wtorek, 18 lutego 2020

„W mrok” – Andriej Diakow

„W mrok” – Andriej Diakow
Źródło: Lubimy czytać
Autor: Andriej Diakow
Tytuł: W mrok
Wydawnictwo: Insignis
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Stron: 420
Data wydania: 7 listopada 2012


Pora na kolejną postapokaliptyczną przygodę! Wciąż oczywiście w klimatach dusznego, petersburskiego metra, chociaż już z odrobiną przewiewu i lekką bryzą pełną śmiercionośnego promieniowania. Taki oto obraz wyłania się z kolejnej części trylogii Andrieja Diakowa, którą postanowiłem kontynuować. Nie ma co bowiem zwlekać, skoro pierwszy tom przypadł mi do gustu. Taran dał się poznać jako ciekawa postać, jego przybrany syn, Gleb, zmienił się w trakcie ich podróży, a na horyzoncie pojawiły się zupełnie nowe możliwości. Czemu więc nie zagłębić się w tunele po raz kolejny? Czeka mnie jeszcze co najmniej jedna przygoda w tym nadmorskim, rosyjskim mieście. Zobaczymy, co przyniesie, i czy będzie lepsze od drugiej części, czy też nie.

Mieszkańcy Moszcznego mieli swoje piękne, choć niełatwe życie na swojej pięknej, choć ciasnej wyspie. Mieli, bo już go nie mają – po eksplozji jądrowej nie pozostało po nich, prócz osób przebywających w tym czasie na Babelu. Ocaleńcy nie pozostawiają jednak tego bez echa ich zemsty, a ta skieruje się na jedynych podejrzanych, czyli mieszkańców petersburskiego metra. Taran wydaje się jedyną osobą zdolną do odnalezienia winnych tej zbrodni, a ma na to jedynie tydzień – tyle ocaleńcy dali bowiem mieszkańcom tuneli na odnalezienie sprawców. W innym przypadku wszyscy zginą śmiercią tragiczną, w niewyobrażalnych cierpieniach.

„Z wolnością, bracie, jest jak z kobietą: najpierw zachwyt posiadania, potem niekończący się ból głowy”.

Świat na powierzchni staje się coraz szerszy dla czytelnika, o ile można użyć takiego określenia. Jednak „W mrok” nie bez powodu może się pochwalić takim, a nie innym tytułem. Jest to bowiem tom, w którym ponownie zagłębiamy się w czeluście petersburskich tuneli i wraz z Taranem odkrywamy nie tylko strach i tragedię czającą się w ciemności betonowych dziur, ale również ludzkiego umysłu. Znany nam już stalker dostaje nie tylko misję, która może ocalić wszystkich mieszkańców metra, ale również jego samego – w pewnym sensie zresztą to jego własne ocalenie skłoniło go do podjęcia się tego wyzwania. Blurb więc w tym przypadku nie kłamie. Naprawdę mamy do czynienia z nieco mroczniejszą wersją tego, co do tej pory pokazał Andriej Diakow.

Nie od dzisiaj wiadomo, że ludzie jako społeczność dość często potrafią sobie skakać do gardła – nawet w sytuacjach, w których rozsądek nakazywałby spokój i skupienie się na rozwiązaniu problemu dotyczącego całej ludzkości. Podczas lektury „W mrok” trudno nie zacząć skłaniać się ku mizantropii – Andriej Diakow pięknie pokazuje, jak bardzo zaszczute są poszczególne jednostki oraz grupy i jak bardzo nie chcą współpracować ze sobą, tracąc głowę w obliczu zbliżającego się niebezpieczeństwa. Już Plaut wiedział doskonale, jak najlepiej określić relacje międzyludzkie – „Homo homini lupus (est)”, czyli „człowiek człowiekowi (jest) wilkiem”. Dosłownie brakowało mi tego cytatu wplecionego gdzieś pomiędzy kolejne wydarzenia.

„Po raz pierwszy w życiu, rozmyślając o przyszłości, Gleb nie odczuwał dawnego entuzjazmu, tylko rozczarowanie i apatię. Może dlatego, że utracił wiarę w ludzi. Albo po prostu wydoroślał”.

Oprócz tego drugiego bardzo głębokiego dna, mamy do czynienia oczywiście z niebezpieczeństwami świata postapokaliptycznego – mutantami, promieniowaniem, rygorystycznymi zasadami panującymi w metrze oraz walką między poszczególnymi frakcjami. Co mnie najbardziej urzekło, Andriej Diakow pokazał malutki urywek początku życia po katastrofie. W wielu powieściach z Uniwersum Metro 2033 pojawiały się historie dotyczące samego momentu wybuchu oraz tego, co się działo przy wejściach do stacji metra. Brakowało mi jednak tego, jak wyglądały pierwsze miesiące życia, jego organizacji i tak dalej – w końcu każda niemalże powieść osadzona jest parę lat po wojnie nuklearnej i widzimy już dobrze zorganizowaną społeczność. Krótki przebłysk przeszłości Tarana był więc dla mnie jak wybawienie – czegoś takiego właśnie pragnąłem i pragnę teraz jeszcze bardziej!

Jak widzicie, jest to bardzo udana książka – łączy w sobie przewidywalność petersburskiego metra i prozy Andrieja Diakowa z nieco głębszymi elementami niosącymi ze sobą pewnego rodzaju przesłanie. Kawał dobrej literatury postapokaliptycznej, która zachęca do sięgnięcia po kolejne tomy. Została mi jeszcze trzecia część trylogii – „Za horyzontem” – a zakończenie „W mrok” sugeruje jeszcze więcej niespotykanych do tej pory elementów. Nie mogę się wprost doczekać, kiedy po nią sięgnę, a jeśli opinie, że są o wiele lepsze książki w tym uniwersum niż trylogia Andrieja Diakowa, są w choć 10% prawdą, to czeka mnie jeszcze bardzo dużo świetnej zabawy w tym świecie.

Łączna ocena: 7/10



Cykl „Cienie Post-Petersburga”

0 komentarze:

Prześlij komentarz