sobota, 15 sierpnia 2020

„Endymion” – Dan Simmons

Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Dan Simmons
Tytuł: Endymion
Wydawnictwo: MAG
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Stron: 640
Data wydania: 31 stycznia 2018

To już kolejny miesiąc z prozą Dana Simmonsa, do której się przekonałem bardzo błyskawicznie – od razu po przeczytaniu „Hyperiona”. Autor pokazał się w nim z jak najlepszej strony, jako doskonały pisarz, narrator, gawędziarz oraz konstruktor. Czego konstruktor pewnie zapytacie, wszak cała reszta jest dość oczywista – a konstruktor świata. Hegemonia Człowieka wraz z jej Siecią, skomplikowanym systemem połączeń oraz podróży międzygwiezdnych oczarowała mnie swoją prostotą, która jednocześnie skrywała bezmiar nowoczesnych technologii, które nikomu się nie śniły. W „Endymionie” Dan Simmons ponownie pokazuje, na co go stać i kreuje nowy świat z nowymi bohaterami na paręset lat po wydarzeniach znanych z poprzednich dwóch powieści. Jak mu to wyszło? Wyśmienicie!

Kościół Katolicki odzyskał swoje wpływy, które powróciły (a nawet przekroczyły) poziom znany z czasów przed śmiercią Starej Ziemi. Obecnie jest największą siłą i wraz z Paxem dba o dobrobyt oraz administruje większością planet. Któż by się w końcu nie skusił na najnowszy sakrament, jakim duchowny może obdarzyć wierną owieczkę? Jednak czasy spokoju może przerwać córka Lamii oraz Johny’ego, która dla Kościoła Katolickiego będzie trudnym przeciwnikiem. Wraz z Raulem Endymionem będzie musiała jakoś przetrwać w nieprzyjaznym dla siebie środowisku i upewnić się, że wszystkie pisane jej rzeczy się wypełnią.

„Obudziłem się żywy, co specjalnie mnie nie zdziwiło – myślę, że człowiek dziwi się dopiero wtedy, gdy się budzi i stwierdza, że nie żyje”.

Przyzwyczaiłem się już do poprzedniej wersji świat wykreowanego przez Dana Simmonsa, a do tego bardzo ją sobie ceniłem. Jednak muszę przyznać, że Hegemonia Człowieka wraz ze wszystkimi planetami, całą historią Hyperiona i bohaterów, z którymi mieliśmy do czynienia, to było jedynie preludium. Trzystuletnia przerwa, pozbawienie możliwości natychmiastowych podróży między planetami, usunięcie kluczowych technologii oraz w pewnym sensie rozbrojenie ludzkości wcale nie uwsteczniło całej cywilizacji. Te wszystkie rzeczy dały jedynie podwaliny pod jeszcze ciekawszą wersję wszechświata, którą możemy obserwować w Endymionie. Z najnowszym sakramentem Kościoła Katolickiego, który kompletnie zmienił bieg historii oraz przyczynił się niewątpliwie do tak wielkiego sukcesu. Niby starsze, ale nowsze.

„Endymion” swoją konstrukcją przypomina bardziej „Upadek Hyperiona” niż „Hyperiona” – jest to jednolita, spójna powieść, prowadzona z perspektywy tym razem głównie dwóch osób. Chciałoby się rzec – głównego protagonisty oraz antagonisty. Patrząc na surowe ramy literackie, teoretycznie łatwo wskazać kto jest kim w tym duecie – jednak obserwując poczynania i przeżycia zarówno Enei (chociaż czyż główną postacią nie miał być Raul Endymion?), jak i kapitana-ojca De Soyi trudno jednoznacznie zaszufladkować, zwłaszcza pod kątem moralnym. W końcu każde z nich robi tylko to, co do niego należy i to, co uważa za słuszne, by ratować nie tylko najbliższych, ale i cały znany świat. Ciekawą różnicą jest prowadzenie narracji pierwszoosobowej w przypadku opisu wydarzeń z Raulem oraz trzecioosobowej w całej reszcie.

Pewnego rodzaju zgrzytem w tej – wydawać by się mogło, że nieskazitelnej – książce są postacie. Zarówno Raul Endymion, jak i Enea są tak płascy, jak tylko płaskim można być. Jeszcze Enea próbuje nadrabiać tajemniczością, pewnego rodzaju przyzwyczajeniami oraz świadomością istnienia większego planu. Niestety ciężko to samo powiedzieć o Raulu. Gdyby ktoś mnie zapytał, jaki jest towarzysz Tej, Która Naucza, to jedyne co byłbym w stanie powiedzieć, to jego dane biograficzne, przytaczane wielokrotnie na kartach książki. Z Ojcem-kapitanem de Soyą jest o wiele lepiej, jednak równie daleko od ideału, co w przypadku poprzedniej dwójki. Chyba nie znalazłem żadnej postaci, która mogłaby mi zapaść w pamięci jako osobowość, a nie jako zlepek liter w imieniu, potrzebnych do tego, żeby rzeczy się działy.

„Wszechświat ma nas w dupie”.

Sporo do życzenia pozostawia też niestety tłumaczenie lub/oraz redakcja. Na dzień dobry zmienione zostało tłumaczenie jednego z najważniejszych elementów, które napędzają zarówno poprzednie dwa tomy, jak i obie powieści związane z „Endymionem”. Nikt nie zadał sobie trudu sprawdzenia poprzednich książek i utrzymania konwencji, zwłaszcza że tłumaczenie Wojciecha Szypuły ma o wiele więcej sensu, patrząc na sam kontekst oryginalnej nazwy. Zdaję sobie sprawę z tego, że TechnoCentrum istniało jeszcze przed serią „Artefaktów”, jednak jeśli czytelnik dostał na dzień dobry jedną nazwę w dwóch pierwszych książkach, to otrzymanie innej w dwóch kolejnych może zrodzić sporo problemów. Rozumiecie – pierwotna nazwa z pierwszych tłumaczeń pierwotną nazwą, jednak jeśli ktoś już postanowił ją inaczej przetłumaczyć w obrębie spójnej serii, to... powinno się tego trzymać. W końcu zostało to przyklepane przez redaktorów. Do tego tłumacz pozwolił sobie dość lekko podejść do istniejących w rzeczywistości kodów natowskich i zmienił Charlie Foxtrot na Charlie Tango tylko dlatego, że… pasowało bardziej mu do jego wersji rozwinięcia CT. Były również potknięcia w formach określających grupę („oni”, „my”), przez co naprawdę dostawało się kręćka w dość kluczowych momentach.

W ogólnym rozrachunku nawet pomijając problemy z poprzedniego akapitu, cała powieść jest zupełnie inna od poprzednich dwóch. Można ją nazwać slow action, z rozbudowanym przedstawieniem nowego porządku w świecie, który już był znany, co wpłynęło negatywnie na postacie. Być może w „Triumfie Endymiona” będzie z nimi lepiej, bo aż się prosi o skupienie całej uwagi na Raulu, Enei oraz ojcu-kapitonowi de Soyi. Zaintrygowały mnie nowości wprowadzone przez Dana Simmonsa na potrzeby rzeczywistości po trzech stuleciach od Upadku, jednak czuję też pewien zawód. Na pewno wciąż jest to wysoki poziom, jednak liczę na poprawę w następnej książce. Ach, no i na wyjaśnienie pojawienia się pewnej bardzo… przegiętej postaci, która drażniła mnie swoją wszechmocą. Wierzę jednak, że i to zostanie odpowiednio usprawiedliwione w czwartej części cyklu.

Łączna ocena: 7/10




Cykl „Hyperion’

Hyperion | Upadek Hyperiona | Endymion | Triumf Endymiona


0 komentarze:

Prześlij komentarz