środa, 21 lutego 2018

"Z mgły zrodzony" - Brandon Sanderson

"Z mgły zrodzony" - Brandon Sanderson
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Brandon Sanderson
Tytuł: Z mgły zrodzony
Wydawnictwo: MAG
Tłumaczenie: Aleksandra Jagiełowicz
Stron: 672
Data wydania: 15 czerwca 2015


O cyklu "Ostatnie Imperium", jak i o samym jego autorze nie sposób nie usłyszeć. Jako miłośnik literatury fantastycznej słyszałem peany na jego część regularnie, ze strony znajomych oraz blogerów, których czytam. Przy tak dobrych ocenach ciężko przejść obojętnie koło książki, dlatego autor stał się celem mojej biblioteczki dawno temu. Dopiero teraz jednak udało się nadrobić zaległości i sięgnąć po pierwszy tom - "Z mgły zrodzony". Cieszę się niesamowicie, że kupiłem od razu wszystkie książki wchodzące w skład cyklu. W innym przypadku miałbym bardzo nagłe zakupy poza jakimikolwiek planami.

Niewolnictwo wiele ma imion - oraz twarzy. Tysiąc lat bycia poniżanym na samym dole drabiny społecznej potrafi całkowicie pozbawić skaa chęci do oporu. Ostatni Imperator, niemalże nieśmiertelny bóg, twardą ręką rządzi całym swym imperium. Jednak Zrodzonemu z Mgły udało się przetrwać najgorsze więzienie i teraz staje do cichej walki ze swoim oprawcą. Niebawem jednak cisza sprowadzi nad Luthadel przerażającą burzę.

Jeśli ktoś szuka rozbudowanego i doskonale zaprojektowanego świata fantasty, to trafił idealnie. "Z mgły zrodzony" jest bowiem nie tylko uniwersum przygotowanym przez autora co do najdrobniejszego wręcz szczegółu, ale na dodatek potrafi zaskoczyć i tchnąć nieco świeżości. Wśród mnóstwa książek powielających te same schematy, pierwszy tom "Ostatniego Imperium" naprawdę pokazuje coś nowego. A w każdym razie nie tak często spotykanego. Intrygi oraz motyw przewodni jest co prawda bardzo oklepany (choć przednio obrobiony), jednak magia... Magia metali jest nieziemska.

"Nowe smaki są jak nowe idee, młodzieńcze - im jesteś starszy, tym trudniej je strawić."

Brandon Sanderson postanowił pójść jednym z klasycznych schematów. Wielkie imperium, rządzone przez kogoś na kształt bóstwa - a być może rzeczywiście boską istotę. Społeczeństwo podzielone jest na coś w rodzaju kast, z czego skaa są tymi najpośledniejszymi. Robotnikami, którzy nie mają praw innych, oprócz prawa do służenia. Aparat wewnątrzpaństwowy jest rozbudowany i zawsze jest w stanie wyśledzić najmniejsze nawet objawy buntu czy nieposłuszeństwa. Oraz Allomantów, którzy nie wywodzą się z rodów szlacheckich.

Nad tematem sposobu działania magii w świecie stworzonym przez Sandersona można rozwodzić się niemalże godzinami. Jest świeży, niesamowity i przekonujący. Do tego wszystkiego dopracowany (to słowo zdecydowanie często będzie się pojawiać w niniejszym tekście). Nie tylko pod kątem samej techniki wykorzystywania mocy, ale również korzyści, jakie może dawać, wraz ze sposobami wykorzystywania.

"Drogi przyjacielu- odrzekł Breeze. - Cały sens życia zawiera się w tym, aby znaleźć sposób na zmuszenie kogoś, żeby wykonał twoją robotę. Nie wiesz nic na temat podstaw ekonomii?"

Brandon Sanderson bardzo powoli wprowadza Czytelnika w stworzony przez siebie świat, a robi to na dodatek w sposób rozbudzający wyobraźnię. Każdy szczegół, który podaje sprawia, że człowiek jednocześnie jest sobie w stanie to w prosty sposób wizualizować, a na dodatek chce jak najszybciej dowiedzieć się więcej! A zdecydowanie jest czego się dowiadywać. Każda kolejna strona książki wręcz krzyczy "autor rozpisał nawet kulturowe zwyczaje ludu żyjącego tysiące kilometrów na wschód od Luthadel i mają nawet swój własny język!". Dzięki temu lektura daje ogromną przyjemność.

Żeby nie było tylko różowo, to znalazłem parę momentów, które nie pasują do tego obrazu wspaniałości. Kilka niewielkich szczerb w gładkiej powierzchni tego dzieła. Przede wszystkim są wśród nich nie do końca jasne sytuacje oraz przypadki niezbyt sensownych i logicznych wyjaśnień. Co prawda większość z nich można jeszcze wytłumaczyć w kolejnych tomach, jednak nie jestem pewien czy autor to zrobił. A w przypadku jednego z tych "minusów" zostawianie nierozwiązanej kwestii trochę boli - zwłaszcza jeśli ktoś szybko potrafi dodać dwa do dwóch. A w tym przypadku wcale nie jest to trudne działanie.

"Ale czym są pieniądze? Materialnym przedstawieniem abstrakcyjnej koncepcji wysiłku."

Nieco rozczarowało mnie również zakończenie, które było mniej zaskakujące i rozbudowane niż się spodziewałem. Sześćset stron obiecywało wiele, jednak na samym końcu otrzymałem dość sztampowe i niezbyt wyszukane rozwiązanie. Co prawda napisane w interesujący sposób, jednak pozostaje pewien niedosyt. Ostatnie wydarzenia zresztą potoczyły się tak szybko, że człowiek wręcz poczuł się jak Zrodzony na przeciągnięciu cynowo-ołowianym - chciał gnać dalej mimo konieczności nagłego zatrzymania się.

Historia jest jednak wciągają w pełni, nawet jeśli można się doszukać tu i ówdzie pewnych nieścisłości. Autor wręcz wodzi czytelnika za nos, okręcając go sobie wokół palca. Odpowiednio dawkowane napięcie, barwne postacie i idealna równowaga pomiędzy tajemnicą a uchylaniem jej rąbka robi z tej książki idealnego niszczyciela nocy. Po prostu nie sposób się od niej oderwać. Już pierwsze strony obiecują mnóstwo świetnej zabawy i nie są to zdecydowanie puste słowa - Brandon Sanderson potrafi pisać, co do tego nie ma wątpliwości. Nie jestem pewien czy nie potrafiłby utrzymać przy sobie czytelnika nawet jeśli pisałby o procesie fotosyntezy u jakiegoś konkretnego gatunku kaktusów.

Łączna ocena: 8/10



Cykl "Ostatnie Imperium"

0 komentarze:

Prześlij komentarz