne. Podobnie zresztą jak ostatnich kilkaset stron, gdzie pojawiła się schematyczna incepcja. Weźmy wszystkie książki, które pojawiły się do tej pory, złóżmy z nich jakąś strukturę i najpierw opakujmy ją wokół ostatniego tomu, a potem jeszcze opakujmy nią sam koniec. Taki schemat w schemacie. Niestety nie wywarło to na mnie zbyt dobrego wrażenia, dlatego ostatecznie niestety nie mam bardzo pozytywnej opinii o całej powieści.

Ocena punktowa: 5/10

„Widmowy Zagon” – Marcin Mortka

Format: Audiobook
Stron/długość: 9h 07m
Czyta: Filip Kosior

„Widmowy Zagon” to po prostu kolejny tom z dokładnie tą samą mieszanką chaosu i nieprzewidywalności Madsa, racjonalizmu byłej Smoczej Strażniczki oraz tony niebezpieczeństwa, które przynosi życie. Wydarzenia dzieją się szybko i gwałtownie, pomysły Madsa jak zwykle mieszają w probabilistyce, aczkolwiek tak właściwie to jest ponownie dokładnie to samo, co znamy z poprzednich tomów. Narracja jest dokładnie ta sama, kierunek, w którym wszystko podąża również, ale nawet wszystkie kamienie milowe po drodze wyglądają jak odtwarzany quest poboczny.

Nie zrozumcie mnie źle, to się naprawde świetnie czyta i słucha. Kawał przyjemnego fantasy, takiego do niezobowiązującej lektury. Będę miło wspominał czas, który spędziłem ze straceńcami Madsa Voortena i ogólnie nie żałuję, że rozpocząłem ten cykl. Po prostu nie ma w nim niczego, nad czym mógłbym się zachwycać w późniejszych tomach, bo wszystko to już było we wcześniejszych książkach. Pewnie i tak sięgnę po kolejną, jeśli się pojawi, ale traktuję to raczej jako ciekawostkę, zwłaszcza kiedy nie będę czuł się na siłach sięgać po coś bardziej wymagającego. Sporo bijatyki, dużo awantur, ogromna ilość chaosu (ale nie w samej narracji, tylko powodowanego z rosmysłem przez bohaterów), czyli coś idealnego na długi, deszczowy wieczór.

Ocena punktowa: 6/10

„Cyjan” – Jarosław Dobrowolski

Format: Audiobook
Stron/długość: 16h 33m
Czyta: Mikołaj Krawczyn

Więcej wampirów w wampirach, czyli drugi tom „Krwiopijcy” można uznać za udany. W pewnym momencie przyszedł mi nawet na myśl Michał Gołkowski i jego pełne akcji i dynamiki książki – „Cyjan” to nieco spowolniona wersja osadzona zdecydowanie w świecie Vampire: The Masquerade. Jak początkowo miałem wątpliwości, czy nie ma tam też elementów DnD, tak jednak teraz jednoznacznie mogę stwierdzić, że to jednak V: TM jest tym, w czym autor osadził swoje powieści (jednak z pewnymi wyjątkami). Mamy więc już dużo intryg między wampirami, pojawia się dużo więcej opisu samego świata wraz z cienkokrwistymi, rodami wampirzymi, szczególnymi umiejętnościami konkretnych wampirów etc.

Oczywiście nie jest to niesamowicie ambitna książka, która zabierze Was w świat skomplikowanych intryg snutych przez znudzonych władców ciemności. Możecie jednak liczyć na dużo rozrywki oraz świat, który nie jest tak często spotykany (w każdym razie nie w mojej bańce) w literaturze. Fantastyka jak każda inna, jednak ze sprawdzonymi regułami (w kilku miejscach złamanymi na potrzeby… fabuły? urozmaicenia?) lubianymi przez wielu fanów uniwersum, na którym częściowo oparty jest świat „Cyjana”. No i do tego trochę mordobicia (ale bez przesady), sporo czarnego humoru oraz duża doza interpretacji własnej autora jeśli chodzi o trzymanie się zasad świata bazowego. Zawsze to jakieś urozmaicenie, które może zaskoczyć!

Ocena punktowa: 7/10

„Arena dłużników #1” – Michał Gołkowski

Format: Audiobook
Stron/długość: 12h 14m
Czyta: Grzegorz Pawlak

Już od dawna mniej więcej wiedziałem, na czym opiera się „Arena dłużników”, bo o genezie powstania opowiedział Michał Gołkowski podczas Coperniconu. Spodziewałem się jednak takiego odgrzanego kotleta. Czułem, że może być podobny klimat, ale jakby… odtwarzany. Tymczasem autor zaskoczył mnie bardzo pozytywnie – teoretycznie mamy dokładnie to samo, ale z zupełnie innej strony. Prequel miesza się z sequelem, a do kompletu „mądrych” słów dorzucić możecie remake/remaster czy co tam wolicie. Jednak na świeżo! Niby tak samo, ale zupełnie inaczej.

Przy dwóch ostatnich tomach głównej trylogii narzekałem, że jest trochę drętwo, bez większego pomysłu, natomiast w pierwszym tomie kolejnego czteroksięgu absolutnie nie mogę tego powiedzieć. Dynamika to pierwsza klasa, ciągle coś się dzieje, ale chociaż nie widać żadnego konkretnego celu (oprócz tych, których możemy się domyślać znając poprzednie powieści), to poznajemy o wiele lepiej całą konstrukcję apokalipsy, którą opracował Michał Gołkowski. Dosłowność przekładu słów biblijnych uderza w „Arenie dłużników” jeszcze mocniej, zwłaszcza w połączeniu z korporacjonizmem całego Nieba. Innymi słowy to może być naprawdę interesująca lektura kolejnych trzech tomów!

Ocena punktowa: 7/10

„Polski SOR” – Jan Świtała

Format: E-book
Stron/długość: 288

Jeśli spodziewacie się (tak jak ja) kolejnego klasycznego reportażu o sytuacji ochrony zdrowia w Polsce, to się bardzo pomylicie! Ma nadzieję, że będzie to zaskoczenie pozytywne, jakie było moim udziałem, gdy zobaczycie jak bezpośrednim językiem pisze autor. Ratownik medyczny mający na swoim koncie pracę zarówno w karetce pogotowia, jak i na SORze, prowadzący kursy oraz własnego Instagrama, na którym dzieli się wiedzą oraz anegdotami. No i właśnie taki luźny, anegdotyczy styl dominuje w „Polskim SORze”, który mocno kontrastuje z bardziej dziennikarskim stylem większości reportaży. Dla mnie jest to jedna z form przełamania czwartej ściany, która pozwala na lepsze zrozumienie co autor pragnie przekazać.

A ma bardzo dużo do przekazania, począwszy od tego, jak wygląda przeciętny dzień pracy ratownika w różnych miejscach, przez problemy i wyzwania, z którymi musi się mierzyć, a zakończywszy oczywiście na prawnym bałaganie. Książka ta nie ma jakichś konkretnych ram w postaci rozdziałów skupiających się na konkretnej kategorii – to bardziej strumień uporzadkowanych myśli, które przechodzą płynnie z jednego tematy do drugiego. Język jest często potoczny, zawierający wiele ekspresywnych wyrażeń powszechnie uznanych za wulgarne (znaczy się czasem rzuci jakąś „kurwą”), ogólnie taki dla przeciętnego człowieka. Naprawdę ciekawy kontrast, zwłaszcza dla kogoś, kto pochłonął w swoim życiu sporo reportaży. Dla mnie to zmiana mocno na plus i między innymi dlatego gorąco polecam tę książkę!

Ocena punktowa: 7/10

„Arena dłużników #2” – Michał Gołkowski

Format: Audiobook
Stron/długość: 15h 59m
Czyta: Grzegorz Pawlak

Tak mi podeszła pierwsza część „Areny dłużników”, że aż się od razu zabrałem za kolejną! Tu mamy już w pełni do czynienia z tytułową areną, gdzie Ezekiel ściera się z… no cóż, z tym, z czym ścierali się kiedyś gladiatorzy. Jest oczywiście obrazoburczo (znaczy niekoniecznie koszernie!), nasz wspaniały nie-komornik miewa od groma przeróżnych, nie zawsze sensownych pomysłów, ale nie zapomniał o głównym celu swojego pobytu na Ziemi. Apokalipsa się jednak rządzi swoimi prawami, a jakiekolwiek podróże w czasie (lub manipulacja czasem jako takim) nie mogą się odbyć bez konsekwencji w postaci zaburzeń kontinuum czasoprzestrzennego, więc możecie się domyślić, że nie wszystko idzie gładko…

Spotkacie tu wiele postaci, które znacie z pierwszej trylogii komorniczej, ale w nieco innej odmianie. Wiecie, niby to samo, ale jednak nie, pokazane z zupełnie innej perspektywy. Dynamika wciąż jednak jest zachowana, trudno się nudzić podczas przeżywania wydarzeń, które są udziałem Ezekiela i jego ekipy, żart (często suchy!) ściele się gęściej niż trupy (choć i tych nie brakuje), a zabawa to po prostu zabawa. Wchłonąłem audiobooka bardzo szybko, nie sięgnąłem po kolejnego tylko ze względu na kończący się okres „próbny” w Legimi, ale dwa pierwsze tomy nastawiły mnie bardzo pozytynie do całej tetralogii. Polecam jako odskocznia od trudnej i ciężkiej literatury, kiedy chcecie fajny kawał fantastyki, który pełen jest absurdalnego humoru i równie niedorzecznych historii!

Ocena punktowa: 7/10


piątek, 1 grudnia 2023

Zbiorczo spod pióra w listopadzie 2023

Listopad już za nami, a to oznacza jedno (a nawet dwie rzeczy!) – zaraz święta oraz nowy rok! Trochę wolnego, trochę czasu spędzonego z rodziną i ogólnie najbliższymi osobami, ale przede wszystkim zmiany, które niektórym przyniosą coś nowego, a innym nie. To wszystko jednak dopiero przed nami, a na razie możemy cieszyć się (lub smucić) z minionego miesiąca oraz ze wszystkiego, co ze sobą przyniósł! U mnie jak zwykle upływ czasu był tak szybki, że nawet nie zauważyłem (jak zwykle zresztą), kiedy w ogóle minął… Po prostu był sobie miesiąc, miał w sobie jakieś weekendy, coś tam się działo i tyle.

No, ale z rzeczy, o których pamiętam, to warty wspomnienia jest choćby Visual Concert, na którym miałem okazję być! Cudowne widowisko, połączenie orkiestry symfonicznej wykonującej znane motywy filmowe z obrazami pochodzącymi z naszej planety. Taka można powiedzieć podróż dookoła (oraz wgłąb) świata przy cudownych dźwiękach. Oprócz tego się trochę obijałem, czasem aż wręcz do tego stopnia, że rzadko sięgałem po książkę. Długi audiobook w połączeniu z ogromną ilości podcastów okazał się w zupełności wystarczający na wypełnienie całego miesiąca, więc tym razem nie mam jakiejś ogromnej liczby zaliczonych pozycji.

Tyle z podsumowania, poniżej krótkie opinie, a okładki ilustrujące każdą z nich pochodzą (jak zwykle) z serwisu Lubimy Czytać.

„Gai-Jin” – James Clavell

Format: Audiobook
Stron/długość: 60h 7m
Czyta: Marek Walczak

Jeśli czytaliście poprzednie dwie książki, to w tej znajdziecie dużo punktów wspólnych. Można powiedzieć wręcz, że zalecane jest czytanie w odpowiedniej kolejności, żeby nie stracić zbyt wielu powiązań między postaciami oraz aby zrozumieć, czemu pewne elementy wyglądają tak, a nie inaczej. Przy okazji czas akcji został przeniesiony do przodu w stosunku do wcześniejszych tomów, w związku z czym możemy obserwować zupełnie nowe aspekty od strony politycznej, społecznej oraz technologicznej. Tak, te wszystkie tematy zostały wykorzystane przez autora w „Gai-Jin”.

Kolejne intrygi budowane przez zwaśnione ze sobą frakcje, a gdzieś pomiędzy nimi Europejczycy próbujący rozciągnąć swoją władzę handlową na jak najszersze rejony świata. To się nie mogło nie udać, zwłaszcza przy umiejętnościach Jamesa Clavella. Historia wciąga od początku do końca, po drodze oferując dużo zwrotów akcji, ale przede wszystkim bardzo detaliczne przybliżenie społeczeństwa feudalnej Japonii oraz ich starć zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Jak zwykle w takich przypadkach trudno mi oceniać wartość merytoryczną, aczkolwiek te aspekty, które mnie zaintrygowały na tyle, aby samodzielnie poszukać informacji na ich temat, okazały się prawidłowe. No i często niezbyt łatwe do odnalezienia!

Ocena punktowa: 8/10

„Żniwo” – Neal Shusterman

Format: E-book
Stron/długość: 672
Tłumaczenie: Katarzyna Agnieszka Dyrek

Trochę się czuję zawiedziony (ale jedynie odrobinę!) po tych wszystkich zachwytach nad całym cyklem „Kosiarzy”. Nie, żeby mnie trzecia część zawiodła, ale po prostu… nie stanęła na wysokości zadania. Nie czułem, dokąd do zmierza, więc książka zdecydowanie mnie zaskoczyła, choć nie w takim stopniu, w jakim bym się tego spodziewał. Rzekłbym, że to była po prostu fajna książka fantasy, która potrafiła niekonwencjonalnie wykorzystać konwencjonalne motywy. Czy bawiłem się przy niej dobrze? Tak. Czy nie mogłem się od niej oderwać? Absolutnie nie. Czy polecę ją komuś? Tak, ale nie jako absolutny must read. Ot, pewniak, jeśli ktoś szuka po prostu czegoś, co jest spoko.

Wspominałem, że w ogóle nie przewidziałem, dokąd zmierza cała historia i to jest fakt. Za to bardzo łatwo było przewidzieć główne wydarzenia, które były tłem dla całej historii. Postacie praktycznie nie przechodziły żadnych zmian pomimo wielu bardzo traumatycznych przeżyć, po prostu wykonywały swoją robotę jak w grze. Trochę pikanterii dodawały fragmenty pism z przyszłości, które były cytowane między rozdziałami, jednak w sumie nie rozwinęło się z tego nic konkretnego (ot, autor postanowił uchylić rąbka tajemnicy i skupić się na którymś z kolei poziomie konsekwencji). No nie, nie umiem się zachwycać, choć z czystym sumieniem muszę przyznać, że jest to poprawna fantastyka.

Ocena punktowa: 6/10

„Opowieść podręcznej” – Margaret Atwood

Format: E-book
Stron/długość: 368
Tłumaczenie: Zofia Uhrynowska-Hanasz

Patrzę na tę powieść jak na dwie różne książki – bo trudno mi nie oderwać od siebie dwóch różnych aspektów. Przedstawienie totalitarnego kraju ogarniętego wojną (choć niekoniecznie w jego centrum), w którym każdy człowiek ma ściśle określoną rolę, robi robotę. Jeśli do tego dorzucimy mocno oparte na katolickiej Biblii zasady (nawet pojawia się wiele cytatów, z których jasno wynika, że twórcy tego ustroju raczej nie przejmowali się metaforami, a brali raczej wszystko dosłownie), to mamy naprawdę niepokojącą i dającą do myślenia wizję. Wszystkie detale opisywanego świata są jak połączenie okropnej utopii oraz wesołej i kolorowej bajki dla dzieci, z kolorowymi strojami i ładnymi domkami

Niestety mamy też drugi aspekt, czyli sposób opowiadania historii. Z jednej strony można przyjąć, że „tak miało być” i nie bez powodu książka ta nosi tytuł „Opowieść podręcznej” – narracja pierwszoosobowa, w której poznajemy historię jednej z podręcznych, ale z drugiej trudno zaakceptować ten chaos oraz niewiele wnoszące wstawki. Retrospekcje, które się pojawiają, nie mają ładu i składu, trudno ocenić w ogóle kiedy się zaczyna kolejna (nie użyto nawet żadnego środka redakcyjnego to zaznaczenia tego momentu), przez co trudno mi było czasem iść dalej, a przede wszystkim utrudnione było wczucie się w to, co opowiada główna bohaterka, Freda. A szkoda, bo jednak rusztowanie historii zostało wykonane z najwyższej jakości materiałów.

Ocena punktowa: 6/10


środa, 1 listopada 2023

Zbiorczo spod pióra w październiku 2023

Też czujecie już na karku oddech nowego roku? No bo wiecie, pierwszy miesiąc ostatniego kwartału już za nami… Szybko minęło, co nie? U mnie się październik zaczął od urlopu, który był kontynuacją z września. Jak w poprzednim miesiącu szalałem w górach, tak w tym postawiłem już na spokojny wypoczynek w domowym zaciszu. Trochę się poczytało książek, trochę się pograło niezobowiązująco w różne gierki (mogłem przy okazji sobie przetestować Dragonheir, którego reklamy atakowały mnie już od kilku tygodni – całkiem fajny RPG mobilny muszę przyznać), nawet drzwi wyregulowałem wreszcie, bo lekko osiadły. Znaczy wróciłem do pracy wypoczęty i ze świeżą głową!

Na tyle mocno polubiłem „Sagę Azjatycką”, że od razu niemalże się rzuciłem na kolejną część, która tym razem była nieco krótsza – audiobook trwał nieco ponad trzydzieści jeden godzin! Październik był też miesiącem, w którym jeszcze mocniej podkreśliłem przyzwyczajenie się do e-booków zamiast książek papierowych. Ba, powiem Wam, że nawet rozważam pozbycie się większości moich egzemplarzy papierowych (zostawię tylko te najładniejsze oraz takie, z którymi mam jakiś związek emocjonalny i w ogóle)! Wcale w tych przemyśleniach nie pomaga mi pozostająca ciągle w mojej pamięci przeprowadzka i kilka dodatkowych pudeł przeznaczonych TYLKO na książki!

No dobrze, mały wstęp został zrobiony, więc zapraszam już na crème de la crème, czyli opinie! Okładki jak się pewnie domyślacie pochodzą z serwisu Lubimy Czytać.

„Kwiat paproci i inne legendy słowiańskie” – Opracowanie zbiorowe

Format: E-book
Stron/długość: 460

Muszę przyznać, że jak na zbiór opowiadań, jest to całkiem stabilna książka. Znaczy większość z tych opowiadań stoi na podobnym, dość wysokim poziomie. Przede wszystkim mają odpowiednią dynamikę, niemalże wszystkie niosą jakiś konkretny przekaz, a i same pomysły bywają kretywne. Stylistycznie i językowo różnią się od siebie za to niesamowicie, choćby ze względu na to, że wśród autorek znajdziemy takie, które mają już na swoim koncie wiele wydanych tekstów, jak i takie, które dopiero rozpoczynają swoją aktywną przygodę z literaturą. Na pewno jednak większość z nich stanęła na wysokości zadania i napisały przepiękne opowiadania.

Tytuł mówi wiele na temat tego, wokół jakiej tematyki krążą opowiadania stworzone przez pisarki – ogólnie pojęta „słowiańskość”. Niech Was jednak nie zwiedzie ten termin – niektóre podeszły bardzo kreatywnie (jak choćby „Rem-X” Pauliny Hendel), a oprócz tego spotkać możecie też znane Wam doskonale postacie z uniwersów stworzonych przez autorki (tak jest w przypadku choćby Marty Kisiel oraz Anety Jadowskiej). To, na co warto również zwrócić uwagę to klimat – dość łatwo można poczuć zapach leśnego runa, dotknąć łanów zboża dojrzewającego w słońcu czy skulić się ze zgrozy wyzierającej z plątaniny korzeni. Immersja na wysokim poziomie. Życzyłbym sobie większej liczby takich antologii. 

Ocena punktowa: 8/10

„Tai-Pan” – James Clavell

Format: Audiobook|
Stron/długość: 31h 52m
Czyta: Marek Walczak

Jednak lektor bardzo dużo zmienia – może znacząco wpłynąć na odbiór całego audiobooka. „Tai-Pan” czytany jest przez inną osobę, niż pierwszy tom, czyli „Shogun”. Niestety podcasz słuchania historii osadzonej w Chinach wielokrotnie gubiłem się w dialogach, co z pewnością wpłynęło na ogólny odbiór książki. Ta jest z kolei niby inna, niż poprzedniczka, ale jednak podobna. We wcześniejszej lekturze opisywane były wydarzenia dziejące się w Japonii, wśród samurajów oraz daimyo, natomiast „Tai-Pan” przeniósł się do Chin, choć utrzymał mniej więcej zakres czasowy. Opisuje dzieje założenia Hongkongu (rzecz jasna mieszając fakty z fikcją literacką) oraz zmagania brytyjczyków z przecwinościami losu.

Tym razem James Clavell postawił na barzo głęboką i ciężką politykę, zamiast dynamicznych intryg kreowanych przez japońskich władców. Skupia się równie mocno na detalach powieści i próbuje odtworzyć klimat Chin z połowy dziewiętnastego wieku, co – podobnie jak za poprzednim razem – świetnie mu wychodzi. Brak podobnej dynamiki powoduje jednak dekoncetrację w trakcie lektury, więc pod tym względem jednak wyżej cenię sobie „Shoguna”. Za plus natomiast warto uznać rozpiętośc geograficzną, jaką narzucił sobie autor dla utworzenia całego cyklu „Sagi Azjatyckiej”! Aż nie mogę się doczekać jak to się dalej potoczy, zwłaszcza że sięgnąłem po krótkie opisy kolejnych tomów. Wydaje się, że warto przebrnąć nawet przez nieco słabsze fragmenty poszczególnych tomów. 

Ocena punktowa: 7/10

„Utracona godzina” – Marcin Mortka

Format: E-book
Stron/długość: 344

Cóż mogę napisać – Mads Voorten w całej okazałości! Ten sam szaleniec, który wychodzi nawet z najgorszych opałów obronną ręką. Tym razem jednak jego myśli i czyny idą w nieco innym kierunku, a na horyzoncie pojawia się coś… no dużego. Ta sama dynamika, którą znamy z poprzednich tomów, podobny klimat, choć cały czas nieco brakuje rozwoju wśród wielu postaci. Wydają się być jedynie zapychaczami, które są wymagane, aby w ogóle historia szła do przodu. Chociaż trzeba przyznać, że jeden z bohaterów przeszedł pewnego rodzaju przemianę i faktycznie jestem w stanie o nim powiedzieć nieco więcej niż tylko wymienienie jego imienia!

Oprócz tego mamy w sumie po prostu kontynuację wydarzeń z wcześniejszego tomu. Nie powiedziałbym, że jest ona jakaś… ambitna pod względem wydarzeń, brakuje też czegoś zaskakującego. Ot, klasyczna historia, takie generyczne można rzec fantasy, w którym pikanterii dodaje brawura głównego bohatera. No i w sumie tyle. Został mi jeszcze ostatni tom, aczkolwiek jak na razie nie do końca pojmuję fenomenu tej serii. Jest poprawna, przyjemnie się ją czyta, ale mniej więcej tak jak mnóstwo innych, podobnych cykli (czy nawet pojedynczych książek). Nic odkrywczego oraz nic obezwładniającego swoim istnieniem.

Ocena punktowa: 6/10

„Delirium” – Jarosław Dobrowolski

Format: Audiobook
Stron/długość: 17h 01m
Czyta: Mikołaj Krawczyk

Trochę mi pachnie połączeniem Dungeons and Dragons z Vampire: The Masquerade. Znaczy się obraz wampira oraz struktury społecznej, w jakiej żyją, pachnie mi połączeniem tych dwóch różnych systemów. Znaczy się nie mamy żadnych świecących w ciemności stworów, ani też demonicznych aberracji, ale stworzenia żyjące wśród ludzi, mające specyficzne cechy (przypadkiem pasujące do opisu wampirów z DnD), które tworzą pewnego rodzaju hierarchię (przypadkowo nasuwającą na myśl drugi ze wspomnianych systemów). Dla mnie to ogromny plus i zachęta, lubię takie nieco urealnione elementy fantastyki, jednak osadzone w określonych ramach i standardach. Dzięki temu mam wyjaśnienia pewnych wydarzeń czy możliwości, jakie mają konkretne postacie.

Sama historia jest dość ciekawa, bo z jednej strony nie ma w niej absolutnie niczego odkrywczego, ale sposób prowadzenia narracji i tempo wydarzeń nie pozwala się nudzić. Wręcz zachęca do pozostania przy lekturze! Osadzenie całości w małej bieszczadzkiej wsi ma dwie kluczowe zalety. Po pierwsze pozwala nieco popuścić wodze fantazji w kwestii działan postaci, a po drugie buduje w tle klimat stereotypowej, wchodniej wsi, w której prawo egzekwuje się zupełnie inaczej niż w wielkich miastach. Sprawy załatwia się inaczej, w głowach ludzi siedzi konkretna mentalność, a dzięki temu wszystkiemu klimat powieści jest odrobinę duszny i ciężki. Pomimo tego, że splot wydarzeń wydaje się być bardzo ciasny, to „Delirium” na tyle mnie wciągnęło (spora też zasługa postaci Konrada!), że drugi tom chyba rozpracuję za chwilę!

Ocena punktowa: 7/10

„Zawsze coś” – Marta Kisiel

Format: E-book
Stron/długość: 368

Czy ja kiedykolwiek wspominałem, że wprost ubóstwiam język, którym posługuje się Marta Kisiel w swoich książkach (no i rzecz to, jak się nim posługuje)? No i postacie! W „Zawsze coś” spotykamy znaną z dwóch wcześniejszych książek Teresekę Trawną, ale do tego dochodzi jej cała rodzina – równie barwna (o ile nie bardziej), co znana nam księgowa! Zdążyłem znienawidzić połowy członków jej familii i pokochać drugą połowę. Dawno nie widziałem takiego przekroju charakterów i różnych przywar. A co najlepsze w tym wszystkim, to idę o zakład, że każdy z nas w swojej rodzinie znajdzie przynajmniej parę przykładów osób o podobnych zachowaniach!

Generalnie fani cyklu o Teresce mogą być nieco zawiedzeni na samym początku, kiedy to nic absolutnie nie wskazuje na to, żeby wydarzenai toczyły się podobnie do wcześniejszych tomów. Tym razem mamy taką typową (ale czy na pewno „typową”) historię rodzinną, w której zderza się ze sobą kilka pokoleń zamkniętych pod jednym (aczkolwiek szerokim!) dachem. Nie, to nie jest w ani jednym momencie nudne! Mało tego, humor Marty Kisiel potrafi doprowadzić do niekontrolowanych wybuchów śmiechy, więc cztacie w miejscach publicznych na własną odpowiedzialność! Wprost nie mogę się doczekać kolejnego tomu (jak i większej liczby książek autorki cyklu wrocławskiego!).

Ocena punktowa: 7/10 


 

niedziela, 1 października 2023

Zbiorczo spod pióra we wrześniu 2023

Kto z Was musiał zasuwać szkoły? No i kto cieszył się ostatnim miesiącem wolnego przed powrotem na studia? Ja świeżo wróciłem ze swoich wakacji, chociaż to nie jest dla mnie koniec urlopu (jeszcze tydzień byczenia się, ale już w domowym zaciszu!), ale cały mój wrzesień był niesamowicie zajęty i aktywny! Oczywiście miałem sporo czasu na słuchanie audiobooków (aczkolwiek podcasty wracają z przerwy wakacyjnej), jednak papier i e-booki szły mi topornie. Właściwie to czytam je głównie wieczorami, tuż przed snem, ale jakoś nie zawsze miałem na to ochotę… Nie żeby książki przeze mnie wybrane były słabe, nic z tych rzeczy – po prostu… jakoś tak wyszło.

Ogólnie nie mogę narzekać na ostatnie trzydzieści dni, zwłaszcza że książkowo odkryłem kolejną wspaniałość, jaką jest „Shogun” (no i oczywiście cały cykl!), 60 godzin świetnej zabawy w cudownym świecie! Muszę wygrzebać więcej tego typu tytułów i się z nimi zapoznać. Na pewno mam co nadrabiać do końca roku tak naprawdę, zważywszy na długość tych pozycji. A tu jeszcze miałem sobie „Kingsbridge” kupić! Nie wiem kiedy ja na to wszystko czas znajdę…

No, ale przejdźmy wreszcie do sedna tego postu, czyli opinii! Rzecz jasna okładki pozwoliłem sobie zapożyczyć z serwisu Lubimy Czytać.

„Zbrodnie wojenne” – Christie Golden

Format: E-book
Stron/długość: 430
Tłumaczenie: Przemysław Bieliński

Wydarzenia, których już niestety nie znam z gier – na długo przed nimi zakończyłem swoją przygodę z „World of Warcraft”. Mimo wszystko historię znam mniej więcej, a w „Zbrodniach wojennych” mogłem przyjrzeć się ze szczegółami życiu Garrosha Hellscreama, syna Groma, znanego fanom najstarszych części tej serii. Książka skupia się wokół procesu wspomnianego Wodza Hordy, który sądzony jest właśnie za tytułowe zbrodnie wojenne, których się dopuścił nie tylko przeciwko członkom Przymierza, ale i własnej Hordy. Jak na proces, jest to naprawdę bardzo dynamicznie opisana historia. Tego się jednak spodziewałem po Christie Golden, bo nie jest to jej pierwsza powieść osadzona w tym świecie, którą czytałem.

Niestety oczywiście nawet najlepsze pióro nie uniknie pewnego rodzaju powtarzalności i schematyczności przy tego typu opisach. Niestety zdarzały się momenty dłużące się, ciągnące niemal jak spaghetti – znaczy niby smaczne i chciane, ale jednak czasem irytujące, zwłaszcza kiedy tę nitkę kończymy. Trochę też na tym ucierpiała dość istotna kwestia, czyli przeżycia postaci oraz przedstawienie ich przemian i wewnętrznych lęków po czasie, w którym Garrosh Hellscream dokonał takich, a nie innych czynów. Chciałoby się aż dostać kolejną część, która skupia się nie na tym, a nie tylko na przedstawianiu faktów oraz detali. Mimo wszystko będę przyjemnie wspominał tę pozycję, głównie ze względu na uzupełnianie luk w mojej wiedzy.

Ocena punktowa: 6/10

„Shogun” – James Clavell

Format: Audiobook
Stron/długość: 51h 39m
Czyta: Andrzej Hausner

Zanim sięgnąłem po tę lekturę, wiedziałem o niej tylko tyle, że istnieje – James Clavell jest mimo wszystko dość znanym nazwiskiem. Nie wiedziałem jednak nic więcej, oprócz tego, że jej akcja rozgrywa się w Japonii. Teraz mega żałuję, że nie sięgnąłem po nią wcześniej, bo jest to naprawdę kawał cudownej literatury i to pod wieloma względami. Ogrom nawiązań do kultury japońskiej (i to starszej, sięgającej aż czasów podbojów mórz i nowych lądów przez Europejczyków), historyczne przedstawienie zderzenia kultur (choć jak zwykle nie umiem ocenić merytoryczności), a do tego podane w sposób tak przyjemny, że aż trudno się było oderwać od lektury.

Jednym z ciekawych aspektów jest sposób przedstawiania języka japońskiego, którego niejako uczymy się wraz z postępami w książce. W pewnym momencie nawet całe zdania przytaczane w tym języku nie stanowiły dla mnie problemu w zrozumieniu (chociaż za nic w świecie bym ich teraz nie powtórzył!). Świetnie była też przeprowadzona ekspozycja, zarówno na sam świat, jak i strukturę feudalnego społeczeństwa, począwszy od kupców, przez chłopów, samurajów, aż po tytułowego shoguna. Do tego główna linia fabularna została zaplanowana z rozmysłem i bardzo szeroko rozpiętą intrygą polityczną, więc tak naprawdę mamy tu wszystko, czego do szczęścia potrzeba fanom bardzo długich cykli! A wszak jest to dopiero pierwszy z sześciu tłustych tomów!

Ocena punktowa: 8/10

„Kosiarze” – Neal Shusterman

Format: E-book
Stron/długość: 512
Tłumaczenie: Katarzyna Agnieszka Dyrek

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, jak się rozwijała ta książka. Początkowo jasno i wyraźnie pojawił się bardzo popularny wątek mistrza i ucznia, który stanowi podstawę wielu historii. Później jednak autor poszedł w bardzo ciekawą stronę, wpuszczając czytelnika poniekąd w maliny i usypiając jego czujność. Ogólnie sam pomysł na świat jest też intrygujący – z jednej strony chciałoby się powiedzieć, że jest to dystopia (a w każdym razie tego się spodziewałem po opisach), w drugim, że zdecydowanie utopia (zwłaszcza w kontekście tego, jak zbudowane jest społeczeństwo), ale bardzo szybko przestawiłem się na twierdzenie, że mamy tu do czynienia z antyutopią!

Tak naprawdę to pierwszy tom nie wytrzymał hajpu, który został wokół tego cyklu nakręcony. Czyta się to przyjemnie, czuć naprawdę potencjał, ale oprócz bycia zwykłym wstępem do czegoś lepszego, „Kosiarze” nie obiecują niczego. Ot, poprawnie napisana książka fantasy, która ma ciekawie zapowiadający się świat i nic poza tym. Nie żebym nie czerpał radochy z lektur, co to to nie, tylko jak na te ochy i achy, które widziałem wszędzie wokół, to spodziewałem się jednak czegoś lepszego. Zobaczymy jednak, jaki będzie kolejny tom – czuć potencjał i być może faktycznie rozkręci się wszystko dopiero w kolejnej książce. Oby.

Ocena punktowa: 8/10

„Tofa. Księżniczka Słowian” – Grzegorz Gajek

Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 38m
Czyta: Filip Kosior

Mam bardzo mieszane uczucia w stosunku do tej książki. Na pewno jest bardzo klimatyczna – można wręcz poczuć zapach opisywanego lasu, ujrzeć ludzi oraz zwierzęta pasące się przy drodze, czy też odczuć niepokój poszczególnych postaci. Niestety przy okazji łatwo się rozproszyć i pogubić. Postawiłem na audiobook w tym przypadku i nie wiem, czy to jest kwestia lektora (no ale jak, Filipa Kosiora uwielbiam), czy też sposobu narracji, ale co chwilę się dosłownie wyłączałem. Nie byłem w stanie się skupić przez dłuższy czas na lekturze i sporo rzeczy mi uciekało, przez co musiałem nieco cofać nagranie.

W związku z tym trudno mi też ocenić, co było dobre, a co wpływało negatywnie na całą książkę. Na pewno nie umiem określić na ile prawidłowe historycznie są wydarzenia, miejsca oraz postacie, ale z pewnością autor dorzucił tu pełną garść elementów fantastycznych i nadnaturalnych. Przyznać tu muszę, że właśnie one przyciągały mnie najbardziej i tych właśnie fragmentach moja uwaga została najlepiej przyciągnięta. Wydaje mi się więc, że muszę po prostu pozostawić taką nie do końca pełną i wartościową opinię, zdając się po prostu na Wasz osąd, czy dacie radę się skupić i wyciągnąć coś dobrego z lektury „Tofy”, czy będziecie mieli podobne do moich odczucia.

Ocena punktowa: 5/10

„Thunderhead” – Neal Shusterman

Format: E-book
Stron/długość: 592
Tłumaczenie: Katarzyna Agnieszka Dyrek

Oj, ten tom już lepiej „szarpie”. Przede wszystkim o wiele lepiej poznajemy całą strukturę Kosodomu oraz jego historię, aż do samych początków jego istnienia. Ja po prostu uwielbiam wiedzieć takie rzeczy i poznawać je, byle tylko były wplecione bardzo naturalnie w narrację lub dialogi. Oczywiście w przypadku tej książki i tego świata, pamiętać należy o tytułowym Thunderheadzie, który jest oddzielony grubą, czerwoną kreską od Kosodomu – a też by się chciało poznać nieco więcej historii jego powstania, jak również struktury społeczeństwa, którą zbudował. Na szczęście i to udało się bardzo naturalnie wpleść w strukturę książki, więc moja ciekawość jest w pełni zaspokojona.

Pierwszy tom był (jak to bywa z pierwszymi tomami) pewnego rodzaju wstępem do głównej historii, natomiast tutaj mamy już pełne rozwinięcie. Dużo intryg, mnóstwo trzymania czytelnika w napięciu, ogrom wydarzeń i wszystko to sklejone za pomocą odpowiednio gęstej dynamiki. Regularnie przez to wszystko przebija odtwórczość oraz wrażenie, że gdzieś się to już czytało (no cóż, motywy nie należą do bardzo oryginalnych), ale wykonanie skutecznie maskuje te wrażenia. Dobrze się przy tej lekturze bawiłem i aż żałowałem, że nie miałem trzeciego tomu pod ręką. Może nie zaliczę „Thunderheada” do ścisłej topki, ale na pewno będę polecał jako świetna rozrywka. No, w każdym razie na pewno do tomu drugiego.

Ocena punktowa: 8/10 


piątek, 1 września 2023

Zbiorczo spod pióra w sierpniu 2023

Sierpień nad morzem rozpoczął się od deszczu, wszechobecnych mgieł oraz ogólnie rzecz biorąc pogody barowej – znaczy się sprzyjał czytaniu! Przy okazji to był kolejny miesiąc w roku, który po prostu minął nawet nie wiem kiedy. Pełen był za to naprawdę dobrych lektur, a zwłaszcza w wersji audio! „Niech stanie się światłość” to moje odkrycie (chyba) roku. Skusiłem się na tę książkę głównie ze względu na dość zachęcający (choć nie obiecujący niczego wspaniałego) opis oraz fakt, że wersja audio trwa ponad trzydzieści godzin. Mogę sobie pozwolić na słuchanie podczas wielu czynności, więc nie lubię zbyt krótkich audiobooków, bo zaszybko je kończę. No i się jakoś tak okazało, że ta powieść jest wprost cudowna!

Popchnąłem też jedno wyzwanie do przodu, te górskie od Marcina (@meissobobrish), albowiem w moim własnym została mi jedna sztuka, w górskim natomiast wciąż cztery… Pewnie jedna lub dwie dojdą we wrześniu/październiku, kiedy faktycznie wybiorę się na krótki wypad w góry, więc pozostaną jeszcze dwie. Jednak to już problem, który zostawiam na ostatni kwartał roku 2023 (w ogóle jak to brzmi, to przecież już za chwilę, a dopiero co się sierpień skończył)... Pogadałem sobie trochę, więc przejdźmy do meritum tego postu, czyli opinii o przeczytanych książkach!

Jak każdego miesiąca, zdjęcia okładek pochodzą z serwisu Lubimy Czytać.

„Gorath. Krawędź Otchłani” – Janusz Stankiewicz

Format: E-book
Stron/długość: 324

Świat został tu o wiele lepiej przedstawiony niż w pierwszym tomie. Mogłem dowiedzieć się jak faktycznie działa polityka (nawet z hierarchią władzy), a nie tylko czytać o Władcach i całej reszcie. Dużo więcej też się dzieje w drugiej części, mamy więcej dynamiki, a do tego zarys fabuły przybiera bardziej konkretne kształty. Znaczy się jest lepiej innymi słowy, bardziej książka przyciąga do siebie i pokazuje, że jeszcze wiele przed nami. A to bardzo ważne, kiedy człowiek się zastanawia, czy jest sens sięgać po kolejny tom, czy też nie. Po lekturze „Krawędzi Otchłani” zdecydowanie będę chciał poznać dalsze losy.

Pewnym zgrzytem są podwójne standardy (czy też nawet bardziej hipokryzja) głównego bohatera. Nie mam pojęcia czy to było zaplanowane, ale sposób jego działania tak odmienny od wypowiadanych przez niego poglądów bardzo razi w oczy. Nie do końca też przekonuje mnie nagłe wstawianie w różnych miejscach byłych towarzyszy Goratha, jak również przymykanie oka na jego czyny (byle się fabuła zgadzała) – niby się to wszystko może skleić, ale tylko jeśli wykorzystamy bardzo mocny, rozciągliwy klej, który utrzyma ze sobą elementy na słowo honoru. Żywię jednak nadzieję, że to po prostu wypadek przy pracy połączony z dobrymi intencjami.

Ocena punktowa: 7/10

„Niech stanie się światłość” – Ken Follett

Format: Audiobook
Stron/długość: 30h 54m
Czyta: Krzysztof Gosztyła

Chyba mam tutaj tytuł, który może predendować do miana moje czytelniczego odkrycia roku 2023. Nie mam bladego pojęcia jak Ken Follett to zrobił, jakich dokładnie sztuczek użył (nie umiem ich konkretnie wskazać), ale praktycznie od samego początku nie mogłem się oderwać od lektury i szukałem pretekstów do włączenia audiobooka. Jest to o tyle ciekawe, gdyż „Niech stanie się światłość” nie ma fabuły jako takiej, żadnej linii, na końcu której czekałoby „coś”. To jest opis życia kilku ludzi na przełomie X oraz XI wieku, przedstawicieli trzech różnych warstw społecznych, którzy zmagają się ze swoimi codziennymi problemami, charakterystycznymi dla ich klasy.

Być może właśnie to jest kluczem do sukcesu, skupienie się na intrygach oraz przyziemnych nieszczęściach, które wpływają zupełnie inaczej na szlachetnie urodzonych, na przedstawicieli stanu duchowieństwa, oraz na prostych chłopów. Często wiele z tych problemów dotyka ich wszystkich, ale w zupełnie inny sposób. A jeśli do tego dorzucimy bardzo obrazowy i poetycki wręcz sposób opisywania zachowań, miejsc, rytuałów czy narzędzi, to dostaniemy właśnie taki wspaniały i przyciągający obraz. Nie umiem ocenić samej wartości historycznej pod kątem merytorycznym, ale z punktu widzenia człowieka, który chce po prostu dostać świetną rozrywkę, to świat przedstawiony stoi na niesamowicie wysokim poziomie. Jestem totalnie kupiony i na 100% sięgnę po całe „Kingsbridge”.

Ocena punktowa: 8/10

„Skalny pielgrzym” – Rafał Fronia

Format: Audiobook
Stron/długość: 12h 35m
Czyta: Marcin Popczyński

Doskonale pamiętam jeszcze jedną z poprzednich książek Rafała Froni – „Rozmowę z górą”. To były wręcz poetycko opisane dzienniki z wyprawy, połączone z wieloma przemyśleniami autora. Podobnie sprawa wygląda ze „Skalnym pielgrzymem”, gdzie Rafał Fronia dzieli się z czytelnikami dwiema swoimi wyprawami, opisanymi w równie fantazyjny sposób. Niestety mam wrażenie, że tym razem forma przerosła treść i poetycki język za mocno przygniótł to, co polski himalaista chciał przekazać. Bardzo często odpływałem wręcz i nie byłem w stanie przebrnąć do celu przez tę mnogość metafor oraz innych środków stylistycznych. A szkoda, bo „Skalny pielgrzym” to nie tylko ładne widoki i triumf.

Autor przybliża między wierszami też takie bardzo prozaiczne, codzienne problemy i wyzwania, z którymi się mierzą himalaiści na ogromnych wysokościach. Zazwyczaj opisy problemów oznaczają już skrajne i niebezpieczne przypadki, natomiast Rafał Fronia dzieli się również tak przyziemnymi niedogodnościami jak wiecznie zapchany nos utrudniający sen, brak apetytu i problemy żołądkowe, czy choćby nawet trudność w zasypianiu połączone z wiecznym zmęczeniem. Aczkolwiek osoby liczące na nieco bardziej duchowe przeżycia też nie będą zawiedzione – zwłaszcza kontekst wahania się oraz radości po zaliczeniu kolejnych kroków jest bardzo widoczny.

Ocena punktowa: 6/10

„Antipolis” – Tomasz Fijałkowski

Format: Papier
Stron/długość: 368

Początek jest… może nie tyle chaotyczny, ile nieuporządkowany. Kilka różnych postaci, garść powiązań między nimi, by w okolicach setnej strony dojść do sedna, czy też po prostu wskazać drogę, którą podąża powieść. Od samego początku widać też różnorodność religijną wraz z przeróżnymi kultami, które okazują się kluczowe na pierwszych stronach „Antipolis”. Można powiedzieć, że mamy tu takie pomieszanie z poplątaniem, choć dość spójne i mające sens. Trochę mi pod tym względem przypomina „Apostatę”, który też łączył elementy kultów z nieco bardziej współczesnymi elementami, choć w nieco innym wydaniu.

Tak po prawdzie to „Antipolis” nie ma jakiegoś konkretnego punktu kulminacyjnego. Znaczy, ma oraz nie ma jednocześnie. Odniosłem wrażenie, że to w sumie przerośnięte opowiadanie, któremu ktoś nie potrafił narzucić sztywnych ram. Wątki niby zostały zakończone, ale pozostawiają niedosyt – tematy są niby zamknięte, jednak zostały ucięte w najprostszy i najmniej wymagający sposób. Jeśli miałbym określić tę książkę jakimś pojęciem, to byłoby „niewymagające czytadło”. Czytało się przyjemnie, ale nie pozostawiło po sobie niczego, co pozwoli zapamiętać jego treść na dłużej. Ot, kolejna przeciętna książka niewiele wnosząca do życia.

Ocena punktowa: 5/10

„Wojny biznesowe” – David Brown

Format: Audiobook
Stron/długość: 13h 23m
Czyta: Bartosz Głogowski

Ułożona, interesująca, wciągająca, edukacyjna – te, jak i wiele innych, pozytywnych określeń pasują idealnie do „Wojen biznesowych”. Autor przytacza historie wielu wielkich firm, nie tylko z czasów ich powstania na początku XX lub w końcówce XIX wieku, ale również pokazuje nieco bardziej współczesne przykłady. No bo rozumiecie, nie jest wyzwaniem jedynie wystartowanie firmy i doprowadzenie jej ogromnego sukcesu, ale również przetrwanie w niesprzyjających warunkach, czymkolwiek by one nie były. Dostaniemy więc tu parę pikantnych (rzecz jasna tych publicznie dostępnych) smaczków na temat takich firm jak Mattel, Adidas, Monster, Southwest Airlines, czy (a jakże) Apple.

Autor podzielił całą książkę na kilka kategorii i zebrał w nich przykłady molochów, które radziły sobie w danej kategorii najlepiej (i w jaki sposób to w ogóle robiły). Mamy więc nie tylko sposoby na przekucie kreatywności lub potrzeby klientów na sukces, ale również wybicie się na prowadzenie wśród konkurencji, wygryzienie monopolu, jak i spekakularne upadki spowodowane przeróżnymi powodami. Dostaniemy również sposoby na przetrwanie kryzysów poprzez dostosowanie się do zmieniających się warunków (jak i oczywiście konsekwencje niektórych ruchów), a wszystko podane w niesamowicie przystępny sposób. W ogóle nie zauważyłem kiedy mi te trzynaście godzin minęło, a przy okazji poczułem się zachęcony do sięgnięcia po podcast Davida Browna!

Ocena punktowa: 7/10

„Kryptonim »Kawki«” – Ken Follett

Format: Audiobook
Stron/długość: 15h 05m
Czyta: Andrzej Ferenc

Dobrze czułem po lekturze „Niech stanie się światłość”, że dobrym pomysłem będzie sięgnąć po inne książki, które napisał Ken Follett. „Kryptonim »Kawki«” jest może niższą ligą (co zadziwiające, wszak to jest ten sam pisarz!) niż wspomniana przed chwilą powieść, ale dalej jest to naprawdę wysoka jakość. Przede wszystkim nie miałem żadnych problemów z immersją, wsiąknąłem w ten świat od samego początku i odnosiłem wrażenie, jakbym tam był – nie jako jedna z postaci rzecz jasna, ale wszechobecny obserwator. 

Trochę cieniem kładzie się na całości budowa całej historii w oparciu o podobne założenia, kóre przyświecały Danowi Brownowi. Innymi słowy jest dobra dynamika, jest budowanie napięcia, ale wydarzenia są tak nierzeczywiste, a wszystkie postacie mają tak ogromne szczęście, że to aż boli. Amatorzy zachowują się jak wprawieni profesjonaliści, jakimś cudem co chwilę tym „dobrym” wszystko się udaje i ogólnie można odnieść wrażenie, że książka jest tworzona dla fabuły, a nie fabuła dla książki. Nie zmienia to oczywiście faktu, że można czerpać radość z lektury i na tym się staram skupić.

Ocena punktowa: 7/10

„Dice” – Agata Suchocka

Format: E-book
Stron/długość: 308

Kolejne całkiem fajne czytadło, o którym pewnie zapomnę za jakiś czas – ale co mi frajdy dało, to moje. W sensie nie jest to ambitna literatura, która porusza jakieś istotne aspekty (oprócz ciągle krzyczącego sprzeciwu wobec kontroli mas przez mechanizmy państwowe, niezależnie kto rządzi). Typowa, cyberpunkowa dystopia, której brakuje nacisku na cokolwiek. Przyjemny jest jednak obraz świata, w którym AI „pomaga” ludziom w staniu się jednym, wielkim państwem, bez podziałów na rasy, wyznania i całą resztę kategoryzacji znanych ze współczesnego świata. No, bez podziałów innych niż przeogromne rozwarstwienie społeczne rzecz jasna.

Dynamika jest bardzo nierówna, o samym świecie za to dowiadujemy się bardzo dużo i bardzo szybko (chociaż bez niuansów, które w dystopiach bywają najbardziej kuszące). Sporo do życzenia pozostawia też druga część książki wraz z rozwojem historii – pomysł był naprawdę z dużym potencjałem, niestety sporo akcji wyglądało jak zapchajdziury wciśnięte z powodu braku lepszych sposobów na połączenie wątków. Mamy więc takie połączenie dobrego zamysłu, intrygującej wizji świata oraz niezbyt równego poprowadzenia całej historii. W sumie trochę szkoda, bo chętnie bym zobaczył coś więcej w tym uniwersum, być może z nieco lepszymi detalami.

Ocena punktowa: 6/10

„Najlepsze miejsce na świecie” – Jacek Bartosiak

Format: Audiobook
Stron/długość: 13h 20m
Czyta: Antoni Pawlicki

Czasem warto sięgnąć po książki, które przedstawiają rzeczywistość, o której wolimy nie wiedzieć. Taką właśnie pozycją niewątpliwie jest „Najlepsze miejsce na świecie”, założyciel think-tanku Strategy&Future. Lektura ta zawiera opiera się w dużej mierze na wydarzeniach za naszą wschodnią granicą, ale korzenie tej historii sięgają na długo przed inwazję Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Jacek Bartosiak nie tyle obnaża problemy wewnętrzne, jakie mamy jako kraj w kwestii wojskowości i własnej obronności, ale i rozkłada na czynniki pierwsze potencjalne scenariusze – począwszy od bardzo wysokopoziomowego opisu sytuacji geopolitycznej, a zakończywszy nawet na detalach związanych z taktyką i strategią. Nie bójcie się jednak militarnego żargonu, bo książka ta jest pisana dla zwykłego człowieka.

Być może też z tego powodu autor krąży wielokrotnie wokół własnych myśli, powielając je i parafrazując. Widoczne jest to zwłaszcza podczas komentowania wydarzeń związanych ze spotkaniami z różnymi politykami oraz przy podsumowaniu sytuacji polskiej obronności. Może to bardzo mocno męczyć (aż by się chciało wyciąć z połowę kartek…), zwłaszcza jeśli ktoś ceni sobie konkrety, bez zbędnego lania wody. Tak czy siak jednak gorąco polecam tę pozycję, aby wyrobić sobie opinię na tematy z jednej strony gorące ostatnimi czasy, a z drugiej mimo wszystko traktowane po macoszemu. Spora dawka informacji, pomysłów oraz porównań z innymi krajami. 

Ocena punktowa: 7/10


wtorek, 1 sierpnia 2023

Zbiorczo pod pióra w lipcu 2023

Połowa lata praktycznie za nami, ale trzeba korzystać ile się tylko da! Ja wykorzystałem minione weekendy na maksa, aż nawet za bardzo jak na moje skromne potrzeby (oraz niewielką pojemność socjalnych baterii…). Rzecz jasna zawsze starałem się znaleźć czas na chwilę relaksu z książką w ręku (albo raczej słuchawkami w uszach lub czytnikiem w ręku – bardzo spadły przeroby papierowych książek), w związku z czym kontynuowałem śledzenie przygód w rozpoczętych przeze mnie cyklach, a także poznawałem kolejne książki niekoniecznie z nimi związane.

Był to kolejny miesiąc, w którym przeczytałem tytuł z mojej listy #5na2023, czyli pięciu tytułów, z którymi już dawno chciałem się zapoznać, ale jakoś było mi nie po drodze. Odkryłem też potencjalnie cudowną serię Bartłomieja Grzegorza Sali (ech, wiecznie mam problemy z rozpoznaniem czy dane nazwisko się odmienia, czy też nie…), więc będę chciał sięgnąć po wcześniejsze książki! Ogólnie to był całkiem przyjemny miesiąc, pełen odkryć oraz kontynuacji dobrych rzeczy, aż bym chciał, żeby kolejny był podobny!

Tymczasem przejdźmy do sedna, czyli opinii! Okładki rzecz jasna pochodzą z serwisu Lubimy Czytać.

„Duma i uprzedzenie” – Jane Austen

Format: E-book
Stron/długość: 319
Tłumaczenie: Magdalena Gawlik-Małkowska

Po prostu zostałem porwany! Spodziewałem się wielu możliwości, począwszy od kompletnego znudzenia, aż po umiarkowany optymizm, ale nie sądziłem, że tej lekturze uda się zaszczepić we mnie aż tyle emocji! Dwa najmocniejsze aspekty „Dumy i uprzedzenia” to cudowne wykreowanie postaci (jak ja nie cierpię lady Bennet! co za wielowymiarowy Pan Darcy!) oraz przedstawienie intryg nieco bogatszych warstw społecznych w połączeniu z brakiem poprawnej komunikacji (głównie ze względu na konwenanse). Jane Austen świetnie przedstawiła ten rollercoaster uczuć i nastawienia do poszczególnych osób, który zmieniał się wraz z poznawaniem kolejnych prawd (lub czegoś, co bywało uznawane za prawdę w danym momencie).

Romanse, które opisane są w powieści, mogą być śmiało traktowane jako preteksty do przedstawienia czegoś zupełnie innego – przedstawienia jak bardzo ubodzy duchowo i kulturalnie (pomimo otaczania się kultura!) byli przedstawiciele wyższych warstw społecznych w XIX-wiecznej Anglii, zamknięci w ciasnych kokonach stereotypów, którym musieli hołdować, co doprowadzało ich do dosłownie upośledzenia życiowego. Nie jest to rzecz jasna nic odkrywczego w literaturze z tamtych czasów, jednak Jane Austin bardzo mocno uwypukla te problemy, zwłaszcza te związane z konwenansami, pogonią za pieniędzmi oraz łańcuchami, które zatrzaskuje mamona na nadgarstkach nie tylko młodych dam, ale i kawalerów.

Ocena punktowa: 8/10

„W upiornym laboratorium” – Bartłomiej Grzegorz Sala

Format: Audiobook
Stron/długość: 17h 25m
Czyta: Donata Cieślik

Kompletnie nie spodziewałem się tego, co otrzymałem. Zaskoczenie jest jednak pozytywne i to bardzo, choć na początku nie wiedziałem sam, co o tym myśleć. Nastawiłem się na jakiś zbiór prostych historii o pochodzeniu przeróżnych kreatur, monstrów oraz innych eksperymentów na skraju mitów i legend, a dostałem pełne opracowanie wielu historycznych źródeł, które mogły być początkiem wielu doniesień o homunkulusach, golemach czy innych aberracjach biologicznych. Rzecz jasna jest to połączenie faktów i historii z wymysłami oraz często literaturą (jak w przypadku stwora ożywionego przez Frankensteina), ale o wiele więcej w tym faktów niż mitów.

Lubię, gdy historia opowiadana jest w sposób wciągający i przystępny dla przeciętnego zjadacza chleba, zwłaszcza gdy pełna jest dat oraz szczegółów różnych miejsc. Bartłomiej Grzegorz Sala bombarduje wręcz czytelnika takimi detalami, ale robi to w sposób bardzo lekki i płynnie przechodzi z faktów do opowieści i bajań związanych z rzeczami nadprzyrodzonymi. To naprawdę świetne połączenie, które daje o wiele lepszy pogląd na to, skąd wzięły się pewne legendy i w jaki sposób zmieniały się one na przestrzeni kolejnych lat, choć i tak najbardziej wartościowe bywają próby wyjaśnienia początków historii różnych stworzeń. To nie jest książka pełna zmyślonych historii, ale ewolucji ludzkiego postrzegania rzeczy niewytłumaczalnych i pogoni za nieznanym.

Ocena punktowa: 8/10

„Druga Burza” – Marcin Mortka

Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 33m
Czyta: Filip Kosior

Od razu się lepiej słuchało! Tak coś czułem, że nie ma co oceniać po pierwszym tomie, bo drugi przyniósł już o wiele więcej radości z lektury. Przede wszystkim pojawia się konkretna linia fabuły oraz cel, do którego dążą główni bohaterowie. Do tego poznajemy nieco lepiej poszczególne postacie, niektóre z nich możemy polubić, do innych poczuć mniej pozytywne emocje – ale możemy to w ogóle zrobić! Świat również staje się mniej tajemniczy, za to bardziej zrozumiały. Zwyczajnie wszystkiego jest więcej i przy okazji lepiej, chociaż dynamika czasem pozostawia jeszcze wiele do życzenia.

Zapewne sporo z tego pozytywnego nastawienia zależy od Filipa Kosiora, który jest lektorem słuchanego przeze mnie audiobooka – rzadko wspominam coś o lektorach, ale tego Pana zdecydowanie warto wymienić jako jednego z najlepszych na rynku. Jestem przekonany, że część nieco nudniejszych fragmentów dało się uratować dzięki odpowiedniemu manipulowaniem głosem oraz wprowadzenia odpowiedniego klimatu. Chyba nie będzie zaskoczeniem teraz, jeśli napiszę, że gdy widzę nazwisko Filipa Kosiora przy audiobooku, to nawet się nie zastanawiam zbyt długo nad sięgnięciem po niego. Liczę jednak na to, że kolejne części tego cyklu nie będą musiały być w żadnym momencie ratowane przez lektora i moja ocena nie poleci w dół na łeb na szyję.

Ocena punktowa: 7/10

„Chłopki. Opowieść o naszych babkach” – Joanna Kuciel-Frydryszak

Format: Audiobook
Stron/długość: 15h 17m
Czyta: Maria Peszek

Cudowny reportaż. Bardzo szczegółowy, ale lekko opisany – trudno się od niego oderwać i równie ciężko znaleźć brakujące punkty. Joanna Kuciel-Frydryszak skupia się zdecydowanie na wiejskich kobietach (co zresztą sugeruje tytuł), jednak nie ogranicza się jedynie do nich. Wszak ich los był ściśle związany z powodami, przez które ich życia wyglądały tak, jak wyglądały – a powody te nie oszczędzały nikogo niezależnie od płci, wyznania czy jakichkolwiek innych sposobów na kategoryzowanie ludzkości. Mamy więc tu piękne komendium historii polskiej wsi aż do czasów zaborów, chociaż najwięcej uwagi autorka poświęciła dwudziestoleciu międzywojennemu (nie bez powodów!) i czasom nieco późniejszym.

Życzyłbym sobie więcej takich książek, które starają się wejść jak najgłębiej nie tylko w samą historię, ale i przyczyny pewnych zjawisk – dzięki temu można lepiej zrozumieć (albo po prostu spróbować, bo niektórych aspektów nie da się tak po prostu zrozumieć w naszych czasach) jak bardzo część z zachowań otaczających nas ludzi jest zakorzeniona w ich przeszłości. A „Chłopki” robią to doskonale. Zwłaszcza że sama narracja autorki jest naprawdę przystępna i pozwala na pełne skupienie się na opisywanych wydarzeniach, historiach, powodach oraz przyczynach. Zdecydowanie polecam!

Ocena punktowa: 8/10

„Mroźny szlak” – Marcin Mortka

Format: Audiobook
Stron/długość: 8h 54m
Czyta: Filip Kosior

Przyznać muszę, że faktycznie z tomu na tom coraz bardziej się wkręcam w całą historię. „Mroźny szlak” to oficjalnie pierwszy tom (choć trzeci w kolejności, poprzednie dwa traktowane są jak prequele z punktu widzenia nomenklatury oznaczeń), choć nie polecam zaczynania przygody od niego. Zbyt wiele wydarzeń będzie dla Ciebie kompletnie niezrozumiałych, wymagana jest znajomość wcześniejszych książek. To jest rzecz jasna pewnego rodzaju plus, bo oznacza on, że Marcin Mortka nie próbuje przytaczać wszystkich historii, które wydarzyły się przed „Mroźnym szlakiem”, można więc się skupić na aktualnościach.

A tutaj jest nad czym się skupiać, bo autor odszedł od konwencji „idziemy i mordujemy”, a dołożył nie tylko nieco więcej detali dotyczących mitologii świata przez niego opisywanego, ale również dorzucił parę dodatkowych warstw skomplikowania do historii. Wiecie, od samego początku wszystko kręciło się wokół smoków, ale oglądaliśmy je z oddali – teraz możemy dowiedzieć się nieco więcej o nich i spojrzeć na te przerośnięte jaszczury z kilku różnych perspektyw. A do tego mamy rzecz jasna wszystko, co nam towarzyszyło do tej pory, czyli między innymi porywczy charakter głównego bohatera i jego szalone, choć kreatywne pomysły. Idealnie do nakarmienia duszy prostą, ale dobrą rozrywką!

Ocena punktowa: 7/10

„Klątwa dla Demona” – Magdalena Kubasiewicz

Format: E-book
Stron/długość: 384

Jeśli pamiętacie moje zachwyty nad poprzednimi dwoma tomami, to zapomnijcie o nich. Zachwycać się należy nad „Klątwą dla Demona”! Zdarzyło mi się czasem dla niej odpuścić inne moje rutynowe aktywności, co w moim przypadku oznacza pełne przyssanie się do książki. Magdalena Kubasiewicz idealnie manipulowała wydarzeniami, cudownie budowała napięcie i w odpowiednich momentach robiła cięcia, przechodząc do kolejnej postaci i wydarzeń z nią związanych. Tym razem też wspięła się jeszcze wyżej na wzgórze intryg, splatając je jak Jagoda klątwy.

Potrzebuję więcej takich książek. Utrzymujących klimat, takich, które potrafią przyćmić wiele niedociągnięć (no bohaterowie mogliby być nieco bardziej… wyraziści). To jest naprawdę prosty świat z garścią postaci, ale coś w tej książce jest takiego, że po prostu chce się ją polecać, bo sprawiła ogromną ilość radości i rozrywki w trakcie lektury. Magdalena Kubasiewicz potrafi pisać tak, że poziom immersji wystrzeliwuje dosłownie w kosmos. Czasem się zastanawiałem, czy nie rzuciła na mnie w jakiś sposób klątwy radości z czytania, bo odkrywałem kolejne karty tego kryminalnego śledztwa Wilczej Jagody niemalże z wypiekami na twarzy.

Ocena punktowa: 8/10

„Chołod” – Szczepan Twardoch

Format: Audiobook
Stron/długość: 14h 00m
Czyta: Bartłomiej Topa

„Chołod” muszę rozpatrywać z dwóch perspektyw – książki jako takiej oraz produkcji audio skomponowanej przez Empik Go. Do słuchowiska temu bardzo daleko, jednak osobiście cenię sobie dotychczasowe audiobooki wzbogacone o efekty dźwiękowe (oraz aktorów). Książka Szczepana Twardocha dostała podobną, prostą, ale naprawdę przyjemną dla ucha oprawę (aż się nie chce przyspieszać odtwarzania) – podział na role czytanych przez kilka osób, odpowiednie dźwięki w tle (zarówno samo tło główne, jak i dodatkowe strzały z karabinów czy dźwięki krzątających się marynarzy) wspomagają wczucie się w ten klimat.

Ogromną zaletą książki jest język wykorzystywany przez autora, stylizowany na tłumaczony rosyjski (między innymi z charakterystycznym użyciem „ja”). Nadaje niesamowity klimat podczas lektury. Odpowiednia dynamika wydarzeń nie pozwala się nudzić, a do tego mamy sporo ciekawostek o Arktyce, podróżowaniu po niej, oraz sposobach przetrwania na niej. Na mój gust na samym początku jest o wiele za dużo specjalistycznego słownictwa związanego z żeglugą (kompletnie niczego z tego nie rozumiałem, pomimo bardzo podstawowej wiedzy amatora, który lubi interesować się różnymi rzeczami), na całe szczęście to tylko pierwsze strony. Później mamy już do czynienia z historią sprzed wielu lat, co też ułatwia sprawę. W ogólnym rozrachunku wychodzi naprawdę świetnie.

Ocena punktowa: 8/10 

sobota, 1 lipca 2023

Zbiorczo spod pióra w czerwcu 2023

Doszło już do Was, że właśnie minęło pół roku? W sensie 2023 roku. Do tego jesteśmy właśnie na początku wakacji (chociaż dla mnie to po prostu lato), więc teoretycznie jest to czas odpoczynku, relaksu, pływania, grillowania i czytania! Ciekaw jestem czy będzie luźniejszy dla mnie niż czerwiec, czy jednak da mi popalić. Niby był dłuższy weekend (o ile się wzięło wolne w piątek), ale wiecie jak to jest. Zwłaszcza kiedy człowiek jeszcze nie do końca się ogarnął w nowym mieszkaniu i ciągle coś zmienia, przestawia, dokupuje (oj będę tego żałował przy kolejnej przeprowadzce) i w ogóle…

Coś tam jednak się udało przeczytać (oraz przede wszystkim przesłuchać!), więc mam się czym z Wami podzielić! Ba, nawet szczerze powiedziawszy jestem pozytywnie zaskoczony liczbą książek, które udało mi się zaliczyć w ten czy inny sposób, a zwłaszcza pod koniec miesiąca weszło ich całkiem sporo na raz. No i co najważniejsze, zdecydowana większość to naprawdę wysokie jakościowo pozycje. Bez przedłużania więc zapraszam na parę słów o każdej lekturze!

Okładki pochodzą z… tak, z Lubimy Czytać. 

„Przygody dobrego wojaka Szwejka” – Jaroslav Hašek

Format: Audiobook
Stron/długość: 29h 16m
Czyta: Leszek Filipowicz

Nie jestem ani trochę zdziwiony wysokimi ocenami tej książki oraz recenzjami, które wychwalają ją od wielu lat! Może daleko jej do bycia majstersztykiem, miejscami bywa nierówna oraz nieco schematyczna, aczkolwiek stanowi ciekawe uzupełnienie czytanego przeze mnie niedawno „Paragrafu 22”. Antywojenność wycieka z niej wręcz hektolitrami bieżącej wody, a okraszona jest cudownie absurdalnym humorem i inteligentnie głupkowatą postacią samego Szwejka. Zdarzają się momenty, w których ta jego głupota jest aż boleśnie przewidywalna, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?

To naprawdę lekka lektura. Znaczy, tak na  pierwszy rzut oka – czyta się (lub słucha) ją bardzo przyjemnie, bez konieczności zastanawiania się nad drugim dnem. Jeśli jednak ktoś ma taką ochotę, to je znajdzie i to bez większych problemów. Wystarczy po prostu przez chwilę zastanowić się nad absurdami i spróbować je zestawić choćby i z cywilną rzeczywistością („czeski film”, rozumiecie), a objawią się Wam sytuacje niestworzone. Nie zmienia to jednak faktu, że radość z „Przygód dobrego wojaka Szwejka” mogą czerpać niemalże wszyscy, bo lekkość pióra Jaroslava Hašeka bardzo w tym pomaga!

Ocena punktowa: 7/10

„Droga donikąd” – Michał Gołkowski

Format: E-book
Stron/długość: 366

Tym razem mamy w pewnym sensie origin Miśka, choć jest to bardziej historia tego, jak trafił do Zony. No i oczywiście jakie były jego pierwsze kroki. Co prawda nie do końca poznajemy pełną przeszłość Miszy, choć parę elementów zostało zasugerowanych, które dają nieco do myślenia i pozostawiają miejsce dla wyobraźni. Ogólnie rzecz biorąc jest to bardziej moment podjęcia decyzji oraz przedostania się do Zony wraz z pierwszymi chwilami w niej spędzonymi (nie były one łatwe, oj nie, nie był to ten Misiek, którego znamy z poprzednich dwóch części).

Jak zazwyczaj u Gołkowskiego na akcje nie można narzekać, dynamika całkiem dobra, cały czas coś się dzieje. Na ogromny plus jest pokazanie Miszy jako osobę, która dopiero faktycznie poznaje Zonę (choć z pewnością pomocna w tym jest jego „przeszłość”), a nie zrobienie z niego od razu wymiatacza. Ogólnie rzecz biorąc „Droga donikąd” jest nawet lepsza w ogólnym rozrachunku niż wcześniejsze tomy – bardziej dojrzała, przemyślana, z konkretnym planem. Zaczynam nawet lubić Czarnobylską Strefę Wykluczenia i z nieco większym optymizmem patrzę w kierunku kolejnych książek z tej serii.

Ocena punktowa: 7/10

„Kołysanka dla czarownicy” – Magdalena Kubasiewicz

Format: E-book
Stron/długość: 310

Można się zachwycać tą książką, oj można! Miałem już do czynienia z prozą Magdaleny Kubasiewicz i zawsze sprawiała naprawdę dobre wrażenie i powodowała chęć polecania. Wszystkie jej książki miały swój klimat i jakiś element niepokoju pod spodem – no i dokładnie taka sama jest „Kołysanka dla czarownicy”, ale jakby nawet jeszcze lepsza. Niby prosta historia, z równie prostymi założeniami, a przyciąga jak magnes! Na pewno ma w tym udział doskonała dynamika i rzecz jasna (jak to w utworach Magdaleny Kubasiewicz) nutka tajemnicy na absolutnie każdym kroku.

Całkiem fajne są też założenia, na jakich funkcjonuje świat wykreowany przez autorkę. Mamy po prostu Warszawę, mamy też przenikającą się magię, ale bez wdawania się w detale dotyczące współżycia osób niemagicznych oraz tych parających się tą sztuką. Ponownie prosty świat z prostymi rozwiązaniami, które pozwalają na skupienie się na wyciskaniu z samej historii ile tylko można, oraz budowaniu odpowiedniej otoczki dla czytelników. Nie zabrakło również kilku dobrych postaci (choć miło by było nieco rozbudować też parę innych, zwłaszcza jeśli są kluczowe dla książki), więc na pewno bardzo szybko sięgnę po kolejną część! 

Ocena punktowa: 8/10

„GOPR. Na każde wezwanie” – Wojciech Fusek, Jerzy Porębski

Format: Audiobook
Stron/długość: 12h 16m
Czyta: Grzegorz Feluś

Świetna opowieść, szczegółowa historia oraz ogrom wiedzy – mniej więcej tak można podsumować „GOPR. Na każde wezwanie”. Mamy tu niemalże wszystko, co jest potrzebne, aby dowiedzieć się nie tylko, na czym polega praca ratownika GOPR, ale również, jakie wydarzenia były konieczne, aby taka organizacja w ogóle powstała. Autorzy nie skupiali się na żadnym konkretnym aspekcie, ale widać, że chcieli przekazać tyle wiedzy, ile się tylko da – zarówno tej historycznej, jak i bardziej praktycznej, która może przydać się każdemu z nas, jeśli znajdziemy się w niebezpiecznej sytuacji w górach.

Rzecz jasna nie mogło zabraknąć przykładów akcji, czy to najbardziej niebezpiecznych, czy po prostu najsłynniejszych, w których brali udział ratownicy z GOPR i TOPR (oraz wcześniejszych organizacji, które poprzedzały istnienie tych obecnych). Niektóre z nich nie mogą zmieścić się w głowie, a inne z kolei obnażają ludzką głupotę i beztroskę, która jednak tylko potwierdza konieczność istnienia takich organizacji. Wszystko to opisane jest w bardzo przystępny sposób, bez zbędnego chaosu (podział jest zarówno chronologiczny, jak i ze względu na kategorię opisywanych aspektów), więc można się w książce odnaleźć bez żadnych problemów. Odczuwam dużą satysfakcję po lekturze – zarówno moja czysta, ludzka ciekawość, jak i ta część świadomości bardziej odpowiedzialna za chęć edukowania się, zostały zaspokojone.

Ocena punktowa: 7/10

„Przysługa dla Czarnoksiężnika” – Magdalena Kubasiewicz

Format: E-book
Stron/długość: 368

Cieszę się, że sięgnąłem po „Przysługę dla Czarnoksiężnika” od razu po przeczytaniu pierwszej części – druga jest jeszcze lepsza! Być może dzięki temu, że lektura wleciała na świeżo i wciąż w pamięci miałem detale z wcześniejszego tomu, ale z pewnością jest to duża zasługa umiejętności Magdaleny Kubasiewicz, która ponownie wykreowała tajemniczą (choć tym razem z nutką kryminalną!) historię. Widać również na horyzoncie jakiś szerszy plan na postać Jagody (być może zostanie wplątana w coś o wiele większego, niż można sobie wyobrazić, na co po cichu liczę), choć trochę brakuje mi wyrazistości u innych osób.

Autorka stworzyła na tyle przyciągającą historię i okrasiła ją tak cudownie dobrą dynamiką, że pewna schematyczność wyziera dopiero po zakończeniu lektury i wcale w jej trakcie nie przeszkadza. Gdyby rozebrać książkę na czynniki pierwsze i stworzyć ramowy plan wydarzeń, to byłby dość podobny (wysokopoziomowo) do wcześniejszego tomu, ale  tym przypadku wygląda to jak przepis na sukces. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach nie przeje mi się to, ale na razie jestem naprawdę zachwycony lekkością lektury i chcę więcej! Byle na takim poziomie, do którego już zdążyłem przywyknąć!

Ocena punktowa: 8/10

„Martwe Jezioro” – Marcin Mortka

Format: Audiobook
Stron/długość: 7h 59m
Czyta: Filip Kosior

Nie jestem jeszcze do końca przekonany co myśleć nie tyle o samej książce, ile ogólnie o świecie wykreowanym przez Marcina Mortkę. Można powiedzieć, że „Martwe Jezioro” to klasyczny rozruszacz, w którym dopiero poznajemy bohaterów, zasady rządzące książkową rzeczywistością no i ogólnie wprowadzamy się we wszystko. Zdecydowanie zarówno zebrana paczka bohaterów (choć może niektórych lepiej nazwać antybohaterami), jak i świat kręcący się wokół „smoczej religii” mogą zrobić jeszcze niezłą robotę, na co zresztą liczę w kolejnych tomach.

„Martwe jezioro” po raz pierwszy wydane zostało w 2011 roku, co bardzo czuć (wtedy mniej więcej literacka płodność pisarza się wzmogła) zwłaszcza w kompozycji. W tle snuje się powoli większy plan i główny trzon fabuły, zdecydowana większość wydarzeń to jednak walki, potyczki, pojedynki. Dużym plusem jest bardzo krótkie wprowadzenie w historię tego świata (w każdym razie ta najświeższa, która ma duże znaczenie dla całej książki), aczkolwiek brakuje mi szerszego wprowadzenia w zasady, którymi się obecnie wszystko rządzi. Są podawane małymi dawkami, jak to w początkowych tomach, ale nie zaspokajają głodu – zobaczymy więc, jak będzie w kolejnych tomach. Z pewnością dam im szansę!

Ocena punktowa: 6/10