czwartek, 12 grudnia 2019

„Droga do Little Star” – Z.D. Wittner

Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Z.D. Wittner
Tytuł: Droga do Little Star
Wydawnictwo: Rozpisani.pl
Stron: 422
Data wydania: 20 września 2019


Ostatnio w mojej biblioteczce pojawia się coraz więcej polski autorów oraz autorek, a zwłaszcza takich, którzy dopiero co wydali swój debiut, lub są po prostu nieco mniej znani w środowisku. W większości są to różnego typu kryminały lub thrillery, czasem trafi się jakaś fantastyka – jednak takiego miksu, jaki obiecała autorka niniejszej książki, chyba jeszcze nie miałem. Jak Z.D. Wittner opisuje ją na swojej stronie? Ano w ten sposób: „Powieść łącząca w sobie cechy thrillera psychologicznego, kryminału noir, powieści drogi, a nawet westernu”. Ciężko mi było przejść obok takich słów obojętnie, a na dodatek pierwszy rozdział udostępniony przez autorkę za darmo wskazywał jeszcze na cechy antyutopii. Okazało się, że wszystko, o czym napisała Z.D. Wittner, jest prawdą, chociaż osobiście mam parę uwag do pierwszego tomu jej trylogii.

Naukowcy w 2019 roku zapowiadali poważne załamanie klimatu i druzgocące skutki dla całej Ziemi, które ujawnią się w ciągu pięćdziesięciu lat. Wystarczyło jednak niecałe ćwierć wieku, aby zamienić Ziemię w trudną do życia skorupę. Rządy jednak się nie poddały i USA zostało zamienione w trzymane silną ręką militarystyczne państwo. W nowym porządku Victor, policjant z N-City, postanawia wrócić do swojego rodzinnego miasta na prośbę starego przyjaciela. Wiele się pozmieniało nie tylko w samym mieście, ale również w dostępności władz. Wyższych władz. Victor zastaje coś, co można nazwać Dzikim Zachodem – o którym władze Federacji Północnej zapomniały. Tak jak o wielu innych miejscach.

Wiecie, co jest na pewno świetne w tej książce? Ma w sobie elementy katastrofy, apokalipsy w pewnym sensie (chociaż rządy różnych krajów dały radę utrzymać względny spokój w swoich państwach), ale nie jest to ani apokalipsa nuklearna, ani związana z biegającymi wszędzie wokół zombiakami. Żebyśmy się dobrze zrozumieli – ja uwielbiam zarówno postapo, jak i żywe trupy. Jednak naprawdę bardzo fajnie jest poczytać również o czymś innym, a już, zwłaszcza jeśli „to coś” dotyczy bardziej przyziemnego i współcześnie „modnego” problemu – zmian klimatycznych. Ameryka z „Drogi do Little Star” jest targana zmianami klimatycznymi, które doprowadziły do ogromnych problemów z dostępem do wody, wybiły praktycznie większość zwierząt i doprowadziły do konieczności reglamentacji wielu podstawowych produktów (jak choćby wspomniana już woda). To zupełnie inne podejście niż zombiaki i wojna nuklearna.

„Ludzie najczęściej myślą, że jeśli akurat coś mają, będą to mieli na zawsze”.

Przy okazji świat stworzony przez Z.D. Wittner nie jest takim skrajnie niezdatnym do życia miejscem. Jest naprawdę bardzo trudno, na znaczeniu upadła komunikacja pomiędzy miastami, a ludzie starają się skupić głównie w konkretnych miastach. Przestały istnieć mniejsze miejscowości rozsiane po całej Ameryce – została tylko nieliczna ich liczba. Zastanawiać może jedynie istnienie pojedynczych moteli czy knajp w nieprzystępnej głuszy, do których Victor trafił w swojej drodze do Little Star. Nie do końca jestem w stanie je osadzić w tym świecie, zważywszy na informację, że mało kto w ogóle wyrusza już w podróż między miastami, ponieważ jest to już bardzo niebezpieczne przedsięwzięcie. Przydałoby się wyjaśnienie tych kwestii, bo trochę to wygląda jak niedociągnięcie – mi w każdym razie ciężko znaleźć sensowny argument za takim sprzecznym ze sobą rozwiązaniem.

Trochę też brakuje szerszego opisania nowych praw, którymi rządzi się świat. Brakuje tego zwłaszcza na początku, gdzie widać parę sytuacji, które można nazwać dziurami logicznymi, ale które jednak są w pełni wyjaśnione w dalszej części książki. Przy okazji katastrofa związana ze zmianami klimatycznymi jest mega intrygująca w obecnych czasach – gdzie wszyscy niemalże trąbią na ten temat i przerzucają się argumentami w ciągnącej się dyskusji dotyczącej skutków globalnego ocieplenia i tego, jaki wkład ma w nie człowiek. Mam nadzieję, że dowiemy się nieco więcej na ten temat w kolejnym tomie, który został już zapowiedziany (i nie tylko on). W sumie to dość często spotykany schemat, w którym dopiero drugi tom przedstawia o wiele więcej informacji, a pierwszy jest pewnego rodzaju wprowadzeniem do tego wszystkiego. 

„Nie chciałem rozmyślać o tym, co przyszło mi do głowy tam w kostnicy – że czasem śmierć wcale nie jest najgorszą rzeczą, która może się nam w życiu przytrafić”.

Oprócz tego cała historia opisana jest naprawdę wspaniale. Widać, że autorka czuje ten klimat (nawet jeśli to jest X lat do przodu) i umie go przekazać. Trochę kojarzyły mi się książki Kinga, w których próbuje on opisać klimat małomiasteczkowej społeczności, która nieufnie podchodzi do obcych oraz samodzielnie próbuje rozwiązać swoje własne sprawy. No, ewentualnie próbuje samodzielnie pewnych spraw nie dostrzec. Nie czuć tutaj tej drobiazgowości charakterystycznej dla prozy Mistrza Grozy, ale zapewne niektórzy uznają to akurat za atut. W każdym razie, jeśli liczycie na dużo klimatu oraz immersję to możecie na to liczyć – człowiek wręcz czuje tę duszną społeczność małego miasteczka i sam odczuwa niechęć ich mieszkańców. Jednak może obserwować ich przyzwyczajenia oraz reakcje na pewne wydarzenia.

Jeśli jednak spodziewacie się wartkiej akcji, to o niej zapomnijcie. Fabuła leniwie posuwa się do przodu, a sama Z.D. Wittner nie bez powodu napisała na swojej stronie, że „Droga do Little Star” to „Powieść łącząca w sobie cechy thrillera psychologicznego, kryminału noir, powieści drogi, a nawet westernu”. Na wierzch wychodzi głównie thriller psychologiczny, w którym przez większą część czasu czytelnik ma okazję śledzić to, co dzieje się w głowie jednego z głównych bohaterów – Victora, który wychował się w Little Star. W pewnym sensie możemy obserwować walkę charakterów, którą prowadzi z jednym z antagonistów – całą rozgrywającą się w większej części w głowie Victora. To z kolei oznacza, że otrzymujemy w trakcie lektury ogrom rozważań policjanta z N-City. Czy to dobrze, czy też źle, zostawię Wam do oceny – tutaj zależy, na co macie ochotę. Mogę jedynie zaręczyć, że sporo z tych przemyśleń jest dość głębokich i to takich, które można przełożyć na codzienne życie wielu z nas.

„Wiemy, pomyślałem. Połowa zła na świecie bierze się właśnie z tego, że ktoś w pewnym momencie mówi sobie »a co mi tam«. Druga połowa bierze się ze strachu”.

Kiedy już jednak dochodzi do jakichś wydarzeń, to wielokrotnie Z.D. Wittner nie bawi się w delikatność. Nie jest to co prawda to samo, co w Alieniście czy „Dzieciach gniewu”, ale wciąż jest to jazda po bandzie (patrz: scena w barze). Nie boi się też pokazać, że psychopaci to nie tylko obraz, który serwuje nam współczesna, politycznie poprawna popkultura – to nie tylko prości, seryjni mordercy. Być może niektóre sceny mogą Was odrzucić lub wręcz trącić groteską, ale jak dla mnie są po prostu lekkim potrząśnięciem nie tyle psychiką czytelnika, ile jego sumieniem. W końcu można się śmiać, że to przerysowane, że takie rzeczy się nie zdarzają, ale tak naprawdę się zdarzają. Nawet być może wokół nas. Tylko potem dowiadujemy się o nich z mediów i to w bardzo stonowanym wydaniu.

Jeśli już mowa o psychopatach i ich kreacji, to mam trochę problem z kwestią postaci. Niektóre z nich są dość ostro zarysowane – jak choćby główny antagonista. Kiedy teraz o nim myślę, to jestem w stanie mniej więcej opisać jego portret psychologiczny, taki jak na lekcjach polskiego. Jego cechy, kim był, jak się zachowywał, jak reagował w konkretnych sytuacjach, czego prawdopodobnie się obawiał i tak dalej. Podobnie jest z jednym z głównych bohaterów – jednak z drugim mam problem. Podobnie sytuacja wygląda z kilkoma innymi postaciami drugoplanowymi. Niektóre są świetnie opisane i konsekwentnie prowadzone, inne natomiast niestety pozostawiają wiele do życzenia. Wielka szkoda, bo w takiej powieści aż prosi się o konkretne postacie. Mimo wszystko jak na pierwszą powieść, to i tak udało się na tym polu zrobić naprawdę dużo.

Bardzo intrygująca powieść, zupełnie inna od większości, które czytam na co dzień. Udany debiut – to na pewno – do tego przemyślany, głęboki i wcale nie taki łatwy do napisania. Ma parę niedociągnięć, skupia się być może nieco za mocno na warstwie psychologicznej, a często zapomina o świecie przedstawionym (albo traktuje go po prostu po macoszemu w niektórych elementach), ale potrafi wciągnąć. Oj, potrafi. Chętnie zobaczę, czy drugi tom będzie poprowadzony tak, jak dość często są one prowadzone w seriach tworzących nowy świat, lub nowy jego porządek. Jeśli tylko autorka przechyli odrobinę szalę emocje/świat przedstawiony na korzyść tego drugiego, to będę wielce ukontentowany. Na razie jednak tak czy siak, mogę śmiało polecić jej książkę i zachęcić Was, żebyście dali jej szansę. Pod warunkiem oczywiście, że walka psychologiczna w głowie głównego bohatera to jest coś, co jesteście w stanie zaakceptować.

Łączna ocena: 7/10


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję autorce, Z.D. Wittner!


0 komentarze:

Prześlij komentarz