poniedziałek, 20 stycznia 2020

Korekta na blogu, czyli LanguageTool najlepszym przyjacielem

Źródło: Lamguagetool
Ile razy zdarzyło się Wam, że ktoś na blogu lub w social mediach zwrócił Wam uwagę na jakiś błąd, który popełniliście? Ewentualnie sami go zauważyliście po czasie? Mnie się to zdarzało (i w sumie zdarza cały czas) regularnie. A to źle przecinek postawiony, a to kiepsko sklejone stylistycznie zdanie, a to jakiś inny, nieznany mi problem (jak błędnie użyte sformułowanie – swoją drogą polecam Niekulturalny Codziennik Językowy u Kasi na jej Instagramie!). Nie przejmuję się tym zbytnio, bo wiem doskonale, że nie da się napisać idealnego tekstu za pierwszym razem. Takiego pozbawionego błędów, idealnego stylistycznie i gramatycznie i w ogóle. Po prostu jest to niemożliwe – inaczej zawody korektorów oraz redaktorów byłyby zbędne. Rzeczywistość jest taka, że nie tylko nie są zbędne, ale bardzo potrzebne, co udowadnia coraz większa liczba blogów (mówimy oczywiście o bardzo poczytnych blogach, które zarabiają na siebie), które korzystają z ich usług.

Co jednak zrobić, kiedy jest się maluczkim człowieczkiem, który po prostu pisze dla przyjemności, nie ma wielkich zasięgów i nie monetyzuje swojej pracy? Wiecie, prowadząc blog o książkach, raczej wypada posługiwać się w miarę poprawną polszczyzną. Nie każdego jednak stać na wysyłanie każdego swojego wpisu do korekty. Można oczywiście samodzielnie sprawdzić swój tekst, który odleży co najmniej dwadzieścia cztery godziny od jego napisania (niestety nie widzimy na bieżąco swoich błędów i jest to całkiem naturalne), ale można też się wspomóc narzędziami do tego celu stworzonymi. Zwłaszcza że jeśli nie wiemy, że coś jest błędem, to przecież tego nie poprawimy! Właśnie dlatego chcę Wam przedstawić narzędzie, które – całkowitym przypadkiem – poznałem parę miesięcy temu – LanguageTool!

Co to właściwie jest, a po co to, na co?

Kiedy napisałem, że poznałem je przypadkiem, nie jest to wcale kłamstwem, ani żadnym przeinaczeniem. Podczas którejś z rozmów z Thomasem Arnoldem, dotyczącej jego najnowszej książki – „Legendy Archeonu. Nocne Słońca” – autor podesłał mi przypadkiem właśnie to narzędzie. Ja tam zawsze w takich przypadkach nadstawiam uszu, popytałem, pogadaliśmy na jego temat, przetestowałem i zostałem. Jest naprawdę mega – załatwia kwestię wstępnej korekty wspaniale. Wątpię, żeby zastąpiło żywego korektora (a już na pewno nie da rady zastąpić redaktora), ale na takie nasze, blogowe potrzeby jest po prostu wspaniałe. Umie nie tylko wyłapać tak proste rzeczy, jak literówki czy błędną interpunkcję, ale również wskazuje niepoprawne konstrukcje gramatyczne, stylistyczne, podpowiada, jak powinno brzmieć konkretne zdanie oraz wskazuje, jak dane wyrażenie powinno brzmieć poprawnie. 

Zapewne w moich postach znawca języka polskiego znajdzie mnóstwo błędów oraz rzeczy, które można poprawić, jednak dzięki Language Toolowi nie popełniam mnóstwa dość podstawowych błędów. Każdy z moich wpisów przechodzi przez jego tryby, dosłownie każdy. Zajmuje to dodatkowe… może z pięć minut na post. Może nawet mniej – w zależności od tego, ile problemów zostanie znalezionych oraz ile wyjątków będę musiał dodać (w końcu nazwiska autorów to niekoniecznie błędy do poprawy, prawda?). W każdym razie zobaczcie po prostu jak z tego korzystać i sami oceńcie – a gorąco polecam!

To z czym to się niby je?

LanguageTool to aplikacja webowa, która udostępnia nie tylko witrynę, w której można sprawdzać pisownię (i to w kilku językach!), ale również dodatki do przeglądarek czy choćby Google Docs. Osobiście korzystam z jedynie dwóch… form tej aplikacji, o których mogę napisać parę słów:
  • aplikacji webowej na oficjalnej stronie,
  • dodatku do Google Docs.

Najprostsza w użyciu jest oczywiście aplikacja webowa dostępna pod adresem https://languagetool.org. Aplikacja występuje w trzech wersjach:
  • bezpłatnej,
  • premium,
  • enterprise.

Ja oczywiście korzystam z tej bezpłatnej, ponieważ w zupełności wystarczają mi jej ograniczenia, a są nimi:
  • max. 20 000 znaków sprawdzanych jednocześnie,
  • brak dodatku do Microsoft Word,
  • brak dodatkowych metryk błędów dla języków angielskiego oraz niemieckiego,
  • brak dostępu do API.

Na co dzień i tak korzystam prywatnie z Google Docs, a dodatek pozwalający na sprawdzanie pisowni w Dokumentach Google wchodzi w skład tej bezpłatnej wersji, więc po co mi płatna wersja? Przeciętna opinia też u mnie nie przekracza 20 000 znaków ze spacjami (chyba nigdy nawet do tak niebotycznego poziomu nie dojechała), więc tym bardziej w zupełności mi to wystarczy.

Chcę tylko użyć strony, co mam zrobić?

Jeśli nie korzystasz/nie chcesz instalować dodatku do Google Docs i wystarczy Ci jedynie strona, to korzystanie z niej jest banalne. Od razu po wejściu na stronę tego narzędzia dostaniesz taki oto ładny ekran:


Tutaj wystarczy wrzucić swój własny tekst, kliknąć „Sprawdź tekst” i to wszystko! Po chwili mielenia narzędzie wypluje z siebie wskazówki, na które wystarczy kliknąć i zobaczyć cóż nam radzi.

Lubię dodatki, dej dodatek do Google Docs!

Nie będę przeprowadzał Was przez proces instalacji, bo tutaj w sumie nawet nie ma przez co przeprowadzać. Na tej samej stronie LanguageToola, na której możecie sprawdzać pisownię, w górnym menu wystarczy odnaleźć „Dodatki” i tam wybrać „Google Dokumenty” (<--- albo kliknąć w link).


Tutaj strona poprowadzi nas do odnośnika do GSuite Marketplace, gdzie możemy zainstalować jednym kliknięciem dodatek. 

⚠️UWAGA! ⚠️Dodatki do Google Docs nie lubią wieloprofilowości. Jeśli w obrębie jednej przeglądarki posiadasz kilka kont Google i między nimi się przełączasz, to mogą pojawić się problemy z prawidłowym działaniem dodatku. W moim przypadku rozwiązaniem jest utworzenie w Google Chrome osobnego profilu pod jedno, konkretne konto Google i korzystanie z niego podczas pisania. Mała upierdliwość, ale jestem i tak do niej przyzwyczajony z zawodowych względów.

Po zainstalowaniu dostęp do dodatku i sprawdzania pisowni będziecie mieli w górnym menu edytowanego dokumentu, w „Dodatki” -> „Grammar and Spell Checker – Language Tool”. Możecie wybrać zarówno cały dokument do sprawdzenia, jak i jedynie jego fragment.


Przemielenie tekstu również zajmie dosłownie chwilę i Waszym oczom ukaże się dodatkowy panel z prawej strony, który wypunktuje Wam wszystkie problemy, które zostały znalezione, wraz z sugestiami, jak je rozwiązać. Spójrzcie, proszę, na poniższe zrzuty ekranu, które przedstawiają właśnie przykładowe problemy znalezione w trakcie skanowania jednego z moich wpisów.











Jak widzicie na zrzutach, konkretne reguły możecie całkowicie wyłączyć dla wszystkich Waszych dokumentów lub zignorować jedynie w aktualnie sprawdzanym dokumencie. Poza tym możecie oczywiście dodać coś do słownika, jeśli LanguageTool stwierdzi, że jakieś słowo jest błędem (chociaż nim nie jest).

A co to tam ma w swoich bebechach?

A dla bardziej zainteresowanych osób, które lubią wiedzieć, jak coś działa, mam dobrą wiadomość! Kod całej aplikacji dostępny jest na GitHubie i nawet możecie sobie odpalić swoją własną wersję na własnym serwerze (jeśli nie wiesz, o co chodzi, to po prostu pomiń ten akapit)! Kod projektu znajduje się o tutaj: https://github.com/languagetool-org/languagetool.

Natomiast nie lada gratką dla językoznawców może być spis wykorzystywanych reguł, czyli jak to z językowego punktu widzenia działa. Tutaj jest spis z filtrami dla języka polskiego: https://community.languagetool.org/rule/list?lang=pl. W tym samym miejscu dostępny jest również szczegółowy „raport” z tego, w jaki sposób narzędzie analizuje zadany tekst – możecie wrzucić swój i sami zobaczyć, co to ma pod maską i w jaki sposób doszło do takich, a nie innych wniosków.

Gorąco polecam i jeśli tylko macie jakiekolwiek pytania – śmiało walcie! Postaram się odpowiedzieć na tyle, w jakim stopniu będę umiał!


0 komentarze:

Prześlij komentarz