poniedziałek, 21 września 2015

"Poza sezonem" - Jørn Lier Horst

Źródło: Lubimyczytac
Autor: Jørn Lier Horst
Tytuł: Poza sezonem
Wydawnictwo: Smak Słowa
Tłumaczenie: Milena Skoczko
Stron: 352
Data wydania: 9 września 2015


Norwescy pisarze już od dłuższego czasu świętują triumf na polskim rynku literackim - czytelnicy z chęcią sięgają zwłaszcza po kryminały, które wyszły spod pióra między innymi Jørna Liera Horsta (mam nadzieję, że dobrze odmieniłem). Niedawno miałem okazję sam spróbować próbki twórczości Jo Nesbø w postaci dziesiątego tomu przygód komisarza Harry'ego Hole'a pt. "Policja", który bardzo przypadł mi do gustu. Po przeczytaniu "Poza sezonem" zaczynam rozumieć fenomen norweskich pisarzy i ogromne zainteresowanie ich twórczością. Może "Poza sezonem" nie było w mojej opinii aż tak spektakularne jak wspomniana już "Policja", jednak w rzeczy samej jest to kawał dobrego kryminału, który warto przeczytać. Na pewno "Poza sezonem" utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto zainwestować w książki z "kraju wikingów" - Horst z pewnością znajdzie się w mojej biblioteczce.

Spokojna, leśna okolica pełna domków letniskowych przeżywa bardzo nieprzyjemny czas. Nie dość, że dotknęła ją fala włamań i kradzieży, to na dodatek w domku należącym do znanego prezentera telewizyjnego znaleziono zwłoki. Jeśli do worka nieszczęść dorzuci się jeszcze powiązania narkotykowe oraz nagłą falę martwych ptaków co chwilę spadających z nieba, to otrzyma się bardzo trudną do rozwikłania zagadkę dla miejscowej policji. William Wisting stanie jednak na wysokości zadania i spróbuje doprowadzić sprawę do końca.

Dzielę kryminały na kilka rodzajów - nie licząc kiepskich kryminałów, nieodkrywczych kryminałów czy nie-kryminałów istnieje również podział dobrych kryminałów. Jednym z kryteriów podziału jest szybkość akcji i charakter tajemnicy kryminalnej. Szybkości oczywiście nie trzeba wyjaśniać - albo akcja płynie wartko, jest błyskawiczna i ciągle zaskakuje, albo idzie swoim tempem. W przypadku charakteru główny podział wynika z zastosowanej przez pisarza polityki - czy woli do samego końca trzymać czytelnika w niepewności czy woli zastosować trudny do wykonania manewr oskrzydlający - niby wiesz w miarę wcześnie kto zabił i co się stało, ale do samego końca nie ma pewności czy coś się po drodze nie wydarzy dziwnego. "Poza sezonem" mogę zaliczyć do kategorii "wolnych - wiadomych", czyli wszystko płynie sobie powoli, a do tego w miarę szybko znamy teoretyczne rozwiązanie - kto zabił, dlaczego, po co, na co, z kim, kiedy. W moim mniemaniu jest to bardzo trudna forma do wykonania, ale Horstowi się udała. 

Tempo nadane akcji nie denerwuje, wręcz przeciwnie - dzięki niemu nie patrzymy gorączkowo na ilość stron, które pozostały nam w zwartym pliku do końca książki. Skupiamy się jedynie na czytaniu i czerpiemy z tego przyjemność. Pierwszych kilkanaście stron w moim odczuciu wyszło aż za wolno i niektóre sceny były trochę pourywane - przyznam szczerze, że obawiałem się, że taka będzie cała książka. Na szczęście albo to była lekka tylko wtopa pisarza, albo po prostu sam tak to odczułem. W każdym razie później każda kolejna strona zachęcała do czytania, chociaż nie przykuwała pełni uwagi nakazując zostać przy książce, choćby się waliło czy paliło.

Sprawa "rozwiązuje się" nie na ostatnich stronach lecz wcześniej - mimo to autor poprowadził akcję tak, że człowiek chce poznać jej dokładne zakończenie. Nie jest to wyłożenie kart na stół zbyt wcześnie, które doszczętnie niszczy kryminał, tylko w pełni świadome (a przynajmniej takie się wydaje) kierowanie bohaterami i wodzenie czytelnika za nos - jak to się zakończy, czy ktoś się nie pojawi, czy to oby na pewno jest tak jak myślę, a może coś zostało ominięte, a może to, a może tamto... Trochę niewiadomych pozostaje i w 100% pewnym nie można być aż do samego końca. Osobiście lubię takie kryminały, gdyż pozwalają mi się oderwać od książki i wykonać jakieś obowiązki. :) W niektórych miejscach autor mógł nieco akcje zagęścić a w innych zwolnić (w kilku miejscach aż by się chciało mniejszych przeskoków), jednak jeśli ktoś czyta tylko po to, żeby czytać, bez świadomości wydania później opinii czy opisania wrażeń, nie powinien zwrócić na to uwagi - cała reszta rekompensuje te "niedoskonałości".

Niewątpliwą zaletą książki jest spojrzenie autora na kontrast pomiędzy bogatą Norwegią, a biedną Litwą. Ukazał Wilno nie tylko w świetle pięknej stolicy małego kraju z tradycjami, który kiedyś - na wespół z Polską w Unii Lubelskiej z 1569 roku tworząca Rzeczpospolitą Obojga Narodów - był potężną monarchią sięgającą swoimi ziemiami aż do Morza Czarnego. Pokazał również ten gorszy, wszechobecny w dzisiejszych czasach obraz nędzy i rozpaczy, biedoty, chorych, drobnych złodziejaszków, prostytutek oraz narkotyków. W pewnym sensie może to być usprawiedliwienie przez autora tego nagłego wzrostu przestępstw popełnianych w Norwegii przez kraje Europy Wschodniej od momentu otworzenia granic, głównie za sprawą strefy Schengen, do której Litwa weszła w 2007 roku.

"Miał przed sobą nowy europejski plac dla bogatych. Ale wzrost ekonomiczny nie dotyczył wszystkich. Rozwarstwienie społeczne łatwiej było zauważyć po zapadnięciu zmroku. Jawna prostytucja i bieda, a tuż obok zamożni mężczyźni wysiadający z drogich samochodów w towarzystwie długonogich blondynek."

Pochwalić należy wydawnictwo za dobrą korektę - ostatnio plagą są literówki mnożące się w książkach jak grzyby po deszczu. W starszych pozycjach tego nie uświadczyłem, jednak obecnie nawet duże firmy potrafią nagromadzić baboli takich jak zjedzone literki, brak spacji między wyrazami czy wręcz ucięte końcówki całych zdań (sic!). Wydawałoby się, że nie powinno się specjalnie wyróżniać wydawnictwa za coś, co należy do ich obowiązków, ale patrząc po tym, co aktualnie dzieje się na rynku wydawniczym, mimo wszystko zaznaczę ten fakt. Dla mnie jest on dość istotny, zwłaszcza że egzemplarz, który posiadam nie jest egzemplarzem ze sprzedaży. Nie znam co prawda dokładne cyklu życia książki od rękopisu do wystawienia w księgarni, ale zakładam, że efekt kompletnie końcowy powinien być najbardziej dopracowany ze wszystkich.

"Poza sezonem" okazuje się być więc dobrym kryminałem - na pewno takim, który śmiało można polecić wszystkim, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z norweską twórczością literacką. Dużą zaletą pod tym kątem jest fakt, że nie trzeba znać poprzednich tomów jeśli chce się sięgnąć po ten (swoją drogą i tak w Polsce ukazują się w odwrotnej kolejności). Nie jest to może majstersztyk w swojej klasie, ale z pewnością wart jest uwagi - nawet dużej dawki uwagi. :)

Łączna ocena: 7/10

Książka bierze udział w wyzwaniach:


Za możliwość przeczytania dziękuję:




Cykl "William Wisting"

14 komentarzy:

  1. Ło stary, dawno tu u Ciebie takiej mięsistej recki nie widziałem. Rozpisałeś się jak diabli. :) To druga pozytywna opinia wśród znajomych blogerów, więc trzeba się tą książką zainteresować. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzę z założenia, że jeśli jest o czym pisać to piszę - jeśli nie ma to piszę mniej. :) Nie wiem czy czytałeś moją opinię o "Silmarillionie" - o nim ludzie peany dosłownie piszą. Ja nie miałem słów, aby go opisać, więc użyłem bardzo małej liczby słów. :) Zerknij, polecam!

      Usuń
    2. Nie śledziłem chyba jeszcze Twojego bloga, jak pisałeś o "Silmarillionie", a za mało czasu jest na przeglądanie wszystkiego wstecz. Ale zajrzę. W każdym razie tu byś mnie w sumie nie zdziwił, bo to mitologia, o której można się rozwodzić jak przy Greckiej, czy Rzymskiej. Ale ja się oczywiście nie czepiam, żeby nie było. Dobra rekcja. :)

      Usuń
    3. Jakby nie patrzył to jeszcze 2014 rok, tak że jeszcze chwila i będzie rok od tamtej "opinii". :) Jak widzisz "mała liczba słów" nie była ironią. :P

      Usuń
    4. Muszę przyznać się bez bicia, że czytałem powyższego posta chyba rozkojarzony jakiś, bo źle się zrozumiałem. Zrozumiałem, że sam napisałeś pean sporych rozmiarów - w czy tkwiła lekka, życzliwa ironia, bo tak naprawdę napisałeś niewiele. Stąd mój komentarz tam, że mnie wykiwałeś. :) Wybacz. ;) Nawiązując jednak to małej liczby słów, ja nie rzadko tak mam, że coś mnie zachwyci i mam miliony myśli i zachwytów w głowie, które mógłbym wywalać z siebie salwami jak z karabinu, a jak mam to zbić w całość i przelać na recenzje, to nie idzie tego tak treściwie i logicznie wyłożyć. Paradoksalnie o "Silmarilionie", który ma mnóstwo wątków, o których mógłbym napisać, też miałbym pewnie cholerny problem, by oddać "ducha" tej książki, by czytelnicy mojej recenzji zrozumieli, o czym jest książka i co ja im chcę przekazać. Tak bywa. Jednak zauważyłem, że w miarę systematycznego pisania recenzji od roku, jak zacząłem prowadzić swojego bloga i się do tego przykładać, te pisanie idzie jednak nieco lepiej. :)

      Usuń
    5. Oj tam, szczegół. :P W sumie to jak z każdą umiejętnością - im częściej się coś robi, tym bardziej się to naturalne staje. Pisarze teoretycznie też z książki na książkę coraz lepiej piszą - widać to zwłaszcza pomiędzy debiutami i kolejnymi pozycjami w wielu przypadkach. :)

      Usuń
    6. Masz rację, ale można unikać np. niektórych tematów i ograniczać się do pisania na ich temat bardzo rzadko, co jest zawsze uciążliwe wtedy. Ale to takie tak filozoficzne pierdzielenie. Ogółem te recenzowanie idzie do przodu, widać progres. Jak tak patrzę na LC 2-3 wstecz, to widzę masę błędów, a jak sięgnę pamięcią jeszcze do szkoły, kiedy się pisało wypracowania z polskiego to normalnie - debil. :D Rozwój jest potrzebny. :)

      Usuń
  2. Po pierwsze lecisz jak burza z recenzjami ;)
    Dwa czytałam "Jaskiniowca" tego samego autora, ale lektura jakoś mnie nie porwała, długo się przeciągała, ale dałabym autorowi szansę jeszcze raz, bo tę książkę dużo osób zachwala :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, jak burza, trzecia dopiero w tym miesiącu... :P

      Nie wiem jak z resztą twórczości Horsta, na pewno sięgnę po nią, chociaż widziałem, że "Poza sezonem" ma chyba najlepsze opinie. Mimo wszystko mnie zachęcił. :)

      Usuń
  3. Ja, jak już wiesz, jestem zachwycona tą książką. ;) Zupełnie nie przeszkadzało mi tempo, no i naprawdę przyjemnie się czytało ten kryminał. A co do korekty - fakt, to ostatnio plaga, ale myślę sobie, że skoro Smak Słowa aspiruje do bycia bardzo dobrym i bardzo selektywnym wydawnictwem nie produkującym byle czego, to oczekuję od nich takiego właśnie standardu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to chyba mam zbyt wysokie wymagania, bo oczekuję takiego standardu od każdego wydawnictwa, które zarabia na wydawaniu książek... :P

      Usuń
  4. Nie radzę wydawać tej książki na Litwie, bo nie polubią tam tego autora. Moja recenzja ukaże się na dniach, jestem zadowolona z lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, chociaż kilka słów o Polsce w niekoniecznie miłym akcencie się też pojawiło - zależy od podejścia czytelnika. :P

      Usuń
  5. Znaczy trzeba mieć na uwadze:))))

    OdpowiedzUsuń