wtorek, 6 listopada 2018

„S.N.U.F.F.” – Wiktor Pielewin

„S.N.U.F.F.” – Wiktor Pielewin
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Wiktor Pielewin
Tytuł: S.N.U.F.F.
Wydawnictwo: Psychoskok
Tłumaczenie: Aleksander Janowski
Stron: 438
Data wydania: 3 października 2018



Proza Wiktora Pielewina nie należy do najprostszych w odbiorze – tak rzeczą opinie. Po moim ostatnim spotkaniu z twórczością tego autora, zgadzam się w stu procentach. „Miłość do trzech Zuckerbrinów” było wymagającym tytułem, ale jednocześnie bardzo treściwym i zmuszającym do myślenia. Pomimo tego, że wśród książek, które czytam, dominuje fantastyka oraz kryminał, to jednak lubię przeczytać również coś ambitnego, co poruszy moje szare komórki do czegoś więcej niż czerpania prostej przyjemności. Liczyłem więc na to, że „S.N.U.F.F.” mi to zapewni, i to na dodatek w postaci powieści, którą można w pewnym sensie pożenić z tym, co czytam na co dzień. Nie przeliczyłem się, chociaż z tym pożenieniem to bym chyba jednak nie szarżował.

Od lat ludzie toczą wojnę z Orkami – tak im bliskimi, a tak dalekimi. Technicznie rozwinięte Bizancjum (lub Big Biz, jak kto woli) unosi się dumnie nad Urkainą, którą zamieszkują Orkowie. Już ponad dwieście wojen zostało zorganizowanych z niesamowitą precyzją, a we wszystkich udział brali podniebni piloci z kamerami, nagrywający snuffy, czyli krótkie filmiki, którymi karmią się masy. Bogaci, wspaniali, niesamowici, elita z elit. Tną powietrze równie ostro jak Orków. Na wszystko spogląda Manitu, który – mimo różnic między rasami – wyznawany jest przez obie strony konfliktu, to zsyła wojnę jako karę i pokój jako nagrodę.

„Z mężczyznami to nie wygląda tak okropnie. W końcu rodzaj męski jest i tak dostatecznie brzydki sam z siebie – za całe piękno wystarcza mu, jak to się mówi, testosteron i portfel”.

Twórczość Wiktora Pielewina zdecydowanie nie jest prosta. Warto o czym przypominać dość często, aby przypadkiem nie wziął się za nią czytelnik, który chce tylko prostej rozrywki. Nie otrzyma jej. „S.N.U.F.F.” to miejsce pełne analogii, porównań, metafor i aluzji. Najlepiej to widać w przypisach tłumacza, Aleksandra Janowskiego (który swoją drogą wykonał naprawdę tytaniczną pracę, chapeau bas), które zawierają krótkie ale treściwe wyjaśnienie niektórych z nawiązań autora do wydarzeń lub osób ze świata współczesnego lub historii. Cały świat stworzony przez Wiktora Pielewina to nic innego jak bardzo pokrzywiona karykatura współczesnego świata, która zawiera mnóstwo prześmiewczych porównań oraz zhiberbolizowanych stereotypów.

Całość rozpatrywana jest z dwóch perspektyw – jednego z asów Bizancjum, przedstawiciela Big Biza, który zdecydowanie należy do czegoś w rodzaju klasy wyższej. Jest pilotem kamery kręcącej snuffy (można to uznać za odpowiednik virala lub po prostu krótkiego filmu wrzucanego na portale społecznościowe), uznawane w świecie stworzonym przez Pielewina za coś w rodzaju świętego odłamka. Zarówno same snuffy, jak i cała technologiczno-duchowa otoczka stworzona wokół nich to ponownie jeden wielki zlepek analogii i metafor. Większość z nich pełna jest absurdu tak groteskowego, że czasem aż ciężko jest odebrać go na poważnie. Można powiedzieć, że podczas lektury „S.N.U.F.F” człowiek zaczyna się zastanawiać nad poprawnymi definicjami słów „satyra” oraz „groteska” oraz w jaki sposób umiejscowić tę powieść na diagramie zawierającym oba te słowa.

„Dlatego jeżeli w kinie jakiś naród stale ukazywano jako morderców i zboczeńców, to w rzeczywistości stawało się to wiadomościami, mimo że oficjalnie nadal było filmem”.

Druga perspektywa to świat widziany oczami Ukra (Orka) o imieniu Grym, który bierze udział w jednej (kolejnej) z wojen między ludźmi z Big Biza a mieszkańcami Urkainy (Urkaganatu). Pod względem zagęszczenia metaforami i alegoriami ta część nie ustępuje w niczym wcześniej wspomnianej „ludzkiej”, chociaż widać tutaj zdecydowanie inny styl pisania. Bardziej… normalny, stonowany, prosty. Autor ukazuje proste życie mieszkańców Urkainy, ich historię oraz powody wciąż postępującego zacofania technologicznego. Do granic absurdu również doprowadza stopień duchowości oraz stosunek zagęszczenia zabobonów w odniesieniu do wspomnianego upadku technologicznego. Ciężko jednak nie zauważyć jawnego szyderstwa Wiktora Pielewina zarówno ze strachu przed nowymi technologiami, jak i z apoteozy niskich lotów rozrywki przez nie zapewnianej. 

„S.N.U.F.F.” może zostać uznany przez wiele osób za zwyczajną grafomanię, pełną niezrozumiałych neologizmów, będącą przerostem formy nad treścią. W pozytywnym odbiorze nie pomaga dość swobodne podejście autora nie tylko do wykorzystanego słownictwa, ale również do tematów poruszanym na łamach książki. Luźne nawiązania do seksu oraz przeróżnych fetyszy mogą stanowić dla wielu osób barierę nie do przebrnięcia. Można się jednak równie mocno zachwycać przekazem oraz jego formą, jak również bogactwem poruszonych wątków. Można także – jak na przykład ja – dojrzeć w tej książce mnóstwo prawdy, dostrzec pewnego rodzaju geniusz Wiktora Pielewina i jednocześnie uważać całość za nieco zbyt skomplikowaną, choć wciąż bardzo dobrą. Innymi słowy – ile osób, tyle będzie opinii o „S.N.U.F.F.”, i to niekoniecznie samych pozytywnych.

„– Historia ludzkości – przerwał mu człowiek – jest historią masowej dezinformacji”.

Ciężko jednoznacznie ocenić ten utwór, zwłaszcza jeśli chciałoby się zachować jakikolwiek obiektywizm. Ciężko również przekonywać do sięgnięcia po tę książkę, lub do porzucenia tego pomysłu. Łatwo jest natomiast ostrzec przed trudną formą i zachęcić do samodzielnego sprawdzenia. Jeśli tylko zdołacie przebrnąć przez wybitnie trudny tekst, który jest jedną, wielką metaforą, i dojrzycie choćby nawet to pierwsze dno, które Wiktor Pielewin próbuje jakoś załatać i uwydatnić jego problemy, to wówczas „S.N.U.F.F.” jest dla Was. Jednak jeśli wiecie doskonale, że zbyt duże zagęszczenie wielopoziomowych porównań to coś, przez co nie dacie rady przebrnąć, to zapewne macie rację. Choć być może będziecie żałować. :)

Łączna ocena: 7/10


Za możliwość przeczytania dziękuję


0 komentarze:

Prześlij komentarz