wtorek, 13 sierpnia 2019

„Fraktalny książę” – Hannu Rajaniemi

„Fraktalny książę” – Hannu Rajaniemi
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Hannu Rajaniemi
Tytuł: Fraktalny książę
Wydawnictwo: MAG
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Stron: 308
Data wydania: 30 września 2017


Całkiem niedawno rozpocząłem trylogię Jean le Flambeur, „utalentowanego” złodzieja, którego reputacja wyprzedza jego osobę. Pierwsze wrażenie nie było zbyt dobre – „Kwantowy złodziej” nawet jak na hard sci-fi był nieco zbyt… hard. Zwłaszcza na samym początku. Sama historia wyglądała jednak na ciekawą, a świat stworzony przez autora intrygował, więc nie chciałem zbyt długo czekać z sięgnięciem po drugi tom. Jestem już po lekturze „Fraktalnego księcia” i mogę na pewno z czystym sumieniem napisać, że jest lepiej. Czy to jednak oznacza, że jest dobrze? Tutaj sprawa jest dyskusyjna, jednak aby lepiej to zrozumieć, muszę rozbić tę powieść na kilka części i potraktować je w pewnym sensie jako osobne byty.

Jean le Flambeur nie ma zbyt wiele czasu. Nigdy go nie miał, chociaż jednocześnie ociekał nim wręcz nieprzyzwoicie. Ma niewiele czasu na rozprawienie się z pewnym pudełkiem. Niewiele czasu na uratowaniu statku. Niewiele czasu na próbę przeżycia. Niewiele czasu na dotarcie na Ziemię, gdzie jego los splącze się z pewną rodziną, niekoniecznie jego. Czas we wszechświecie to pojęcie względne, zwłaszcza dla technologii sobornosti, która za nic ma takie pojęcia jak czas, ciało czy materia. Zanim jednak Jean osiągnie swoje cele – swoje oraz jego wybawczyni i wspólniczki, Mieli – minie dużo czasu, którego tak naprawdę złodziej nie ma ani trochę.

Tym razem mamy do czynienia z dwutorową narracją – możemy obserwować poczynania znanego nam już złodzieja, podróżującego z Mieli na statku o pięknej nazwie Perhonen, oraz wydarzenia dziejące się w zupełnie nowym miejscu. Mieście zwanym Sirr, osadzonym w samym środku pustyni, w którym największym zagrożeniem jest dziki kod, a sojusznikiem i wrogiem Sobornosti. Cały czas nie do końca wiem czym jest Sobornosti (chociaż koncepcję zoku mniej więcej ogarnąłem) i szkoda, że tak naprawdę nie jest to jasne przez bardzo długi czas. Trudno też dojść do jakichś sensownych wniosków w przypadku wielu innych elementów świata stworzonego przez autora – Hannu Rajaniemi trochę zbyt ubogo dzieli się szczegółami dotyczącymi tego, o czym pisze.

„Zaybak milczał przez długi czas, tak długi, że Tawaddud pomyślała, że rozgniewał się i opuścił ją na zawsze. Ale potem zaczął mówić, cichym głosem opowiadacza”.

Niestety to jest wciąż ogromny minus tej trylogii. Dość często bywa tak, że więcej szczegółów dotyczących danego świat przedstawianych jest w drugim tomie. Pierwszy traktowany jest jako wstęp, krótkie przedstawienie tego, z czym będziemy mieć do czynienia przez resztę cyklu. Mniej więcej tak to wyglądało w „Kwantowym złodzieju” – chociaż świat wykreowany przez pisarza wydaje się być o wiele bardziej skomplikowany niż przeciętny świat w literaturze fantasy – zapowiedź czegoś wielkiego, połączona z przedstawieniem ogólnej problematyki. No cóż, coś wielkiego rzeczywiście się pojawiło. Dalej jednak operujemy w obszarze niewiadomych, niewyjaśnionych szczegółów (oraz ogółów), braku definicji, słowników czy nawet krótkich opisów. Ciężko się też domyślić z kontekstu czym jest opisywana rzecz, gdyż… kontekstu zwyczajnie nie ma…

Mega robotę za to robi we „Fraktalnym księciu” Sirr i wszystko co dotyczy historii dwóch sióstr w pustynnym mieście. Szczerze powiem, że ja bardzo chętnie bym przeczytał osobny cykl osadzony jedynie w tym świecie. Świetne połączenie futurystycznej wizji „kwantowego” świata (jakkolwiek by ten zwrot nie bolał osób technicznych) połączonego ze starymi tradycjami pustynnymi znanymi choćby z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy. Świat wezyrów, alladynów, dżinów, pustynnych wojowników, pałaców z piasku osadzony w zdominowanym przez elektronikę i żyjący niemalże kod uniwersum. Coś pięknego. Hannu Rajaniemi może i średnio sobie poradził z przedstawieniem świata „w kosmosie”, ale Sirr wyszła mu niesamowicie. O dziwo dość szybko można załapać o co mniej więcej chodzi w zwyczajach, podziałach (zarówno społecznych jak i politycznych) miasta oraz używanej terminologii (chociaż również jest pełna neologizmów wynikających z futurystycznej wizji autora). A do tego samo połączenie dwóch wydawać by się mogło kompletnie różnych światów – majstersztyk!

„Dla wojmózgu pachnie to raczej Krainami kwantowych śmieci niż wirtem Sobornosti. Podobnie jak wielu jego kopiobraci woli fizykę i ciało, pamięć o brutalności wojny jako demonstrację szacunku dla Pierwszych”.

Ciężki orzech do zgryzienia mam w przypadki postaci. Świetnym aspektem jest to, że niemalże żadna postać nie jest jednoznacznie dobra lub zła. Niby mamy jednoznacznie wskazanych antagonistów, ci jednak po lepszym ich poznaniu wcale niekoniecznie wydają się być „tymi złymi”. Mamy antybohaterów, którzy nie wiadomo do końca po czyjej są stronie – dobra czy zła. Mamy również drugo- oraz trzecioplanowe postacie, o których możemy powiedzieć dokładnie to samo. Jest też jedna druga strona medalu, ta gorsza – nawet główni bohaterowie nie mają jednoznacznie określonej osobowości i charakterów, nie mają również jasno wyrażonych poglądów, których się trzymają. Jean co prawda w wielu miejscach podkreśla, jak ważne dla niego jest dotrzymanie słowa, ale oprócz tego nie widać po nim żadnego kodeksu czy innego zbioru zasad, według którego postępuje. Inni bohaterowie potrafią również podejmować sprzeczne z ich dotychczasowym zachowaniem decyzje. 

Jak widać „Fraktalny książę” wydaje się być lepszą książką niż pierwsza część tej trylogii, chociaż wciąż do perfekcji jej dużo brakuje. Przede wszystkim brak wyjaśnienia najważniejszych zasad, według których działa polityka (i jak jest zbudowana) w całym świecie niezbyt współgra z fabułą, która jednoznacznie wchodzi w tę politykę bardzo głęboko. Na horyzoncie widać jakieś sensowne rozwiązanie tego wszystkiego, ponieważ autor uchylił rąbka tajemnicy i przedstawił chociaż częściową historię niektórych istotnych osób, ale to wciąż za mało, żeby w pełni zrozumieć co się czyta. Świetnym wątkiem jest Sirr wraz z pustynią dzikiego kodu okalającą całe miasto oraz niejednoznaczne osadzenie moralne większości postaci. Czytało mi się drugi tom o wiele lepiej i mam nadzieję, że autor zachował tendencję wzrostową w jakości – w końcu przede mną jeszcze trzeci, ostatni tom.

Łączna ocena: 7/10



Cykl "Jean le Flambeur"

Kwantowy złodziej | Fraktalny książę | Przyczynowy Anioł


0 komentarze:

Prześlij komentarz