poniedziałek, 7 grudnia 2020

„Ja, potępiona” – Katarzyna Berenika Miszczuk

Źródło: Lubimy Czytać

Autor:
Katarzyna Berenika Miszczuk
Tytuł: Ja, potępiona
Wydawnictwo: W.A.B.
Stron: 416
Data wydania: 28 października 2020

Jak się powiedziało „A”, to powinno się też powiedzieć „B”, prawda? Ja „B” już powiedziałem paręnaście dni temu, a teraz przyszedł czas na „C”, czyli trzecią już część cyklu o Wiktorii Biankowskiej, czyli „byłej diablicy, niedoszłej anielicy”, jak ona sama lubi siebie określać. Przede mną jeszcze jeden (na tę chwilę) tom, czyli „Ja, ocalona”, a po przejściu przez trzecią część jestem bardziej pozytywnie nastawiony na następną, niż miało to miejsce przy pierwszych dwóch tomach. Jestem pozytywnie zaskoczony i muszę przyznać, że mimo niewielkiego w gruncie rzeczy odstępu między drugą a kolejną powieścią, pojawiła się duża poprawa. Ewentualnie ja po prostu już przywykłem do pewnych niuansów prozy autorki!

Piekło, jakie jest, każdy wie. W każdym razie każdy, kto do niego trafił. Wiktoria już odwiedziła zarówno Niższą Arkadię, jak i samo Niebo, w obu uzyskując w pewnym sensie obywatelstwo. Poruszanie się między Zaświatami to wyjątkowy przywilej, którego nie mają ani diabły, ani aniołowie. Wiktoria może więc się cieszyć ze swojego szczęścia. No, mogłaby się cieszyć, gdyby jednak nieszczęśliwym zrządzeniem losu (o imieniu Beleth) nie trafiła do Tartaru. Stamtąd jak do tej pory nie uciekła żadna potępiona dusza. Jednak do tej pory nie było tam Wiktorii, więc wszystko się może zmienić…

„– Boże przenajświętszy, to wy! – zawołał [Gabriel].
Nie miał jednak zbyt wiele czasu, by zdumieć się porządnie. Szatan zerwał się na równe nogi, zrzucając na ziemię talerz pełen eklerek, i krzyknął, pokazując palcem na Archanioła:
– HA!!! Użyłeś nadaremno!”

Przyznać muszę, że to właśnie w tym tomie po raz pierwszy w całym cyklu miałem momenty w stylu „no dobra, jeszcze tylko do końca tego rozdziału i idę spać”. Serio, autorka bardzo fajnie poprowadziła wiele akcji i sprawiła, że pomiędzy poszczególnymi rozdziałami pojawiła się nutka niepewności oraz tajemnicy. Takiej, wiecie, zachęcającej, niewymuszonej. Jest to w sumie dość klasyczny manewr, połączony z przeplataniem miejsca akcji oraz bohaterów, dzięki czemu nie można się doczekać kolejnego rozdziału, a z kolei po lekturze obecnego chce się dowiedzieć, co dalej będzie się działo w ostatnim… No i tak w kółko. Dzięki temu książkę bardzo szybko się czyta, dużo szybciej niż jej poprzedniczki.

Trochę mnie niestety zakończenie rozczarowało – wszystko zadziało się zdecydowanie zbyt szybko. Nie do końca byłem w stanie nadążyć za zmianami, jakie się pojawiały oraz za sposobami rozwiązania nietuzinkowego problemu, który w pewnym sensie znowu Wiktoria wygenerowała. Dość mocno naciągane (tak bardzo, jak rajstopy na arbuza) było też zachowanie głównej antagonistki, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę jej dość logiczne rozumowanie przez całą poprzednią część książki. No, a do tego jeszcze wrodzoną wręcz podejrzliwość. Można więc było to o wiele lepiej rozwiązać.

„Biada nam. Socjopata napalił się na socjopatkę. To może skończyć się rzezią, kiedy trzecia socjopatka, właścicielka wcześniej wspomnianego socjopaty, się o tym dowie”.

Zdecydowanie za to podoba mi się pomysł, w którym zmierza dalej cała historia paczki… diabelskich przyjaciół (?), o ile mogę tak to nazwać. Z jednej strony wydawać by się mogło, że nic gorszego i dziwnego się już stać nie może, wszak widzieliśmy już dosłownie wszystko, jednak chyba w czwartym tomie czeka coś jeszcze bardziej absurdalnego! Na całe szczęście faktycznie w trzecim tomie poziom absurdu jest dostosowany dość sensownie i można faktycznie nazwać tę książkę w pewnym sensie pastiszem, a nie przerysowanym światem z bohaterami bardziej żenującymi, niż prześmiewczymi. Jeśli jeszcze ilość pseudoromantyzmu zostałaby zmniejszona do minimum, to byłbym naprawdę rad…

Dużo lepsza część niż poprzednie dwie, chociaż wciąż to i owo jest do poprawy. Przygody Wiktorii i Beletha są już jednak na wyższym poziomie niż dotychczas, a cały świat nie jest już taką karykaturą krzywego zwierciadła. Nie wiem, czy warto przedzierać się przez „Ja, diablica” oraz „Ja, anielica”, żeby tu dotrzeć, ale wiele wskazuje na to, że w czwartym tomie będę mógł spróbować odpowiedzieć na to pytanie. Zwłaszcza że obecnie opisywana powieść wydana została w 2012 roku, a więc osiem lat twórczości Katarzyny Bereniki Miszczuk temu. Mam więc cichą nadzieję, że poprawa jakości wręcz uderzy mnie w twarz i będę mógł z czystym sumieniem napisać, że to jest to, na co czekałem przez jakieś 1200 stron poprzednich tomów.

Łączna ocena: 6/10




Za możliwość przeczytania dziękuję




Cykl „Wiktoria Biankowska’

0 komentarze:

Prześlij komentarz