Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marek krajewski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marek krajewski. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 4 czerwca 2020

Co pod pióro w czerwcu 2020?

Jak minie ten miesiąc, to już będziemy w połowie drogi do kolejnego Sylwestra. Śmiesznie, nie? Tak sobie ten czas przez palce przecieka i co z tym zrobić? Ano nic! W sumie trzeba się cieszyć tym, co się ma. Tylko tyle albo aż tyle. Spokojnie, nie będzie tu żadnych rozważań filozoficznych, to nie taki blog. Czasem mnie po prostu nachodzi na jakąś nieco głębszą myśl, zwłaszcza kiedy skrobię sobie takie podsumowania i plany. Wtedy człowiek sobie uświadamia, jak to wszystko zasuwa, jak wiele jeszcze jest do zrobienia i czy w ogóle jest sens się nad tym zastanawiać. Dlatego właśnie książki są takie spoko. One nie pytają – one po prostu są i pozwalają się czytać oraz czerpać z nich radość!

Ja czerpię jeszcze przyjemność z tworzenia różnych tabelek, planów, harmonogramów (swoją drogą moje życie jest zupełnie inne, odkąd zacząłem używać Todoista!), więc lubię sobie parę książek zaplanować na dany miesiąc. Tak po prostu, żeby mieć jaki punkt zaczepienia. Od dawien dawna liczba zaplanowanych tytułów jest stała i wynosi cztery sztuki – tak samo będzie i tym razem! Nawet pomimo tego, że i tak ostatnio udaje mi się zaliczyć ich nieco więcej. Jest to jednak zasługa audiobooków, więc w sumie nie ma co kombinować za bardzo z ilością. 

Kolejną standardową sprawą w poniższej liście jest to, że okładki pochodzą z serwisu Lubimy Czytać. 😁

„Prawo do zemsty” – Denis Szabałow

Ostatnia już część „Konstytucji Apokalipsy” – jak na razie mojego ulubionego cyklu z Uniwersum Metro 2033. Co prawda już sobie przez trzeci tom zaspoilerowałem wydarzenia z drugiego i wiedziałem już, jak się zaczyna „Prawo do zemsty”, ale cóż. Życie. Tak czy siak, czekam z niecierpliwością na dalsze losy bohaterów wykreowanych przez Denisa Szabałowa!
„Wolni Ciut Ludzie” – Terry Pratchett

Ta książka miała zostać przeze mnie przeczytana w maju, ale nie wyszło – zakopałem się głęboko w egzemplarzach recenzenckich (wcale nie takich cienkich) no i jakoś tak wyszło, że jednak po kolejną część Świata Dysku nie sięgnąłem. Czerwiec rozpoczynam więc w Kredzie, daleko od Ank-Morpork, do którego już przywykłem! Wrócę za to do Nac Mac Feegli oraz Tiffany Obolałej.
„Hyperion” – Dan Simmons

Tak, wreszcie przyszedł ten czas i tak chwila. Być może tytuł „Hyperiona” obił się Wam o uszy – należy do serii Artefaktów MAGa. Już od dawna chciałem przeczytać tę legendę wręcz współczesnej fantastyki naukowej, więc się wreszcie szarpnąłem i za niecałe dwie stówy nabyłem od razu cztery tomy cyklu „Hyperiona”. Będzie zabawa!

„Widma w mieście Breslau” – Marek Krajewski

Zacząłem przygody Eberharda Mocka z zamierzeniem czytania regularnie, każdego miesiąca, no i skończyło się jak zwykle… Ostatni tom przeczytałem bodaj w styczniu. Czas więc wrócić i przeczytać czwarty w kolejności chronologicznej wydarzeń tom i wrócić do Wrocławia sprzed kilkudziesięciu lat. Oraz do świetnego pióra Marka Krajewskiego.
AUDIOBOOKI

Na pewno przesłucham „Orła białego”, którego autorem jest Marcin Przybyłek – Sylwka z UnSerious.pl poleciła ten audiobook ze względu na lektora, Wojciecha Masiaka. Podobno robi dobrą robotę i nie pozwala zgubić się w fabule. Do tego planuję sobie wygrzebać jakieś słuchowisko, im dłuższe, tym lepsze!

niedziela, 26 stycznia 2020

„Mock. Ludzkie zoo” – Marek Krajewski

„Mock. Ludzkie zoo” – Marek Krajewski
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Marek Krajewski
Tytuł: Mock. Ludzkie zoo
Wydawnictwo: Znak, Edipresse
Stron: 336
Data wydania: 9 maja 2019


Proza Marka Krajewskiego w pewnym sensie mnie już kupiła. Tak totalnie. Może i nie rozpływam się nad jego książkami jak nad najlepszymi dziełami, ale nie ulega wątpliwości, że autor potrafi mnie przekonać do siebie. Te wspaniałe opisy Wrocławia z pierwszej połowy XX wieku, nacisk na przedstawienie ówczesnej inteligencji w kontraście z biedotą oraz pracą policji! Piękne. Chcę chociaż raz w miesiącu poznawać kolejny tom przygód Eberharda Mocka. Jak na razie wszystkie przeczytane przeze mnie tytuły z „Czarnego Kryminału” utwierdzają mnie w przekonaniu, że skuszenie się na tę kolekcję było dobrym pomysłem, oj bardzo dobrym. Jak na razie jest to kolejny tom, który to potwierdza.

Najczęściej, kiedy jakaś osoba słyszy jęki, krzyki i zawodzenia, których nie słyszy nikt inny, posądzana jest o bycie niezdrową na umyśle. Dokładnie te same podejrzenia padły na Marię, której Eberhard Mock nie do końca wierzył w zapewnienia o trudnych nocach. Zwłaszcza że chodziło o jęki i zawodzenia dzieci. Jednak kiedy odkrył, że Maria wcale nie oszalała, a źródłem tych diabelskich hałasów są piwnice nieczynnego już dworca, włos wręcz zjeżył mu się na głowie. Nigdy nie sądził, że człowiek może stworzyć sam z siebie takie piekło, którego nie powstydziłby się sam Lucyfer.

Całkiem fajnie się obserwuje taką przemianę bohatera, jaką przeszedł Eberhard Mock. Oczywiście jest to możliwe tylko wtedy, gdy czyta się cały cykl w kolejności chronologicznej wydarzeń, a nie wydawania kolejnych tomów. Na szczęście kolekcja „Czarnego Kryminału” mi to umożliwiła i mogę śledzić zmiany w życiu oraz charakterze pracownika Prezydium Policji z Wrocławia. Od biednego, wręcz nielubianego studenta, który liczy każdy grosz, do dość rozrzutnego eleganta, ceniącego sobie piękne buty. To samo jednak dotyczy również jego wnętrza – od lękliwego i lubującego się w wiedzy i nauce młodego człowieka, do cynicznego i często agresywnego przedstawiciela prawa. Panie Marku – czapki z głów. Świetna robota, zwłaszcza że jest zrobiona z głową i bardzo przyjemnie się ją odbiera.

Przy okazji Mock rzucony jest w nieco inny obszar geograficzny niż dobrze nam znana Polska za czasów zaborów lub dwudziestolecia międzywojennego. To kolejny, dość wymagający kawałek tej powieści, w którym Marek Krajewski poradził sobie całkiem fajnie. Miło było poczytać sobie o innym kontynencie oraz konfliktach, które w tamtych czasach miały miejsce, wśród których toczyło się też normalne życie. Chociaż „normalne” to być może za dużo powiedziane. W każdym razie jest to kolejna odskocznia od klasycznych powieści z tego gatunku, chociaż samo przesuwanie bohaterów po mapie świata nie należy do pomysłów rewolucyjnych – nie każdy jednak odważył się przenieść ich w takie miejsce i do tego w takim konkretnym czasie. 

Wyczuwa się już odrobinę czegoś, co nazwałbym schematyzmem z braku lepszych słów – podążanie tym samym szlakiem w tworzeniu historii, nawet jeśli dorzuca się do niej nowości. Na szczęście na razie nie przeszkadza to w samym odbiorze, chociaż zaczynam się odrobinę martwić, jak będzie z kolejnymi tomami. Kryminały mają niestety to do siebie, że większość jest zrobiona na jedno kopyto, zwłaszcza w obrębie konkretnego cyklu – trzeba się z tym liczyć. Jednak tutaj nasz polski pisarz nie jest wyjątkiem, który mógłby udowodnić, że można za każdym razem podążyć innym tropem. Chociaż z drugiej strony jest to pewnego rodzaju wizytówka – coś charakterystycznego akurat dla jego prozy.

Naprawdę świetny tom, pokazujący kawał historii Eberharda Mocka i zapewne przygotowujący czytelnika na to, co nadejdzie w kolejnych tomach. Zaczynam widzieć tego dobrze wykształconego stróża prawa jako naprawdę skomplikowaną postać, jakże różną od większości standardowych komisarzy z książek kryminalnych. To niewątpliwie jedna z mocniejszych stron powieści pisanych przez Marka Krajewskiego. A „Mock. Ludzkie zoo” udowadnia to wspaniale. Czuć już odrobinę odgrzewanego kotleta, ale ostatnią ćwiartką książki autor naprawdę może zaskoczyć. Cóż, oby tak dalej, mam nadzieję, że nie będzie tendencji spadkowej w kolejnych powieściach. Aż szkoda pomijać takich autorów – pokazują, że Polacy naprawdę potrafią pisać.

Łączna ocena: 7/10



Cykl „Eberhard Mock”

Śmierć w Breslau | Koniec świata w Breslau | Widma w mieście Breslau | Festung Breslau
Dżuma w Breslau | Mock | Mock. Ludzkie zoo | Mock. Pojedynek | Mock. Golem


czwartek, 26 grudnia 2019

„Mock” – Marek Krajewski

„Mock” – Marek Krajewski
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Marek Krajewski
Tytuł: Mock
Wydawnictwo: Znak, Edipresse
Stron: 368
Data wydania: 22 sierpnia 2019


Kolekcja „Czarnego Kryminału” spływa do mnie powoli, miesiąc po miesiącu, a w swoim tempie zaczynam ją czytać. Jednocześnie poznaję prozę Marka Krajewskiego, o której słyszałem dużo dobrego, ale nie miałem jeszcze okazji się z nią zapoznać. Moje pierwsze spotkanie ze stworzonym przez autora Eberhardem Mockiem było nad wyraz udane, więc czemu nie spróbować od razu sięgnąć po kolejny tom? Oczywiście zgodnie nie z pojawianiem się książek na rynku, tylko z kolejnością chronologiczną wydarzeń (a więc w kolejności wydanej przez Znak oraz Edipresse w „Czarnym Kryminale”). Powieści Marka Krajewskiego wciąga się dość szybko, więc sam „Mock” również dość błyskawicznie mi poszedł. Chyba zaraz skoczę po kolejny tom.

Skandal obyczajowy wśród policji to w latach dwudziestych XX wieku nie lada problem. Członek prezydium może zostać wydalony ze służby w trybie natychmiastowym. Eberhard Mock może jednak uniknąć tego losu, jeśli tylko udowodni, że nadaje się na policjanta. Nic w tym lepiej nie pomaga niż sprawa, która rozwściecza prosty lud pracujący. Ciała czwórki gimnazjalistów zostają odnalezione w Hali Stulecia we Wrocławiu. Ułożone zostały w groteskowy krzyż, nad którym zawisło kolejne ciało, tym razem dorosłego mężczyzny, któremu dorobiono skrzydła, niczym mitologicznemu Ikarowi. Nic więc dziwnego, że policja potrzebuje absolutnie każdego funkcjonariusza, zwłaszcza gdy proletariat naciska ze wszystkich stron.

„– Nie spodziewałem się fanfar i kwiatów, droga pani doktor – przemówił Mock – ale choć cień uśmiechu na pani posągowym obliczu rozświetliłby ten ponury gabinet”.

Tym razem, w przeciwieństwie do pierwszej części (w kolejności chronologicznej), czyli „Mock. Pojedynek”, mamy już do czynienia z normalnym, policyjnym śledztwem. Chociaż w sumie ciężko to też nazwać standardową historią znaną z innych kryminałów – zazwyczaj bowiem mamy do czynienia z jakimś już dość wysoko postawionym funkcjonariuszem z policji kryminalnej, który jest stary wyjadaczem. Mock jest jedynie wachmistrzem (o ile się ni mylę, jest to odpowiednik wojskowego plutonowego), więc nie powala nikogo swoją rangą. Do tego pracuje w obyczajówce, a nie w sekcji kryminalnej, więc tym bardziej nie powinien się liczyć w żadnych rozmowach. Jest jednak ambitny, zupełnie tak jakiego go znamy z „Mock. Pojedynek”. Jedyne co się zmienia i to w sposób bardzo widoczny, to jego nastawienia do świata oraz rozwiązywania problemów. Jest dość zuchwałe i często wręcz agresywne.

Marek Krajewski jednak nie zrezygnował z popisów związanych ze swoim filologicznym wykształceniem – w powieści oczywiście co chwilę pojawia się jakiś profesor lub docent z Uniwersytetu Wrocławskiego, który w owych czasach był bardzo ważnym ośrodkiem mającym wpływ na wiele spraw w mieście. Jak zresztą większość uczelni wyższych na początku XX wieku. Sam autor jest filologiem klasycznym, doktorem nauk humanistycznych oraz specjalistą językoznawstwa łacińskiego, nic więc dziwnego, że przepięknie odwzorowuje ówczesną mowę wykształconych elit. Oczywiście ja mogę jedynie uwierzyć na słowo, że właśnie w ten sposób wysławiali się profesorowie oraz inne osoby, które odebrały filologiczne wykształcenie, ale jest to wręcz uczta dla duszy. Oczywiście, o ile lubicie zagłębiać się w figurach retorycznych i chłonąć bogactwo języka. W przeciwnym razie może to Was niestety zanudzić – dajcie jednak szansę!

Wplecenie wątku masonerii, wraz z rzeczywiście istniejącą w tamtych czasach Lożą „Horus”, mieszczącą się w kamienicy przy ulicy Lelewela Joachima 15, to jest również coś, co chętnie widzę w książkach. Wolnomularstwo oraz ich wpływy owiane są wręcz legendami i stanowią idealne tło dla wydarzeń, jak również i same przyczyny tych wydarzeń. „Mock” nie tylko porusza kwestię masonerii, ale również przybliża nieco symbolikę, odrobinę podział organizacyjny (każda loża była elementem większej układanki i odpowiadała przed większymi strukturami). O walorze edukacyjnym takiego zabiegu niech świadczy fakt, że po lekturze tego tomu, sam zacząłem szukać w internecie informacji na temat masonerii we Wrocławiu, oczywiście z Lożą „Horus” na czele. Muszę przy tym przyznać, że danych jest mnóstwo i dość szybko można zauważyć, że Wrocław przed I Wojną Światową był domem dla wielu lóż masońskich.

„Oni już mają swoją prawdę - powiedział poważnie Vyhladil. - A po co im nowa? Nowa prawda to nowe komplikacje”.

Jednak nie sam walor czysto językowy, edukacyjny oraz historyczny jest tym, co robi z „Mocka” świetny kryminał. Właśnie – kryminał. Marek Krajewski udowodnił mi, że umie w plot twisty oraz w utrzymanie czytelnika w niepewności aż do samego końca. Początkowo oczywiście cała sprawa posuwała się do przodu raczej powoli i sugerowała pewne rzeczy, jednak sama końcówka pokazała, że nie wszystko złoto co się świeci. Oraz nie wszystko, co brzydko pachnie, musi być zepsute. Właśnie tego mi od jakiegoś czasu brakowało, takiego porządnego potrząśnięcia w czasie lektury. Pewności, że w sumie wiem, o co chodzi i się cieszę wszystkim, co jest w tle, a tak naprawdę to tło uśpiło moją czujność i na koniec przywaliło z półobrotu. A wiecie, co jest najlepsze? Że ja się właśnie z tego kopnięcia cieszę!

Naprawdę kawał dobrej literatury. Kiedy czytam takie książki jak „Mock”, to wtedy rozumiem, dlaczego wokół danego autora pojawia się aura wybitności i gromadzi się wianuszek oddanych fanów. Jeśli ktoś lubi dopracowane książki, z dobrym researchem oraz wyjaśnieniem wszelkich nieprawidłowości przez samego autora, to cykl o Eberhardzie Mocku może mu przypaść do gustu. Dokładnie tak jak mi. To dopiero drugi tom przygód pracownika Prezydium Policji we Wrocławiu (czy też jak kto woli – w Breslau), ale chyba Marek Krajewski już mnie kupił w pełni. Mam nadzieję, że reszta książek jest co najmniej tak dobra, jak te. Nawet jeśli same sprawy prowadzone przez Mocka będą… gorszej jakości, to wydaje mi się, że klimat Wrocławia z pierwszej połowy XX wieku może chociaż w części wynagrodzić wszelkie niedogodności.

Łączna ocena: 8/10



Cykl „Eberhard Mock”

Śmierć w Breslau | Koniec świata w Breslau | Widma w mieście Breslau | Festung Breslau
Dżuma w Breslau | Mock | Mock. Ludzkie zoo | Mock. Pojedynek | Mock. Golem


sobota, 7 grudnia 2019

„Mock. Pojedynek” – Marek Krajewski

„Mock. Pojedynek” – Marek Krajewski
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Marek Krajewski
Tytuł: Mock. Pojedynek
Wydawnictwo: Znak, Edipresse
Stron: 400
Data wydania: 8 sierpnia 2019


„Cudze chwalicie, swego nie znacie” – te słowa Stanisława Jachowicza zna chyba większość ludzi w naszym kraju. Bardzo często pojawiają się w kontekście literatury polskiej, która wielokrotnie jest niedoceniana przez czytelników. Zachwycamy się zagranicznymi pisarzami, a w sumie mamy pod nosem wielu wspaniałych autorów, którzy tylko czekają na ich odkrycie! Jednym z zachwalanych pisarzy literatury kryminalnej jest Marek Krajewski, znany głównie ze swojej serii przybliżającej przygody Eberharda Mocka, syna ubogiego szewca mieszkającego w Wałbrzychu. Edipresse wraz z Wydawnictwem Znak właśnie są w trakcie wydawania kolejnych tomów kolekcji „Czarnego Kryminału”, w skład której wchodzi głównie twórczość Marka Krajewskiego, więc jest to dla mnie idealny moment, żeby zapoznać się z twórczością tego autora!

Początek XX wieku nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza jeśli jest się synem ubogiego szewca. Eberhard Mock ma jednak to szczęście, że studiuje na uniwersytecie. Niestety nie jest wśród braci studenckiej zbyt lubiany, więc stara się swoje życie odreagować w łacinie oraz wielu kuflach taniego piwa. Jeśli jednak myślał, że życie nie może go bardziej upodlić, to się mylił. W pewnym momencie odkrywa, że zło potrafi odnaleźć go w absolutnie każdym miejscu i wyjrzeć z dosłownie każdego zakamarka. Zwłaszcza po tym, jak Mock angażuje się w sprawę fali samobójstw, która niepokoi wykładowców wydziału filologicznego jego uczelni.

Marek Krajewski jest rozpoznawalny głównie dzięki jego powieściom kryminalnym, z których najbardziej znana jest chyba seria o Eberhardzie Mocku, funkcjonariusza pracującego dla Prezydium Policji we Wrocławiu. „Mock. Pojedynek” należy właśnie do tego cyklu i przyznam szczerze, że od samego początku mnie zaskoczyło to, jak została ta powieść skonstruowana. Spodziewałem się właśnie kryminalnej intrygi (zwłaszcza że w pewnym sensie została ona obiecana w blurbie), jednak czytałem i, czytałem i nie pojawiało się żadne śledztwo. Dużo było za to informacji dotyczących tego, co działo się z głównym bohaterem całego cyklu, czyli Eberhardem Mockiem. Jakim był studentem, z kim przebywał, jak się odnosili do niego inni uczniowie. Marek Krajewski również przedstawiał, jak wyglądały realia uczelni na początku XX wieku. Pewnie sądzicie, że w tym momencie zamierzam na to narzekać, prawda? Jak to mawiał klasyk -– „nic bardziej mylnego”!

Początkowo oczywiście gdzieś w głowie migały mi myśli łaknące wręcz czegoś, do czego przywykłem w powieściach kryminalnych – postaci prowadzącej śledztwo, nagłych zwrotów akcji, przypuszczeń snutych przez funkcjonariuszy. Jednak sposób, w jaki autor przedstawia codzienne życie studenta pochodzącego z biednej rodziny, który próbuje przetrwać w zdominowanym przez dzieci bogaczy środowisku, jest tak wciągające i tak piękne opisane, że nie chce się przerywać. Mało tego, akcji jest niespodziewanie dużo jak na tak… płytką by się chciało rzec tematykę (choć ktoś złośliwy mógłby mi przytoczyć co najmniej parę świetnych studiów przypadku, gdzie biedni ścierają się z bogatymi). Można powiedzieć, że byłem wręcz onieśmielony tymi opisami, nawet mimo tego, że aż gdzieś do sto pięćdziesiątej strony nie spotkałem praktycznie niczego, co mogłoby zakwalifikować tę książkę jako kryminał. Zdaję sobie sprawę z tego, że „Mock. Pojedynek” to historia „początków” Mocka i muszę przyznać, że takie dość nieszablonowe podejście do tej kwestii wyszło autorowi wspaniale.

„– Jestem żartownisiem – mruknął. – Do pewnych rozsądnych granic. One się zaczynają tam, gdzie ludzki ból…”

Cała powieść opiera się oczywiście na fikcyjnych wydarzeniach, jednak występuje w niej sporo naprawdę żyjących kiedyś postaci, piastujących nawet takie same stanowiska. Nic w sumie dziwnego, ponieważ autor jest filologiem klasycznym, doktorem nauk humanistycznych, który pracował na Uniwersytecie Wrocławskim. Nic więc dziwnego, że to właśnie ta uczelnia wyższa pojawia się w książce „Mock. Pojedynek”, a większość akcji kręci się wokół ogólnie pojętej tematyki właśnie filologii klasycznej. Zapewne osoby, którym o wiele bliżej do historii wrocławskich sfer naukowych z prełomu XIX i XX wieku zauważą sporo nieścisłości – głównie w datach, przypisywanych złym autorom dzieł naukowych. Tutaj jednak z pomocą przyjdzie posłowie Marka Krajewskiego, w którym zarówno wskazuje rzeczone rozbieżności, jak i wyjaśnia, skąd się one wzięły. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że autorzy zapominają o tych paru słowach, które pomagają rozwiać wątpliwości co do porządnego przygotowania się do danej książki – na szczęście tym razem stało się zupełnie inaczej.

Co ciekawe, przez dosłownie całą powieść nie mogłem wyczuć takich charakterystycznych dla kryminałów punktów zwrotnych, które dzielą niejako całą powieść na poszczególne części. Wstęp pokazujący, czym się będą zajmować funkcjonariusze, etapy śledztwa, pierwszych podejrzanych, odrzucenia ich jako sprawców. Następnie jakaś niebezpieczna sytuacja dla głównych bohaterów i nagłe wpadnięcie na ten właściwy trop, zakończone schwytaniem mordercy. „Mock. Pojedynek” jest pozbawiony takich jasnych akcentów, nawet już w tej części nieco bardziej… kryminalnej. Jednak jednocześnie cały czas czuć dynamikę całej fabuły i mimo jasnych i klarownych zwrotów akcji autor potrafi przygwoździć czytelnika do książki. Być może po części wpływ na to mają czasy, w których osadzona została akcja całej powieści wraz z otoczeniem – miksturą intryg, walki o wpływy oraz dążeniem do rozwoju nauki, a wszystko to ściera ze sobą dwa światy – biednych oraz bogatych.

Pierwszy przeczytany przeze mnie tom przygód Eberharda Mocka (chociaż tom ten wcale nie jest pierwszym, który się pojawił, wręcz przeciwnie – wydany został po raz pierwszy w 2018 roku) bardzo mocno mnie zachęcił do sięgnięcia po kolejne książki Marka Krajewskiego. Wielokrotnie widziałem opinie, że autor ten ma bardzo specyficzny styl i muszę przyznać rację tym głosom. Jednocześnie muszę również przyznać, że styl ten bardzo mi odpowiada – nie tylko pozwala na zagłębienie się w historię w sposób przyjemny, ale również daje namiastkę tego, co rzeczywiście mogło się dziać w tamtych czasach, zwłaszcza dzięki językowi, który takiemu laikowi jak ja wydaję się idealnie dobrany do opisywanych czasów. Zważywszy jednak na wykształcenie Marka Krajewskiego, zapewne został dobrany idealnie. Mnie ten tom kupił w stu procentach i mam nadzieję, że reszta książek o Eberhardzie Mocku będzie podobna do tejże właśnie opisywanej.

Łączna ocena: 8/10



Cykl „Eberhard Mock”

Śmierć w Breslau | Koniec świata w Breslau | Widma w mieście Breslau | Festung Breslau
Dżuma w Breslau | Mock | Mock. Ludzkie zoo | Mock. Pojedynek | Mock. Golem


środa, 10 lutego 2016

Bardzo chcę! #18 - Marek Krajewski "Głowa Minotaura"

Marek Krajewski "Głowa Minotaura"
Źródło: Lubimyczytac
Pozwolę sobie rozpocząć dzisiejszy odcinek serii "Bardzo chcę!" cytatem, który jest powitaniem jednego z najbardziej popularnych youtuberów i gameplayerów - Remigiusza Maciaszka! Jego "witam Was bardzo, bardzo serdecznie!" zawsze chodzi mi po głowie, kiedy tylko planuję wypowiedzieć choćby najprostszą wariację na temat tego powitania. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji obejrzeć żadnego jego video, to polecam choćby po to, aby usłyszeć powitanie i dostać zastrzyk pozytywnej energii! Serio, tak to działa, przynajmniej na mnie. :) Nie zajrzeliście jednak tutaj po to, aby czytać o powitaniach youtuberów, ale aby dowiedzieć się nieco o kolejnej pozycji, którą bardzo chciałbym dostać w swoje ręce. Nie, nie tylko przeczytać - postawić na półce, aby ładnie sobie wyglądała i uzupełniała moją kolekcję. :)

Ostatnimi czasy pokazywałem Wam sporo ogólnie pojętej fantastyki w serii "Bardzo chcę!". Pora chyba na coś innego, gdyż - jak wiecie sami doskonale - tak naprawdę czytam głównie wszelkiego rodzaju kryminały i thrillery. No i oczywiście miks innych gatunków. Na całe szczęście (dla mnie, nie wiem jak dla Was) udało mi się dorwać trochę więcej fantasy i nieco Was pomęczyłem zarówno opiniami, jak i chciejkami z tego gatunku. Tym razem dam więc Wam odpocząć i pokażę coś kryminalnego, a do tego polskiego! :) Polscy autorzy już nie raz i nie dwa udowodnili, że są jednymi z najlepszych pisarzy, tyle tylko że nie są doceniani.