wtorek, 6 października 2020

[PREMIERA] „Trzecia córka” – Thomas Arnold

Źródło: Lubimy Czytać

Autor:
Thomas Arnold
Tytuł: Trzecia córka
Wydawnictwo: Vectra
Stron: 488
Data wydania: 12 października 2020

Książki Thomasa Arnolda wpadły mi kiedyś w oko całkowicie przypadkiem. Na tyle jednak mnie zaintrygowały, że postawiłem je dość wysoko na mojej liście tytułów do przeczytania – było to jeszcze za czasów, kiedy autor wydał dopiero dwie powieści. Tutaj objawiło się pewnego razu szczęście, bo Thomas Arnold sam się do mnie odezwał, widząc moje zainteresowanie jego dziełami i miałem okazję bardzo szybko zapoznać się z jego książkami. Od tamtej chwili wyczekuję absolutnie każdej kolejnej historii, która wyjdzie spod jego pióra. Zarówno tych, które można sklasyfikować jako kryminały lub thrillery, jak i na „Legendy Archeonu”, czyli jego cyklu high fantasy. „Trzecia córka” pojawiła się jako kolejna „odnoga” większej całości i aż nie mogę się doczekać, w jaki sposób autor poskleja te wszystkie postaci do kupy.

Detektyw Jade Reflin pracuje w wydziale osób zaginionych, więc wezwanie jej przez przełożonego do nastolatki, którą tajemniczy dobroczyńca przywiózł do szpitala, nie brzmi jak coś sensownego. Jednak to dopiero początek tajemnic, gdyż rzeczona dziewczyna chce rozmawiać jedynie z Gregiem Ruckerem – detektywem z wydziału zabójstw. Lekarze nie mogą z niej wyciągnąć żadnych sensownych słów, więc dwoje nowych partnerów zaczynają kopać coraz głębiej w tej dziwnej sprawie. Trafiają na adres, pod którym prawdopodobnie mieszka matka nastolatki. Niestety po przyjeździe na miejsce absolutnie wszystko robi się jeszcze bardziej skomplikowane niż dotąd, a partnerzy będą musieli zmierzyć się z kompletnie nową i niespodziewaną sytuacją.

Pierwsze, co rzuca się w oczy komuś, kto miał już do czynienia z prozą Thomasa Arnolda, jest totalnie inne niż do tej pory poprowadzenie całej fabuły. Znowu osoba zaczynająca swoją przygodę z twórczością autora, może odnieść na początku wrażenie bardzo prostej zagadki do rozwiązania, bez wielkich wodotrysków po drodze. Czemu? Ponieważ wszystko, co najlepsze zostało upchnięte w ostatnich stronach, jako lawina zwrotów akcji. Przez zdecydowaną większość książki nie ma wielkich momentów ani zwrotów, które mogłyby wywołać wielkie „wow!” – są oczywiście haczyki zarzucane na czytelnika oraz zachęty do dalszego czytania, jednak nawet mi się wydawało, że coś za prosto się to wszystko skończyło. Thomas Arnold to jednak Thomas Arnold, więc mogłem się od razu domyślić, że nie zrezygnował ze swojego mieszania chemikaliów tuż pod nosem czytelnika.

Kolejną różnicą, którą można odczuć (nie negatywnie czy pozytywnie, po prostu jest różnica) to brak takiego… kontrowersyjnego motywu przewodniego. Do tej pory autor kręcił się wokół sekt, szpitali psychiatrycznych oraz innych, dość mocnych motywów, a tym razem mamy nieco bardziej przyziemną sprawę. Rzecz jasna od samego początku zobaczycie, że raczej nie macie do czynienia z klasycznym pisarzem kryminałów, który płodzi książkę za książką, używając ciągle tych samych motywów, ale jeśli jesteście nowymi czytelnikami Thomasa Arnolda, to weźcie to pod uwagę. Dla stałych fanów pewnie też będzie to dość istotna informacja. „Trzecia córka” pokazuje bowiem, jak autor radzi sobie w klasycznych motywach i jak udaje mu się poprowadzić całą historię bez możliwości użycia bardzo wyrafinowanych sztuczek. A radzi sobie świetnie!

Na temat „Trzeciej córki” mógłbym sporo powiedzieć, jednak jest mały problem. Większość informacji zdradziłaby albo część głównego wątku, albo wspomnianych „niespodzianek”. Trudno się o niej wypowiadać tak, aby nie zepsuć zabawy wszystkim tym, którzy dopiero będą ją czytać. A w książce zawartych jest kilka motywów, które (nie wiem, czy świadomie przez autora umieszczone, czy też nie) każą się pochylić nad… intencjami oraz prawdomównością w niektórych kręgach ludzi. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to nieco enigmatyczne określenie, jednak nie chciałbym tej enigmy rozszyfrować zbyt mocno. Nie jestem pewien, czy nawet to wspomnienie nie naprowadzi Was wszystkim na trop, którymi podążały myśli Thomasa Arnolda, ale mam nadzieję, że jednak nie. I że zrozumiecie dopiero wtedy, kiedy będzie na to czas. Z mojej strony to po prostu podkreślenie, że nie samą rozrywką i czystą zagadką kryminalną stoi najnowsza powieść rydułtowskiego pisarza.

Czy uważam „Trzecią córkę” za jedną z najlepszych książek Thomasa Arnolda? Z pewnością nie. Czy uważam, że trzyma poziom i autor nie ma się absolutnie czego wstydzić? Jak najbardziej! Czy poleciłbym ją nowemu czytelnikowi? Tak! Jednak z dodatkową radą sięgnięcia później po kolejne jego książki. Warsztat poznacie, sposób myślenia również, ale w tej powieści nie poczujecie tego, co według mnie jest najlepsze w twórczości Thomasa Arnolda – zwrotów akcji co kilka stron (chociaż w sumie tutaj jeden dość mocny pojawia się w początkowej fazie) oraz umiejętności lawirowania wokół kontrowersyjnych lub trudnych tematów. To jest właśnie kwintesencja tego autora i życzę wszystkim, żeby mieli możliwość choć raz jej spróbować. Tymczasem zostawiam Was z rozmyślaniem nad tym, czy sięgnąć po „Trzecią córkę”, czy też nie. Szczerze? Na Waszym miejscu długo bym się nie zastanawiał, tylko po prostu spróbował! Warto.

Łączna ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi, Thomasowi Arnoldowi!



0 komentarze:

Prześlij komentarz