sobota, 7 grudnia 2019

„Mock. Pojedynek” – Marek Krajewski

„Mock. Pojedynek” – Marek Krajewski
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Marek Krajewski
Tytuł: Mock. Pojedynek
Wydawnictwo: Znak, Edipresse
Stron: 400
Data wydania: 8 sierpnia 2019


„Cudze chwalicie, swego nie znacie” – te słowa Stanisława Jachowicza zna chyba większość ludzi w naszym kraju. Bardzo często pojawiają się w kontekście literatury polskiej, która wielokrotnie jest niedoceniana przez czytelników. Zachwycamy się zagranicznymi pisarzami, a w sumie mamy pod nosem wielu wspaniałych autorów, którzy tylko czekają na ich odkrycie! Jednym z zachwalanych pisarzy literatury kryminalnej jest Marek Krajewski, znany głównie ze swojej serii przybliżającej przygody Eberharda Mocka, syna ubogiego szewca mieszkającego w Wałbrzychu. Edipresse wraz z Wydawnictwem Znak właśnie są w trakcie wydawania kolejnych tomów kolekcji „Czarnego Kryminału”, w skład której wchodzi głównie twórczość Marka Krajewskiego, więc jest to dla mnie idealny moment, żeby zapoznać się z twórczością tego autora!

Początek XX wieku nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza jeśli jest się synem ubogiego szewca. Eberhard Mock ma jednak to szczęście, że studiuje na uniwersytecie. Niestety nie jest wśród braci studenckiej zbyt lubiany, więc stara się swoje życie odreagować w łacinie oraz wielu kuflach taniego piwa. Jeśli jednak myślał, że życie nie może go bardziej upodlić, to się mylił. W pewnym momencie odkrywa, że zło potrafi odnaleźć go w absolutnie każdym miejscu i wyjrzeć z dosłownie każdego zakamarka. Zwłaszcza po tym, jak Mock angażuje się w sprawę fali samobójstw, która niepokoi wykładowców wydziału filologicznego jego uczelni.

Marek Krajewski jest rozpoznawalny głównie dzięki jego powieściom kryminalnym, z których najbardziej znana jest chyba seria o Eberhardzie Mocku, funkcjonariusza pracującego dla Prezydium Policji we Wrocławiu. „Mock. Pojedynek” należy właśnie do tego cyklu i przyznam szczerze, że od samego początku mnie zaskoczyło to, jak została ta powieść skonstruowana. Spodziewałem się właśnie kryminalnej intrygi (zwłaszcza że w pewnym sensie została ona obiecana w blurbie), jednak czytałem i, czytałem i nie pojawiało się żadne śledztwo. Dużo było za to informacji dotyczących tego, co działo się z głównym bohaterem całego cyklu, czyli Eberhardem Mockiem. Jakim był studentem, z kim przebywał, jak się odnosili do niego inni uczniowie. Marek Krajewski również przedstawiał, jak wyglądały realia uczelni na początku XX wieku. Pewnie sądzicie, że w tym momencie zamierzam na to narzekać, prawda? Jak to mawiał klasyk -– „nic bardziej mylnego”!

Początkowo oczywiście gdzieś w głowie migały mi myśli łaknące wręcz czegoś, do czego przywykłem w powieściach kryminalnych – postaci prowadzącej śledztwo, nagłych zwrotów akcji, przypuszczeń snutych przez funkcjonariuszy. Jednak sposób, w jaki autor przedstawia codzienne życie studenta pochodzącego z biednej rodziny, który próbuje przetrwać w zdominowanym przez dzieci bogaczy środowisku, jest tak wciągające i tak piękne opisane, że nie chce się przerywać. Mało tego, akcji jest niespodziewanie dużo jak na tak… płytką by się chciało rzec tematykę (choć ktoś złośliwy mógłby mi przytoczyć co najmniej parę świetnych studiów przypadku, gdzie biedni ścierają się z bogatymi). Można powiedzieć, że byłem wręcz onieśmielony tymi opisami, nawet mimo tego, że aż gdzieś do sto pięćdziesiątej strony nie spotkałem praktycznie niczego, co mogłoby zakwalifikować tę książkę jako kryminał. Zdaję sobie sprawę z tego, że „Mock. Pojedynek” to historia „początków” Mocka i muszę przyznać, że takie dość nieszablonowe podejście do tej kwestii wyszło autorowi wspaniale.

„– Jestem żartownisiem – mruknął. – Do pewnych rozsądnych granic. One się zaczynają tam, gdzie ludzki ból…”

Cała powieść opiera się oczywiście na fikcyjnych wydarzeniach, jednak występuje w niej sporo naprawdę żyjących kiedyś postaci, piastujących nawet takie same stanowiska. Nic w sumie dziwnego, ponieważ autor jest filologiem klasycznym, doktorem nauk humanistycznych, który pracował na Uniwersytecie Wrocławskim. Nic więc dziwnego, że to właśnie ta uczelnia wyższa pojawia się w książce „Mock. Pojedynek”, a większość akcji kręci się wokół ogólnie pojętej tematyki właśnie filologii klasycznej. Zapewne osoby, którym o wiele bliżej do historii wrocławskich sfer naukowych z prełomu XIX i XX wieku zauważą sporo nieścisłości – głównie w datach, przypisywanych złym autorom dzieł naukowych. Tutaj jednak z pomocą przyjdzie posłowie Marka Krajewskiego, w którym zarówno wskazuje rzeczone rozbieżności, jak i wyjaśnia, skąd się one wzięły. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że autorzy zapominają o tych paru słowach, które pomagają rozwiać wątpliwości co do porządnego przygotowania się do danej książki – na szczęście tym razem stało się zupełnie inaczej.

Co ciekawe, przez dosłownie całą powieść nie mogłem wyczuć takich charakterystycznych dla kryminałów punktów zwrotnych, które dzielą niejako całą powieść na poszczególne części. Wstęp pokazujący, czym się będą zajmować funkcjonariusze, etapy śledztwa, pierwszych podejrzanych, odrzucenia ich jako sprawców. Następnie jakaś niebezpieczna sytuacja dla głównych bohaterów i nagłe wpadnięcie na ten właściwy trop, zakończone schwytaniem mordercy. „Mock. Pojedynek” jest pozbawiony takich jasnych akcentów, nawet już w tej części nieco bardziej… kryminalnej. Jednak jednocześnie cały czas czuć dynamikę całej fabuły i mimo jasnych i klarownych zwrotów akcji autor potrafi przygwoździć czytelnika do książki. Być może po części wpływ na to mają czasy, w których osadzona została akcja całej powieści wraz z otoczeniem – miksturą intryg, walki o wpływy oraz dążeniem do rozwoju nauki, a wszystko to ściera ze sobą dwa światy – biednych oraz bogatych.

Pierwszy przeczytany przeze mnie tom przygód Eberharda Mocka (chociaż tom ten wcale nie jest pierwszym, który się pojawił, wręcz przeciwnie – wydany został po raz pierwszy w 2018 roku) bardzo mocno mnie zachęcił do sięgnięcia po kolejne książki Marka Krajewskiego. Wielokrotnie widziałem opinie, że autor ten ma bardzo specyficzny styl i muszę przyznać rację tym głosom. Jednocześnie muszę również przyznać, że styl ten bardzo mi odpowiada – nie tylko pozwala na zagłębienie się w historię w sposób przyjemny, ale również daje namiastkę tego, co rzeczywiście mogło się dziać w tamtych czasach, zwłaszcza dzięki językowi, który takiemu laikowi jak ja wydaję się idealnie dobrany do opisywanych czasów. Zważywszy jednak na wykształcenie Marka Krajewskiego, zapewne został dobrany idealnie. Mnie ten tom kupił w stu procentach i mam nadzieję, że reszta książek o Eberhardzie Mocku będzie podobna do tejże właśnie opisywanej.

Łączna ocena: 8/10



Cykl „Eberhard Mock”

Śmierć w Breslau | Koniec świata w Breslau | Widma w mieście Breslau | Festung Breslau
Dżuma w Breslau | Mock | Mock. Ludzkie zoo | Mock. Pojedynek | Mock. Golem


0 komentarze:

Prześlij komentarz