poniedziałek, 22 kwietnia 2019

[PREMIERA] „Królestwo popiołów” – Sarah J. Maas [cz. I]

„Królestwo popiołów” – Sarah J. Maas
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Sarah J. Maas
Tytuł: Królestwo popiołów cz. I
Wydawnictwo: Uroboros
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Stron: 736
Data wydania: 24 kwietnia 2019


Długo wyczekiwany finał cyklu „Szklany Tron” jest już za mną – a dokładniej jego pierwsza część. Zastanawiałem się przez jakiś czas, czy powinienem rozbijać swoją opinię na dwie, czy też przeczytać od razu obie części i dopiero opisać całość. Nie wszyscy jednak mają możliwość przeczytania obu tomów na raz. W końcu ich daty premier są od siebie oddalone o trzy tygodnie – niech więc osoby, które nie są w stanie od razu łyknąć dwóch części otrzymają jakiekolwiek informacje o pierwszym jak najszybciej. Oczywiście również postaram się przeczytać drugi tom jeszcze na początku maja, zwłaszcza że sam nie wytrzymam i nie będę mógł go odkładać zbyt długo. A powiem Wam, że jest na co czekać!

Żelazo zniewala nawet królową. Żelazo zniewala nawet samą Aelin Galathynius, która zamknięta w swojej trumnie jako zakładniczka Maeve wciąż ma jednak siłę i ogień w sobie, aby toczyć codzienne walki z poplecznikami królowej Fae. Tymczasem Erewan oraz Valgowie rosną w siłę, a siły stojące po stronie Aelin nie należą wcale do największych. Jednak wojowie są dzielni i wytrwali, zupełnie jak Rowan, który ponad wszystko pragnie uwolnić swoją Królową z rąk Maeve. Całą Erilea liczy zarówno na jego poświęcenie, jak i Aelin oraz jej najbliższych. Tylko oni stoją na drodze Erewanowi do totalnego i jednoznacznego wchłonięcia całego świata.

Sarah J. Maas od samego początku książki uderzyła w wysokie C, chociaż udawało mi się opierać wpływowi „Królestwa popiołów” aż do (mniej więcej) sto pięćdziesiątej strony. Mam przez to na myśli nie mniej, nie więcej, jak to, że był to dość długi wstępniak, który niejako przypominał co się do tej pory wydarzyło, kto jest kim, jaki los go spotkał i tak dalej. Nawet Chaol miał swoje pięć minut, chociaż jego historia przypominana jest na przestrzeni kolejnych stron, aż do głębokiego werżnięcia się w sam środek tomu. Historia jest oczywiście prowadzona równolegle w różnych miejscach i przedstawia wiele postaci rozsianych po całym świecie. Rzecz jasna sporo czasu autorka poświęca Aelin, ale to raczej nikogo nie powinno dziwić – zwłaszcza, że jej losy przedstawione są w dość… ciekawy sposób.

W tym tomie na próżno już szukać intryg, wydarzenia głównie skupiają się wokół walk z Morath i to na wielu frontach. Jest krew, są łzy, złe decyzje, dużo nerwów, ale i szczęścia, zbiegi okoliczności i nagłe zwroty akcji, które odmieniają wyniki bitew. Ale nade wszystko jest sporo czystej polityki, podejmowania trudnych decyzji oraz ponownego zjednoczenia się dawnych wrogów. Innymi słowy jest niemalże wszystko, czego można się spodziewać po finale tego typu serii. Nie bez powodu wspominam o braku intryg, gdyż część pierwsza „Królestwa popiołów” jest jak się okazuje tą częścią, w której następuje przesuwanie pionków i części figur na szachownicy, jednak najważniejsze figury nie wzięły jeszcze udziału w starciu. Liczę więc na to, że będzie tego zdecydowanie więcej w drugim tomie, ponieważ trochę tego jednak brakuje.

Co ciekawe, pierwsza część „Królestwa popiołów” to również duża doza obyczajowo-romantycznych wątków. To jest coś, co odrzuciło mnie w „Szklanym tronie”, czyli pierwszym tomie całego cyklu. Tym razem mamy jednak do czynienia z o wiele lepiej opisanymi „momentami”, które aż tak mnie nie bolały. Nieco irytował jednak zalew błędnie podjętych decyzji (sercowych oczywiście), niestety najczęściej podejmowanych przez płeć żeńską. Daleki jestem od doszukiwania się drugiego dna, jednak zdaję sobie sprawę z czasów w jakich żyjemy. Próby budowania stereotypów o kobietach nie są mile widziane nawet (albo zwłaszcza) w kulturze i sztuce, więc dziwi mnie to dość zaskakujące w tym świetle podejście autorki, która z kobiet robi nieogarnięte życiowo istoty, które nie potrafią podjąć prawidłowej decyzji w sprawach sercowych. Nawet jeśli to mężczyzna robi błąd, kobieta jest przedstawiana jako ta, która źle wybrnęła z sytuacji i to ona jest tą, która musi przepraszać. 

Abstrahując jednak od tej nie aż tak istotnej kwestii, pierwszy tom „Królestwa popiołów” okazał się być dobrze zaplanowany przez Sarah J. Maas pod kątem bitew – postawiła na bezpieczne uogólnienia połączone z szybkim przejściem przez poszczególne potyczki. Konflikt zbrojny na taką skalę, gdzie w bitwach po jednej stronie bierze udział nawet kilkanaście tysięcy jednostek, to ogromne wyzwanie dla pisarza. Sam Tolkien przyzwyczaił fanów gatunku do mistrzowskich opisów, dzięki którym czytelnik widział oczami wyobraźni absolutnie każdy szczegół walk. Powtórzyć coś takiego to nie lada wyczyn – a bardzo łatwo jest to zniszczyć. Autorka nie próbowała bawić się w największych mistrzów, ale postawiła na ogólne nakreślenie przebiegu bitew połączone z pojedynczymi, krótkimi opisami starć między małymi grupami. Miało to oczywiście swoje konsekwencje – część spotkań między wrogimi siłami zostało potraktowanych bardzo po macoszemu, ale z drugiej strony wolę takie rozwiązanie, niż kompletnie bezpłciowe lub urągające logice pokazy szermierki. 

Jako część całego cyklu „Szklany tron” oceniam ten tom jako bardzo dobry. Nie odważę się go rozpatrywać w kategorii finału, ponieważ jest jeszcze jeden, najważniejszy, który może zmienić naprawdę wiele. Może zaserwować plot twisty, zaskoczyć jakimś pomysłem lub nawet pokazać kolejną intrygę. Chciałbym bardzo, aby wszystko nie potoczyło się tak, jak pokazuje to pierwsza część „Królestwa popiołów”, tylko żeby właśnie skończona przeze mnie książka była tylko preludium do czegoś większego, co zaskoczy i rzuci na kolana. Na pewno czuję się więcej niż zachęcony do sięgnięcia po ostatnią część i zamierzam to zrobić jak najszybciej się tylko da. Przystawka zadziałała tak, jak miała zadziałać i teraz pora wziąć się za główne danie. 

Łączna ocena: 7/10


Za możliwość przeczytania dziękuję




Cykl "Szklany tron"

0 komentarze:

Prześlij komentarz