czwartek, 16 maja 2019

„Pomniejsze bóstwa” – Terry Pratchett

„Pomniejsze bóstwa” – Terry Pratchett
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Terry Pratchett
Tytuł: Pomniejsze bóstwa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Stron: 378
Data wydania: 29 września 2016


To już kolejny miesiąc, w którym czytam Pratchetta! Udaje mi się jak na razie trzymać swoje tempo jednej książki tego brytyjskiego autora miesięcznie, a do tego cały czas czytam tytuły po kolei, zgodnie z ich ukazywaniem się w kolekcji Świata Dysku. Tym razem padło na „Pomniejsze bóstwa”, należące do cyklu o Starożytnych Cywilizacjach. Poprzedni tom, czyli „Piramidy” nie należały może do najlepszych powieści Pratchetta, ale pokazywały coś zupełnie innego niż znani doskonale wszystkim fanom twórczości autora Śmierć, Rincewind czy Samuel Vimes. „Pomniejsze bóstwa” są kolejnym przykładem odejścia nieco od koncepcji cyklu obejmującego kilka kolejnych książek, a do tego rozgrywa się daleko poza Ankh-Morpork. Tym razem jednak nie mam praktycznie żadnych, większych zastrzeżeń!

Aby bogowie mogli istnieć, potrzebna jest wiara. Aby wiara miała sens, potrzeba bogów. W ten sposób koło się zamyka, chociaż ma w sobie o wiele więcej logiki, niż można sądzić. W końcu czyż biedronka nie potrzebuje mszyc, a mszyce biedronek? Zapewne tak by pomyślał Brutha, nowicjusz w Cytadeli, który codziennie walczy z głosami i stara się nie poddać demonom. Podobnie walczą pomniejsze bóstwa, jednak o zupełnie coś innego – o wiarę kogokolwiek (lub czegokolwiek), kto (lub co) znajdzie się wystarczająco blisko, aby dostrzec małe cuda. Czasem większe, a czasem po prostu człowiek uzna dane wydarzenie za chory głos w jego własnej głowie. 

Brytyjski pisarz tym razem pojechał po bandzie dość ostro! Oczywiście w pozytywnym tego zwrotu znaczeniu, w każdym razie według mnie. Każda jego książka to w mniejszym lub większym stopniu wyśmiewanie pewnych charakterystycznych cech danej grupy społecznej, zjawiska, przyzwyczajeń ludzkich czy dowolnego innego elementu, jaki można znaleźć w ludzkim życiu. Jeszcze nigdy jednak nie widziałem tak dosadnego, a zarazem zabawnego (choć graniczącego z groteską w wielu momentach) wyśmiania tak wielu stereotypów. Tak, nie bez powodu tytuł tej powieści to „Pomniejsze bóstwa – Terry Pratchett wziął na warsztat religie i rozmontował je na czynniki pierwsze. Na pierwszym planie widać zdecydowanie nawiązania do jednej religii, w głównej mierze, ale w ostatecznym rozrachunku dopatrzeć się można wielu z nich.

„– Zadziwiające.Kolejna pauza, bagno milczenia, gotowe pochwycić mastodonta nieprzemyślanej uwagi”.

Wspomniałem, że wielokrotnie humor zawarty w tej powieści ociera się o groteskę, jednak w mojej opinii nie o obrazoburstwo. Jak wiadomo, temat religii jest dość… delikatnym tematem. Tak jak polityka czy upodobania kulinarne. Oj, jak łatwo jest powiedzieć o jedno słowo za dużo w tych tematach, wojna murowana. Na całe szczęście Terry Pratchett po raz kolejny udowodnił, że wie jak coś wyśmiać, bez obrażania. Rzecz jasna jeśli ktoś będzie chciał się czuć obrażony, to zostanie, ale jeśli miałbym spróbować obiektywnie spojrzeć na zarówno same żarty, jak i całokształt budowy Omni wraz z jej systemem polityczno-religijnym, to ciężko mi się dopatrzeć jawnej pogardy czy chęci obrażenia kogokolwiek. Za to widzę mnóstwo wytykania palcem tych najbardziej absurdalnych, nielogicznych czy wręcz mrocznych elementów, które występują w wielu religiach. 

Miłą odskocznia w „Pomniejszych bóstwach” jest też miejsce akcji, czyli Omnia wraz otaczającymi ją innymi krajami, takimi jak Efeb, Tsart czy Djelibeybi. Wszystkie oczywiście stworzone na modłę starożytnych cywilizacji, takich jak Egipt, i czerpiące z nich garściami. W Świecie Dysku pojawiają się oczywiście zarówno krótkie informacje o tych krajach, jak i nieco dłuższe opisy ludzi stamtąd pochodzących, jednak jak do do tej pory nie miałem okazji bliżej przyjrzeć się ani społeczeństwu poszczególnych krajów (nie licząc Djelibeybi w „Piramidach”), ani ich geografii. Świat Dysku często kojarzy się albo  Ankh-Morpork, albo z Ramtopami, miło więc poznać kolejną część noszonego na skorupie żółwia świata. Zwłaszcza, że żółw w tym tomie jest niezwykle symboliczny!

„Bogowie nie lubią ludzi, którzy nie pracują. Ludzie, którzy nie są przez cały czas zajęci, mogliby zacząć myśleć”.

Dość interesująca jest też kwestia „walki” zwolenników teorii, że cały świat to kula, z osobami twierdzącymi, że świat to dysk podtrzymywany przez cztery słonie stojące na grzbiecie wielkiego żółwia. W czasach, w których powstawały „Pomniejsze bóstwa” taki konflikt miał zupełnie inne znaczenie niż teraz, w roku 2019. Tak naprawdę wszędzie wokół można zauważyć ostre dyskusje, które dotyczą podobnego problemu, ale rzeczywistego, w odniesieniu do Ziemi. Co prawda waloru edukacyjnego w odniesieniu do tego tematu powieść ta nie ma, ale na pewno pozwala na spojrzenie z zupełnie innej perspektywy – kompletnie odwrotnej. Sam Pratchett chyba nie przewidział, że jeden z mniej istotnych wątków w książce, którą pisał, będzie kiedyś aż tak namacalny.

Bawiłem się przednio podczas lektury, naprawdę. Piszę i mówię to przy okazji opisywania wrażeń po przeczytaniu niemalże każdej książki, którą napisał Terry Pratchett, ale tym razem mogę to jeszcze mocniej podkreślić. Tak, świetna powieść, pełna celnych uwag i krytyki, zarówno rzeczy współczesnych, jak i historycznych. Mnóstwo humoru (często czarnego) oraz kompletnie inny klimat niż ten, do którego brytyjski pisarz przyzwyczaił swoich fanów. Gorące piaski pustyni połączone z różnorodnymi sposobami rządzenia poszczególnymi krajami to coś, co można nazwać tchnieniem nowości w Świecie Dysku. Nawet jeśli to tchnienie pochodzi z gorącej patelni pełnej żółwi, jaszczurek, węży oraz Pomniejszych Bóstw.

Łączna ocena: 8/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz